[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Roper uśmiechnął się.
- Rzeczywiście, znam - odparł łagodnie. - Pan Sharpe był bardzo przejęty ucieczką
nadmiarów, która miała miejsce wczoraj w nocy. Był także bardzo zaniepokojony, kiedy
dowiedział się, że odwiedziliśmy jego dom. Twierdził, że jego żona w żadnym razie nie
ukrywałaby nadmiarów.
- Nie ukrywałabym nadmiarów...? Cóż, jeżeli o to chodzi, ma absolutną rację. Co za
pomysł! Wie pan, po południu odbyły się we wsi poszukiwania. Takie ucieczki wzbudzają w
nas niepokój.
- W istocie, pani Sharpe, bez wątpienia są grozne. I jestem pewien, że nie chciała pani
okłamywać moich kolegów, kiedy odwiedzili panią rano.
Kobieta popatrzyła na niego z oburzeniem.
- Nie podoba mi się pański ton, panie Roper. Pana zachowanie również - powiedziała,
krzyżując ramiona. - Mam swoje prawa. I chyba wolałabym, aby przyszedł pan jutro.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Obawiam się, że to niemożliwe, pani Sharpe. Musimy porozmawiać natychmiast.
Mieliśmy zgłoszenie, że w pani ogrodzie widziano młodych ludzi. Jak rozumiem, ta
dziewczyna kiedyś przez krótki czas pracowała u pani. Wydaje się prawdopodobne, że mogła
tu przyjść, czyż nie?
- Tak pan sądzi? - spytała sztywno Julia, przechodząc za nim przez drzwi. Zamknął je
za nimi wysoki człowiek w mundurze. W kuchni znajdowało się jeszcze trzech mężczyzn. -
Cóż, jeśli nawet tak się stało, to ja nic o tym nie wiem.
Główny łapacz popatrzył na nią w milczeniu i wskazał jej miejsce.
- Mam nadzieję, że nie zajmą mi panowie zbyt wiele czasu - dodała sucho, gdy już
usiadła przy kuchennym stole.
Zauważyła, że mężczyzna jest wysoki, ma błękitne oczy i ciemnoblond włosy. Być
może w innych okolicznościach uznałaby go za całkiem przystojnego. Może odrobina uroku
osobistego coś da... Może gdyby zatrzepotała trochę rzęsami? Lecz zanim zdążyła użyć tej
kobiecej broni, Roper usiadł naprzeciwko i chwycił ją za ręce.
- Ludzie, których pani tam widzi - powiedział, wskazując na mundurowych stojących
koło zlewu - to łapacze. A łapacze stosują zupełnie inne procedury niż zwykła policja.
Powiedzmy, że mają więcej... swobody w wyborze metod działania. Jest pani żoną wysokiego
urzędnika i nie chciałbym pani przekazywać w ich ręce, bo jestem człowiekiem
cywilizowanym i wolę cywilizowane metody. Ale nie mogę chronić pani przed nimi zbyt
długo. Chcą złapać te nadmiary i na pewno im się to uda. Rozumie pani? - Pochylał się nad
stołem i patrzył prosto w oczy kobiety, która nie wytrzymała jego spojrzenia i mrugnęła
nerwowo.
- Ale ja jestem przecież legalna - wymamrotała niepewnie. - Nie możecie mnie tak
traktować.
- Droga pani Sharpe... - powiedział mężczyzna niespodziewanie lekkim tonem,
odchylając się na krześle. - Czy pani wie, co się stanie, jeśli aresztujemy panią za ukrywanie
nadmiarów?
Pokręciła głową.
- Zostanie pani uwięziona oraz przesłuchana. Możemy panią przetrzymywać trzy
miesiące, jeśli będziemy mieli ochotę.
- Trzy miesiące...? - spytała z niedowierzaniem. - Ależ ja nie zrobiłam nic złego. To
niedopuszczalne! To... to oburzające!
Oczy mężczyzny się zwęziły.
- To ukrywanie nadmiarów jest oburzające, proszę pani. Przeciwstawianie się
Władzom i Deklaracji jest niedopuszczalne. Obawiam się, że standardowe reguły i procedury
wymiaru sprawiedliwości nie mają zastosowania w przypadku udzielenia schronienia
nadmiarom. Gra toczy się o zbyt wysoką stawkę, droga pani. Jestem pewien, że pani to
rozumie. - Patrzył na nią przez chwilę, a potem nagle znów się uśmiechnął. - Oczywiście,
zdaje sobie pani doskonale sprawę, że w więzieniu przyjmowanie długowieczności jest
zabronione. I przez cały okres pani pobytu u nas, jeżeli uznamy to za właściwe.
Kobieta popatrzyła na niego, zdumiona.
- Nie możecie tego zrobić - odrzekła. - Chcę rozmawiać z adwokatem. Szczerze
mówiąc, panie Roper, mam już tego dosyć.
- Szczerze mówiąc, pani Sharpe, dopiero zaczęliśmy! - odparł główny łapacz z
gniewem.
Julia nerwowo przygryzła wargę.
- Czy pani wie, co się dzieje, kiedy ktoś w pani wieku przestaje brać długowieczność?
Przesłuchiwana wzruszyła ramionami. Powiedziała sobie, że jej to nie obchodzi. Nie
przestraszą jej te bezczelne typy i ich bandyckie metody.
- Po miesiącu wracają wszystkie objawy starzenia, o których zdążyliśmy już
zapomnieć - opisywał Roper z lekkim grymasem na ustach. - Ból kręgosłupa, ból w kolanach,
gdy jest zimno, no i apatia, czyli zobojętnienie. Po sześciu tygodniach mięśnie zaczynają
wiotczeć, a organy wewnętrzne szwankują. Po dwóch miesiącach rzedną włosy, psuje się
wzrok, podobnie słuch, a kości zaczynają błyskawicznie tracić wapń. Do sześciu tygodni
sytuacja jest odwracalna. Po dwóch miesiącach nie da się już powrócić do całkowitego
zdrowia. Po dziesięciu tygodniach proces starzenia nabiera rozpędu: ciało staje się podatne na
choroby i rozkład, a mięśnie prawie całkiem zanikają. Dwanaście tygodni i... cóż, nikt jeszcze
nie przetrwał dwunastu tygodni. Szczerze mówiąc, ludzie zwykle są zadowoleni ze śmierci w
jedenastym tygodniu, choć z drugiej strony trudno to nazwać zadowoleniem, skoro nie są w
stanie ruszać się ani myśleć z bólu; mogą jedynie czekać, aż śmierć zakończy cierpienia
wieku starczego.
- Nie ośmielicie się... - powiedziała kobieta, mrużąc oczy. - Twierdzi pan, że
pozwolicie mi umrzeć, bo podejrzewacie... a to tylko podejrzenie, nic więcej... że mogłam
pomóc dwóm nadmiarom, dwojgu młodym ludziom, którzy zdołali zbiec z tego okropnego
ośrodka?
- Cieszę się, że pani to rozumie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl