[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 A co  mówił  kto przyszedł na ogień? Kto krowom mleko odebrał?
Wieś była dużą i nie cała zajmowała się tą sprawą. Ale w kilkunastu chatach wrzało wie-
czoru tego jak w garnku. Mężczyzni dziwowali się i oburzali zarazem, ramionami wzruszali i
pięści ściskali, ale jak zwykle bywa, gdy im wódka ust nie rozwiązuje, mówili mało. Babskie
języki za to latały jak młyńskie skrzydła. Rozalka ze swymi żywymi ruchami wiewiórki a
syczącymi ustami żmijki uwijała się między ludzmi po różnych izbach i dziedzińcach wtedy
jeszcze, gdy już na godzinę przed północą koguty zapiały. Stepan z dzieckiem na ręku do pu-
stej chaty wszedł, ogień rozniecił, łuczywo zapalił i w szczelinę ściany wetknął, a potem
zmarszczoną i srogą twarz swą pochylił nad dzieckiem, które w objęciu jego spało. Czy na-
prawdę do żyjącego dziecka należała ta niekształtna głowa, lnianymi włosami z rzadka okry-
ta, z twarzą nabrzmiałą i zamkniętymi powiekami, których żółte rzęsy leżały na woskowej
40
żółtości policzkach? Przy świetle łuczywa Stepan przypatrywał się tej twarzy. Dlaczego syn
jego był mizeractwem takim, kiedy on sam należał do najsilniejszych i najroślejszych chło-
pów we wsi i całej okolicy? Wiecznie zgryzotą jakąś ściągnięte usta Stepana nad samą twarzą
dziecka zaszemrały:
 Oj, biedulku ty, biedulku! kiedy ty był w żywocie matki, b a ć k o twój bił żonkę, bo n
a- w i d z i ć jej nie mógł... a kiedy ledwie od ziemi odrastał, paskudna matka łopatą cię po
głowie uderzyła...
Srogość jego twarzy topniała w okrywającym ją wyrazie bólu. Pocałował w czoło uśpione
dziecko, ono zbudziło się i rączynami u szyi mu zawisło:
 Tatku, jeść!
Jednym ramieniem przytrzymując je u piersi, drugim sięgnął w przepaścistą głębinę pieca i
wyciągnął z niej garnek z jakąś ledwie ciepłą resztą krupniku. Wziął drewnianą łyżkę i wle-
wał nią krupnik w usta dziecka. Część krupniku wylewała się z łyżki i ust dziecka na brzeg
pieca, dziecko krztusiło się i śmiało zarazem; Stepan także śród niezliczonych zmarszczek
swej twarzy uśmiechać się zaczął. Wkrótce jednak srogo znowu brwi zsunął i z ust wyrzucił
ciche przekleństwo. Dlaczego w dostatniej chacie jego panuje niedostatek taki, że ot dziecko
swe karmić musi zimną resztką krupniku, a sam głodnym będąc jeść czego nie ma? Komora
przecież pełna. Tak, ale chata pusta. Dziecko w niej to jedno tylko, a żonka po świecie lata z
językiem wywieszonym jak u suki.
 Suka!  zamruczał i znowu zaklął.
Potem jeszcze do dziecka rzekł:
 Oj, żeby t a m t a twoją matką była, nie tak by ty wyglądał...
Po chwili ojcowskimi rękami na sienniku ułożone mizerne dziecko znowu zasnęło, a Ste-
pan, przyniesioną z komory kromkę chleba z kawałkiem słoniny zjadłszy, siedział przy ścia-
nie na ławie i drzemał. Orał dziś przez dzień cały, tak więc znużony był, że aż całą swą posta-
cią kołysał się od senności to w tył, to naprzód. Jednak do snu się nie układał. Na żonę czekał.
Byłże to objaw czułości małżeńskiej? Doświadczyć tego miała Rozalka, gdy na godzinę przez
północą do chaty wracała. Wracała zaś w humorze wybornym. Uszczęśliwiało ją to, że Pie-
trusię złapano dziś na gorącym uczynku szkodzenia ludziom i że odtąd nie tylko cała wieś, ale
i Stepan w obrzydzenie ją wezmie najpewniej. Ta ostatnia nadzieja rozpływała się po jej
wnętrzu namiętną rozkoszą. Ona przecież nie z przymusu i nie z chciwości, ale z lubienia za
Stepana poszła. Ostrzegali ją ludzie, że on wielki złośnik.
 Już ja jemu dam rady  mawiała.  Na złość jest złość i nie wiadomo jeszcze, kto kogo
przezwycięży. Niechaj bije, byle lubił.
Aż tu przekonała się, że on jej nie lubił, a pojął ją tylko dlatego, że kiedy matka umarła,
gospodyni w chacie konieczną już się stała. Tamtą to lubił, i jak jeszcze lubił! O, gdyby nie
bała się kryminału i sądu, byłaby już tę tamtą sto razy zabiła! Ale teraz zabita już ona i tak.
Wiedzma, ludzi krzywdząca i z nieczystym będąca w zmowie. Teraz to i Stepan plunie na nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl