[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To nic nie da. Jak sądzisz, czego naprawdę szukali? Płyty? Czegoś, co jest na niej? Klucza? Nic nie masz?
Zauważyłem, że poczerwieniała lekko.
- Ile razy mam ci to powtarzać?
- Spróbuj wysilić pamięć. - Nie! -zawołała ze złością. -Jak mogę sobie przypomnieć o czymś, czego w ogóle nie mam?
- A skąd wiesz, że tego nie masz, skoro niczego nie pamiętasz?
- Po co ciągle pytasz? Dlaczego mi nie wierzysz?
- Bo to wszystko nie ma najmniejszego sensu! Coś ci powiem: nie lubię, kiedy chcą mnie zabić nie wiadomo za co!
Przerzuciła nogi przez krawędz kanapy i wstała.
- Och, wciąż mówisz wyłącznie o sobie! Myślisz, że mi się to podoba?! Nic nie zrobiłam! Tak samo nie wiem,
dlaczego mnie ścigają!
Powoli wypuściłem powietrze, żeby utrzymać nerwy na wodzy.
- Wszyscy uważają, że masz tę cholerną płytę. Albo że wiesz, gdzie ją znalezć.
- Nie wiem! Oai nikusama! Mattaku kokoroattari ga nai wa yol Mo nan do mo so itteruja nai yol Nic nie wiem! Już ci
to mówiłam!
Staliśmy przy łóżku, ciężko dysząc, i patrzyliśmy na siebie.
- W ogóle nie dbasz o to, co się ze mną stanie - powiedziała Midori. - Jesteś dokładnie taki sam jak oni.
- To nieprawda.
- Prawda! Mo ii! Dose anata ga doko-no dare na-no ka sae oshie-te kurenain da kara! Mam dość! Nawet nie chcesz
mi powiedzieć, kim naprawdę jesteś!
Podeszła do drzwi, złapała swoją torebkę i zaczęła się pakować.
- Posłuchaj mnie, Midori. - Poszedłem za nią i położyłem rękę na torebce. - Posłuchaj mnie, do wszystkich diabłów!
Strasznie zależy mi na tobie. Nie widzisz tego?
Szarpnęła pasek.
- Dlaczego mam ci we wszystkim ufać, skoro ty nie chcesz mi uwierzyć? Nic nie wiem! Nie wiem!
Wyrwałem jej torebkę.
- Dobrze, już ci wierzę.
- Akurat. Oddaj mi torebkę. Oddaj!
Próbowała ją chwycić. Szybko schowałem rękę za siebie.
W oczach Midori odbiło się niedowierzanie. Nagle zaczęła tłuc mnie pięściami w piersi. Rzuciłem torebkę i otoczyłem
ją ciasno ramionami, żeby powstrzymać dalszy atak.
Prawdę mówiąc, nie bardzo pamiętam, co się potem działo. Midori szarpała się w moim uścisku, a ja usiłowałem
złapać ją za ręce. Naraz uświadomiłem sobie, że jest bardzo blisko, a chwilę pózniej ją pocałowałem. Ktoś mógłby
pomyśleć, że wciąż się bijemy, a tak naprawdę to nawzajem zrywaliśmy z siebie ubranie.
Kochaliśmy się na podłodze, obok łóżka, długo i namiętnie. Czasami trochę to przypominało walkę. Nawet pulsujący
ból w plecach wydawał mi się dziwnie słodki.
Potem ściągnąłem kołdrę, żeby czymś nas okryć. Siedzieliśmy, oparci plecami o łóżko.
- Yokatta - powiedziała Midori, przeciągając ostatnią sylabę. Niezle. Dużo lepiej niż sobie na to zasłużyłeś.
Byłem oszołomiony. Dawno już czegoś takiego nie przeżyłem. To mnie trochę deprymowało.
- Wciąż mi nie ufasz - mruknęła - i to najbardziej boli.
- Tu nie chodzi o zaufanie, tylko... - urwałem. - Wierzę ci. Przepraszam, że byłem upierdliwy.
- Mówię o twoim śnie.
Przycisnąłem palce do oczu.
- Midori, ja... nie mogę. Nie potrafię... - Cholera, zupełnie nie wiedziałem, co powiedzieć. - Nie mówmy o tym. Nie
byłaś tam, więc nie zrozumiesz.
Wyciągnęła rękę i delikatnym ruchem oderwała moje dłonie od oczu. Niemal bezwiednie przytrzymała je na swoim
brzuchu. Jej skóra i piersi pięknie wyglądały w bladej poświacie księżyca. W zagłębieniach nad obojczykiem kładły się
smugi cienia.
- Czuję, że chcesz o tym z kimś pogadać - powiedziała. - Niech to będę ja.
Spojrzałem na pogniecioną kołdrę i splątane prześcieradło. Srebrny blask wydobywał z mroku góry i doliny jak na
nieziemskim krajobrazie.
- Moja matka... była katoliczką. Jak byłem mały, zawsze brała mnie do kościoła. Mój ojciec tego nienawidził. Często
się spowiadałem. Mówiłem księdzu o moich wszystkich lubieżnych myślach, o częstych bójkach i o dzieciach, których
nie lubiłem i którym zle życzyłem.
Z początku było to jak rwanie zęba, jednak z czasem się przyzwyczaiłem. Ale to przedwojenne czasy. Podczas wojny
robiłem rzeczy... za które nie ma rozgrzeszenia.
- Jeśli będziesz je w sobie dusił, zabiją cię niczym trucizna. Już zabijają.
Chciałem z nią porozmawiać. Chciałem to z siebie wyrzucić.
Co ty wyprawiasz? - pomyślałem. Zamierzasz ją odstraszyć? Niewykluczone... Może to będzie najlepsze rozwiązanie?
Nie mogłem powiedzieć prawdy o śmierci jej ojca, mogłem jednak wyznać coś dużo gorszego.
- To bestialstwo, Midori. Mówię o bestialstwie.
Niezły początek rozmowy. Lecz ona umiała dotrzymać mi kroku.
- Nie wiem, co zrobiłeś, ale to było dawno temu. W innym świecie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
- To nic nie da. Jak sądzisz, czego naprawdę szukali? Płyty? Czegoś, co jest na niej? Klucza? Nic nie masz?
Zauważyłem, że poczerwieniała lekko.
- Ile razy mam ci to powtarzać?
- Spróbuj wysilić pamięć. - Nie! -zawołała ze złością. -Jak mogę sobie przypomnieć o czymś, czego w ogóle nie mam?
- A skąd wiesz, że tego nie masz, skoro niczego nie pamiętasz?
- Po co ciągle pytasz? Dlaczego mi nie wierzysz?
- Bo to wszystko nie ma najmniejszego sensu! Coś ci powiem: nie lubię, kiedy chcą mnie zabić nie wiadomo za co!
Przerzuciła nogi przez krawędz kanapy i wstała.
- Och, wciąż mówisz wyłącznie o sobie! Myślisz, że mi się to podoba?! Nic nie zrobiłam! Tak samo nie wiem,
dlaczego mnie ścigają!
Powoli wypuściłem powietrze, żeby utrzymać nerwy na wodzy.
- Wszyscy uważają, że masz tę cholerną płytę. Albo że wiesz, gdzie ją znalezć.
- Nie wiem! Oai nikusama! Mattaku kokoroattari ga nai wa yol Mo nan do mo so itteruja nai yol Nic nie wiem! Już ci
to mówiłam!
Staliśmy przy łóżku, ciężko dysząc, i patrzyliśmy na siebie.
- W ogóle nie dbasz o to, co się ze mną stanie - powiedziała Midori. - Jesteś dokładnie taki sam jak oni.
- To nieprawda.
- Prawda! Mo ii! Dose anata ga doko-no dare na-no ka sae oshie-te kurenain da kara! Mam dość! Nawet nie chcesz
mi powiedzieć, kim naprawdę jesteś!
Podeszła do drzwi, złapała swoją torebkę i zaczęła się pakować.
- Posłuchaj mnie, Midori. - Poszedłem za nią i położyłem rękę na torebce. - Posłuchaj mnie, do wszystkich diabłów!
