[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wnioskujemy z tego, że hrabia Foscatini nie pił kawy. Mimo to kawa znajdowała się we
wszystkich trzech filiżankach. Dlaczego ktoś miałby udawać, że hrabia Foscatini pił kawę,
gdy tak naprawdę tego nie robił?
Przecząco pokręciłem głową, całkowicie zdezorientowany.
- Pomogę ci. Jaki dowód mamy na to, że Ascanio i jego kolega, czy też jakichkolwiek
dwóch mężczyzn, którzy by się za nich podawali, poszło tam pamiętnego wieczoru? Nikt nie
widział, jak wchodzili; nikt nie widział, jak wychodzili. Potwierdzają to zeznania jednego
człowieka i mnóstwo nieożywionych przedmiotów.
- Co masz na myśli?
- Noże, widelce, talerze i puste półmiski. Ach, to był wspaniały pomysł! Graves jest
złodziejem i łajdakiem, ale jakże metodycznie działa! Podsłuchuje rano część rozmowy,
wystarczająco dużo, aby zdać sobie sprawę, że Ascanio znajdzie się w na tyle niezręcznej
sytuacji, że trudno będzie mu się bronić. Następnego wieczoru, około ósmej, mówi swemu
pracodawcy, że jest do niego telefon. Foscatini siada przy biurku, wyciąga rękę po słuchawkę
i nagle Graves zadaje mu z tyłu cios marmurową figurką. Potem pędzi do telefonu w kuchni,
aby złożyć zamówienie: obiad dla trzech osób! Gdy ten zostaje dostarczony, nakrywa stół,
brudzi talerze, noże, widelce etc. Lecz musi się także pozbyć jedzenia. Jest to człowiek, który
nie tylko ma głowę na karku, ale i pojemny żołądek! Po zjedzeniu trzech toumedos okazuje
się jednak, że suflet z ryżu to dla niego za wiele! Wypala nawet cygaro i dwa papierosy, aby
uczynić mistyfikację bardziej wiarygodną. Ach, jaka dbałość o szczegóły! Następnie,
przesunąwszy wskazówki zegara na ósmą czterdzieści siedem, rozbija go, w wyniku czego
zegar się zatrzymuje. Jedyną rzeczą, o której zapomina, jest zaciągnięcie zasłon. Gdyby
jednak obiad taki miał naprawdę miejsce, zaciągnięto by je, gdy tylko zacząłby zapadać
zmierzch. Potem pośpiesznie wychodzi, mimochodem napomykając windziarzowi o
gościach. Zpieszy do budki telefonicznej i gdy zbliża się ósma czterdzieści siedem, dzwoni do
doktora, udając swego umierającego pracodawcę. Pomysł jest tak znakomity, że nikt nawet
nie sprawdza, czy o tej porze w ogóle dzwoniono z mieszkania numer jedenaście.
- Z wyjątkiem Herkulesa Poirot, jak sądzę? - odparłem uszczypliwie.
- Nie, włączając w to i jego - odparł mój przyjaciel z uśmiechem. - Mam zamiar zrobić
to teraz. Najpierw jednak musiałem swoje domysły przedstawić tobie. Ale przekonasz się, że
mam rację; potem Japp, któremu napomknąłem o tej sprawie, będzie mógł aresztować owego
zacnego Gravesa. Ciekaw jestem, ile z tych pieniędzy już wydał.
Poirot miał rację. Jak zwykle, niech go diabli!
Zaginiony testament
Problem, który nam przedstawiła panna Violetta Marsh, stanowił miłą odmianę w
naszej codziennej pracy. Poirot otrzymał wcześniej od owej damy krótki i rzeczowy list, w
którym prosiła o spotkanie, i zaproponował, aby go odwiedziła następnego dnia o jedenastej.
Zjawiła się punktualnie - wysoka, młoda i ładna; prosto, lecz schludnie ubrana;
zachowująca się pewnie i rzeczowo. Młoda kobieta, która na pewno poradzi sobie w świecie.
Sam nie jestem wielbicielem tak zwanych postępowych kobiet i pomimo jej urody niezbyt
dobrze byłem do niej usposobiony.
- Sprawa, z którą do pana przychodzę, jest nieco osobliwej natury, monsieur Poirot -
rozpoczęła, usiadłszy na zaoferowanym jej krześle. - Lepiej zacznę od początku i opowiem
panu całą historię.
- Bardzo proszę, mademoiselle.
- Jestem sierotą. Ojciec był jednym z dwóch synów właściciela niewielkiej farmy w
Devonshire. Ziemia była licha i starszy brat, Andrew, wyemigrował do Australii, gdzie
wiodło mu się świetnie i dzięki korzystnej spekulacji ziemią dorobił się dużego majątku.
Młodszy brat, Roger (mój ojciec), nie miał zamiłowania do życia na wsi. Zdobył nieco
wykształcenia i otrzymał posadę urzędnika w pewnej małej firmie. Ożenił się z panną, która
zajmowała trochę wyższą pozycję społeczną niż on; matka była córką zubożałego artysty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Wnioskujemy z tego, że hrabia Foscatini nie pił kawy. Mimo to kawa znajdowała się we
wszystkich trzech filiżankach. Dlaczego ktoś miałby udawać, że hrabia Foscatini pił kawę,
gdy tak naprawdę tego nie robił?
Przecząco pokręciłem głową, całkowicie zdezorientowany.
- Pomogę ci. Jaki dowód mamy na to, że Ascanio i jego kolega, czy też jakichkolwiek
dwóch mężczyzn, którzy by się za nich podawali, poszło tam pamiętnego wieczoru? Nikt nie
widział, jak wchodzili; nikt nie widział, jak wychodzili. Potwierdzają to zeznania jednego
człowieka i mnóstwo nieożywionych przedmiotów.
- Co masz na myśli?
- Noże, widelce, talerze i puste półmiski. Ach, to był wspaniały pomysł! Graves jest
złodziejem i łajdakiem, ale jakże metodycznie działa! Podsłuchuje rano część rozmowy,
wystarczająco dużo, aby zdać sobie sprawę, że Ascanio znajdzie się w na tyle niezręcznej
sytuacji, że trudno będzie mu się bronić. Następnego wieczoru, około ósmej, mówi swemu
pracodawcy, że jest do niego telefon. Foscatini siada przy biurku, wyciąga rękę po słuchawkę
i nagle Graves zadaje mu z tyłu cios marmurową figurką. Potem pędzi do telefonu w kuchni,
aby złożyć zamówienie: obiad dla trzech osób! Gdy ten zostaje dostarczony, nakrywa stół,
brudzi talerze, noże, widelce etc. Lecz musi się także pozbyć jedzenia. Jest to człowiek, który
nie tylko ma głowę na karku, ale i pojemny żołądek! Po zjedzeniu trzech toumedos okazuje
się jednak, że suflet z ryżu to dla niego za wiele! Wypala nawet cygaro i dwa papierosy, aby
uczynić mistyfikację bardziej wiarygodną. Ach, jaka dbałość o szczegóły! Następnie,
przesunąwszy wskazówki zegara na ósmą czterdzieści siedem, rozbija go, w wyniku czego
zegar się zatrzymuje. Jedyną rzeczą, o której zapomina, jest zaciągnięcie zasłon. Gdyby
jednak obiad taki miał naprawdę miejsce, zaciągnięto by je, gdy tylko zacząłby zapadać
zmierzch. Potem pośpiesznie wychodzi, mimochodem napomykając windziarzowi o
gościach. Zpieszy do budki telefonicznej i gdy zbliża się ósma czterdzieści siedem, dzwoni do
doktora, udając swego umierającego pracodawcę. Pomysł jest tak znakomity, że nikt nawet
nie sprawdza, czy o tej porze w ogóle dzwoniono z mieszkania numer jedenaście.
- Z wyjątkiem Herkulesa Poirot, jak sądzę? - odparłem uszczypliwie.
- Nie, włączając w to i jego - odparł mój przyjaciel z uśmiechem. - Mam zamiar zrobić
to teraz. Najpierw jednak musiałem swoje domysły przedstawić tobie. Ale przekonasz się, że
mam rację; potem Japp, któremu napomknąłem o tej sprawie, będzie mógł aresztować owego
zacnego Gravesa. Ciekaw jestem, ile z tych pieniędzy już wydał.
Poirot miał rację. Jak zwykle, niech go diabli!
Zaginiony testament
Problem, który nam przedstawiła panna Violetta Marsh, stanowił miłą odmianę w
naszej codziennej pracy. Poirot otrzymał wcześniej od owej damy krótki i rzeczowy list, w
którym prosiła o spotkanie, i zaproponował, aby go odwiedziła następnego dnia o jedenastej.
Zjawiła się punktualnie - wysoka, młoda i ładna; prosto, lecz schludnie ubrana;
zachowująca się pewnie i rzeczowo. Młoda kobieta, która na pewno poradzi sobie w świecie.
Sam nie jestem wielbicielem tak zwanych postępowych kobiet i pomimo jej urody niezbyt
dobrze byłem do niej usposobiony.
- Sprawa, z którą do pana przychodzę, jest nieco osobliwej natury, monsieur Poirot -
rozpoczęła, usiadłszy na zaoferowanym jej krześle. - Lepiej zacznę od początku i opowiem
panu całą historię.
- Bardzo proszę, mademoiselle.
- Jestem sierotą. Ojciec był jednym z dwóch synów właściciela niewielkiej farmy w
Devonshire. Ziemia była licha i starszy brat, Andrew, wyemigrował do Australii, gdzie
wiodło mu się świetnie i dzięki korzystnej spekulacji ziemią dorobił się dużego majątku.
Młodszy brat, Roger (mój ojciec), nie miał zamiłowania do życia na wsi. Zdobył nieco
wykształcenia i otrzymał posadę urzędnika w pewnej małej firmie. Ożenił się z panną, która
zajmowała trochę wyższą pozycję społeczną niż on; matka była córką zubożałego artysty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]