[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ciągle roiły mu się bezpieczne romanse. Kolejny z nich miał się przerodzić w ucieczkę, wygnanie i
namiętność przetworzoną w dobroczynne opiekuństwo. Coś tu było nie tak. Coś tu nie grało. Może nie
stanął na wysokości zadania. Może nie potrafił właściwie przygotować się do życia. Tracąc poczucie
czasu, odniósł wrażenie, że namiętność, której ciągle szukał, rozpłynęła się w ciemności. Już nie
tęsknił do niczego. %7łałował tylko bezgranicznie tego, co było.
XI
Nie spostrzegł, kiedy wyjechała. Przez sen usłyszał brzęk kluczy wpadających do skrzynki na listy u
drzwi wejściowych. Na chwilę niemal się rozbudził, nie mógł się zorientować, która jest godzina, i
ponownie zasnął. Gdy się w końcu zbudził na dobre, spostrzegł, że jest bardzo pózno, prawie
dziewiąta. Nigdy przedtem nie przespał swej zwykłej pory, więc teraz miał wrażenie, że coś się stało.
Nie był jednak chory. Powoli zaczął zbierać siły, sprawdzać swe reakcje i zdolność ruchu. Na razie nie
ośmielił się testować myślenia. Instynkt podpowiadał mu, że powinien wymazać z pamięci wszystko,
co się zdarzyło, zetrzeć wszelki ślad jej istnienia i swego zaangażowania. Tym, co pozostanie, zajmie
się pózniej, gdy będzie zdolny do dojrzałej oceny tych wydarzeń i swojego w nich udziału. W
przyszłości będzie miał dość czasu, by wyciągnąć wnioski, i to nie na temat Kąty, która teraz
wydawała mu się niemal niewinna, ale na swój i przypadkowości tego, co zaszło w jego życiu.
Wypił filiżankę herbaty i wziął kąpiel. Nie chciało mu się jeść. Ubrał się tak starannie jak zwykle,
wyjął ze skrzynki klucze i zdając sobie sprawę, że to jego
obowiązek, otworzył drzwi mieszkania Dunlopów. Powietrze jeszcze drżało, poruszone jej niedawną
obecnością, jakby wyjechała przed chwilą. Pod wpływem odruchu albo zwykłego niedbalstwa
pozostawiła widoczne ślady swego pobytu. Pośrodku salonu stała deska do prasowania z żelazkiem
postawionym na sztorc i podstawą zwróconym w stronę telewizora. Na ekranie migał jakiś stary
czarno-biały film z Frederikiem Marchem. Wszedł do sypialni, położonej tak jak jego własna.
Poszewka została niestarannie naciągnięta na puchową kołderkę, na poduszce pozostało wgniecenie
wskazujące, gdzie leżała jej głowa. Nie zadała sobie najmniejszego trudu, by ukryć fakt, że tu
przebywała. Drzwi od garderoby zostawiła wpółotwarte, a ubrania w szafie w nieładzie.
Pomarańczowa garsonka prawie spadała z wieszaka i jedno jej dyskretnie wywatowane ramię
sterczało w powietrzu. Wiedział, że w kuchni znajdzie nie umyte filiżanki i talerze, w łazience
wilgotne ręczniki. Z niepokojem ruszył sprawdzić oba miejsca i podejrzenia się potwierdziły.
Zastanawiając się nad tym, co powinien zrobić, miał dość czasu, by popaść w zadziwienie i niemal
pochylić głowę w podziwie dla jej niewiarygodnej niefrasobliwości. To właśnie jest wolność
pomyślał. Wolność polega na tym, że bierze się, co się chce, i nie zaciera śladów. Ale jest to także rys
charakteru kryminalisty, a może i psychopaty. Dziwił się, czemu nie dostrzegł tego wcześniej.
Wydawała mu się niezwykła. Przecież zbiła go z nóg tym, co robiła, i dlatego właśnie nie dostrzegł, że
były to wybryki służące jej jako szczeble na drabinie oświecenia. Potępił w myśli Howarda Singera,
ale zaraz go uniewinnił. Poczuł nawet do niego coś w rodzaju niechętnej sympatii. Doktryna
pozytywnych uczuć nie pozwalała Singerowi odrzucić marnotrawnej córki, choć jej odejście mogło
być poprzedzone
jakimiś wypadkami wymagającymi wyjaśnienia, a nawet wyrządzeniem jakichś szkód, może
niewielkich, a może całkiem sporych. Howard Singer, hołdujący przekonaniu, że nawet największą
krzywdę można wynagrodzić wylewną sympatią, nie miał oczywiście prawa odmówić jej
entuzjastycznego przyjęcia. Z pewnością była mu niegdyś przydatna, teraz jednak będzie musiała
użyć całej swej przebiegłości, by go przekonać po raz wtóry o swojej wartości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Ciągle roiły mu się bezpieczne romanse. Kolejny z nich miał się przerodzić w ucieczkę, wygnanie i
namiętność przetworzoną w dobroczynne opiekuństwo. Coś tu było nie tak. Coś tu nie grało. Może nie
stanął na wysokości zadania. Może nie potrafił właściwie przygotować się do życia. Tracąc poczucie
czasu, odniósł wrażenie, że namiętność, której ciągle szukał, rozpłynęła się w ciemności. Już nie
tęsknił do niczego. %7łałował tylko bezgranicznie tego, co było.
XI
Nie spostrzegł, kiedy wyjechała. Przez sen usłyszał brzęk kluczy wpadających do skrzynki na listy u
drzwi wejściowych. Na chwilę niemal się rozbudził, nie mógł się zorientować, która jest godzina, i
ponownie zasnął. Gdy się w końcu zbudził na dobre, spostrzegł, że jest bardzo pózno, prawie
dziewiąta. Nigdy przedtem nie przespał swej zwykłej pory, więc teraz miał wrażenie, że coś się stało.
Nie był jednak chory. Powoli zaczął zbierać siły, sprawdzać swe reakcje i zdolność ruchu. Na razie nie
ośmielił się testować myślenia. Instynkt podpowiadał mu, że powinien wymazać z pamięci wszystko,
co się zdarzyło, zetrzeć wszelki ślad jej istnienia i swego zaangażowania. Tym, co pozostanie, zajmie
się pózniej, gdy będzie zdolny do dojrzałej oceny tych wydarzeń i swojego w nich udziału. W
przyszłości będzie miał dość czasu, by wyciągnąć wnioski, i to nie na temat Kąty, która teraz
wydawała mu się niemal niewinna, ale na swój i przypadkowości tego, co zaszło w jego życiu.
Wypił filiżankę herbaty i wziął kąpiel. Nie chciało mu się jeść. Ubrał się tak starannie jak zwykle,
wyjął ze skrzynki klucze i zdając sobie sprawę, że to jego
obowiązek, otworzył drzwi mieszkania Dunlopów. Powietrze jeszcze drżało, poruszone jej niedawną
obecnością, jakby wyjechała przed chwilą. Pod wpływem odruchu albo zwykłego niedbalstwa
pozostawiła widoczne ślady swego pobytu. Pośrodku salonu stała deska do prasowania z żelazkiem
postawionym na sztorc i podstawą zwróconym w stronę telewizora. Na ekranie migał jakiś stary
czarno-biały film z Frederikiem Marchem. Wszedł do sypialni, położonej tak jak jego własna.
Poszewka została niestarannie naciągnięta na puchową kołderkę, na poduszce pozostało wgniecenie
wskazujące, gdzie leżała jej głowa. Nie zadała sobie najmniejszego trudu, by ukryć fakt, że tu
przebywała. Drzwi od garderoby zostawiła wpółotwarte, a ubrania w szafie w nieładzie.
Pomarańczowa garsonka prawie spadała z wieszaka i jedno jej dyskretnie wywatowane ramię
sterczało w powietrzu. Wiedział, że w kuchni znajdzie nie umyte filiżanki i talerze, w łazience
wilgotne ręczniki. Z niepokojem ruszył sprawdzić oba miejsca i podejrzenia się potwierdziły.
Zastanawiając się nad tym, co powinien zrobić, miał dość czasu, by popaść w zadziwienie i niemal
pochylić głowę w podziwie dla jej niewiarygodnej niefrasobliwości. To właśnie jest wolność
pomyślał. Wolność polega na tym, że bierze się, co się chce, i nie zaciera śladów. Ale jest to także rys
charakteru kryminalisty, a może i psychopaty. Dziwił się, czemu nie dostrzegł tego wcześniej.
Wydawała mu się niezwykła. Przecież zbiła go z nóg tym, co robiła, i dlatego właśnie nie dostrzegł, że
były to wybryki służące jej jako szczeble na drabinie oświecenia. Potępił w myśli Howarda Singera,
ale zaraz go uniewinnił. Poczuł nawet do niego coś w rodzaju niechętnej sympatii. Doktryna
pozytywnych uczuć nie pozwalała Singerowi odrzucić marnotrawnej córki, choć jej odejście mogło
być poprzedzone
jakimiś wypadkami wymagającymi wyjaśnienia, a nawet wyrządzeniem jakichś szkód, może
niewielkich, a może całkiem sporych. Howard Singer, hołdujący przekonaniu, że nawet największą
krzywdę można wynagrodzić wylewną sympatią, nie miał oczywiście prawa odmówić jej
entuzjastycznego przyjęcia. Z pewnością była mu niegdyś przydatna, teraz jednak będzie musiała
użyć całej swej przebiegłości, by go przekonać po raz wtóry o swojej wartości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]