[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jętność?
Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie. Tolladine
natychmiast na nią spojrzał i uprzejmie zapyfał:
- Czy coś cię gnębi?
- Nie, skądże - odpowiedziała przesadnie słodkim
głosem.
Nie wiedziała, czy Vere zrozumiał ironię zawartą
w jej odpowiedzi.
Następnego dnia Rachel znowu miała chandrę, ale
widać było, że jej dołki" nie są już tak głębokie jak
ostatnio.
Fabienne chciała ją trochę rozruszać i zapropo-
LODY NA DESZCZU 79
nowała wspólny spacer po dzieci, ale Rachel odmó
wiła.
W drodze do domu blizniaki były bardzo podekscy
towane, ponieważ ich koleżanka, Sadie Bragg, zapro
siła je na przyjęcie urodzinowe.
- Jej mama zgodziła się na nie dopiero wczoraj
wieczorem - wyznała Kitty.
- Na pewno będziecie się świetnie bawić - powie
działa Fabienne.
Kiedy weszli na teren posiadłości, Fabienne do
strzegła samochód brata, który jechał w ich stronę.
- Alex, tak bardzo się za tobą stęskniłam - przy
witała się, żałując jednocześnie, że brat już wyjeżdża.
- Wszystko u ciebie w porzÄ…dku?
- Nie narzekam.
- To dobrze. Chciałem z tobą pogadać, ale wpa
dłem tylko na chwilę i niestety muszę już jechać. Trzy
maj siÄ™, siostrzyczko.
Alex pożegnał się z Fabienne i po chwili jego sa
mochód zniknął za bramą.
Dzieci pobiegły przywitać się ze swoją mamą,
a pózniej czym prędzej zeszły do kuchni, aby podzie
lić się dobrymi wiadomościami z panią Hobbs.
- Szkoda, że nie wzięłaś dziś samochodu. Tak krót
ko widziałaś się z bratem - powiedziała Rachel.
- Nie szkodzi. Podejrzewam, że chciał przede
wszystkim skosztować ciasteczek pani Hobbs - zażar
towała Fabienne.
Podczas kolacji nieobecność Tolladine'a sprawiła
80 LODY NA DESZCZU
jej zawód. Zupełnie jak gdyby brakowało jej jego
aroganckiego spojrzenia i uszczypliwych uwag.
Następnego dnia po raz pierwszy od czasu ro
częcia pracy zdarzyło jej się zaspać.
- Idzcie szybko na śniadanie - powiedziała do
1
ty i Johna, którzy jak zwykle rano przyszli się z nią
przywitać. - Ja zaraz schodzę.
Kiedy po kilkunastu minutach znalazła się na dole,
Vere już prowadził dzieci do swojego samochodu.
- Ja je zawiozę do szkoły! - krzyknęła w ich kie
runku.
Chciała jeszcze coś dodać, ale on odwrócił się do
niej i powiedział przez zaciśnięte zęby:
- Dziękuję, ale poradzę sobie bez ciebie.
- Boże, po prostu zaspałam, czy to aż takie prze
stępstwo?
- I do mojego domu musiałaś oczywiście zaprosić
jednego ze swoich przyjaciół.
- Proszę? - ledwo z siebie wydusiła. - Nie rozu
miem...
- Ja też nie rozumiem, dlaczego masz czelność
zapraszać tutaj jakichś mężczyzn i całować się z nimi
na progu mojego domu!
- Przecież... - zaczęła, uświadamiając sobie, że
prawdopodobnie John i Kitty powiedzieli wujkowi
o wizycie Alexa. Dzieci nie zrozumiały chyba, że to
był jej brat.
- Całowałaś tego mężczyznę czy nie? Przytulałaś
LODY NA DESZCZU 81
się do niego? - pytał wciąż prokuratorskim tonem Tol
ladine.
Fabienne chciała początkowo wyjaśnić całą sytu
ację, ale poczuła się urażona jego coraz bardziej agre
sywnym tonem.
- O co ci właściwie chodzi?
- Czy mam ci przypomnieć, że zostałaś tu zatru
dniona jako opiekunka do dzieci i że masz wobec nich
pewne obowiÄ…zki?
- Wcale o tym nie zapomniałam, ale...
Tolladine nie dał jej dojść do słowa.
- I że oczekuję od ciebie, abyś swoim zachowa
niem dawała dzieciom właściwy przykład moralny.
- Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób?
- Jak śmiem? Otóż oświadczam ci, że nie zgadzam
się, abyś będąc w towarzystwie tych dwojga dzieci,
obsciskiwała się z mężczyznami i Bóg wie, co jeszcze
z nimi robiła.
- Do diabła z tobą! - krzyknęła. - Mam przecież
prawo do czasu wolnego, jak również do przyjmowa-
nia moich przyjaciół.
Fabienne była pewna, że za chwilę usłyszy: Zwal
niam cię". Jednak Tolladine spojrzał na nią zimnym
wzrokiem i powiedział:
- %7Å‚yczÄ™ sobie, panno Preston, aby najpierw przed
stawiała mi pani swoich przyjaciół.
- %7łeby sprawdzić, czy są godni tak wysokich pro
gów? - zakpiła, nie panując już nad swoim wzbu
rzeniem.
82 LODY NA DESZCZU
Wyraz twarzy Vere'a gwałtownie się zmienił i wi-
dać było, że panuje nad sobą ostatkiem sił.
- Jeszcze parę takich uwag i będziemy się musieli
rozstać - powiedział groznie.
Fabienne odprowadziła go wzrokiem do drzwi.
W pewnej chwili chciała mu powiedzieć, żeby ją
zwolnił, ale uświadomiła sobie, że wtedy już nigdy
więcej go nie zobaczy.
Była wściekła na siebie, że po tym, co usłyszała,
ma jeszcze ochotę go widywać. Obiecała sobie tylko,
że nigdy mu nie powie, iż wczoraj odwiedził ją rodzo
ny brat.
ROZDZIAA SZÓSTY
Przez następnych kilka godzin Fabienne nie mogła
dojść do siebie. Nie przypuszczała, że niewinny poca
łunek z bratem wywoła taką burzę. I jeszcze to po
uczanie o moralności!
Jej rozmyślania przerwał dzwięk telefonu.
- Czy Rachel jest gdzieś w pobliżu? - zapytał Tol-
ladine.
- Nie ma jej - odpowiedziała krótko Fabienne
i z hukiem odłożyła słuchawkę.
Kiedy się trochę uspokoiła, na jej ustach pojawił się
triumfalny uśmiech. Jeszcze nigdy tak ostro nie potra
ktowała swojego pracodawcy. A może zareagowała
zbyt gwałtownie?
W tym momencie do pokoju weszła Rachel.
- Dzwonił Vere. Chciał z tobą rozmawiać.
- Zadzwonię do niego pózniej - powiedziała Ra
chel. - Nie pojechałabyś ze mną do Haychester?
Chciałabym kupić dzieciom jakieś prezenty na dzisiej
szą uroczystość.
Z każdym dniem Rachel odzyskiwała coraz więcej
pewności siebie. Fabienne pamiętała, że jeszcze nie
dawno zwykła podróż samochodem tak ją wyczerpy
wała, iż resztę dnia spędzała w łóżku. Tymczasem te-
84 LODY NA DESZCZU
raz sama pojechała po dzieci do szkoły, a po południu
pomogła im przebrać się na przyjęcie. Poprosiła rów-
nież Fabienne, aby jej towarzyszyła w drodze na przy-
jęcie.
- Zapraszam panie do domu. Będzie wspaniały
ubaw - powiedział Lyndon Davies, gdy Fabienne ra-
zem z Rachel zapukały do drzwi domu jego siostry,
- Dziękuję, ale nie skorzystamy.
- Tak długo cię już zapraszam, a ty ciągle się nie
zgadzasz. Ale należę do upartych facetów. Nie daję
Å‚atwo za wygranÄ….
- To dobrze. Mężczyzna musi być wytrwały - od-
powiedziała ze śmiechem Fabienne.
- Czy to on właśnie proponował ci spotkanie, gdy
po raz pierwszy przywiozłaś dzieci do szkoły? - za
pytała cichym głosem Rachel, kiedy już znalazły się
w samochodzie.
Fabienne domyśliła się, że jej przyjaciółka znowu
przypomniała sobie o mężu.
- Tak - odparła niepewnym tonem.
- Poprowadz teraz, proszę - powiedziała Rachel
i podała jej kluczyki.
- Posłuchaj, Rachel... - Fabienne starała się jakoś
uspokoić swoją przyjaciółkę.
- Nic mi nie jest, Fabienne, naprawdę. Ten męż
czyzna po prostu przypomniał mi Nicka. Sama nie
rozumiem, jak mogłam zakochać się w kimś takim.
Gdzie ja miałam oczy?
Kiedy przyjechały do domu, Rachel od razu poszła
LODY NA DESZCZU 85
do swojego pokoju. Fabienne domyślała się, że znowu
nie zejdzie wieczorem na kolacjÄ™.
Co gorsza, nie mogła też liczyć na to, że dzie
ci będą jej towarzyszyć przy kolacji. Na każdych
urodzinach mali goście objadają się przecież słody
czami i nie majÄ… najmniejszej ochoty na kolacjÄ™. Fa
bienne czekała więc perspektywa wspólnego posiłku
z Tolladine'em.
Kiedy nadeszła pora wyjazdu po dzieci, Fabienne
wyjrzała przez okno i zobaczyła nadjeżdżający samo
chód Vere'a. Może kolację zjadł gdzieś na mieście,
pomyślała z nadzieją.
Wyszła ze swojej sypialni, zamykając za sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
jętność?
Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie. Tolladine
natychmiast na nią spojrzał i uprzejmie zapyfał:
- Czy coś cię gnębi?
- Nie, skądże - odpowiedziała przesadnie słodkim
głosem.
Nie wiedziała, czy Vere zrozumiał ironię zawartą
w jej odpowiedzi.
Następnego dnia Rachel znowu miała chandrę, ale
widać było, że jej dołki" nie są już tak głębokie jak
ostatnio.
Fabienne chciała ją trochę rozruszać i zapropo-
LODY NA DESZCZU 79
nowała wspólny spacer po dzieci, ale Rachel odmó
wiła.
W drodze do domu blizniaki były bardzo podekscy
towane, ponieważ ich koleżanka, Sadie Bragg, zapro
siła je na przyjęcie urodzinowe.
- Jej mama zgodziła się na nie dopiero wczoraj
wieczorem - wyznała Kitty.
- Na pewno będziecie się świetnie bawić - powie
działa Fabienne.
Kiedy weszli na teren posiadłości, Fabienne do
strzegła samochód brata, który jechał w ich stronę.
- Alex, tak bardzo się za tobą stęskniłam - przy
witała się, żałując jednocześnie, że brat już wyjeżdża.
- Wszystko u ciebie w porzÄ…dku?
- Nie narzekam.
- To dobrze. Chciałem z tobą pogadać, ale wpa
dłem tylko na chwilę i niestety muszę już jechać. Trzy
maj siÄ™, siostrzyczko.
Alex pożegnał się z Fabienne i po chwili jego sa
mochód zniknął za bramą.
Dzieci pobiegły przywitać się ze swoją mamą,
a pózniej czym prędzej zeszły do kuchni, aby podzie
lić się dobrymi wiadomościami z panią Hobbs.
- Szkoda, że nie wzięłaś dziś samochodu. Tak krót
ko widziałaś się z bratem - powiedziała Rachel.
- Nie szkodzi. Podejrzewam, że chciał przede
wszystkim skosztować ciasteczek pani Hobbs - zażar
towała Fabienne.
Podczas kolacji nieobecność Tolladine'a sprawiła
80 LODY NA DESZCZU
jej zawód. Zupełnie jak gdyby brakowało jej jego
aroganckiego spojrzenia i uszczypliwych uwag.
Następnego dnia po raz pierwszy od czasu ro
częcia pracy zdarzyło jej się zaspać.
- Idzcie szybko na śniadanie - powiedziała do
1
ty i Johna, którzy jak zwykle rano przyszli się z nią
przywitać. - Ja zaraz schodzę.
Kiedy po kilkunastu minutach znalazła się na dole,
Vere już prowadził dzieci do swojego samochodu.
- Ja je zawiozę do szkoły! - krzyknęła w ich kie
runku.
Chciała jeszcze coś dodać, ale on odwrócił się do
niej i powiedział przez zaciśnięte zęby:
- Dziękuję, ale poradzę sobie bez ciebie.
- Boże, po prostu zaspałam, czy to aż takie prze
stępstwo?
- I do mojego domu musiałaś oczywiście zaprosić
jednego ze swoich przyjaciół.
- Proszę? - ledwo z siebie wydusiła. - Nie rozu
miem...
- Ja też nie rozumiem, dlaczego masz czelność
zapraszać tutaj jakichś mężczyzn i całować się z nimi
na progu mojego domu!
- Przecież... - zaczęła, uświadamiając sobie, że
prawdopodobnie John i Kitty powiedzieli wujkowi
o wizycie Alexa. Dzieci nie zrozumiały chyba, że to
był jej brat.
- Całowałaś tego mężczyznę czy nie? Przytulałaś
LODY NA DESZCZU 81
się do niego? - pytał wciąż prokuratorskim tonem Tol
ladine.
Fabienne chciała początkowo wyjaśnić całą sytu
ację, ale poczuła się urażona jego coraz bardziej agre
sywnym tonem.
- O co ci właściwie chodzi?
- Czy mam ci przypomnieć, że zostałaś tu zatru
dniona jako opiekunka do dzieci i że masz wobec nich
pewne obowiÄ…zki?
- Wcale o tym nie zapomniałam, ale...
Tolladine nie dał jej dojść do słowa.
- I że oczekuję od ciebie, abyś swoim zachowa
niem dawała dzieciom właściwy przykład moralny.
- Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób?
- Jak śmiem? Otóż oświadczam ci, że nie zgadzam
się, abyś będąc w towarzystwie tych dwojga dzieci,
obsciskiwała się z mężczyznami i Bóg wie, co jeszcze
z nimi robiła.
- Do diabła z tobą! - krzyknęła. - Mam przecież
prawo do czasu wolnego, jak również do przyjmowa-
nia moich przyjaciół.
Fabienne była pewna, że za chwilę usłyszy: Zwal
niam cię". Jednak Tolladine spojrzał na nią zimnym
wzrokiem i powiedział:
- %7Å‚yczÄ™ sobie, panno Preston, aby najpierw przed
stawiała mi pani swoich przyjaciół.
- %7łeby sprawdzić, czy są godni tak wysokich pro
gów? - zakpiła, nie panując już nad swoim wzbu
rzeniem.
82 LODY NA DESZCZU
Wyraz twarzy Vere'a gwałtownie się zmienił i wi-
dać było, że panuje nad sobą ostatkiem sił.
- Jeszcze parę takich uwag i będziemy się musieli
rozstać - powiedział groznie.
Fabienne odprowadziła go wzrokiem do drzwi.
W pewnej chwili chciała mu powiedzieć, żeby ją
zwolnił, ale uświadomiła sobie, że wtedy już nigdy
więcej go nie zobaczy.
Była wściekła na siebie, że po tym, co usłyszała,
ma jeszcze ochotę go widywać. Obiecała sobie tylko,
że nigdy mu nie powie, iż wczoraj odwiedził ją rodzo
ny brat.
