[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spojrzałem na nie bez emocji, jednak...
 Aaaa... Z drogi~!
 Co?
Zwykle gracze pojawiają się na ziemi, ale świeżo przybyła osoba znajdowała się
jakiś metr nad nią i leciała prosto na mnie.
 Hę?!
Nie mając najmniejszej szansy na unik, zderzyliśmy się i upadliśmy na ziemię.
Uderzyłem przy tym mocno głową o kamienną ulicę, zaś on miał miększe lądowanie,
bo wylądował na mnie. Pewnie gdybym nie był wtedy wewnątrz miasta, moje HP
spadłoby o parę punktów.
To znaczyło, że tamten kretyn przeskoczył przez bramę i pojawił się tutaj, na takiej
samej wysokości, na jakiej w nią wszedł. Przynajmniej taka myśl przeszła mi przez
głowę. Wciąż lekko zamroczony podniosłem rękę, żeby zepchnąć ze mnie tamtego
idiotę.
 Co to jest?
Moja dłoń napotkała na coś dziwnego. Dla pewności ścisnąłem to dwa, a potem
jeszcze trzy razy, żeby sprawdzić, czym jest ten miękki przedmiot.
 Aaa~!
Usłyszałem głośny krzyk i moja głowa ponownie uderzyła o bruk, przy czym
jednocześnie tamta osoba zeszła ze mnie.
Przede mną siedziała na ziemi dziewczyna w biało-czerwonej rycerskiej zbroi,
spódniczką do kolan i srebrno-białym rapierem. Z jakiegoś powodu patrzyła na mnie
z nieukrywaną wściekłością w oczach. Jej twarz była czerwona jak burak, a
skrzyżowanymi rękoma zakrywała piersi... Piersi?
Momentalnie się domyśliłem, co takiego wcześniej złapałem, jednak było już za
pózno. Z głowy wyparowały mi wszystkie sposoby na szybką ucieczkę. Nie wiedząc,
co robić, zacisnąłem dłoń parę razy w powietrzu i powiedziałem:
 Cześć, Asuna.
Chyba rozwścieczyłem ją jeszcze bardziej. Sądząc po jej oczach, musiała już myśleć
o wyciągnięciu swojej broni.
Zaczynałem już szukać jakiejś drogi ucieczki, kiedy teleport ponownie rozświetliło
niebieskie światło. Asuna się obejrzała i szybko schowała się za mną.
 O co chodzi?
Nie wiedząc w sumie dlaczego, wstałem z ziemi. Zwiatło w bramie stało się
jaśniejsze i moment pózniej wyszedł z niej gracz.
Poznałem tę osobę po białym płaszczu z czerwonym symbolem, który miała
zarzucony na zbroję. Był to jeden z ochroniarzy Asuny i o ile mnie pamięć nie myli,
nazywał się Kuradeel. Miał na sobie zbroję Rycerzy krwi i przesadnie ozdobiony
miecz.
Widząc ukrywającą się za mną Asunę, zmarszczył brwi. Nie był stary, miał może ze
20 lat, ale zmarszczki na twarzy wyraznie go postarzały. Zacisnął zęby ze
wściekłości, tak mocno, że prawie mogliśmy to usłyszeć, a następnie wyrzucił z
siebie, ledwie hamując gniew:
 Wielmożna Asuno, nie powinnaś się tak zachowywać!
Słysząc jego prawie histeryczny krzyk, pomyślałem:  Mogą być z tym problemy . Z
furią w oczach, Kuradeel kontynuował.
 Wracajmy szybko do kwatery głównej.
 Mowy nie ma! Dzisiaj nie jestem nawet na służbie! I czemu od samego rana
stałeś pod moim domem?  odpowiedziała, stojąc zza moimi plecami.
 Przewidziałem taką sytuację i obserwowałem go od miesiąca.
Jego odpowiedz naprawdę mnie zaskoczyła, a Asunę aż zmroziło. Po długiej ciszy,
wydusiła z siebie pytanie:
 To... nie są rozkazy dowódcy, prawda?
 Moim zadaniem jest strzec twej osoby. Także w czasie wolnym.
 Wcale nie, kretynie!
Kuradeel podszedł do nas jeszcze bardziej wściekły niż wcześniej, odepchnął mnie i
złapał rękę Asuny.
 Chyba nie rozumiesz. Nie zachowuj się jak rozpieszczona smarkula. Wracajmy
do bazy.
Asunę chyba przeraził ton jego głosu, wyraznie wskazujący, że za jego słowami
kryło się coś jeszcze, bo rzuciła mi błagalne o pomoc spojrzenie.
Prawdę mówiąc, do tamtego momentu wciąż zastanawiałem się, czy nie uciec, ale
widząc jej oczy, zadziałałem automatycznie. Chwyciłem rękę Kuradeela (tą, którą
trzymał Asunę) i mocno ją ścisnąłem, ale nie na tyle, żeby zareagował skrypt
strzegący prawa.
 Wybacz, ale pożyczam sobie waszą wicedowódcę.
Te słowa nawet dla mnie brzmiały głupio. Kuradeel ignorujący mnie do tej pory,
marszcząc twarz ze wściekłości, wyciągnął swoją rękę z mojego uścisku.
 Ty...!
Co prawda, gra wyolbrzymiała emocje, ale w jego łamiącym się głosie było coś
niepokojącego.
 Nie martw się, nie idziemy na bossa, więc włos jej z głowy raczej nie spadnie.
Sam możesz sobie wracać do tej waszej kwatery głównej.
 Co ty bredzisz?! %7łe niby taki żałosny śmieć jak ty jest w stanie ją obronić?!
 Zapewne lepiej, niż ty.
 Ty głupcze! Szczekać może i potrafisz, ale czy odważysz się udowodnić swe
słowa?!
Jego twarz była już cała czerwona ze wściekłości. Wywołał menu, szybko w nim
operował palcami i po chwili przed moimi oczami pojawiło się półprzezroczyste
okno wiadomości systemowej. Nie musiałem nawet go czytać, żeby wiedzieć, co w
niej jest napisane.
[Kuradeel wyzywa cię na pojedynek 1 vs. 1. Przyjmujesz wyzwanie?]
Pod tym napisem znajdowały się przyciski [Tak/Nie] i kilka innych opcji. Spojrzałem
z ukosa na Asunę. Co prawda, nie widziała tego okna, ale wszystkiego się domyśliła.
Myślałem, że będzie starała się mnie powstrzymać, jednak pokiwała głową na tak, z
niezadowoloną miną na twarzy.
 Jesteś pewna? To nie stworzy jakiegoś problemu dla twojej gildii?
Szybko usłyszałem odpowiedz na moje pytanie:
 Pózniej sama wszystko wyjaśnię dowódcy.
Kiwnąłem jedynie głową, wcisnąłem [Tak] i wybrałem opcję  Czyste trafienie .
Pojedynek tego typu można było wygrać przez czyste trafienie przeciwnika albo
przez zredukowanie jego punktów życia do połowy. Tekst w oknie systemowym
zmienił się na [Zaakceptowałeś wyzwanie Kuradeela] i rozpoczęło się odliczanie od
60 sekund w dół. Kiedy licznik dojdzie do zera, system chroniący nasze HP
wewnątrz miasta zostanie wyłączony, a my będziemy mogli skrzyżować nasze
miecze.
Kuradeel chyba błędnie zinterpretował pozwolenie na tę walkę Asuny.
 O wielmożna, przekonasz się, że tylko ja jestem w stanie cię ochronić! 
krzyknął, wyciągając swój dwuręczny miecz i ustawiając się w pozycji do walki.
Po upewnieniu się, że Asuna się odsunęła, także przygotowałem swoją broń. Jego
ostrze wyglądało na o wiele lepsze od mojego, czego można było oczekiwać po
członku sławnej gildii. Jednak nie chodziło tu o różnicę w wielkości, jaka dzieliła
jednoręczny miecz od oburęcznego. Mój był prosty i praktyczny, a jego z pewnością
został stworzony przez jednego z najlepszych kowali, który przy okazji bogato go
ozdobił.
Kiedy tak staliśmy pięć metrów od siebie, wokół nas zaczęli się zbierać ludzie. To
było małe miasto i obaj byliśmy raczej znani, więc taka sytuacja była nie do
uniknięcia.
 Samotnik Kirito walczy z członkiem Rycerzy Krwi!  usłyszałem czyjś głos,
któremu odpowiedziały okrzyki zadowolenia. Zwykle w pojedynkach testowało się
swoją siłę z w walce przyjaciółmi, więc tłum cieszył się po prostu z widowiska,
ignorując całą sytuację, jaka nas do tego doprowadziła.
Gdy licznik odliczał kolejne sekundy, wszystko koło mnie zaczęło cichnąć, a moje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl