[ Pobierz całość w formacie PDF ]

utopić każdego krwiopijcę. Niestety, zestaw do gromienia został w szafie, w mojej
sypialni. Wcześniej woziłam go w bagażniku, bez obrzynka ma się rozumieć, bo
posiadanie go jest nielegalne. Gdyby złapano mnie z zestawem w dłoni, a bez sądowego
nakazu egzekucji w kieszeni, automatycznie trafiłabym za kratki. Nowe prawo zaczęło
funkcjonować zaledwie kilka tygodni temu. Miało powstrzymać garstkę nadpobudliwych i
nazbyt zapalczywych egzekutorów, którzy cechowali się tym, że najpierw wbijali kołek, a
potem półgębkiem rzucali cichutkie:  Przepraszam . Jeżeli chodzi o mnie, na pewno nie
można mnie zaliczyć do ich grona. Serio.
Dolph wyłączył syrenę jakieś dwa kilometry przed szpitalem. Wjechaliśmy na ciemny,
cichy parking. Z tyłu za nami jechał wóz patrolowy. Drugi już na nas czekał na parkingu.
Przy samochodzie, z rewolwerami w rękach kulili się dwaj funkcjonariusze w mundurach.
Wysiedliśmy z wyciągniętą bronią. Miałam wrażenie, jakbym znalazła się na planie filmu
z Clintem Eastwoodem. Nie zauważyłam samochodu Johna Burke a. Co oznaczało, że
John sprawdzał pager częściej ode mnie. Jeśli okaże się, że wampir wciąż przebywał
wśród bezpiecznych metalowych ścian, obiecuję, że odtąd będę natychmiast
odpowiadać na każdą przesłaną mi wiadomość. Daję słowo. Tylko proszę, nie pozwól,
Boże, aby ktoś zapłacił życiem za moje zaniedbanie. Amen.
Jeden z tych mundurowych, którzy na nas czekali, podszedł na ugiętych nogach do
Dolpha i powiedział:
- Panie sierżancie, odkąd się tu zjawiliśmy, nie zauważyliśmy żadnego ruchu. Cisza i
spokój.
Dolph pokiwał głową.
- Zwietnie. Oddział specjalny dotrze tu najszybciej, jak będzie mógł. Jesteśmy na ich
liście.
- Co to znaczy, że jesteśmy na ich liście? - spytałam.
Dolph spojrzał na mnie.
- Oddział specjalny ma srebrne kule. Zjawią się tu możliwie szybko.
- Będziemy na nich czekać? - spytałam.
- Nie.
- Panie sierżancie, w sytuacji nadnaturalnego zagrożenia zaleca się czekanie na
przybycie oddziału specjalnego - rzekł mundurowy.
- Nie, jeśli należymy do Okręgowej Jednostki do spraw Dochodzeń Paranormalnych -
stwierdził.
- Powinniście mieć srebrne kule - wtrąciłam.
- Złożyłem stosowne zamówienie - odparł Dolph.
- Zamówienie na pewno bardzo się nam przyda.
- Jesteś cywilem. Musisz zaczekać na zewnątrz. Więc nie marudz - burknął.
95
- Jestem także legalną egzekutorką wampirów na stan Missouri. Gdybym odpowiedziała
na wezwanie pagera, zamiast ignorować jego sygnał w celu zdenerwowania Berta,
wampir zostałby już zakołkowany i nie musielibyśmy robić tego wszystkiego. Nie możesz
mnie z tego wykluczyć. To bardziej moja robota niż twoja.
Dolph przyglądał mi się przez kilka chwil, po czym bardzo wolno pokiwał głową.
- Powinnaś trzymać buzię na kłódkę - rzucił Zerbrowski. - I zaczekać w samochodzie.
- Nie chcę czekać w samochodzie.
Spojrzał na mnie.
- A ja chciałbym.
Dolph zaczął iść w stronę drzwi. Zerbrowski pomaszerował za nim.
Ja ubezpieczałam tyły. Byłam wszak policyjną ekspertką do spraw nadnaturalnych.
Gdyby tej nocy sprawy przybrały kiepski obrót, mogłabym się wykazać i udowodnić
niebieskim swoją przydatność.
Wszystkie ofiary wampirów, nawet te spoza hrabstwa, przywożono do starego szpitala
miejskiego w St. Louis i umieszczano w piwnicy. Nie ma aż tylu kostnic przystosowanych
do obsługi świeżo powstałych wampirów. Mają tam specjalne pomieszczenie o ścianach
wzmocnionych grubymi stalowymi płytami i drzwiami zabezpieczonymi od zewnątrz
przez krzyże. Jest tam nawet zbiornik, którego zawartością ożywieńcy mogą zaspokoić
pierwszy głód. Szczury, króliki, świnki morskie. Ot, przekąska dla uspokojenia nowo
powstałych.
W normalnych okolicznościach denat trafiłby do pomieszczenia dla wampirów i
mielibyśmy problem z głowy, ale ja zapewniłam tutejszych pracowników, że mężczyzna
jest niegrozny. Miał być całkiem nieszkodliwy. Przemawiał za mną autorytet eksperta,
egzekutorki, którą wezwano w celu zakołkowania trupa. Skoro powiedziałam, że denat
jest niegrozny, to znaczy, że naprawdę tak powinno być. Uwierzono mi. A ja się
pomyliłam. Boże, dopomóż mi, pomyliłam się.
96
16
Szpital miejski w St. Louis wznosił się niczym przysadzisty ceglany olbrzym, czający się
pośrodku strefy działań wojennych. Kilka przecznic na południe stąd możesz obejrzeć
najlepsze, nagradzane musicale rodem z Broadwayu. Tu byliśmy jak po ciemnej stronie
księżyca. O ile na księżycu istniały slumsy.
Szkło z wytłuczonych okien walało się po ziemi jak powybijane zęby.
Szpital, jak większość tego typu placówek, nie miał funduszy i musiał zostać zamknięty.
Pozostawiono jednak czynną kostnicę, gdyż miasta nie było stać na przeniesienie
pomieszczenia dla wampirów. Pokój ten został zaprojektowany na początku XX wieku,
kiedy ludziom wciąż się wydawało, że potrafią znalezć lekarstwo na wampiryzm.
Zamknąć wampira w specjalnym pomieszczeniu, obserwować, jak powstaje i spróbować
go z tego wyleczyć. Wiele wampirów poszło na ten układ, bo chciało zostać uleczonych.
Doktor Henry Mulligan był pionierem badań nad lekiem dla wampirów. Program jednak
zawieszono, kiedy jeden z pacjentów pozbawił doktora Mulligana twarzy. To tyle, jeśli
chodzi o pomoc dla biednych, niewłaściwie rozumianych wampirów.
Pomieszczenie wciąż było używane. Właśnie tu trafiała większość ofiar wampirów. To
było rutynowe postępowanie, gdyż ostatnimi czasy przy powstającym wampirze czuwał
specjalny doradca, mający za zadanie wprowadzić ożywieńca do społeczności
krwiopijców.
Zupełnie zapomniałam o tym doradcy. To był pionierski program, wprowadzony przed
miesiącem. Czy starszy wampir potrafi zapanować nad wampirem animalistycznym, a
może taką kontrolę mógł sprawować jedynie prawdziwy mistrz? Nie wiedziałam. Po
prostu nie wiedziałam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • php include("menu4/4.php") ?>