Strasznie zależy mi na tobie. Nie widzisz tego?
Szarpnęła pasek.
- Dlaczego mam ci we wszystkim ufać, skoro ty nie chcesz mi uwierzyć? Nic nie wiem! Nie wiem!
Wyrwałem jej torebkę.
- Dobrze, już ci wierzę.
- Akurat. Oddaj mi torebkę. Oddaj!
Próbowała ją chwycić. Szybko schowałem rękę za siebie.
W oczach Midori odbiło się niedowierzanie. Nagle zaczęła tłuc mnie pięściami w piersi. Rzuciłem torebkę i otoczyłem
ją ciasno ramionami, żeby powstrzymać dalszy atak.
Prawdę mówiąc, nie bardzo pamiętam, co się potem działo. Midori szarpała się w moim uścisku, a ja usiłowałem
złapać ją za ręce. Naraz uświadomiłem sobie, że jest bardzo blisko, a chwilę pózniej ją pocałowałem. Ktoś mógłby
pomyśleć, że wciąż się bijemy, a tak naprawdę to nawzajem zrywaliśmy z siebie ubranie.
Kochaliśmy się na podłodze, obok łóżka, długo i namiętnie. Czasami trochę to przypominało walkę. Nawet pulsujący
ból w plecach wydawał mi się dziwnie słodki.
Potem ściągnąłem kołdrę, żeby czymś nas okryć. Siedzieliśmy, oparci plecami o łóżko.
- Yokatta - powiedziała Midori, przeciągając ostatnią sylabę. Niezle. Dużo lepiej niż sobie na to zasłużyłeś.
Byłem oszołomiony. Dawno już czegoś takiego nie przeżyłem. To mnie trochę deprymowało.
- Wciąż mi nie ufasz - mruknęła - i to najbardziej boli.
- Tu nie chodzi o zaufanie, tylko... - urwałem. - Wierzę ci. Przepraszam, że byłem upierdliwy.
- Mówię o twoim śnie.
Przycisnąłem palce do oczu.
- Midori, ja... nie mogę. Nie potrafię... - Cholera, zupełnie nie wiedziałem, co powiedzieć. - Nie mówmy o tym. Nie
byłaś tam, więc nie zrozumiesz.
Wyciągnęła rękę i delikatnym ruchem oderwała moje dłonie od oczu. Niemal bezwiednie przytrzymała je na swoim
brzuchu. Jej skóra i piersi pięknie wyglądały w bladej poświacie księżyca. W zagłębieniach nad obojczykiem kładły się
smugi cienia.
- Czuję, że chcesz o tym z kimś pogadać - powiedziała. - Niech to będę ja.
Spojrzałem na pogniecioną kołdrę i splątane prześcieradło. Srebrny blask wydobywał z mroku góry i doliny jak na
nieziemskim krajobrazie.
- Moja matka... była katoliczką. Jak byłem mały, zawsze brała mnie do kościoła. Mój ojciec tego nienawidził. Często
się spowiadałem. Mówiłem księdzu o moich wszystkich lubieżnych myślach, o częstych bójkach i o dzieciach, których
nie lubiłem i którym zle życzyłem.
Z początku było to jak rwanie zęba, jednak z czasem się przyzwyczaiłem. Ale to przedwojenne czasy. Podczas wojny
robiłem rzeczy... za które nie ma rozgrzeszenia.
- Jeśli będziesz je w sobie dusił, zabiją cię niczym trucizna. Już zabijają.
Chciałem z nią porozmawiać. Chciałem to z siebie wyrzucić.
Co ty wyprawiasz? - pomyślałem. Zamierzasz ją odstraszyć? Niewykluczone... Może to będzie najlepsze rozwiązanie?
Nie mogłem powiedzieć prawdy o śmierci jej ojca, mogłem jednak wyznać coś dużo gorszego.
- To bestialstwo, Midori. Mówię o bestialstwie.
Niezły początek rozmowy. Lecz ona umiała dotrzymać mi kroku.
- Nie wiem, co zrobiłeś, ale to było dawno temu. W innym świecie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]