[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i gadałem. Czasem spoglądała na mnie dziwnie i zaczynała się śmiać.
Zauważyłem, że plotę bez sensu, bo patrzyłem na nią i nie miałem poję
cia, o czym mówię. Wypiliśmy całą butelkę wina. Za pięćdziesiąt dolców.
Pieniądze zawsze mu imponowały, lecz jednocześnie nimi gardził. Ja nigdy nie dorobiłem się żadnego
majątku, więc bogactwo wprawia mnie w zakłopotanie.
- Lepszego nigdy nie piłem - rzekł rozmarzony wspomnieniem.
- Ambrozja - podsunąłem.
Zaśmiał się po swojemu, na wpół wesoło, na wpół kpiąco, i wrócił do historii.
- Opowiedziałem jej wszystko o Filipinach, gdzie jakiś czas stacjono
wałem, i o podróżowaniu stopem po kraju. Ciekawiło ją wszystko, co
robiłem. Nawet - a raczej powinienem powiedzieć, zwłaszcza - rzeczy,
z których nie byłem za bardzo dumny. Różne kanty, kradzieże samocho
dów. Wiesz, bawiłem się w takie rzeczy, kiedy byłem smarkaczem. Jak
wszyscy.
Powstrzymałem uśmiech. Mów za siebie, Manko.
- 1 nagle za oknem rozjaśniło się niebo jak w dzień. Fajerwerki! To ci
dopiero znak od Boga. Wiesz, co to był za dzień? Czwarty lipca! Zupeł
nie zapomniałem, bo myślałem tylko o naszej randce. Dlatego właśnie
263
miała apaszkę z czerwonym, białym i niebieskim. Oglądaliśmy sztuczne ognie przez okno. Oczy mu
rozbłysły.
- Odprowadziłem ją i staliśmy na schodach przed domem jej rodziców
- ciągle mieszkała z nimi. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, a potem po
wiedziała, że musi iść do łóżka. Aapiesz? Jakby nie mogła powiedzieć:
"Muszę już iść". Albo tylko: "Dobranoc". Ale akurat wspomniała o łóż
ku. Wiem, jak człowiek jest zakochany, to wszędzie szuka znaków. Tyl
ko że wtedy moja wyobraznia wcale nie musiała się wysilać, o nie.
Zaczął padać drobny deszcz i zerwał się wiatr. Wstałem i zamknąłem okno.
- Następnego dnia w pracy nie mogłem się skupić. Myślałem o jej twarzy, ojej głosie. %7ładna kobieta
nigdy tak na mnie nie działała. W przerwie zadzwoniłem do niej, żeby się umówić na weekend.
Powiedziała, że chętnie i cieszy się, że dzwonię. To mnie ustawiło na resztę dnia. Co ja mówię, na
resztę tygodnia! Po pracy poszedłem do biblioteki i sprawdziłem parę rzeczy. Wyczytałem coś ojej
nazwisku. Morgan -jeżeli to trochę inaczej napisać - po niemiecku znaczy "ranek". I wygrzebałem kilka
artykułów o jej rodzinie. Dowiedziałem się, że są bogaci. Okropnie bogaci. %7łe poza domem w
Hillborne mają jeszcze jeden w Aspen i w Vermoncie. Aha, i mieszkanie w Nowym Jorku.
- Pied-a-terre.
Znów parsknął krótkim śmiechem. I zaraz spoważniał.
- No i jej ojciec. Thomas Morgan. - Utkwił spojrzenie w kubku, jak gdyby chciał wróżyć z fusów. - To
facet, którego sto lat temu można było nazwać magnatem.
- A dziś jak byś go nazwał?
Manko zaśmiał się ponuro, jak gdyby usłyszał dobry, lecz okrutny żart. Uniósł kubek w moją stronę -
chyba w toaście - i mówił dalej:
- Odziedziczył firmę, która robi uszczelki, dysze i tego typu rzeczy. Ma
jakieś pięćdziesiąt pięć lat i jest twardzielem. Duży gość, ale nie gruby. Ma
czarne obwisłe wąsy i patrzy na ciebie, jakbyś go nic a nic nie obchodził,
ale jednocześnie ocenia, jakby znał każdą twoją wadę i potrafił odgadnąć
każdą sprośną myśl.
Zobaczyliśmy się, kiedy odwiozłem Allison do domu, i od razu wiedziałem, po prostu wiedziałem, że
kiedyś staniemy ze sobą oko w oko. Wtedy tak naprawdę o tym nie pomyślałem, ale ta myśl gdzieś
już we mnie była.
- A jej matka?
- Mama Allison? To światowa dama. Bywa na salonach, jak mówiła Allison. Kurczę, co za określenie.
"Bywa na salonach". Wyobrażam so-
264
bie, jak ta damulka chodzi na brydża i na herbatki. Allison to jedynaczka. - Nagle twarz mu
spochmurniała. - Dopiero pózniej zrozumiałem, że to wyjaśnia wiele spraw.
- Co na przykład? - spytałem.
- Na przykład dlaczego jej ojciec tak się do mnie przyczepił. Dojdę do tego. Nie poganiaj Manka,
Frankie.
Uśmiechnąłem się z szacunkiem.
- Nasza druga randka była jeszcze lepsza niż pierwsza. Byliśmy w ki
nie, zapomniałem na czym, potem odwiozłem ją do domu... - Głos uwiązł
mu w gardle. Po chwili powiedział: - Potem przez parę dni próbowałem
się z nią umówić, ale nie mogła. Jednego dnia, drugiego to samo. Najpierw
się wkurzyłem. A potem zacząłem się bać, próbuje ze mną zerwać czy co?
Ale pózniej wszystko wytłumaczyła. Kiedy tylko mogła, pracowała na dwie zmiany. Pomyślałem,
dziwna rzecz. Z takim nadzianym ojcem. Ale widzisz, miała swoje powody. Jest taka sama jak ja.
Niezależna. Rzuciła college i zaczęła pracować w szpitalu. Oszczędzała, żeby podróżować. Nie chciała
nic zawdzięczać staremu. Dlatego lubiła słuchać mojego gadania, kiedy opowiadałem, jak wyjechałem
z Kansas, gdy miałem siedemnaście lat, i jak jezdziłem stopem po kraju i za granicę, jak się
pakowałem w różne kabały. Allison miała w sobie taką samą żyłkę. To było wspaniałe. Uwielbiam być
z kobietą, która ma swój własny rozum.
- Doprawdy? - spytałem, ale Manko był odporny na ironię.
- Chodziły mi po głowie różne miejsca, do których chciałbym z nią pojechać. Wysłałem jej wycinki z
podróżniczych czasopism. Z "National Geographic". Na pierwsze randce powiedziała mi, że uwielbia
poezję, więc pisałem dla niej wiersze o podróżach. Zmieszna rzecz. Nigdy w życiu nie pisałem - może
parę listów i jakieś bzdury w szkole - a tu nagle zaczynam sypać wierszami jak z rękawa.
Zanim się spostrzegłem, już byliśmy zakochani. Widzisz, tak właśnie jest z... transcendentną miłością.
Dopada cię od razu albo nigdy. Minęły dwa tygodnie i byliśmy zakochani po uszy. Byłem gotów się
oświadczyć. .. Ach, widzę twoją minę, mój Frankie. Nie znałeś Manka z tej strony? Co zrobić? Jest
jednym z tych, co się żenią.
Poszedłem do kasy spółdzielczej, pożyczyłem pięćset dolców i kupiłem pierścionek z brylantem.
Potem zaprosiłem ją na kolację w piątek. Chciałem dać pierścionek kelnerce, kazać jej położyć go na
talerzu i przynieść do stołu, kiedy poprosimy o deser. Sprytne, co?
No więc w piątek pracowałem na popołudniowej zmianie, od trzeciej do jedenastej, płatne ekstra, ale
urwałem się wcześniej, o piątej, a dwadzieścia po szóstej stanąłem pod jej domem. Wszędzie stało
mnóstwo
265
samochodów. Allison wyszła do mnie, cała w nerwach. Zcisnęło mnie w żołądku. Wiedziałem, że coś
idzie nie tak. Powiedziała mi, że matka urządza przyjęcie i jest kłopot. Zachorowały dwie służące.
Allison musiała zostać i pomóc matce. Pomyślałem, dziwne. Obie tak nagle zachorowały?
Powiedziała, że zobaczymy się za dzień czy dwa.
Zauważyłem moment, w którym ta myśl przyszła mu do głowy; jego oczy straciły blask i
znieruchomiały.
- Ale chodziło o coś więcej - szepnął Manko. - O coś znacznie więcej.
- O ojca Allison?
Nie wyjaśnił jednak, co miał na myśli, i wrócił do opowieści o nieudanych oświadczynach.
- To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu - mruknął. - Urwa
łem się z roboty, zadłużyłem się, żeby kupić ten pierścionek, i nie mo
głem spędzić z nią sam na sam nawet pięciu minut. Mówię ci, to była
męka. Jezdziłem przez całą noc. Ocknąłem się o świcie w samochodzie,
gdzieś przy torach. A kiedy wróciłem do domu, nie było od niej żadnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl