[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To zresztą bez znaczenia - skomentował zadziwiająco łagodnym tonem, w któ-
rym nie słychać było wrogości ani pretensji. - Próbujesz tylko chronić siostrę. Doskonale
to rozumiem. Na twoim miejscu tak samo bym postąpił.
Obrzuciła go uważnym, zaskoczonym spojrzeniem.
- Jesteś dla mnie miły... Dlaczego?
- A dlaczego miałbym być niemiły? Przecież łączyły nas intymne relacje.
R
L
T
Lizzy poczuła, jak jej ciało rozgrzewa dziwne ciepło. Znowu zatęskniła gwałtow-
nie za boskimi chwilami ich bliskości. To absurd! - ganiła się w myślach. Nie mogę być
taka słaba.
- Jeśli chodzi o wsparcie finansowe dla szkoły, na dniach przeleję wam na konto
odpowiednią kwotę - obiecał z powagą. - Jestem pod wielkim wrażeniem zapału i entu-
zjazmu waszej kadry pedagogicznej. W mojej firmie byliby mile widziani tacy pracow-
nicy.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz nam nikogo podkraść?
Zaśmiał się pod nosem, pierwszy raz tego dnia. Atmosfera nieco się rozluzniła.
- Bynajmniej. Zawsze gram uczciwie - zapewnił z powagą.
Lizzy doszła do wniosku, że Louis mówi prawdę. Raz jeszcze przeanalizowała jego
zachowanie. Wbrew jej podejrzeniom, nie wtrącał się w związek Rose i Nicholasa. Ko-
chał się z nią dopiero wtedy, gdy wysłała mu wyrazny sygnał, że sama ma na to ochotę.
Nie sprzeciwił się jej decyzji, gdy oświadczyła, że nie ma ochoty kontynuować tej zna-
jomości. Mogło ją to boleć, i bolało, piekielnie, lecz musiała przyznać, że było w tym coś
szlachetnego. Nie traktował jej jako swojej własności. Szanował jej zdanie. I tak oto pod
wpływem tych przemyśleń wrogość, którą go darzyła, zaczęła topnieć niczym śnieg na
słońcu.
Rozmawiali długo o pracy Lizzy. Słuchał jej z autentycznym zainteresowaniem, a
w pewnym momencie zaproponował, by przenieśli się do jakiejś restauracji, gdzie będą
mogli zjeść razem kolację. Nie oponowała. Pół godziny pózniej siedzieli w drogim, ale
przytulnym lokalu w Chelsea. Zamówili jedzenie i butelkę wytrawnego wina.
Louis, nawet podczas ożywionej i przyjemnej konwersacji, nie przestawał myśleć o
tej niezwykłej dziewczynie. Była uparta, szczera i obdarzona poczuciem humoru, które
bardzo mu odpowiadało.
Doszedł do wniosku, że być może się mylił. Już dawno temu ułożył sobie w głowie
listę cech, które powinna posiadać kandydatka do poważnego związku. To jednak wy-
glądało dobrze tylko w teorii. Jego ideał byłby przerazliwie nudną osobą. Lizzy nato-
miast co chwilę go zaskakiwała, intrygowała i bezustannie ekscytowała. Nie chodziło
R
L
T
tylko o pociąg fizyczny. To było coś głębszego. Miał wrażenie, że są podobni. Dopaso-
wani.
Lizzy wyłowiła z torebki brzęczący telefon. Odebrała rozmowę i przytknęła ko-
mórkę do ucha. Louis patrzył, jak z sekundy na sekundę zmienia się wyraz jej twarzy.
Zadawała tylko zdawkowe pytania zduszonym głosem. Gdy wreszcie się rozłączyła, na-
tychmiast zapytał:
- Coś się stało?
- Chodzi o Leigh - odparła drżącym głosem. - Rzuciła studia i uciekła z Freddym.
- Co?!
- Tata powiedział, że nawet nie wiadomo, dokąd się udali. Zostawiła im tylko cha-
otyczną wiadomość na automatycznej sekretarce. - Jej twarz nagle jakby się zapadła. -
Najgorsze jest to, że...
Urwała, nerwowo przeczesując włosy.
- Mów - poprosił. - O co chodzi?
- Podobno Freddy znowu bierze narkotyki.
- Od lat jest czysty! - zawołał Louis.
- Może nie wytrzymał abstynencji - odparła, marszcząc czoło. Wrzuciła telefon to
torebki i zaczęła wstawać. - Muszę już iść.
- DokÄ…d siÄ™ wybierasz?
- Do domu.
- Do Szkocji?
Przytaknęła.
- Nic nie wskórasz, Lizzy. Będziecie siedzieć wszyscy razem, umierając z nerwów
i czuwając przy telefonie, na wypadek gdyby Leigh znowu zadzwoniła. Zapewniam cię,
że Freddy nie bierze, odkąd wyszedł z odwyku.
- Nawet jeśli, sytuacja i tak jest koszmarna. Mama i tata od zawsze potwornie się
martwią o moje młodsze siostry. Maisie i Leigh są jak papużki nierozłączki, ale nawet
Maisie nie wie, gdzie podziewa siÄ™ Leigh.
Azy napłynęły jej do oczu. Louis położył rękę na jej drżącej dłoni.
- Odnajdę ich - obiecał.
R
L
T
- Jak?
- To już moja sprawa. - Spojrzał jej głęboko w oczy. Na jego twarzy malowała się
skrajna determinacja. - Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi.
ROZDZIAA ÓSMY
Zaufała mu. Odwiózł ją do domu, powtarzając co chwilę, że ta historia będzie mia-
ła happy end. Trzymała się kurczowo jego obietnicy. Od tamtej pory minęły dwa dni.
Ani na sekundę nie przestawała się martwić, lecz żyła nadzieją, że Louis mówił prawdę.
Freddy nie jest narkomanem. Nie zrobi Leigh krzywdy. Nie jest niebezpieczny.
Zadzwonił telefon. Na ekranie komórki ukazało się imię Louisa. W ciągu tych
dwóch dni dzwonił do niej kilka razy dziennie, dopytując się, jak się czuje. Stało się to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl