[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przykuła cię do mnie na zawsze.
- Nie potrzebujesz żadnej magii.
- A czego?
- Po prostu mnie kochaj - odparła, opierając głowę na jego
ramieniu.
Griffith westchnął zrozpaczony.
- Na wszystkich świętych, kobieto, jak myślisz, co nam
przeszkadzało?
Co im przeszkadzało - zastanawiała się Marianna. Jej niezdrowa
ambicja, której nie mogły zmienić, ani słodkie słówka, ani szalona
namiętność. Nie pragnęła teraz jego ciepła, bliskości. Odsunęła się
od niego. Spróbował ją przygarnąć, lecz oparła mu się.
- Gdybyś znał całą prawdę o mnie, nie chciałbyś mnie dotknąć
- powiedziała.
Marianna czuła jego napięcie, a potem Griffith wypuścił ją i
odparł:
- Wątpię.
- Miałeś rację. Pragnęłam tronu dla siebie i dla Lionela.
- Wiem.
- Nie jestem jego prawdziwą matką, bo prawdziwa matka nigdy
by...
- Jesteś dla siebie zbyt surowa - przerwał jej Griffith.
- Nie dość surowa - bąknęła Marianna i otarła oczy.
- Moja matka mówi, że jedyna matka, która zawsze właściwie
postępuje z dzieckiem, to kobieta bezdzietna.
Griffith pragnął, by Marianna się uśmiechnęła, i tak się stało. Ale
był to uśmiech pozbawiony wesołości. Usta jej drżały i musiała
oblizać wargi, zanim rzekła:
- Mój ojciec prawie nigdy nie postępował właściwie.
- Może robił to, co mógł - podsunął Griffith. - Może inaczej nie
umiał.
Marianna zgodziła się, przypominając sobie swoje własne plany
dotyczące Lionela.
- Może wszyscy tak postępują.
- Ci ludzie, którzy mieszkali u twojego ojca... Wjeżdżałem, gdy
opuszczali zamek.
Marianna roześmiała się ochryple, zastanawiając się, co też
Griffith sobie pomyślał, widząc masowe wywożenie mebli
Wenthayena.
- Podobno Wenthayen spadł z wieży.
- Tak. - Marianna ukryła twarz w końskiej grzywie. - Usiłował
mnie zabić, lecz stwierdził, że nie jest w stanie tego uczynić.
- Chwytając się szorstkiej sierści dodała: - Ale Cecylia była w
stanie.
Griffith milczał przez dłuższą chwilę; w końcu wyjąkał:
- Cecylia? Mówisz, że... Cecylia...?
- Jest równie szalona jak i ja. - Marianna pogładziła końską
grzywę i wspomniała jej szczery smutek nad ciałem Wenthayena.
- Oczekuje mego przyrodniego brata i jest obrzmiała i
nieszczęśliwa.
- A po urodzeniu dziecka?
Marianna wzruszyła ramionami.
- Sądzę, że znowu zacznie intrygować.
Griffith zatrzymał się na zboczu doliny rzecznej i spojrzał na
krętą wstęgę wody. Wydawało się, że znajduje rozwiązanie
jakiegoś problemu, bo zsunąwszy się z konia uniósł ku Mariannie
złośliwie uśmiechniętą twarz.
- Nie chciałabyś oddać jej Dolanowi?
Marianna spojrzała na niego zdziwiona.
- Dolanowi? - powtórzyła powoli.
- Tak - wyszczerzył zęby Griffith. - Dolanowi.
Oczom Marianny ukazała się wizja starego, złośliwego
marynarza i nadętej, pretensjonalnej Cecylii. Nie mogła
powstrzymać się od śmiechu.
- Kogo w ten sposób ukarzemy?
Griffith śmiejąc się zsadził ją z konia.
- Są siebie warci.
A potem jego uśmiech zgasi. Rozbawienie zastąpił wyraz
zakłopotania. Griffith przełknął ślinę i rzeki:
- Nie tylko ty byłaś szalona.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Miałaś rację. Henryk chciał skrzywdzić Lionela. - Nie mógł
pozwolić, by tylko Marianna oskarżała siebie, gdy on także
popełnił błąd. Cierpiał, zrażając ją do siebie, cierpiał, bo chciał z
nią pozostać i kochać ją do końca życia. Rzeki zrozpaczony: - Do
diabła! Jak to możliwe, że Henryk tak mnie omamił?
- Jesteś mężczyzną. - Marianna wzruszyła ramionami. -
Mężczyzni tacy jak ty myślą wyłącznie o honorze i
sprawiedliwości, nie zawracają sobie głowy uczuciami. Henryk
mógł być łagodny, nawet dla Lionela, dopóki nie widział go na
oczy. Ale gdy spojrzał mu w twarz, zobaczył Ryszarda III.
- To prawda - zgodził się Griffith.
- Nie tego Ryszarda III, którego pokonał pod Bosworth. Jego
mógł zrozumieć i nawet mu przebaczyć. Lecz on zobaczył w
Lionelu tego Ryszarda, który zhańbił jego żonę, i tego już nie mógł
ścierpieć.
Henryk uległ podłym podszeptom - i co gorsza, Griffith go
rozumiał. On czuł to samo, gdy sądził, że Lionel jest dzieckiem, do
którego poczęcia Ryszard zmusił Mariannę siłą.
- Powiedz mi teraz - rzeki cicho i ochryple. - Gdzie ukryłaś akt
ślubu?
- Spaliłam go.
Griffith wypuścił ją z objęć i cofnął się.
- Ale przecież powiedziałaś królowi...
- %7łe jest w bezpiecznym miejscu. I to prawda.
- Powiedziałaś.., powiedziałaś, że nigdy go nie zniszczysz, że
zatrzymasz dla Lionela. Mówiłaś, że to usprawiedliwia jego
przyjście na świat.
Z oczu Marianny popłynęły łzy. Spojrzała w ziemię. Griffith
łagodnie ujął jej dłonie i odwrócił. Miała poparzoną dłoń u
podstawy kciuka, ogień naznaczył ją na całe życie. Palec
wskazujący i palce środkowe były zaczerwienione i lśniące.
Doprowadziła do tego, ponieważ chciała postąpić słusznie,
ponieważ Griffith unaocznił jej ambicje, które nią kierowały,
ponieważ była zawstydzona. Teraz zawstydzony był Griffith, bo
niewłaściwie ocenił Henryka i bezlitośnie osądził Mariannę.
- Znam sposoby matki na oparzenia. - Dotknął okaleczonej dłoni
i Marianna drgnęła. - Zbiorę od razu odpowiednie zioła i...
Lecz nie to powinien był powiedzieć. Słowa przychodziły mu z
trudem:
- Chciałem, żebyś zrezygnowała ze swoich marzeń i żądań, bo
uważałem, że są zbyt wygórowane. Uważałem, że mój honor jest
najważniejszy, a twój liczy się mniej. Pokazałaś mi, że się
myliłem co do twojej siły i honoru. Teraz rozumiem. Naprawdę.
Chciałaś, żeby Lionel został królem Anglii. Chciałaś być u jego
boku i dzielić jego splendor. Cóż, ja czuję podobnie... hm... w
stosunku do ciebie.
- W stosunku do mnie?
Twarz Griffitha spłonęła rumieńcem, odszedł w kierunku rzeki.
- Złapałem sokoła. Nie każdy może się tym pochwalić.
- Sokoła. - Marianna szła za nim zafascynowana. - Masz na myśli
mnie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
przykuła cię do mnie na zawsze.
- Nie potrzebujesz żadnej magii.
- A czego?
- Po prostu mnie kochaj - odparła, opierając głowę na jego
ramieniu.
Griffith westchnął zrozpaczony.
- Na wszystkich świętych, kobieto, jak myślisz, co nam
przeszkadzało?
Co im przeszkadzało - zastanawiała się Marianna. Jej niezdrowa
ambicja, której nie mogły zmienić, ani słodkie słówka, ani szalona
namiętność. Nie pragnęła teraz jego ciepła, bliskości. Odsunęła się
od niego. Spróbował ją przygarnąć, lecz oparła mu się.
- Gdybyś znał całą prawdę o mnie, nie chciałbyś mnie dotknąć
- powiedziała.
Marianna czuła jego napięcie, a potem Griffith wypuścił ją i
odparł:
- Wątpię.
- Miałeś rację. Pragnęłam tronu dla siebie i dla Lionela.
- Wiem.
- Nie jestem jego prawdziwą matką, bo prawdziwa matka nigdy
by...
- Jesteś dla siebie zbyt surowa - przerwał jej Griffith.
- Nie dość surowa - bąknęła Marianna i otarła oczy.
- Moja matka mówi, że jedyna matka, która zawsze właściwie
postępuje z dzieckiem, to kobieta bezdzietna.
Griffith pragnął, by Marianna się uśmiechnęła, i tak się stało. Ale
był to uśmiech pozbawiony wesołości. Usta jej drżały i musiała
oblizać wargi, zanim rzekła:
- Mój ojciec prawie nigdy nie postępował właściwie.
- Może robił to, co mógł - podsunął Griffith. - Może inaczej nie
umiał.
Marianna zgodziła się, przypominając sobie swoje własne plany
dotyczące Lionela.
- Może wszyscy tak postępują.
- Ci ludzie, którzy mieszkali u twojego ojca... Wjeżdżałem, gdy
opuszczali zamek.
Marianna roześmiała się ochryple, zastanawiając się, co też
Griffith sobie pomyślał, widząc masowe wywożenie mebli
Wenthayena.
- Podobno Wenthayen spadł z wieży.
- Tak. - Marianna ukryła twarz w końskiej grzywie. - Usiłował
mnie zabić, lecz stwierdził, że nie jest w stanie tego uczynić.
- Chwytając się szorstkiej sierści dodała: - Ale Cecylia była w
stanie.
Griffith milczał przez dłuższą chwilę; w końcu wyjąkał:
- Cecylia? Mówisz, że... Cecylia...?
- Jest równie szalona jak i ja. - Marianna pogładziła końską
grzywę i wspomniała jej szczery smutek nad ciałem Wenthayena.
- Oczekuje mego przyrodniego brata i jest obrzmiała i
nieszczęśliwa.
- A po urodzeniu dziecka?
Marianna wzruszyła ramionami.
- Sądzę, że znowu zacznie intrygować.
Griffith zatrzymał się na zboczu doliny rzecznej i spojrzał na
krętą wstęgę wody. Wydawało się, że znajduje rozwiązanie
jakiegoś problemu, bo zsunąwszy się z konia uniósł ku Mariannie
złośliwie uśmiechniętą twarz.
- Nie chciałabyś oddać jej Dolanowi?
Marianna spojrzała na niego zdziwiona.
- Dolanowi? - powtórzyła powoli.
- Tak - wyszczerzył zęby Griffith. - Dolanowi.
Oczom Marianny ukazała się wizja starego, złośliwego
marynarza i nadętej, pretensjonalnej Cecylii. Nie mogła
powstrzymać się od śmiechu.
- Kogo w ten sposób ukarzemy?
Griffith śmiejąc się zsadził ją z konia.
- Są siebie warci.
A potem jego uśmiech zgasi. Rozbawienie zastąpił wyraz
zakłopotania. Griffith przełknął ślinę i rzeki:
- Nie tylko ty byłaś szalona.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Miałaś rację. Henryk chciał skrzywdzić Lionela. - Nie mógł
pozwolić, by tylko Marianna oskarżała siebie, gdy on także
popełnił błąd. Cierpiał, zrażając ją do siebie, cierpiał, bo chciał z
nią pozostać i kochać ją do końca życia. Rzeki zrozpaczony: - Do
diabła! Jak to możliwe, że Henryk tak mnie omamił?
- Jesteś mężczyzną. - Marianna wzruszyła ramionami. -
Mężczyzni tacy jak ty myślą wyłącznie o honorze i
sprawiedliwości, nie zawracają sobie głowy uczuciami. Henryk
mógł być łagodny, nawet dla Lionela, dopóki nie widział go na
oczy. Ale gdy spojrzał mu w twarz, zobaczył Ryszarda III.
- To prawda - zgodził się Griffith.
- Nie tego Ryszarda III, którego pokonał pod Bosworth. Jego
mógł zrozumieć i nawet mu przebaczyć. Lecz on zobaczył w
Lionelu tego Ryszarda, który zhańbił jego żonę, i tego już nie mógł
ścierpieć.
Henryk uległ podłym podszeptom - i co gorsza, Griffith go
rozumiał. On czuł to samo, gdy sądził, że Lionel jest dzieckiem, do
którego poczęcia Ryszard zmusił Mariannę siłą.
- Powiedz mi teraz - rzeki cicho i ochryple. - Gdzie ukryłaś akt
ślubu?
- Spaliłam go.
Griffith wypuścił ją z objęć i cofnął się.
- Ale przecież powiedziałaś królowi...
- %7łe jest w bezpiecznym miejscu. I to prawda.
- Powiedziałaś.., powiedziałaś, że nigdy go nie zniszczysz, że
zatrzymasz dla Lionela. Mówiłaś, że to usprawiedliwia jego
przyjście na świat.
Z oczu Marianny popłynęły łzy. Spojrzała w ziemię. Griffith
łagodnie ujął jej dłonie i odwrócił. Miała poparzoną dłoń u
podstawy kciuka, ogień naznaczył ją na całe życie. Palec
wskazujący i palce środkowe były zaczerwienione i lśniące.
Doprowadziła do tego, ponieważ chciała postąpić słusznie,
ponieważ Griffith unaocznił jej ambicje, które nią kierowały,
ponieważ była zawstydzona. Teraz zawstydzony był Griffith, bo
niewłaściwie ocenił Henryka i bezlitośnie osądził Mariannę.
- Znam sposoby matki na oparzenia. - Dotknął okaleczonej dłoni
i Marianna drgnęła. - Zbiorę od razu odpowiednie zioła i...
Lecz nie to powinien był powiedzieć. Słowa przychodziły mu z
trudem:
- Chciałem, żebyś zrezygnowała ze swoich marzeń i żądań, bo
uważałem, że są zbyt wygórowane. Uważałem, że mój honor jest
najważniejszy, a twój liczy się mniej. Pokazałaś mi, że się
myliłem co do twojej siły i honoru. Teraz rozumiem. Naprawdę.
Chciałaś, żeby Lionel został królem Anglii. Chciałaś być u jego
boku i dzielić jego splendor. Cóż, ja czuję podobnie... hm... w
stosunku do ciebie.
- W stosunku do mnie?
Twarz Griffitha spłonęła rumieńcem, odszedł w kierunku rzeki.
- Złapałem sokoła. Nie każdy może się tym pochwalić.
- Sokoła. - Marianna szła za nim zafascynowana. - Masz na myśli
mnie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]