[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zazwyczaj to nic groznego.
- To typowo męskie podejście.
- Często musiałem w różnych sytuacjach pomagać rodzicom. Inne dzieci
też. Nauczono nas wszystkiego, żebyśmy mogli potem założyć rodzinę i
opiekować się innymi.
Tak jak on opiekował się Cheryl. Ale czy naprawdę? To Pat się nią
opiekowała, a on się na to godził. Nauczono go, że chorzy ludzie zdrowieją.
Cheryl jednak nie wyzdrowiała.
Podczas reklamy samochodów Mary pozwoliła ułożyć się w odpowiedniej
pozycji i Rod dokładnie oklepywał całe jej plecy. Mary mocno kasłała, a Pat
cierpiała wraz z nią.
- Trzeba się pozbyć tej flegmy - wyjaśnił Rod. - To powinno pomóc.
Pat patrzyła bez przekonania na jego zabiegi.
Po piętnastu minutach klepania Rod oparł Mary z powrotem o poduszki i
kazał jej wypić dziesięć łyków lemoniady. Była tak zainteresowana tym, co
dzieje się na ekranie, że posłusznie zrobiła, co jej kazał. Nie zakrztusiła się.
Oddychała swobodnie i bez wysiłku.
- Zwyczajne przeziębienie - stwierdził Rod.
- Może zaangażujesz się jako pielęgniarka?
- Będę mógł się do ciebie wprowadzić?
- Pielęgniarki pracują tylko osiem godzin dziennie.
- Od piątej do pierwszej nad ranem?
- I z posiłkami?
- Oczywiście.
- Tęskniłaś za mną?
- Chodz do kuchni. Poszedł za nią bez wahania.
Przytuliła się do niego, a on całował ją zachłannie. Odsunęli się od siebie,
kiedy do kuchni wszedł Sam. Spocony i głodny.
- Cześć, Rod - rzekł i nalał sobie wody do szklanki. - Coś tu bardzo ładnie
pachnie - zwrócił się z uśmiechem do Pat.
- Sam uważa mnie za wybitną kucharkę - powiedziała z dumą Pat.
- Mówisz o swoich kanapkach z masłem orzechowym?
Pat chwyciła się za głowę.
Kiedy Rod był z nią, czuła się szczęśliwa.
ROZDZIAA DZIESITY
Rod obawiał się trwałego związku z Pat. Gotów był wziąć dzieci, pomagać
w opiece nad nimi, służyć radą daehc z Pat życie, ale nie był jeszcze gotów by
ponownie się ożenić.
Czasami Pat angażowała opiekunkę do dzieci żeby mogła gdzieś wyjść z
Rodem, i wtedy rozmawiali śmiali się i kochali. Byli spragnieni siebie, a ich
pieszczoty były dzikie i namiętne.
Pat już prawie pogodziła się z faktem, że nigdy nie będzie inaczej. Rod
miał niejedną okazję, by powiedzieć, ze chce być z nią na zawsze. Dawał jej
dowody ze mu na mej zależy, rozkoszował się wspólnie spędzanym czasem,
niewątpliwie uwielbiał się z nią kochać ale nigdy nie robił żadnych planów na
przyszłość. Na wspólną przyszłość.
Stojąc przed lustrem, zrobiła wykład samej sobie. Przedstawiała argumenty
za i przeciw, wymachiwała rękami, przygryzała wargę, marszczyła czoło i
wzdychała. W końcu jednak musiała uznać, że nigdy nie dostanie od niego
niczego więcej niż to, co ich teraz łączy.
Cały problem polegał na tym, że to rozumiała Jak można rozpaczać,
płakać, wyrywać włosy i rozdzierać szaty, jeśli wszystko się rozumie?
Rod ożenił się z Cheryl z nadzieją na długie wspólne życie i nic z tego nie
wyszło. Mając trzydzieści osiem lat, obawia się ponownej pomyłki.
Powinna zorganizować sobie życie bez czekania na niego. Powiedziała mu
to.
- Interesuje mnie małżeństwo. Rod znieruchomiał.
Pat nie powiedziała nic więcej i po chwili przeszła do innego tematu.
Uznała, że nie powinna go naciskać. Mógł odpowiedzieć jej na tyle różnych
sposobów. Zamiast tego wybrał milczenie.
Umówiła się z innym mężczyzną.
Rod wpadł w szał! Wypatrywał samochodu, którym zostanie odwieziona
do domu. Podparty pod boki, czekał w ciemnościach, aż Pat zostanie sama.
Mężczyzna, który ją odprowadzał, pocałował ją!
Rodowi pociemniało w oczach.
Gotował się jak byk do walki i patrzył, jak mężczyzna wsiada do auta i
odjeżdża. Zauważył Roda, spojrzał na niego obojętnie, ale się nie zatrzymał.
Kiedy samochód nieznajomego zniknął za zakrętem, Rod przebiegł przez
trawnik i pięścią zaczął walić w drzwi Pat.
- O, cześć, Rod - powiedziała, kiedy po dłuższej chwili otworzyła drzwi.
Zachowywała się tak, jakby byli tylko znajomymi i nie musieli się przed
sobą z niczego tłumaczyć.
- Kim był ten kabotyn?
- Jaki kabotyn?
Pat wychyliła się przez drzwi i rozglądała po ogrodzie, szukając
wspomnianego intruza.
- Miałem na myśli faceta, który cię przed chwilą pocałował.
- On wcale nie jest kabotynem.
- Dlaczego włóczysz się gdzieś z innym mężczyzną?
- Muszę poznawać nowych ludzi. Mam prawie trzydzieści lat i dwoje
dzieci. Przydałby mi się mąż.
- Więc tak sobie łazisz i szukasz kogoś, kto by ci się nadał?
- Jak dotąd, nie wskoczyłam do łóżka z nikim oprócz ciebie. Nie masz
więc prawa o nic mnie oskarżać...
- Mieszkamy obok siebie i dobrze nam razem. Nie musisz nikogo szukać.
- Potrzebny jest mi ktoś na stałe.
-Ja jestem na stałe. Nie spotykam się z żadną inną kobietą.
- To z lenistwa. Jestem pod ręką. Tobie z tym dobrze. Dla mnie to za mało.
- Lubisz mnie przecież. Lubisz się ze mną kochać.
- To prawda. Ale chcę więcej. Chcę stałego związku, a ty nie masz na to
ochoty.
Rod zamilkł. Przez chwilę nie mógł znalezć słów.
- Bo...
- Wcale nie mam zamiaru cię zmuszać. Czekałam bardzo długo. Ty nie
jesteś jeszcze gotowy. Muszę znalezć kogoś, kto będzie.
- Poświęcałem ci cały mój czas,
- To prawda. To lato na całe życie pozostanie dla mnie wspaniałym
wspomnieniem.
- Ale nie dość wspaniałym. Nie zależy ci na mnie... aż tak bardzo.
- Nie na tym polega problem, Rod. Chodzi mi o to, że nie uważasz mnie za
swoją kobietę. Przykleiłeś mi nalepkę  wdowy, która przynosi zapiekanki",
kogoś, kogo należy unikać jak niewygodnej sytuacji. Nigdy nie nazwałeś mnie
swoją ukochaną.
- Słowa są puste. Słyszałem nieraz, jak ludzie, którzy się nienawidzili,
mówili do siebie  kotku" i  słoneczko", a słowa te nic dla nich nie znaczyły.
- Tak jak ci już mówiłam, rozumiem cię. To nie ja mam pretensje, tylko ty.
Ty pragniesz zabawy. Ja chcę czegoś więcej.
- Ale ja... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl