[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cudowna Leith - wymruczał, zanurzając usta w lśniącej, kasztanowatej masie jej
włosów.
- Naylor - szepnęła i poznała większe jeszcze zapamiętanie, gdy znowu wziął w
posiadanie jej usta, a jego ciepłe, delikatne dłonie okryły jej szyję i ramiona
zmysłową, elektryzującą pieszczotą.
- Naylor! - jęknęła znowu, zupełnie tracąc głowę, i przylgnęła do niego całym ciałem.
Nie uczyniła najmniejszego gestu, by go zatrzymać, gdy zdjął z niej biustonosz i
zaczął pieścić nabrzmiałe, zwieńczone ró\owymi pączkami piersi.
Ogarnęło ją konwulsyjne dr\enie i nie była pewna, czy znowu nie wyszeptała jego
imienia. Wiedziała tylko jedno: pragnęła go ka\dą cząstką swego ciała. Więcej,
musiała mu to wyznać.
- Pragnę cię! - zaszlochała, przepełniona miłością. - Och, Naylor - wzdychała,
nieświadoma tego, co robi. - Tak bardzo cię pragnę!
- Czekaj, moja śliczna - wydyszał i oderwał oczy od jej pełnej po\ądania,
zaró\owionej twarzy po to tylko, by po\erać wzrokiem jej dr\ące piersi. Wyciągnął
dłoń i długie, wra\liwe palce dotknęły stwardniałych brodawek.
- Jesteś wspaniała, Leith - rzekł cicho. - Taka wspaniała...
I, jakby ta wspaniałość poraziła go, przymknął oczy.
Nagle dzwięk otwieranych i zatrzaskiwanych drzwi ściągnął omdlewającą Leith z
powrotem na ziemię. Pózniej doszła do wniosku, \e Naylor odtrąciłby ją tak czy
owak. W tej jednak chwili, gdy Cicely i Guthrie Hepwood wrócili ze stajni, wiedziała
tylko, \e - choć pragnie Naylora całą swą istotą - nie mo\e pozwolić, \eby kochał się
z niÄ…. A w ka\dym razie nie tu, w domu jego wujostwa.
Z całego serca pragnęła powiedzieć mu o swoich niepokojach, ale uznała, \e to
zbędne. Kiedy bowiem znów spojrzała na Naylora, jego twarz wyglądała jak
lodowata maska. Usiadł gwałtownie na drugim końcu łó\ka i Leith wiedziała ju\, \e
wszelka myśl o miłości wywietrzała mu z głowy.
Pochylił się, podniósł z podłogi sukienkę i okrył ją dbając, by jej piersi były
dokładnie osłonięte. W tym momencie poczuła, \e on te\ ma jej serdecznie dość.
Potwierdził to w chwilę potem, kiedy w połowie drogi do drzwi obejrzał się, objął
wzrokiem jej wcią\ zaró\owioną twarz i rzucił pogardliwie:
- A co do tego twojego dziewictwa, kochanie, to zało\ę się, \e wmawiasz je wszystkim
swoim kochankom!
Kiedy drzwi zamknęły się za nim, Leith ukryła twarz w poduszce. Nienawidziła go,
a jednocześnie tak bardzo kochała. Nie wstydziła się wyznać, \e w głębi serca
pragnie, by stał się jej jedynym partnerem w miłości.
Wstyd jednak przyszedł ogromną falą, gdy le\ąc z otwartymi oczami czekała, a\ noc
dobiegnie końca. Sposób, w jaki traktował ją Naylor i jego przekonanie, \e
wystarczy na nią kiwnąć palcem, ciągle podtrzymywały w niej uczucie buntu.
Zapadła wreszcie w niespokojny sen, zastanawiając się, czy mo\e być coś gorszego
ni\ niemÄ…drze ulokowane uczucie?
ROZDZIAA SIÓDMY
Po okropnej nocy Leith wstała bardzo wcześnie. Była niedziela. Wykąpana i ubrana,
marzyła tylko o tym, \eby znalezć się w swoim mieszkaniu. Wychodząc z pokoju
była pewna, \e ma przed sobą jeszcze co najmniej sześć godzin pobytu w Parkwood.
Naylor siedział z wujem w salonie. Kiedy weszła, obrzucił ją szybkim, ostrym
spojrzeniem, a ona spuściła oczy. Podszedł do niej i, oczywiście, nie przepuścił
okazji, \eby zmylić ją znowu.
- Dzień dobry, kochanie - powitał ją i na wypadek, gdyby nie zorientowała się, \e to
czułe słowo padło wyłącznie na u\ytek publiczności, dodał: - Właśnie mówiłem
wujowi, \e wyje\d\amy zaraz po śniadaniu.
Zacisnęła zęby. Wcale nie chciała się z nim rozstawać...
- Na pewno musicie wyje\d\ać tak wcześnie? - zatroskała się Cicely.
- Bardzo chcielibyśmy zostać, ciociu - odparł Naylor czarującym tonem i
natychmiast postarał się o odwrócenie jej uwagi: - Czy Travis wrócił do domu
wczoraj w nocy?
- O, tak - odparła i zwróciła się do Leith: - Travis nie zawsze pokazuje się na
śniadaniu w niedzielę rano.
Leith uśmiechnęła się, ale odwracając głowę spojrzała wprost w oczy Naylora. Jego
wzrok był zimny i wyniosły. Wiedziała, \e myśli o tych niedzielnych porankach,
kiedy Travis jadł śniadanie przy innym stole - i on dobrze wiedział, przy czyim!
Nie \ywiła więc w stosunku do Naylora zbyt przyjaznych uczuć, kiedy wkrótce po
śniadaniu opuszczali Parkwood. Sądząc po milczeniu, jakie panowało między nimi w
czasie całej drogi powrotnej, on tak\e nie czuł do niej cienia sympatii.
Wysiadła z samochodu bez słowa, kiedy tylko zatrzymał się przed jej domem... ale
on zrobił to samo. Spojrzała na niego i przypomniała sobie, \e zostawiła torbę w
baga\niku. Przeszła na tył samochodu i czekała, a\ Naylor poda jej baga\.
- Leith - odezwał się, ale nie wyglądał ani trochę cieplej, ani mniej arogancko ni\
rano. - Chyba nie... - zaczął i wydawało się, \e zabrakło mu słów.
Nie czekała, a\ dokończy zdanie.
- Masz rację, chyba nie! - stwierdziła. Wyrwała mu z ręki torbę i pomaszerowała w
stronę domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
- Cudowna Leith - wymruczał, zanurzając usta w lśniącej, kasztanowatej masie jej
włosów.
- Naylor - szepnęła i poznała większe jeszcze zapamiętanie, gdy znowu wziął w
posiadanie jej usta, a jego ciepłe, delikatne dłonie okryły jej szyję i ramiona
zmysłową, elektryzującą pieszczotą.
- Naylor! - jęknęła znowu, zupełnie tracąc głowę, i przylgnęła do niego całym ciałem.
Nie uczyniła najmniejszego gestu, by go zatrzymać, gdy zdjął z niej biustonosz i
zaczął pieścić nabrzmiałe, zwieńczone ró\owymi pączkami piersi.
Ogarnęło ją konwulsyjne dr\enie i nie była pewna, czy znowu nie wyszeptała jego
imienia. Wiedziała tylko jedno: pragnęła go ka\dą cząstką swego ciała. Więcej,
musiała mu to wyznać.
- Pragnę cię! - zaszlochała, przepełniona miłością. - Och, Naylor - wzdychała,
nieświadoma tego, co robi. - Tak bardzo cię pragnę!
- Czekaj, moja śliczna - wydyszał i oderwał oczy od jej pełnej po\ądania,
zaró\owionej twarzy po to tylko, by po\erać wzrokiem jej dr\ące piersi. Wyciągnął
dłoń i długie, wra\liwe palce dotknęły stwardniałych brodawek.
- Jesteś wspaniała, Leith - rzekł cicho. - Taka wspaniała...
I, jakby ta wspaniałość poraziła go, przymknął oczy.
Nagle dzwięk otwieranych i zatrzaskiwanych drzwi ściągnął omdlewającą Leith z
powrotem na ziemię. Pózniej doszła do wniosku, \e Naylor odtrąciłby ją tak czy
owak. W tej jednak chwili, gdy Cicely i Guthrie Hepwood wrócili ze stajni, wiedziała
tylko, \e - choć pragnie Naylora całą swą istotą - nie mo\e pozwolić, \eby kochał się
z niÄ…. A w ka\dym razie nie tu, w domu jego wujostwa.
Z całego serca pragnęła powiedzieć mu o swoich niepokojach, ale uznała, \e to
zbędne. Kiedy bowiem znów spojrzała na Naylora, jego twarz wyglądała jak
lodowata maska. Usiadł gwałtownie na drugim końcu łó\ka i Leith wiedziała ju\, \e
wszelka myśl o miłości wywietrzała mu z głowy.
Pochylił się, podniósł z podłogi sukienkę i okrył ją dbając, by jej piersi były
dokładnie osłonięte. W tym momencie poczuła, \e on te\ ma jej serdecznie dość.
Potwierdził to w chwilę potem, kiedy w połowie drogi do drzwi obejrzał się, objął
wzrokiem jej wcią\ zaró\owioną twarz i rzucił pogardliwie:
- A co do tego twojego dziewictwa, kochanie, to zało\ę się, \e wmawiasz je wszystkim
swoim kochankom!
Kiedy drzwi zamknęły się za nim, Leith ukryła twarz w poduszce. Nienawidziła go,
a jednocześnie tak bardzo kochała. Nie wstydziła się wyznać, \e w głębi serca
pragnie, by stał się jej jedynym partnerem w miłości.
Wstyd jednak przyszedł ogromną falą, gdy le\ąc z otwartymi oczami czekała, a\ noc
dobiegnie końca. Sposób, w jaki traktował ją Naylor i jego przekonanie, \e
wystarczy na nią kiwnąć palcem, ciągle podtrzymywały w niej uczucie buntu.
Zapadła wreszcie w niespokojny sen, zastanawiając się, czy mo\e być coś gorszego
ni\ niemÄ…drze ulokowane uczucie?
ROZDZIAA SIÓDMY
Po okropnej nocy Leith wstała bardzo wcześnie. Była niedziela. Wykąpana i ubrana,
marzyła tylko o tym, \eby znalezć się w swoim mieszkaniu. Wychodząc z pokoju
była pewna, \e ma przed sobą jeszcze co najmniej sześć godzin pobytu w Parkwood.
Naylor siedział z wujem w salonie. Kiedy weszła, obrzucił ją szybkim, ostrym
spojrzeniem, a ona spuściła oczy. Podszedł do niej i, oczywiście, nie przepuścił
okazji, \eby zmylić ją znowu.
- Dzień dobry, kochanie - powitał ją i na wypadek, gdyby nie zorientowała się, \e to
czułe słowo padło wyłącznie na u\ytek publiczności, dodał: - Właśnie mówiłem
wujowi, \e wyje\d\amy zaraz po śniadaniu.
Zacisnęła zęby. Wcale nie chciała się z nim rozstawać...
- Na pewno musicie wyje\d\ać tak wcześnie? - zatroskała się Cicely.
- Bardzo chcielibyśmy zostać, ciociu - odparł Naylor czarującym tonem i
natychmiast postarał się o odwrócenie jej uwagi: - Czy Travis wrócił do domu
wczoraj w nocy?
- O, tak - odparła i zwróciła się do Leith: - Travis nie zawsze pokazuje się na
śniadaniu w niedzielę rano.
Leith uśmiechnęła się, ale odwracając głowę spojrzała wprost w oczy Naylora. Jego
wzrok był zimny i wyniosły. Wiedziała, \e myśli o tych niedzielnych porankach,
kiedy Travis jadł śniadanie przy innym stole - i on dobrze wiedział, przy czyim!
Nie \ywiła więc w stosunku do Naylora zbyt przyjaznych uczuć, kiedy wkrótce po
śniadaniu opuszczali Parkwood. Sądząc po milczeniu, jakie panowało między nimi w
czasie całej drogi powrotnej, on tak\e nie czuł do niej cienia sympatii.
Wysiadła z samochodu bez słowa, kiedy tylko zatrzymał się przed jej domem... ale
on zrobił to samo. Spojrzała na niego i przypomniała sobie, \e zostawiła torbę w
baga\niku. Przeszła na tył samochodu i czekała, a\ Naylor poda jej baga\.
- Leith - odezwał się, ale nie wyglądał ani trochę cieplej, ani mniej arogancko ni\
rano. - Chyba nie... - zaczął i wydawało się, \e zabrakło mu słów.
Nie czekała, a\ dokończy zdanie.
- Masz rację, chyba nie! - stwierdziła. Wyrwała mu z ręki torbę i pomaszerowała w
stronę domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]