[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ją do grupy ludzi, którzy byli ich gośćmi poprzedniego wieczora. Mary zdawkowo się z nimi przywitała, a
potem umilkła, niezdolna do jakiejkolwiek konwersacji.
Dobry Boże, co zaszło między Jasonem a Beatrice? Objął ją, na środku holu, a Beatrice... Mówiła takim
zdesperowanym głosem.
Mary zacisnęła drżące dłonie na parasolce.
Może było jakieś wyjaśnienie, ale jakie?
Spojrzała spod oka na Jasona. Zachowywał się zupełnie zwyczajnie. Czy naprawdę nic go nie wzrusza?
Wydawałoby się, że powinien był przynajmniej zdobyć się na jakieś wytłumaczenie swego postępowania,
którego przecież była świadkiem.
A jeśli nie mógł nic sensownego wyjaśnić? Jeśli zakochał się w Beatrice...
Nie! Nie mogła w to uwierzyć. Nie uwierzy! Musi być jakieś rozsądne wytłumaczenie tego, co widziała na
własne oczy.
Ale dlaczego Jason nic nie powiedział?
To wszystko nie miało sensu. Powinna po prostu spytać Jasona o wyjaśnienie. Zrobi to. Spokojnie.
Chłodno. Racjonalnie.
Jak tylko zostaną sami...
Niestety, na to się nie zanosiło. Goście kręcili się na trawniku, podchodząc i odchodząc. Książę Stafford
przystanął na moment, aby poinformować ich o stanie przygotowań do turnieju. Peregrine Benedict i
Cynthia Adams podeszli, w drodze do bufetu, aby jeszcze raz podziękować Jasonowi i Mary za pomoc w
karierze Peregrine a. Państwo St. Paul przeszli obok spierając się o to, czy pani St. Paul oszukiwała w grze w
wolanta. Dzierżawcy i mieszkańcy wioski czekali, aby być przedstawionymi Mary, a niejaki Blevins
poprosił Jasona o chwilę rozmowy na osobności. Jason nie zgodził się i Blevins odszedł, wreszcie
zostawiając Jasona i Mary samych.
Mary miała się właśnie odezwać, gdy krępy, czerwonolicy mężczyzna podbiegł do Jasona.
- Dzień dobry, wasza wysokość. Chciałem tylko podziękować za wspaniałe przyjęcie. I za zaproszenie dla
mnie i dla mojej pani. Jesteśmy doprawdy zaszczyceni i chciałem osobiście podziękować. Pańska łaskawość
jest głęboka jak ocean. Pańska uprzejmość jest podniosła jak niebo. Pańska szczodrobliwość jest rozległa jak
pustynia...
Mary, oderwana od ponurych myśli, wpatrywała się w mężczyznę ze zdumieniem.
- Dziękuję, Trumball - mruknął Jason. - Gdzie pana żona? Jeszcze jej nie widziałem.
Trumball podciągnął spodnie na wystającym brzuchu.
- Niestety, jest trochę nieśmiała. Mówiłem jej, że należy osobiście podziękować, ale mnie nie posłuchała.
- Rozumiem. Mam nadzieję, że przekaże jej pan wyrazy szacunku.
- Oczywiście, oczywiście! Będzie zaszczycona i podekscytowana. Zaraz do niej pójdę.
Trumball odszedł, ukłoniwszy się uprzednio bardzo nisko.
- Aaskawość głęboka jak ocean? - powtórzyła Mary.
Jason przestąpił z nogi na nogę.
- Trumball czasami trochę przesadza.
- Trochę? Nie znam nikogo, czyja uprzejmość jest podniosła jak niebo.
Jason spojrzał na nią podejrzliwie.
- Mary...
- A szczodrobliwość rozległa jak pustynia.
- Mary, ostrzegam cię...
- Nie miałam pojęcia, że tak bardzo jesteś podziwiany - stwierdziła Mary, starając się nie roześmiać.
- A, Jason, tu jesteś! - rozległ się znajomy głos.
%7łartobliwy nastrój Mary znikł. Jak mogła, nawet na chwilę, zapomnieć o jego zachowaniu? Odwróciła się
powoli do Beatrice, która podeszła i wzięła Jasona pod ramię.
- Kiedy jest twoja kolej na walkę w turnieju? - zagruchała Beatrice. - Umieram z niecierpliwości.
- Dopiero za jakieś pół godziny.
- Musisz mi wobec tego towarzyszyć do bufetu - powiedziała Beatrice z czarującym uśmiechem. -
Chciałabym spróbować jajek siewek. Pan Quimby mi mówił, iż są przepyszne.
- Mary? - Jason zwrócił się do narzeczonej.
- Dziękuję, nie jestem głodna.
Prawdę mówiąc, Mary na widok rozszczebiotanej Beatrice zrobiło się niedobrze. Odwracając wzrok
spostrzegła nadchodzącego Cecila.
- Dzień dobry - powiedział, wymachując rakietką. - Czy jest ktoś chętny do gry w wolanta?
- Cecil! - zawołała z radością Mary, która tak się ucieszyła na jego widok, że niemal go nie uściskała. -
Zagram z prawdziwą przyjemnością. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl