[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kajał ją nie jako kochanek, lecz jako wróg.
Nie, kompletnie nie rozumiała tego Szkota.
- Prawodawca widzi wszystko - powiedziała. - Będzie
wiedział, że kłamiemy.
Grant roześmiał się i spojrzał na nią cieplej.
- Mnie też się zdaje, że nic się przed nim nie ukryje.
Mimo woli uśmiechnęła się i spróbowała okrasić swoje sło
wa odrobiną życzliwości. Wszystko zależało teraz od tego, czy
Szkot zechce jej pomóc.
- Dotrzymasz więc umowy?
- Ano, dotrzymam - powiedział i ujął jej dłonie.
Zaskoczyło go, jaki ciepły jest jego dotyk. Cofnęła ręce i
z determinacją ściągnęła przez głowę wełnianą koszulkę.
Grant głośno westchnął.
- Nie będę się opierać - powiedziała, kładąc się na podusz
kach. - Rób, co chcesz.
Bardzo długo nie zrobił nic, po prostu siedział i przyglądał
się jej ciału w czerwonawym blasku ognia. Bała się na niego
spojrzeć, ale w końcu ciekawość przemogła, więc zerknęła ką
tem oka.
Twarz Szkota kryła się w cieniu, za to jego włosy złociście
lśniły. Przesunęła wzrok niżej, na muskularny tors falujący
w rytmie oddechów. Całe ciało Szkota było umięśnione i lekko
owłosione, a skóra miała złotawy odcień, jakby całowało ją
słońce.
Wiedziała, że Szkot ją obserwuje, mimo woli zaczęła oddy
chać szybciej i płycej. A gdy wreszcie spojrzeli sobie w oczy,
to, co ujrzała, wzburzyło jej krew.
Czy to możliwe, że jej pożąda?
Nie zdążyła jednak się nad tym zastanowić, bo dłonie Szkota
zaczęły ostrożnie przesuwać się po jej udach. Wzdrygnęła się.
- Nie skrzywdzę cię - szepnął i przysunął się bliżej.
Jak miała mu uwierzyć? Stężała, gdy nachylił się nad nią, ale
gdy znów spojrzała mu w oczy, nabrała przekonania, że uwierzy
we wszystko, co Grant jej powie.
- Ccco robisz?
- A to. - Delikatnie pocałował ją w usta.
Zwiat nagle zawirował, poczuła się niebywale lekka, jakby
ten czuły pocałunek pomógł jej wzlecieć. Gorący oddech Szkota
był pachnący, język gładki niczym szkło. Otworzyła się dla
niego.
Co siÄ™ z niÄ… dzieje?
- Riko - szepnął tuż przy jej wargach. - Obejmij mnie.
Odruchowo usłuchała tego wezwania, a Grant pogłębił po-
całunek. Przykrył ją swoim ciałem, ale wrażenie było przyjem
ne, zupełnie inne niż wtedy, gdy przygniatał ją Brodir.
Usta Szkota dotykały jej w coraz to nowych miejscach,
wyzwalały w niej potężne, zupełnie nieznane doznanie. Wes
tchnęła.
- Dotknij mnie - szepnął jej Grant do ucha. Nie był to roz
kaz, lecz prośba wyrażona z taką czułością, że nie można jej
było odmówić.
Sama nie wiedziała, kiedy zaczęła go głaskać po plecach
i pośladkach. Wydał z siebie westchnienie zadowolenia, czym
zachęcił ją do dalszych pieszczot. Zaczęła go całować z taką
gwałtownością, że aż sama się dziwiła.
- Grant - westchnęła i poruszyła biodrami.
- Nie będziesz do mnie mówić George?
Szeroko otworzyła oczy.
Na krew Thora, co ona wyrabia?
Natychmiast zdrętwiała. Zgoda, może mu się oddać, ale nig
dy nie będzie jego. Słyszała wcześniej o takich mężczyznach,
chociaż nigdy nie dawała wiary tym opowieściom. Ich bohate
rowie posługiwali się czułymi słówkami i pieszczotami jak
wielkim toporem. Ich broń była po dziesięciokroć grozniejsza
niż brutalne metody Brodira.
Próbowała zepchnąć go z siebie, ale gdy usta Granta objęły
jej pierś, straciła wolę oporu.
- George - szepnęła mimo woli i wsunęła ręce w jego wło
sy. W jej wnętrzu rozpalał się żar.
Zręcznym ruchem rozsunął jej uda. Zrozumiała, że nieunik
nione wreszcie nadeszło. Grant był gotowy, więc i ona też. Ku
swemu zaskoczeniu poczuła jednak dotyk palców Szkota. Wy
dało jej się, że gra na niej jak na instrumencie.
- Nie rób tego! - Próbowała mu przeszkodzić.
- Cicho, cicho - szepnął i znów zaczął pocałunkami zgłę
biać jej usta.
%7ładne z doświadczeń z Brodirem nie przygotowało jej do te
go, co miała przeżyć z Grantem. Miejsce, które czarował paka
mi, stało się dla niej zrodłem zupełnie nieznanych, rozkosznych
doznań.
Serce wyrywało jej się z piersi, ciało dostarczało niewyob
rażalnych przyjemności. Była pewna, że za chwilę umrze z roz
koszy, i właśnie wtedy George szerzej rozchylił jej uda i znalazł
się w jej wnętrzu.
Zachłysnęła się powietrzem, zaskoczona nowym odczuciem,
ale teraz liczył się tylko Gcorge. Czuła jego zapach, siłę, gorąco
jego zwilgotniałej skóry, w którą nieświadomie wbiła pazno
kcie. George wydał okrzyk i pchnął jeszcze raz.
Fala jasności, która nadchodziła od dłuższej chwili, omal nie
pozbawiła jej zmysłów. Resztkami świadomości Rika odnoto
wała jej uderzenie, a zaraz potem również Grant znalazł swoje
spełnienie.
W jej ciele.
George okrył futrem śpiącą obok niego kobietę, rozmyślając,
co, u diabła, go naszło. Ogień w palenisku powoli dogasał.
W czerwonawym blasku George spojrzał na Rikę, córkę Frithy,
w zupełnie nowy sposób.
Jej brak doświadczenia bardzo go zdziwił, bo rzeczywiście
nie była dziewicą. Ale całowała go niezręcznie i zupełnie nie
umiała opanować wybuchu namiętności, do którego ją dopro
wadził.
W pieszczotach była tak samo otwarta i prostolinijna jak
w swoim zachowaniu. Ani trochę nie przypominała kobiet, jakie
pamiętał ze Szkocji.
Nie powinien jej pragnąć, lecz stało się inaczej.
Nawet teraz pożądanie budziło się w nim na nowo. Niewia
rygodne. To musiał być wpływ miodu. Na pewno tak. Cóż in
nego mogłoby spowodować to niezwykłe nienasycenie? Miał
w łożu wiele kobiet, ale żadnej nie pragnął tak jak Riki.
Wiedział, że gdyby spróbował najdelikatniejszej pieszczoty,
to zbudziłaby się i spojrzała na niego z wielkim zdumieniem,
tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz jej dotknął. Zupełnie jak
by dokonał czegoś niezwykłego.
Jakby nigdy przedtem mężczyzna jej nie pieścił.
Ta wysoka należy do Brodira.
Wreszcie pojął znaczenie tych słów. Jarl jest jej kochankiem.
Cóż to musi być za mężczyzna, skoro nigdy nie pokazał jej drogi
do rozkoszy?
Zatrzymał wzrok na bliznie biegnącej do ucha Riki. Przypo
mniał sobie panikę, która biła z jej oczu, gdy pocałował ją
w tym miejscu. Czy to właśnie Brodir zaszczepił w niej lęk, mi
mo że Rika chciała pozować na nieustraszoną?
Bransolety.
Próbował je zdjąć z przegubów Riki, zanim zasnęła, spotkał
się jednak z niemal histerycznym sprzeciwem, więc nie nalegał.
Teraz jedno smukłe ramię leżało wyciągnięte na poduszce,
obok głowy. Pochylił się nad nim i ostrożnie, bez pośpiechu, ob
luzował zatyczkę bransolety.
Rika westchnęła przez sen. Zmartwiał.. Bransoleta spadła na
poduszkę, a Rika, nie budząc się ani na chwilę, wyciągnęła do
niego ręce.
- Jezu przenajświętszy - westchnął, gdy ujął jej nadgarstek.
Na całym nadgarstku widać było blizny. Ani chybi kobietę nie
raz krępowano. Jaki potwór mógł się zdobyć na coś podobnego?
Odruchowo przysunął jej dłoń do ust i pocałował purpurową
bliznę na przegubie, a potem odłożył bransoletę na skrzynię przy
posłaniu.
Wezbrał w nim gniew. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
kajał ją nie jako kochanek, lecz jako wróg.
Nie, kompletnie nie rozumiała tego Szkota.
- Prawodawca widzi wszystko - powiedziała. - Będzie
wiedział, że kłamiemy.
Grant roześmiał się i spojrzał na nią cieplej.
- Mnie też się zdaje, że nic się przed nim nie ukryje.
Mimo woli uśmiechnęła się i spróbowała okrasić swoje sło
wa odrobiną życzliwości. Wszystko zależało teraz od tego, czy
Szkot zechce jej pomóc.
- Dotrzymasz więc umowy?
- Ano, dotrzymam - powiedział i ujął jej dłonie.
Zaskoczyło go, jaki ciepły jest jego dotyk. Cofnęła ręce i
z determinacją ściągnęła przez głowę wełnianą koszulkę.
Grant głośno westchnął.
- Nie będę się opierać - powiedziała, kładąc się na podusz
kach. - Rób, co chcesz.
Bardzo długo nie zrobił nic, po prostu siedział i przyglądał
się jej ciału w czerwonawym blasku ognia. Bała się na niego
spojrzeć, ale w końcu ciekawość przemogła, więc zerknęła ką
tem oka.
Twarz Szkota kryła się w cieniu, za to jego włosy złociście
lśniły. Przesunęła wzrok niżej, na muskularny tors falujący
w rytmie oddechów. Całe ciało Szkota było umięśnione i lekko
owłosione, a skóra miała złotawy odcień, jakby całowało ją
słońce.
Wiedziała, że Szkot ją obserwuje, mimo woli zaczęła oddy
chać szybciej i płycej. A gdy wreszcie spojrzeli sobie w oczy,
to, co ujrzała, wzburzyło jej krew.
Czy to możliwe, że jej pożąda?
Nie zdążyła jednak się nad tym zastanowić, bo dłonie Szkota
zaczęły ostrożnie przesuwać się po jej udach. Wzdrygnęła się.
- Nie skrzywdzę cię - szepnął i przysunął się bliżej.
Jak miała mu uwierzyć? Stężała, gdy nachylił się nad nią, ale
gdy znów spojrzała mu w oczy, nabrała przekonania, że uwierzy
we wszystko, co Grant jej powie.
- Ccco robisz?
- A to. - Delikatnie pocałował ją w usta.
Zwiat nagle zawirował, poczuła się niebywale lekka, jakby
ten czuły pocałunek pomógł jej wzlecieć. Gorący oddech Szkota
był pachnący, język gładki niczym szkło. Otworzyła się dla
niego.
Co siÄ™ z niÄ… dzieje?
- Riko - szepnął tuż przy jej wargach. - Obejmij mnie.
Odruchowo usłuchała tego wezwania, a Grant pogłębił po-
całunek. Przykrył ją swoim ciałem, ale wrażenie było przyjem
ne, zupełnie inne niż wtedy, gdy przygniatał ją Brodir.
Usta Szkota dotykały jej w coraz to nowych miejscach,
wyzwalały w niej potężne, zupełnie nieznane doznanie. Wes
tchnęła.
- Dotknij mnie - szepnął jej Grant do ucha. Nie był to roz
kaz, lecz prośba wyrażona z taką czułością, że nie można jej
było odmówić.
Sama nie wiedziała, kiedy zaczęła go głaskać po plecach
i pośladkach. Wydał z siebie westchnienie zadowolenia, czym
zachęcił ją do dalszych pieszczot. Zaczęła go całować z taką
gwałtownością, że aż sama się dziwiła.
- Grant - westchnęła i poruszyła biodrami.
- Nie będziesz do mnie mówić George?
Szeroko otworzyła oczy.
Na krew Thora, co ona wyrabia?
Natychmiast zdrętwiała. Zgoda, może mu się oddać, ale nig
dy nie będzie jego. Słyszała wcześniej o takich mężczyznach,
chociaż nigdy nie dawała wiary tym opowieściom. Ich bohate
rowie posługiwali się czułymi słówkami i pieszczotami jak
wielkim toporem. Ich broń była po dziesięciokroć grozniejsza
niż brutalne metody Brodira.
Próbowała zepchnąć go z siebie, ale gdy usta Granta objęły
jej pierś, straciła wolę oporu.
- George - szepnęła mimo woli i wsunęła ręce w jego wło
sy. W jej wnętrzu rozpalał się żar.
Zręcznym ruchem rozsunął jej uda. Zrozumiała, że nieunik
nione wreszcie nadeszło. Grant był gotowy, więc i ona też. Ku
swemu zaskoczeniu poczuła jednak dotyk palców Szkota. Wy
dało jej się, że gra na niej jak na instrumencie.
- Nie rób tego! - Próbowała mu przeszkodzić.
- Cicho, cicho - szepnął i znów zaczął pocałunkami zgłę
biać jej usta.
%7ładne z doświadczeń z Brodirem nie przygotowało jej do te
go, co miała przeżyć z Grantem. Miejsce, które czarował paka
mi, stało się dla niej zrodłem zupełnie nieznanych, rozkosznych
doznań.
Serce wyrywało jej się z piersi, ciało dostarczało niewyob
rażalnych przyjemności. Była pewna, że za chwilę umrze z roz
koszy, i właśnie wtedy George szerzej rozchylił jej uda i znalazł
się w jej wnętrzu.
Zachłysnęła się powietrzem, zaskoczona nowym odczuciem,
ale teraz liczył się tylko Gcorge. Czuła jego zapach, siłę, gorąco
jego zwilgotniałej skóry, w którą nieświadomie wbiła pazno
kcie. George wydał okrzyk i pchnął jeszcze raz.
Fala jasności, która nadchodziła od dłuższej chwili, omal nie
pozbawiła jej zmysłów. Resztkami świadomości Rika odnoto
wała jej uderzenie, a zaraz potem również Grant znalazł swoje
spełnienie.
W jej ciele.
George okrył futrem śpiącą obok niego kobietę, rozmyślając,
co, u diabła, go naszło. Ogień w palenisku powoli dogasał.
W czerwonawym blasku George spojrzał na Rikę, córkę Frithy,
w zupełnie nowy sposób.
Jej brak doświadczenia bardzo go zdziwił, bo rzeczywiście
nie była dziewicą. Ale całowała go niezręcznie i zupełnie nie
umiała opanować wybuchu namiętności, do którego ją dopro
wadził.
W pieszczotach była tak samo otwarta i prostolinijna jak
w swoim zachowaniu. Ani trochę nie przypominała kobiet, jakie
pamiętał ze Szkocji.
Nie powinien jej pragnąć, lecz stało się inaczej.
Nawet teraz pożądanie budziło się w nim na nowo. Niewia
rygodne. To musiał być wpływ miodu. Na pewno tak. Cóż in
nego mogłoby spowodować to niezwykłe nienasycenie? Miał
w łożu wiele kobiet, ale żadnej nie pragnął tak jak Riki.
Wiedział, że gdyby spróbował najdelikatniejszej pieszczoty,
to zbudziłaby się i spojrzała na niego z wielkim zdumieniem,
tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz jej dotknął. Zupełnie jak
by dokonał czegoś niezwykłego.
Jakby nigdy przedtem mężczyzna jej nie pieścił.
Ta wysoka należy do Brodira.
Wreszcie pojął znaczenie tych słów. Jarl jest jej kochankiem.
Cóż to musi być za mężczyzna, skoro nigdy nie pokazał jej drogi
do rozkoszy?
Zatrzymał wzrok na bliznie biegnącej do ucha Riki. Przypo
mniał sobie panikę, która biła z jej oczu, gdy pocałował ją
w tym miejscu. Czy to właśnie Brodir zaszczepił w niej lęk, mi
mo że Rika chciała pozować na nieustraszoną?
Bransolety.
Próbował je zdjąć z przegubów Riki, zanim zasnęła, spotkał
się jednak z niemal histerycznym sprzeciwem, więc nie nalegał.
Teraz jedno smukłe ramię leżało wyciągnięte na poduszce,
obok głowy. Pochylił się nad nim i ostrożnie, bez pośpiechu, ob
luzował zatyczkę bransolety.
Rika westchnęła przez sen. Zmartwiał.. Bransoleta spadła na
poduszkę, a Rika, nie budząc się ani na chwilę, wyciągnęła do
niego ręce.
- Jezu przenajświętszy - westchnął, gdy ujął jej nadgarstek.
Na całym nadgarstku widać było blizny. Ani chybi kobietę nie
raz krępowano. Jaki potwór mógł się zdobyć na coś podobnego?
Odruchowo przysunął jej dłoń do ust i pocałował purpurową
bliznę na przegubie, a potem odłożył bransoletę na skrzynię przy
posłaniu.
Wezbrał w nim gniew. [ Pobierz całość w formacie PDF ]