[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypiera ich do muru prawami człowieka... Za dużo do stracenia.
 I myślisz, że wygramy tę próbę sił?
 Tak myślę. Choć niekoniecznie tym razem.
 Nie tym razem? Jak to rozumiesz?
 Spróbują nas podzielić, skłócić, oszukać, zmęczyć. W pewnym momencie zamiast
Stanisława Kani pojawi się jakiś nowy mąż opatrznościowy, który poprosi o kredyt zaufania.
Może odegra nawet jakąś komedię z udziałem Rosjan, postawi się Breżniewowi. Lud to kupi.
 Pomożecie? Pomożemy! . Początkowo nic się nie zmieni, ale z czasem zaczną przykręcać
śrubę prasie... Przywołają do porządku artystów.
 I  Solidarność na to pozwoli?
 Ta dzisiejsza dziesięciomilionowa z pewnością by nie pozwoliła. Dlatego spróbują ją
podzielić, zapewne wprowadzą do kierownictwa swoich ludzi lub przeszkolonych agentów.
Jeśli do tej pory tego nie zrobili...
 Jesteś strasznym pesymistą, Maćku!
 Wręcz przeciwnie, jestem ogromnym optymistą, tyle że z poczuciem realizmu.
Przeżyłem pazdziernik pięćdziesiątego szóstego i grudzień siedemdziesiątego roku, za
każdym razem obserwując wielkie ożywienie społeczne: Zmianę ekipy, obietnice reformy,
potem wycofywanie siÄ™ z nich...
 A więc uważasz, że przegramy?
 Pozwól mi skończyć, Marto! Uważam, że jeśli nawet przegramy, to nie całkiem. Za
każdym razem fala protestu była u nas wyższa i wyższa, partyjnemu kierownictwu trudniej
przychodziło ściągać cugle i zawsze część zdobyczy wymuszonych przez społeczeństwo
pozostawała. Myślę, że i tym razem będzie podobnie. Odwrót od zdobyczy Sierpnia, parę lat
regresu. Do następnego razu. System gnije nie tylko u nas. Za parę lat znów gdzieś nastąpi
kolejne tąpnięcie, w Bułgarii, Rumunii, może w samej Rosji. Bądz spokojna, dożyjesz jeszcze
swojej wiosny czy jesieni ludów.
Zaśmiała się.
 Mówisz jak prorok.
 Nie, jak geograf, który zna prawa dotyczące tektoniki i ekonomii. Nawiasem mówiąc,
nie masz pojęcia jak interesującym geologicznie regionem jest Pogórze Sudeckie...
Ale wiolonczelistka zupełnie nie interesowała się geologią, toteż szybko zmieniła temat.
Do Zwidnicy zajechaliśmy pod wieczór. Zwiebodzice leżały tuż, tuż. Marta chciała
odwiedzić Witkowca z marszu, zadzwoniła nawet do niego, ale były bojowiec wyraznie nie
był chętny na spotkanie o zmierzchu.
 Zapraszam na jutro  wychrypiał przez telefon.  Ja, widzi towarzyszka redaktor,
chodzę wcześnie spać. Za to wstaję wcześnie, z pierwszym świtem. Wpadnijcie o ósmej, to
sobie porozmawiamy.
 Ósma to nieludzka pora. MogÄ™ być o dziesiÄ…tej?
 Niech będzie dziesiąta... A nie macie przypadkiem kawy. Bo ja od lat tylko zbożową...
 Postaram się o tę kawę. W Zwidnicy powinien być jeszcze czynny Pewex.
W dość obskurnym hotelu wynajęliśmy dwa pokoje (oszczędności na mojej książeczce
PKO niepokojąco malały). Taniej wypadłaby jedna dwójka, ale nawet w schyłkowym PRL-u
obowiązywały niewzruszone zasady moralne. Tęgawa recepcjonistka dość długo nieufnie
oglądała dowód Marty, która zaledwie przed pięcioma miesiącami skończyła osiemnaście lat.
 Czy coś nie w porządku?  zapytała zadziornie dziewczyna.  Może mam jeszcze
pokazać metrykę?
Złośliwe babsko otaksowało z ponurą miną śliczną, długonogą dziewczynę i dwa razy
starszego od niej mężczyznę, po czym dało nam pokoje na dwóch różnych piętrach. Ale to już
nie stanowiło problemu. W odróżnieniu od Rosji, w Polsce nie przyjęła się instytucja
babuszek etażowych, kontrolujących ruch między pokojami. Nie minęło pięć minut, a
zachłannie tuliliśmy się do siebie, nie zwracając uwagi na popękane ściany, chodnik, który
lata swej świetności przeżył za Bieruta, czy kit wyłażący z okiennej ramy, bardziej dobitnie
niż fałsz z propagandy sukcesu.
* * *
Nocą znowu podążyłem za moją mamą...
Domek Stasiaków stał na skraju podwarszawskiej Kobyłki. Gospodarstwo robiło
wrażenie zaniedbanego, a wszechobecne kury i gołębie opaskudziły je w wiadomy sposób.
Franciszek Stasiak pracował na kolei, jego żona zajmowała się domem, czworgiem dzieci i
całą resztą inwentarza. Pani Stefania nie wyglądała na uszczęśliwioną przybyciem Marii
Kaczmarek. Jej mąż natomiast, po przeczytaniu rekomendacji Delkacza proponującego
zatrudnienie  sieroty z Gniezna w charakterze pomocy w gospodarstwie, potraktował to jak
rozkaz towarzysza  Profesora .
Sny podobno bywają bezwonne, ja jednak czułem wyraznie wszechobecny w całym
domostwie zapach kiszonej kapusty, częściowo tylko łamany przez fetor dolatujący z
koślawej sławojki w podwórzu.
Wnętrze było ubogie, ściany prawie nagie. Zastanawiał brak jakichkolwiek symboli kultu
religijnego. Ta nieobecność wyjaśniła się już najbliższej niedzieli, kiedy pod oknami chałupy
ciągnął w stronę kościoła sznur babin w chustach i mężczyzn w marynarkach i obowiązkowo
wykrochmalonych koszulach. Domownicy w komplecie pozostali w mieszkaniu. Stasiak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl