[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dopasowany, acz kobiecy kostium ze spodniami, jej ciemne
włosy poprzecinane były pasmami blond, okalającymi jej
głowę.
- Nie do wiary!
Również była piękną kobietą. Jakże mógł być otoczony
tak wieloma pięknymi kobietami i skończyć jako taki
samotnik? Nawet teraz, mając u boku piękną Ninę, nie pragnął
niczego więcej niż przyjazni.
- Jose! Ależ niespodzianka! - Idealne zęby, wyraziste
oczy.
Jose zastanawiał się... nie. Było, minęło, to już przeszłość.
- Jak się masz, Frannie?
- Lepiej niż ty, Jose. - Pociągnęła palcem po jego
obandażowanej dłoni. - Miałeś coś takiego na sobie również
wtedy, kiedy cię ostatnio widziałam. Nie wmawiaj mi, że to
wciąż to samo zranienie.
- Nie, nie.
- Kuchnia to niebezpieczne miejsce. Znowu się nawzajem
przypalacie, chłopaki? - Roześmiała się.
Jose pomyślał o znamionach wypalonych na ramieniu.
Tych, których sam sobie nie zrobił. Gdyby goście wiedzieli,
co się działo w kuchniach restauracji, w których się stołowali,
byliby zszokowani. Dotknij czyjegoś rondla, a naznaczą cię
bliznami do końca życia. Nie zbliżaj się do grilla, ostrzegłby
ich.
- Nie, Frannie.
- Cóż, zawsze miło widzieć faceta z tajemniczą brodą. I
nie wmawiaj mi, że naprawdę przeszedłeś trzydzieści
przecznic po szafran.
- Nie, przyszliśmy tu coś zjeść. To moja przyjaciółka
Nina.
Frannie uśmiechnęła się, wzięła długopis od hostessy i
zaczęła robić poprawki na tablicy stolików dla Jose i Niny.
- A więc po prostu wzięliście sobie dziś wolne? -
Oglądnęła Ninę z góry na dół, tak jak to zrobiła Helen. -
Aadna sukienka. Niech zgadnę. Pomysł Manny'ego. Musiała
go kosztować fortunę.
Nina pokiwała głową.
- Zmusił nas, byśmy za nie zapłacili.
Frannie rozciągnęła usta w wymuszonym uśmiechu:
- Wiesz, też bym tak zrobiła.
Och, wszędzie te znajomości. Frannie wiedziała jakimś
cudem, że wieści trafią do Manny'ego. Ta kobieta wiedziała,
jak dbać o swoje interesy. Jose mógł jedynie podziwiać u ludzi
tę umiejętność.
Frannie zwróciła się do hostessy, naniosła swoim
długopisem tabelkę w jej rozpisce.
- Posadz ich przy stoliku numer sześć, Margaret. A kiedy
przyjdą ci ludzie, daj im stolik numer trzy i zaproponuj
butelkę wina Penascal. Państwo Landry nie przyjdą przez
następne pół godziny. Mnóstwo czasu.
Margaret nie mogła wyjść z szoku.
- Ale...
- Aha, ci dwoje mogą zjeść wszystko poniżej
pięćdziesięciu.
Jose ukłonił się jej. Frannie mogła sobie pozwolić na dużo
więcej, ale co tam.
- Okej, zrobimy sto, jeśli dasz mi przepis na swoje mole.
- Frannie, wiesz, że mnie zabiją.
- To znaczy Manny. - Postukała w podium. - Margaret,
niech Johannes po prostu przyniesie mi ich rachunek.
Margaret poprowadziła ich do stolika na zewnątrz.
Nina usadowiła się i wzięła kartę dań. Naprzeciwko niej
Jose przysunął swoje krzesło do stolika i usiadł.
- Lubisz paellę?
- Och, tak.
Wyjął kartę dań z jej dłoni i położył ją na swojej.
Kelner podszedł do ich stolika.
- Witam państwa. Nazywam się Johannes. Czy mogę
zaproponować na początek cokolwiek poza wodą?
- Możemy już zamówić. Wezmiemy dwa mejillones
(Mejillones - małże.) oraz paellę dla dwojga.
- Doskonale - odrzekł kelner. - Coś do picia?
Jose zastanowił się. Czemu nie? Zanosiło się na dzień
pełen niespodzianek.
- Pół gazowanej wody, pół lemoniady i proszę dodać
świeżej mięty.
- Brzmi niezle - dopowiedziała Nina.
Po jego odejściu Jose nachylił się ku niej.
- Paella jest pełna rzeczy, których potrzebujesz dla
dziecka.
Rany boskie. Nina najeżyła się.
- Kto powiedział, że będę miała dziecko?
- Ty powiedziałaś.
- Nie. Powiedziałam tylko, że jestem w ciąży.
Kelner wrócił i postawił nas stole ich napoje.
- Nie jestem gotowa, by mieć dziecko. Jeśli masz dziecko,
zapomnij o wolności.
Nie mówiąc o zdrowiu psychicznym czy o prywatności.
- Rzeczy się zmieniają - rzekł Jose.
No cudownie. Dzięki za ten komentarz.
- Posiadanie dziecka nie jest po prostu zmianą. Nie sądzę,
bym nawet lubiła dzieci. Prawie wśród nich nie przebywałam,
Jose.
Tylko skinął głową.
- Tak więc - kontynuowała temat - po prostu nie mogę
tego zrobić. Jestem spłukana i samotna.
- Samotna?
W końcu. Powiedziała to. Samotna. Ciężarna i samotna, a
to równało się tylko jednej rzeczy. %7łałosna. Patrzył jej prosto
w oczy, w których odbijał się smutek, jaki w tym momencie
tak głęboko odczuwała. Jak znalazła się w takim położeniu?
W tym miejscu? Ciężarna, bezrobotna, bez chłopaka, siedząc
w podejrzanej restauracji z facetem z brodą wielkości Staten
Island, a jakby tego było mało, będąc ubrana w sukienkę, w
której nie odważyłaby się publicznie pokazać żadna kobieta w
Nowym Jorku.
Głęboko w jej plecaku papierowa żaba i Bąbelek ujeżdżali
parę tenisówek Converse. Zastanowiło ją, czy istniał jakiś
wyjątkowy but, który po prostu można by włożyć i biec, biec
jak najszybciej i najwytrwalej, uciekając od swego życia. A
jeśli już teraz uznawała życie za ciężkie, cóż dopiero z jakimś
dzieckiem, które się jej przyplącze?
Nie, dziękuję.
I to by chyba było na tyle.
- Podjęłam decyzję. Okej?
- I cóż sądzi o tym ojciec?
- Nie jest ojcem ani nim nie będzie. Podobnie jak ja nie
planuję bycia matką. Nie teraz. - Teraz nie był czas, by
rozmawiać o Pieterze. Który zresztą - zerknęła w dół na swój
telefon - nie zadzwonił ani razu, by sprawdzić, jak się miewa,
odkąd przekazał jej należące do niej drobiazgi. Tego się
spodziewała. - Całkowicie jest za tym, by coś z tym zrobić".
Takich właśnie słów użył. Jakby był to ząb mądrości do
wyrwania. - Nachyliła się ku Jose, chcąc, by dotarł do niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
dopasowany, acz kobiecy kostium ze spodniami, jej ciemne
włosy poprzecinane były pasmami blond, okalającymi jej
głowę.
- Nie do wiary!
Również była piękną kobietą. Jakże mógł być otoczony
tak wieloma pięknymi kobietami i skończyć jako taki
samotnik? Nawet teraz, mając u boku piękną Ninę, nie pragnął
niczego więcej niż przyjazni.
- Jose! Ależ niespodzianka! - Idealne zęby, wyraziste
oczy.
Jose zastanawiał się... nie. Było, minęło, to już przeszłość.
- Jak się masz, Frannie?
- Lepiej niż ty, Jose. - Pociągnęła palcem po jego
obandażowanej dłoni. - Miałeś coś takiego na sobie również
wtedy, kiedy cię ostatnio widziałam. Nie wmawiaj mi, że to
wciąż to samo zranienie.
- Nie, nie.
- Kuchnia to niebezpieczne miejsce. Znowu się nawzajem
przypalacie, chłopaki? - Roześmiała się.
Jose pomyślał o znamionach wypalonych na ramieniu.
Tych, których sam sobie nie zrobił. Gdyby goście wiedzieli,
co się działo w kuchniach restauracji, w których się stołowali,
byliby zszokowani. Dotknij czyjegoś rondla, a naznaczą cię
bliznami do końca życia. Nie zbliżaj się do grilla, ostrzegłby
ich.
- Nie, Frannie.
- Cóż, zawsze miło widzieć faceta z tajemniczą brodą. I
nie wmawiaj mi, że naprawdę przeszedłeś trzydzieści
przecznic po szafran.
- Nie, przyszliśmy tu coś zjeść. To moja przyjaciółka
Nina.
Frannie uśmiechnęła się, wzięła długopis od hostessy i
zaczęła robić poprawki na tablicy stolików dla Jose i Niny.
- A więc po prostu wzięliście sobie dziś wolne? -
Oglądnęła Ninę z góry na dół, tak jak to zrobiła Helen. -
Aadna sukienka. Niech zgadnę. Pomysł Manny'ego. Musiała
go kosztować fortunę.
Nina pokiwała głową.
- Zmusił nas, byśmy za nie zapłacili.
Frannie rozciągnęła usta w wymuszonym uśmiechu:
- Wiesz, też bym tak zrobiła.
Och, wszędzie te znajomości. Frannie wiedziała jakimś
cudem, że wieści trafią do Manny'ego. Ta kobieta wiedziała,
jak dbać o swoje interesy. Jose mógł jedynie podziwiać u ludzi
tę umiejętność.
Frannie zwróciła się do hostessy, naniosła swoim
długopisem tabelkę w jej rozpisce.
- Posadz ich przy stoliku numer sześć, Margaret. A kiedy
przyjdą ci ludzie, daj im stolik numer trzy i zaproponuj
butelkę wina Penascal. Państwo Landry nie przyjdą przez
następne pół godziny. Mnóstwo czasu.
Margaret nie mogła wyjść z szoku.
- Ale...
- Aha, ci dwoje mogą zjeść wszystko poniżej
pięćdziesięciu.
Jose ukłonił się jej. Frannie mogła sobie pozwolić na dużo
więcej, ale co tam.
- Okej, zrobimy sto, jeśli dasz mi przepis na swoje mole.
- Frannie, wiesz, że mnie zabiją.
- To znaczy Manny. - Postukała w podium. - Margaret,
niech Johannes po prostu przyniesie mi ich rachunek.
Margaret poprowadziła ich do stolika na zewnątrz.
Nina usadowiła się i wzięła kartę dań. Naprzeciwko niej
Jose przysunął swoje krzesło do stolika i usiadł.
- Lubisz paellę?
- Och, tak.
Wyjął kartę dań z jej dłoni i położył ją na swojej.
Kelner podszedł do ich stolika.
- Witam państwa. Nazywam się Johannes. Czy mogę
zaproponować na początek cokolwiek poza wodą?
- Możemy już zamówić. Wezmiemy dwa mejillones
(Mejillones - małże.) oraz paellę dla dwojga.
- Doskonale - odrzekł kelner. - Coś do picia?
Jose zastanowił się. Czemu nie? Zanosiło się na dzień
pełen niespodzianek.
- Pół gazowanej wody, pół lemoniady i proszę dodać
świeżej mięty.
- Brzmi niezle - dopowiedziała Nina.
Po jego odejściu Jose nachylił się ku niej.
- Paella jest pełna rzeczy, których potrzebujesz dla
dziecka.
Rany boskie. Nina najeżyła się.
- Kto powiedział, że będę miała dziecko?
- Ty powiedziałaś.
- Nie. Powiedziałam tylko, że jestem w ciąży.
Kelner wrócił i postawił nas stole ich napoje.
- Nie jestem gotowa, by mieć dziecko. Jeśli masz dziecko,
zapomnij o wolności.
Nie mówiąc o zdrowiu psychicznym czy o prywatności.
- Rzeczy się zmieniają - rzekł Jose.
No cudownie. Dzięki za ten komentarz.
- Posiadanie dziecka nie jest po prostu zmianą. Nie sądzę,
bym nawet lubiła dzieci. Prawie wśród nich nie przebywałam,
Jose.
Tylko skinął głową.
- Tak więc - kontynuowała temat - po prostu nie mogę
tego zrobić. Jestem spłukana i samotna.
- Samotna?
W końcu. Powiedziała to. Samotna. Ciężarna i samotna, a
to równało się tylko jednej rzeczy. %7łałosna. Patrzył jej prosto
w oczy, w których odbijał się smutek, jaki w tym momencie
tak głęboko odczuwała. Jak znalazła się w takim położeniu?
W tym miejscu? Ciężarna, bezrobotna, bez chłopaka, siedząc
w podejrzanej restauracji z facetem z brodą wielkości Staten
Island, a jakby tego było mało, będąc ubrana w sukienkę, w
której nie odważyłaby się publicznie pokazać żadna kobieta w
Nowym Jorku.
Głęboko w jej plecaku papierowa żaba i Bąbelek ujeżdżali
parę tenisówek Converse. Zastanowiło ją, czy istniał jakiś
wyjątkowy but, który po prostu można by włożyć i biec, biec
jak najszybciej i najwytrwalej, uciekając od swego życia. A
jeśli już teraz uznawała życie za ciężkie, cóż dopiero z jakimś
dzieckiem, które się jej przyplącze?
Nie, dziękuję.
I to by chyba było na tyle.
- Podjęłam decyzję. Okej?
- I cóż sądzi o tym ojciec?
- Nie jest ojcem ani nim nie będzie. Podobnie jak ja nie
planuję bycia matką. Nie teraz. - Teraz nie był czas, by
rozmawiać o Pieterze. Który zresztą - zerknęła w dół na swój
telefon - nie zadzwonił ani razu, by sprawdzić, jak się miewa,
odkąd przekazał jej należące do niej drobiazgi. Tego się
spodziewała. - Całkowicie jest za tym, by coś z tym zrobić".
Takich właśnie słów użył. Jakby był to ząb mądrości do
wyrwania. - Nachyliła się ku Jose, chcąc, by dotarł do niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]