[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Byłoby to zbyt ryzykowne. Przecież dobrze o tym wiesz.
Wydaje mi się, że teraz przypuszczą na nas atak i będą chcieli za
wszelką cenę odszukać nasz samochód. Czy dlatego zmieniamy
auto?
Wzruszył ramionami, podziwiając w duchu logikę jej
rozumowania.
- Myślę, że ten atak zaczął się już, kiedy wróciliśmy po
Letycję. Tylko w Gettysburgu byliśmy przez jakiś czas bez
samochodu i dlatego tam stracili nas na chwilę z oczu. Wydaje
mi się jednak, że dopiero nasze zniknięcie ostatniej nocy
przestraszyło ich naprawdę. Kiedy znów się pojawiliśmy,
pozwolili nam zabrać twoją babcię. Ross zastanawia się
zapewne, z kim jeszcze mogliśmy rozmawiać w tym czasie.
- A więc zostawili nas daleko w tyle i obserwowali tylko,
dokąd jedziemy. Zaatakowali dopiero, gdy skręciliśmy znów na
południe.
Wzruszył ramionami.
- Wydaje mi się, że ciągle jeszcze mogą jechać naszym
śladem, nawet w tych górach. Nie mam czasu, żeby szukać
nadajnika. Wątpię zresztą, żebym go znalazł w pobliżu. Kiedy już
zmienimy samochód, zatrzymamy się w czasie jazdy na poboczu.
Jeśli ktoś będzie za nami jechał, pomyśli, że robimy postój na
lunch.
Zuzanna popatrzyła na niego z nadzieją.
128
RS
- Może jednak mimo wszystko uda nam się dotrzeć do
Caspera.
- No to nie zapomnijmy się jeszcze pomodlić - dodał Remy -
żeby okazał się właściwym człowiekiem.
Spojrzał na nią ukradkiem. Wyglądało na to, że złość ją
opuściła. Wyciągnął więc rękę i dotknął dłonią jej policzka. W
duchu obawiał się reakcji Zuzanny.
- Remy - szepnęła.
W chwili, gdy usłyszał swoje imię, wiedział już, że jest
zgubiony. Przyciągnął ją do siebie. Była w jego ramionach...
prawdziwa i uległa.
Ich wargi złączyły się w pocałunku, z którego emanowała
siła, obawa i miłość. Przywarła ustami do jego ust. Gwałtownie
rosło w niej pożądanie. Ich języki dotykały się i wyginały w
radosnym tańcu. Czuli, że potrzebują siebie.
Wsunął ręce pod jej żakiet, jakby chciał się upewnić, że ona
jest z nim naprawdę. Tak bardzo pragnął być z nią sam na sam i
kochać się... nie uciekać. Wiedział, że nie może znów jej stracić.
- Kiedy ten samochód... - zaczęła, ale jej głos załamał się.
Po chwili jednak dokończyła: - Remy, wtedy zdałam sobie
sprawę, jaka jestem głupia.
- Wiem, wiem - mruknął, całując jej policzki i czoło.
Zaczęła się śmiać.
- Nie kuś swojego szczęścia - powiedział.
Kiedy dotarł do niego sens własnych słów, pogłaskał tylko jej
delikatną skórę.
- Właściwie nie to miałem na myśli - dodał.
- Nie żartuj. - Coraz mocniej przytulała się do niego. -
Remy, rozumiem już, dlaczego wcześniej nie mogłeś powiedzieć
mi o sobie. Dopiero gdy minął szok, dotarło do mnie, że wszystko
co robiłeś, robiłeś w dobrej wierze. Zresztą na nic innego nie
pozwalały ci okoliczności.
129
RS
Odgarnął włosy z jej twarzy, odsłaniając jej piękne
egzotyczne rysy. Cieszył się jej urokiem i własnym szczęściem.
Nareszcie mu wybaczyła.
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, chere. Nigdy...
- Wiem. Ale mój mąż... - przerwała mu na chwilę. - Było mi
po prostu głupio, gdy się o nim dowiedziałam. I tym razem
poczułam się tak samo. Zupełnie jakbym zawsze się myliła we
własnych sądach. Najgorsze było jednak to, że się w tobie
zakochałam.
Znów przyciągnął ją do siebie, a w nozdrza wciągnął
delikatny zapach jej perfum. Wydawało mu się, że mógłby tak
trwać bez końca.
- Wyjdziesz za mnie, jeśli uda nam się to przeżyć? -
zapytał.
Odchyliła się do tyłu, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Ja... nie wiem - szeptała.
Zesztywniał na moment, a potem przytrzymał mocno w
ramionach.
- Co powiedziałaś?
- Przepraszam, Remy - tłumaczyła się z nieszczęśliwą miną. -
Kocham cię, ale musimy przecież lepiej się poznać.
- Wiesz, że ufam ci całym sercem. I wiesz, że ty też możesz
mi zaufać.
Dotknęła jego policzka.
- Ufam ci Remy, wierz mi.
- Więc skąd to wahanie? - zawołał, wpadając w złość.
- Ponieważ to wszystko jest zbyt... Nie zniosę dłużej tej pracy.
Nie mogłabym się też pogodzić z twoim zajęciem, ten ciągły
strach, obawa o twoje życie.
- Wycofuję się, Zuzanno - powiedział, uśmiechając się z ulgą.
- Jak tylko sprawa z Rossem będzie rozwiązana.
Ponowne wahanie Zuzanny zabolało go.
- Znów mi nie wierzysz, prawda? - zapytał ze zdziwieniem.
130
RS
- Ja... Niczego tak naprawdę nie jestem pewna. Potrafisz
mnie zrozumieć?
- Jasne - mruknął.
W duchu był jednak wściekły i na nią, i na siebie. Pomyślał,
że chyba wybrał nie najlepszy moment na oświadczyny.
- Remy, proszę - zaczęła poważnie Zuzanna. - Jesteś
uczciwym człowiekiem...
Głośny klakson przerwał jej w pół zdania. Zza kierownicy
czterodrzwiowego sedana w kolorze jasnoczerwonej wiśni
machała do nich roześmiana Letycja.
- Cholera - mruknął Remy na widok samochodu.
- Lepiej będzie, jak sama podjadę tym autem - powiedziała
Zuzanna, przesuwając się w stronę drzwi. - Jej umiejętność
prowadzenia samochodu jest dokładnie taka sama, jak
obstawiania koni na wyścigach. Jeszcze nigdy nie udało się jej
wygrać. Remy, nie złość się na mnie, że chcę trochę poczekać.
Westchnął głośno.
- W porządku, chere.
Kiwnęła głową i wysiadła, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
Jej ostatnie zdanie upewniło go, że prosił ją o rękę w nie
najlepszym momencie. Postanowił jednak ponowić swoją prośbę,
kiedy całą sprawę będą mieli już za sobą.
I nie przyjmie odmowy, na pewno!
Na ulicach Waszyngtonu panował olbrzymi ruch. Zuzanna
nigdy specjalnie go nie lubiła, ale tym razem cieszyło ją to
wielkie zbiorowisko ludzi i pojazdów.
Jechali w dół ulicy, wielokrotnie zatrzymując się na
światłach, a ona rozglądała się ciekawie podczas każdego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
- Byłoby to zbyt ryzykowne. Przecież dobrze o tym wiesz.
Wydaje mi się, że teraz przypuszczą na nas atak i będą chcieli za
wszelką cenę odszukać nasz samochód. Czy dlatego zmieniamy
auto?
Wzruszył ramionami, podziwiając w duchu logikę jej
rozumowania.
- Myślę, że ten atak zaczął się już, kiedy wróciliśmy po
Letycję. Tylko w Gettysburgu byliśmy przez jakiś czas bez
samochodu i dlatego tam stracili nas na chwilę z oczu. Wydaje
mi się jednak, że dopiero nasze zniknięcie ostatniej nocy
przestraszyło ich naprawdę. Kiedy znów się pojawiliśmy,
pozwolili nam zabrać twoją babcię. Ross zastanawia się
zapewne, z kim jeszcze mogliśmy rozmawiać w tym czasie.
- A więc zostawili nas daleko w tyle i obserwowali tylko,
dokąd jedziemy. Zaatakowali dopiero, gdy skręciliśmy znów na
południe.
Wzruszył ramionami.
- Wydaje mi się, że ciągle jeszcze mogą jechać naszym
śladem, nawet w tych górach. Nie mam czasu, żeby szukać
nadajnika. Wątpię zresztą, żebym go znalazł w pobliżu. Kiedy już
zmienimy samochód, zatrzymamy się w czasie jazdy na poboczu.
Jeśli ktoś będzie za nami jechał, pomyśli, że robimy postój na
lunch.
Zuzanna popatrzyła na niego z nadzieją.
128
RS
- Może jednak mimo wszystko uda nam się dotrzeć do
Caspera.
- No to nie zapomnijmy się jeszcze pomodlić - dodał Remy -
żeby okazał się właściwym człowiekiem.
Spojrzał na nią ukradkiem. Wyglądało na to, że złość ją
opuściła. Wyciągnął więc rękę i dotknął dłonią jej policzka. W
duchu obawiał się reakcji Zuzanny.
- Remy - szepnęła.
W chwili, gdy usłyszał swoje imię, wiedział już, że jest
zgubiony. Przyciągnął ją do siebie. Była w jego ramionach...
prawdziwa i uległa.
Ich wargi złączyły się w pocałunku, z którego emanowała
siła, obawa i miłość. Przywarła ustami do jego ust. Gwałtownie
rosło w niej pożądanie. Ich języki dotykały się i wyginały w
radosnym tańcu. Czuli, że potrzebują siebie.
Wsunął ręce pod jej żakiet, jakby chciał się upewnić, że ona
jest z nim naprawdę. Tak bardzo pragnął być z nią sam na sam i
kochać się... nie uciekać. Wiedział, że nie może znów jej stracić.
- Kiedy ten samochód... - zaczęła, ale jej głos załamał się.
Po chwili jednak dokończyła: - Remy, wtedy zdałam sobie
sprawę, jaka jestem głupia.
- Wiem, wiem - mruknął, całując jej policzki i czoło.
Zaczęła się śmiać.
- Nie kuś swojego szczęścia - powiedział.
Kiedy dotarł do niego sens własnych słów, pogłaskał tylko jej
delikatną skórę.
- Właściwie nie to miałem na myśli - dodał.
- Nie żartuj. - Coraz mocniej przytulała się do niego. -
Remy, rozumiem już, dlaczego wcześniej nie mogłeś powiedzieć
mi o sobie. Dopiero gdy minął szok, dotarło do mnie, że wszystko
co robiłeś, robiłeś w dobrej wierze. Zresztą na nic innego nie
pozwalały ci okoliczności.
129
RS
Odgarnął włosy z jej twarzy, odsłaniając jej piękne
egzotyczne rysy. Cieszył się jej urokiem i własnym szczęściem.
Nareszcie mu wybaczyła.
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, chere. Nigdy...
- Wiem. Ale mój mąż... - przerwała mu na chwilę. - Było mi
po prostu głupio, gdy się o nim dowiedziałam. I tym razem
poczułam się tak samo. Zupełnie jakbym zawsze się myliła we
własnych sądach. Najgorsze było jednak to, że się w tobie
zakochałam.
Znów przyciągnął ją do siebie, a w nozdrza wciągnął
delikatny zapach jej perfum. Wydawało mu się, że mógłby tak
trwać bez końca.
- Wyjdziesz za mnie, jeśli uda nam się to przeżyć? -
zapytał.
Odchyliła się do tyłu, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Ja... nie wiem - szeptała.
Zesztywniał na moment, a potem przytrzymał mocno w
ramionach.
- Co powiedziałaś?
- Przepraszam, Remy - tłumaczyła się z nieszczęśliwą miną. -
Kocham cię, ale musimy przecież lepiej się poznać.
- Wiesz, że ufam ci całym sercem. I wiesz, że ty też możesz
mi zaufać.
Dotknęła jego policzka.
- Ufam ci Remy, wierz mi.
- Więc skąd to wahanie? - zawołał, wpadając w złość.
- Ponieważ to wszystko jest zbyt... Nie zniosę dłużej tej pracy.
Nie mogłabym się też pogodzić z twoim zajęciem, ten ciągły
strach, obawa o twoje życie.
- Wycofuję się, Zuzanno - powiedział, uśmiechając się z ulgą.
- Jak tylko sprawa z Rossem będzie rozwiązana.
Ponowne wahanie Zuzanny zabolało go.
- Znów mi nie wierzysz, prawda? - zapytał ze zdziwieniem.
130
RS
- Ja... Niczego tak naprawdę nie jestem pewna. Potrafisz
mnie zrozumieć?
- Jasne - mruknął.
W duchu był jednak wściekły i na nią, i na siebie. Pomyślał,
że chyba wybrał nie najlepszy moment na oświadczyny.
- Remy, proszę - zaczęła poważnie Zuzanna. - Jesteś
uczciwym człowiekiem...
Głośny klakson przerwał jej w pół zdania. Zza kierownicy
czterodrzwiowego sedana w kolorze jasnoczerwonej wiśni
machała do nich roześmiana Letycja.
- Cholera - mruknął Remy na widok samochodu.
- Lepiej będzie, jak sama podjadę tym autem - powiedziała
Zuzanna, przesuwając się w stronę drzwi. - Jej umiejętność
prowadzenia samochodu jest dokładnie taka sama, jak
obstawiania koni na wyścigach. Jeszcze nigdy nie udało się jej
wygrać. Remy, nie złość się na mnie, że chcę trochę poczekać.
Westchnął głośno.
- W porządku, chere.
Kiwnęła głową i wysiadła, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
Jej ostatnie zdanie upewniło go, że prosił ją o rękę w nie
najlepszym momencie. Postanowił jednak ponowić swoją prośbę,
kiedy całą sprawę będą mieli już za sobą.
I nie przyjmie odmowy, na pewno!
Na ulicach Waszyngtonu panował olbrzymi ruch. Zuzanna
nigdy specjalnie go nie lubiła, ale tym razem cieszyło ją to
wielkie zbiorowisko ludzi i pojazdów.
Jechali w dół ulicy, wielokrotnie zatrzymując się na
światłach, a ona rozglądała się ciekawie podczas każdego [ Pobierz całość w formacie PDF ]