[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prześwietlić nasze umysły i przekonać się, czego naprawdę chcemy. W końcu powiedziała:
 Dobrze , i cofnęła wystawioną przez okno głowę. Po chwili otworzyła drzwi wejściowe.
- Przepraszam za bałagan - rzuciła, prowadząc nas przez ciemny, zagrzybiony korytarz,
obok kutego z żelaza stojaka na parasole, gdzie tłoczyły się najróżniejsze przedmioty
począwszy od wędek, a skończywszy na kijach golfowych, ale nie dostrzegłem żadnej
parasolki. Na ścianach wisiały wyblakłe dagerotypy przedstawiające poważnych mężczyzn z
bokobrodami; jeden z podpisów głosił:  Holmwood Buffen, Medium, 1880 . W końcu
dotarliśmy do przeciekającej oszklonej werandy, gdzie schły nie podlewane paprotki, a czarny
labrador o matowej sierści i zaropiałych oczach leżał bez ruchu pod stołem, na którym
ustawiono liczne doniczki zmarniałych pelargonii. W całym domu pachniało kurzem i
stęchlizną. Pani Thompson wskazała nam podniszczone krzesła ogrodowe, ciężkie, żelazne
meble, które skrzypiały przerazliwie, gdy przesuwaliśmy je po podłodze z kafelków. - Lubię,
gdy pada, wczuć się w deszcz, być częścią pogody.
Uśmiechnęła się do nas, siadając naprzeciwko. Była ubrana w długą do ziemi,
przykurzoną czarną suknię i naszyjnik z kamieni księżycowych, na lewym rękawie widniała
plama z zupy pomidorowej.
Spojrzałem w górę, na szklany dach, popękany i aż zielony od porostów. Deszcz
spływał po zniszczonych drewnianych wspornikach, a na szczycie piszczała i skrzypiała
metalowa chorągiewka obracana przez wiatr.
- Czy mogę zapalić? - spytałem.
Pani Thompson przyzwalająco skinęła głową. Przez grzeczność poczęstowałem ją
cygarem, a ona je przyjęła. Dan czekał w milczeniu, aż zapalimy.
- W czym mogę panom pomóc? - zagadnęła otulona obłokiem wonnego dymu. - Już
bardzo dawno nikt nie zwracał się do mnie o pomoc.
- Czy zna pani stare legendy tyczące Litchfield i New Milford?
- Niektóre.
- A czy słyszała pani tę o bogach, władcach Atlantydy, którzy po jej zatopieniu ukryli
się w zródłach pod Nową Anglią, by czekać na sposobność wyrwania się z dobrowolnego
więzienia?
Po dłuższej chwili pani Thompson wolno skinęła głową.
- Tak, słyszałam tę historię. Dan odkaszlnął.
- Wiem, że to brzmi jak opowieść szaleńca, ale wierzymy, że to się niebawem stanie.
Wierzymy, że bogowie z Atlantydy rzeczywiście kryją się pod ziemią i szykują, by... hmm... by
coś zrobić, gdy się wydostaną na powierzchnię.
Pani Thompson przytaknęła.
- Tak.
- Nic więcej, tylko  Tak ? - zapytałem. Odwróciwszy się, zmierzyła mnie uważnym
spojrzeniem.
- Tyle mogę powiedzieć. Znam tę legendę i wiem, że w większości jest prawdziwa.
Więc gdy przychodzicie do mnie, by oznajmić, że bogowie-bestie niedługo się pojawią, jak to
obiecywali, gdy ginęło ich królestwo, to cóż innego mam powiedzieć?
- Jak pani trafiła na to podanie? Nikt inny w tych okolicach go nie zna.
- Muszę je znać - odparła z uśmiechem. - Od pokoleń w mojej rodzinie jesteśmy
uwrażliwieni na nadnaturalne zjawiska. Moja matka twierdziła, że praprapra-dziadek
rozmawiał nawet / jednym z bogów żyjących pod ziemią. Odnalazł jego kryjówkę, gdy się
zagłębił w podziemne korytarze i jaskinie ciągnące się pod wzgórzami.
- Może przypadkiem nazywał się Josiah Walters? - Wydmuchnąłem kłąb dymu.
- Znalazł pan egzemplarz Legend z Litchfield, co? - zapytała z uśmiechem.
- Tak. Wtedy właśnie poznałem całą tę historię. Ale niewiele się dowiedziałem o
samych bogach ani o tym, co chcą osiągnąć.
- Nic dziwnego. Wszyscy sądzili, że Josiah Walters zupełnie oszalał. Pewnego dnia
wszedł pod ziemię i zniknął na cały tydzień. Gdy wrócił na powierzchnię, oświadczył, że szedł
pięć mil przez groty i korytarze pod stanem Washington, pływał w podziemnych jeziorach i
przeżył dzięki temu, że jadł dziwaczne, ślepe ryby, które tam się mnożą.
- Czy ktokolwiek próbował to sprawdzić? - wtrącił Dan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl