[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wprawiając wszystkich w zakłopotanie.
- To dość daleko. Chyba wyślę tam służącego z listem.
- Mamo, jeśli zaprosisz wszystkich innych osobiście, może to wyglądać na
afront - wtrącił Kit.
- Nie wiem, czy oni w ogóle będą chcieli przyjść. Choć, rzecz jasna, zaproszenie
tak czy inaczej się im należy. Myślę, że powinniśmy...
- Mogę do nich pojechać. Przynajmniej będę dziś miał jakieś zajęcie.
Zapadła kłopotliwa cisza.
- Może pojadę z tobą? - spytała Lauren. - Chyba na mnie poczekasz? Jeśli
zostanę przedstawiona wszystkim sąsiadom prócz nich, będzie to wyglądało trochę
dziwnie.
Hrabia chrząknął nerwowo, lecz nic nie powiedział, choć wszyscy na to czekali.
- Wiem, że stosunki między Alvesley i Lindsey Hall są obecnie mocno napięte.
Może jednak Kit i ja spróbujemy wszystko załagodzić, jadąc tam po południu? Reszta
będzie zależała tylko od nich.
- Och, moja droga - westchnęła hrabina - lepiej nie wybieraj się do Bedwynów.
Książę i jego rodzina mogą być bardzo... Co tu dużo mówić, nie lubią, kiedy ktoś im
staje na drodze. Nie powinniśmy cię w to wikłać. Sami musimy sobie poradzić.
- Przecież wkrótce wejdę do rodziny.
- Ma pani zupełną rację, miss Edgeworth. Chwalę pani odwagę. - Hrabia
spojrzał na nią z uznaniem. - Mój syn z pewnością poczeka.
Kiedy zerknęła na Kita, patrzył na nią bez słowa i bez uśmiechu.
Przedpołudnie okazało się pracowite, lecz nie robiła niczego, co wykraczałoby
poza dobrze jej znane obowiązki. Zaproszono sześć rodzin - trzy miejscowe i trzy
okoliczne. Starała się wypaść jak najlepiej i ze względu na umowę z Kitem, i dlatego że
było to jej drugą naturą. Budziła, rzecz jasna, ogromne zainteresowanie. Gdy wracały
z hrabiną do powoziku (pani Heath pokazywała tymczasem ciotce Clarze i Gwen swój
ogród), doczekała się nagrody.
- Doprawdy, okazała się pani przemiłą niespodzianką. Odkąd Kit wrócił do
kraju, dochodziły nas o nim fatalne wieści. Kiedy przyjechał tu i oświadczył, że jest
zaręczony, oczekiwaliśmy najgorszego. Jesteśmy niezwykle radzi, iż wybór mojego
syna padł na kogoś tak czarującego.
- Dziękuję, madame. - Lauren zaczerwieniła się z zadowolenia. - Czy bardzo
państwa przygnębiło jego zerwanie z lady Freją?
- Od dawna pragnęliśmy połączyć i nasze rodziny, i sąsiadujące ze sobą włości.
Nasz najstarszy syn zmarł, nim zdążył poślubić Freję. Mąż myślał, że Kitowi będzie
odpowiadał ten związek. Ja zresztą też. Kit zaskoczył nas swoją decyzją, ale jestem
pewna, moja droga, że będziesz dla niego doskonałą żoną. Może też - dodała z
westchnieniem - zdołasz go przekonać, żeby wreszcie tu osiadł.
Nie miały już innej sposobności do rozmowy. Gdy wracały do domu, ciotka
Clara entuzjastycznie wychwalała uroki ogrodu pani Heath.
XX?
Lauren nękały wyrzuty sumienia. Jak będą czuli się rodzice Kita, gdy ona z
końcem lata zerwie zaręczyny? Okazali się sympatycznymi ludzmi, którzy chcą dla
niego jak najlepiej, a nie despotami bez serca, o czym zdawały się świadczyć słowa
Kita w Vauxhall. Jakże mogła się zgodzić na podobne oszustwo? Nie! Przecież to ona
sama podsunęła mu ten pomysł!
Chętnie zwierzyłaby się Gwen, lecz gdy podchwyciła jej rozradowane
spojrzenie, zrezygnowała. Gwen była tak przybita tym, co ją spotkało w zeszłym roku,
że nie chciała dokładać jej zmartwień. Umowa to umowa. Trudno, nikomu nic nie
powie, póki nie będzie po wszystkim.
* * *
Niecałe dwie godziny pózniej Lauren siedziała w kariolce Kita, osłaniając twarz
parasolką. Czuła się nieswojo z dwóch powodów. Nadal krępowało ją wspomnienie
porannej eskapady, a wizyty u sąsiadów obawiała się znacznie bardziej, niż chciała
sama przed sobą przyznać.
Kit nie miał ochoty na rozmowę i jechał o wiele za szybko, jak na jej gust.
Mógłby coś powiedzieć, choćby o pogodzie, albo poruszyć jakiś inny bezpieczny
temat! Czy naprawdę kąpała się z nim rano w samej koszuli, czy jej się to śniło?
Skądże, przecież nigdy nie miewa tak dziwacznych snów! Zakręciła nerwowo
parasolką.
- Teraz już wiem - odezwał się Kit, nie odwracając głowy - że to świadczy o
twoim zdenerwowaniu, nawet gdy wyglądasz na opanowaną.
- O czym mówisz?
- - Kiedy kręcisz parasolką tak energicznie, że aż czuję powiew na twarzy. To
oznaka wzburzenia. Parasolka cię zdradza.
- Co za głupstwa!
- Denerwujesz się?
- Ależ nie.
- A powinnaś.
Zmierzała ku nim fura wypełniona po brzegi sianem. Kit zjechał na bok, niemal
zahaczając kołami o żywopłot, i pozdrowił starego wieśniaka, który zdjął przed nim
czapkę, a jego pomarszczoną twarz rozjaśnił uśmiech. Lauren dopiero po chwili, kiedy
znów wyjechali na środek drogi, rozluzniła kurczowo zaciśnięte na rączce parasolki
palce.
- Bedwynów jest sześcioro - ciągnął Kit, nie dbając o to, że przed chwilą o mało
nie spowodował wypadku - ale większości i tak nie zobaczysz, a żadne spośród nich
nie będzie nam dobrze życzyło. Najstarszy jest sam książę. Odziedziczył ojcowski tytuł
jako szesnastolatek. Po nim są Aidan, Rannulf, Freja, Alleyne i Morgan. Matka
najwyrazniej rozczytywała się w dziejach i literaturze angielskiego średniowiecza, stąd
ich niezwykłe imiona. Bewcastle ma na imię Wulfryk, choć nikt go tak nie nazywa,
nawet w najbliższej rodzinie. W dzieciństwie przyjazniłem się i bawiłem ze wszystkimi
prócz niego, bo zanadto zadzierał nosa, i prócz Morgan, bo była wtedy jeszcze za
mała. Aidan walczy teraz na Półwyspie, pozostali są w domu. Bez względu na płeć
każde z nich to diabeł wcielony. Niepotrzebnie zgodziłem się, byś mi towarzyszyła. To
jak rzucenie cię wilkom na pożarcie.
Wszystko to brzmiało groznie. Wpojono jej jednak zasadę, że dobre maniery i
uprzejmość należy zachowywać nawet w najgorszych okolicznościach i nigdy nie
zdradzać swoich uczuć.
- Wcale się ich nie boję. Przyjechałam do Alvesley, żebyś mógł tu pozostać.
Przecież to część naszej umowy. Muszę jakoś pogodzić wasze rodziny.
Po kilku kilometrach jazdy wąską, wiejską drogą, wjechali w wysadzaną
wiązami szeroką aleję wiodącą do imponującego kamiennego dworzyszcza. Lauren
domyśliła się, że to Lindsey Hall. Poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła, co po
bohatersku zignorowała.
- Myślę - odezwał się Kit - że wypełniasz swoją część umowy z wyjątkowym
poświęceniem. Obiecuję ci, że ja z większą pilnością przyłożę się teraz do mojej. Po tej
wizycie przeżyjesz wspaniałą przygodę. Ze szczyptą namiętności na dodatek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
wprawiając wszystkich w zakłopotanie.
- To dość daleko. Chyba wyślę tam służącego z listem.
- Mamo, jeśli zaprosisz wszystkich innych osobiście, może to wyglądać na
afront - wtrącił Kit.
- Nie wiem, czy oni w ogóle będą chcieli przyjść. Choć, rzecz jasna, zaproszenie
tak czy inaczej się im należy. Myślę, że powinniśmy...
- Mogę do nich pojechać. Przynajmniej będę dziś miał jakieś zajęcie.
Zapadła kłopotliwa cisza.
- Może pojadę z tobą? - spytała Lauren. - Chyba na mnie poczekasz? Jeśli
zostanę przedstawiona wszystkim sąsiadom prócz nich, będzie to wyglądało trochę
dziwnie.
Hrabia chrząknął nerwowo, lecz nic nie powiedział, choć wszyscy na to czekali.
- Wiem, że stosunki między Alvesley i Lindsey Hall są obecnie mocno napięte.
Może jednak Kit i ja spróbujemy wszystko załagodzić, jadąc tam po południu? Reszta
będzie zależała tylko od nich.
- Och, moja droga - westchnęła hrabina - lepiej nie wybieraj się do Bedwynów.
Książę i jego rodzina mogą być bardzo... Co tu dużo mówić, nie lubią, kiedy ktoś im
staje na drodze. Nie powinniśmy cię w to wikłać. Sami musimy sobie poradzić.
- Przecież wkrótce wejdę do rodziny.
- Ma pani zupełną rację, miss Edgeworth. Chwalę pani odwagę. - Hrabia
spojrzał na nią z uznaniem. - Mój syn z pewnością poczeka.
Kiedy zerknęła na Kita, patrzył na nią bez słowa i bez uśmiechu.
Przedpołudnie okazało się pracowite, lecz nie robiła niczego, co wykraczałoby
poza dobrze jej znane obowiązki. Zaproszono sześć rodzin - trzy miejscowe i trzy
okoliczne. Starała się wypaść jak najlepiej i ze względu na umowę z Kitem, i dlatego że
było to jej drugą naturą. Budziła, rzecz jasna, ogromne zainteresowanie. Gdy wracały
z hrabiną do powoziku (pani Heath pokazywała tymczasem ciotce Clarze i Gwen swój
ogród), doczekała się nagrody.
- Doprawdy, okazała się pani przemiłą niespodzianką. Odkąd Kit wrócił do
kraju, dochodziły nas o nim fatalne wieści. Kiedy przyjechał tu i oświadczył, że jest
zaręczony, oczekiwaliśmy najgorszego. Jesteśmy niezwykle radzi, iż wybór mojego
syna padł na kogoś tak czarującego.
- Dziękuję, madame. - Lauren zaczerwieniła się z zadowolenia. - Czy bardzo
państwa przygnębiło jego zerwanie z lady Freją?
- Od dawna pragnęliśmy połączyć i nasze rodziny, i sąsiadujące ze sobą włości.
Nasz najstarszy syn zmarł, nim zdążył poślubić Freję. Mąż myślał, że Kitowi będzie
odpowiadał ten związek. Ja zresztą też. Kit zaskoczył nas swoją decyzją, ale jestem
pewna, moja droga, że będziesz dla niego doskonałą żoną. Może też - dodała z
westchnieniem - zdołasz go przekonać, żeby wreszcie tu osiadł.
Nie miały już innej sposobności do rozmowy. Gdy wracały do domu, ciotka
Clara entuzjastycznie wychwalała uroki ogrodu pani Heath.
XX?
Lauren nękały wyrzuty sumienia. Jak będą czuli się rodzice Kita, gdy ona z
końcem lata zerwie zaręczyny? Okazali się sympatycznymi ludzmi, którzy chcą dla
niego jak najlepiej, a nie despotami bez serca, o czym zdawały się świadczyć słowa
Kita w Vauxhall. Jakże mogła się zgodzić na podobne oszustwo? Nie! Przecież to ona
sama podsunęła mu ten pomysł!
Chętnie zwierzyłaby się Gwen, lecz gdy podchwyciła jej rozradowane
spojrzenie, zrezygnowała. Gwen była tak przybita tym, co ją spotkało w zeszłym roku,
że nie chciała dokładać jej zmartwień. Umowa to umowa. Trudno, nikomu nic nie
powie, póki nie będzie po wszystkim.
* * *
Niecałe dwie godziny pózniej Lauren siedziała w kariolce Kita, osłaniając twarz
parasolką. Czuła się nieswojo z dwóch powodów. Nadal krępowało ją wspomnienie
porannej eskapady, a wizyty u sąsiadów obawiała się znacznie bardziej, niż chciała
sama przed sobą przyznać.
Kit nie miał ochoty na rozmowę i jechał o wiele za szybko, jak na jej gust.
Mógłby coś powiedzieć, choćby o pogodzie, albo poruszyć jakiś inny bezpieczny
temat! Czy naprawdę kąpała się z nim rano w samej koszuli, czy jej się to śniło?
Skądże, przecież nigdy nie miewa tak dziwacznych snów! Zakręciła nerwowo
parasolką.
- Teraz już wiem - odezwał się Kit, nie odwracając głowy - że to świadczy o
twoim zdenerwowaniu, nawet gdy wyglądasz na opanowaną.
- O czym mówisz?
- - Kiedy kręcisz parasolką tak energicznie, że aż czuję powiew na twarzy. To
oznaka wzburzenia. Parasolka cię zdradza.
- Co za głupstwa!
- Denerwujesz się?
- Ależ nie.
- A powinnaś.
Zmierzała ku nim fura wypełniona po brzegi sianem. Kit zjechał na bok, niemal
zahaczając kołami o żywopłot, i pozdrowił starego wieśniaka, który zdjął przed nim
czapkę, a jego pomarszczoną twarz rozjaśnił uśmiech. Lauren dopiero po chwili, kiedy
znów wyjechali na środek drogi, rozluzniła kurczowo zaciśnięte na rączce parasolki
palce.
- Bedwynów jest sześcioro - ciągnął Kit, nie dbając o to, że przed chwilą o mało
nie spowodował wypadku - ale większości i tak nie zobaczysz, a żadne spośród nich
nie będzie nam dobrze życzyło. Najstarszy jest sam książę. Odziedziczył ojcowski tytuł
jako szesnastolatek. Po nim są Aidan, Rannulf, Freja, Alleyne i Morgan. Matka
najwyrazniej rozczytywała się w dziejach i literaturze angielskiego średniowiecza, stąd
ich niezwykłe imiona. Bewcastle ma na imię Wulfryk, choć nikt go tak nie nazywa,
nawet w najbliższej rodzinie. W dzieciństwie przyjazniłem się i bawiłem ze wszystkimi
prócz niego, bo zanadto zadzierał nosa, i prócz Morgan, bo była wtedy jeszcze za
mała. Aidan walczy teraz na Półwyspie, pozostali są w domu. Bez względu na płeć
każde z nich to diabeł wcielony. Niepotrzebnie zgodziłem się, byś mi towarzyszyła. To
jak rzucenie cię wilkom na pożarcie.
Wszystko to brzmiało groznie. Wpojono jej jednak zasadę, że dobre maniery i
uprzejmość należy zachowywać nawet w najgorszych okolicznościach i nigdy nie
zdradzać swoich uczuć.
- Wcale się ich nie boję. Przyjechałam do Alvesley, żebyś mógł tu pozostać.
Przecież to część naszej umowy. Muszę jakoś pogodzić wasze rodziny.
Po kilku kilometrach jazdy wąską, wiejską drogą, wjechali w wysadzaną
wiązami szeroką aleję wiodącą do imponującego kamiennego dworzyszcza. Lauren
domyśliła się, że to Lindsey Hall. Poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła, co po
bohatersku zignorowała.
- Myślę - odezwał się Kit - że wypełniasz swoją część umowy z wyjątkowym
poświęceniem. Obiecuję ci, że ja z większą pilnością przyłożę się teraz do mojej. Po tej
wizycie przeżyjesz wspaniałą przygodę. Ze szczyptą namiętności na dodatek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]