ROZDZIAA SZÓSTY
Przez następnych kilka godzin Fabienne nie mogła
dojść do siebie. Nie przypuszczała, że niewinny poca
łunek z bratem wywoła taką burzę. I jeszcze to po
uczanie o moralności!
Jej rozmyślania przerwał dzwięk telefonu.
- Czy Rachel jest gdzieś w pobliżu? - zapytał Tol-
ladine.
- Nie ma jej - odpowiedziała krótko Fabienne
i z hukiem odłożyła słuchawkę.
Kiedy się trochę uspokoiła, na jej ustach pojawił się
triumfalny uśmiech. Jeszcze nigdy tak ostro nie potra
ktowała swojego pracodawcy. A może zareagowała
zbyt gwałtownie?
W tym momencie do pokoju weszła Rachel.
- Dzwonił Vere. Chciał z tobą rozmawiać.
- Zadzwonię do niego pózniej - powiedziała Ra
chel. - Nie pojechałabyś ze mną do Haychester?
Chciałabym kupić dzieciom jakieś prezenty na dzisiej
szą uroczystość.
Z każdym dniem Rachel odzyskiwała coraz więcej
pewności siebie. Fabienne pamiętała, że jeszcze nie
dawno zwykła podróż samochodem tak ją wyczerpy
wała, iż resztę dnia spędzała w łóżku. Tymczasem te-
84 LODY NA DESZCZU
raz sama pojechała po dzieci do szkoły, a po południu
pomogła im przebrać się na przyjęcie. Poprosiła rów-
nież Fabienne, aby jej towarzyszyła w drodze na przy-
jęcie.
- Zapraszam panie do domu. Będzie wspaniały
ubaw - powiedział Lyndon Davies, gdy Fabienne ra-
zem z Rachel zapukały do drzwi domu jego siostry,
- Dziękuję, ale nie skorzystamy.
- Tak długo cię już zapraszam, a ty ciągle się nie
zgadzasz. Ale należę do upartych facetów. Nie daję
Å‚atwo za wygranÄ….
- To dobrze. Mężczyzna musi być wytrwały - od-
powiedziała ze śmiechem Fabienne.
- Czy to on właśnie proponował ci spotkanie, gdy
po raz pierwszy przywiozłaś dzieci do szkoły? - za
pytała cichym głosem Rachel, kiedy już znalazły się
w samochodzie.
Fabienne domyśliła się, że jej przyjaciółka znowu
przypomniała sobie o mężu.
- Tak - odparła niepewnym tonem.
- Poprowadz teraz, proszę - powiedziała Rachel
i podała jej kluczyki.
- Posłuchaj, Rachel... - Fabienne starała się jakoś
uspokoić swoją przyjaciółkę.
- Nic mi nie jest, Fabienne, naprawdę. Ten męż
czyzna po prostu przypomniał mi Nicka. Sama nie
rozumiem, jak mogłam zakochać się w kimś takim.
Gdzie ja miałam oczy?
Kiedy przyjechały do domu, Rachel od razu poszła
LODY NA DESZCZU 85
do swojego pokoju. Fabienne domyślała się, że znowu
nie zejdzie wieczorem na kolacjÄ™.
Co gorsza, nie mogła też liczyć na to, że dzie
ci będą jej towarzyszyć przy kolacji. Na każdych
urodzinach mali goście objadają się przecież słody
czami i nie majÄ… najmniejszej ochoty na kolacjÄ™. Fa
bienne czekała więc perspektywa wspólnego posiłku
z Tolladine'em.
Kiedy nadeszła pora wyjazdu po dzieci, Fabienne
wyjrzała przez okno i zobaczyła nadjeżdżający samo
chód Vere'a. Może kolację zjadł gdzieś na mieście,
pomyślała z nadzieją.
Wyszła ze swojej sypialni, zamykając za sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]