[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niej zarejestrowane. Ale nie spodziewała się drugiej wiadomości od niego,
a kiedy usłyszała znowu jego głos, nie potrafiła zatrzymać taśmy.
 Rozmawiałem z twoim ojcem o stoisku. On i pozostali członkowie
komitetu chętnie zgodzili się na moją propozycję. Wyszli z założenia, że
im więcej atrakcji, tym lepiej. A ponieważ Larry Cranshaw zgodził się
zagrać Robin Hooda, ja nie jestem potrzebny twojemu ojcu. Mogę więc
spróbować uzbierać trochę pieniędzy dla funduszu w inny sposób.
Uważam, że pomysł z Kopciuszkiem nie jest taki najgorszy. Jak myślisz?
Aha, podobają ci się tablice?"
- Pewnie - odpowiedziała. - Zwietny pomysł. Tablice po prostu zbiły
mnie z nóg. Zamierzam powyrywać je z ziemi jedną po drugiej i porąbać
na drobne kawałki!
Pozostałe wiadomości na sekretarce zostawili jej ojciec i przyjaciele.
Wszystkie pełne były aluzji do jej tajemniczej  eskapady". Jak mogła mieć
choć przez chwilę nadzieję, że Rosa utrzyma język za zębami? Najbardziej
wytrącił ją z równowagi telefon od Ginny.
 Wcale ci się nie dziwię. On rzeczywiście jest wart zachodu. Szkoda,
że nie zwraca na mnie uwagi".
- To jest nas już dwie - oświadczyła Lissa, po czym wysłuchała
kolejnej wiadomości, tym razem od ojca.
109
R S
 Czemu powiedziałaś Steve'owi, że nie ma już wolnych stoisk do
wynajęcia? Jego pomysł jest genialny. Oczywiście nie wspomniałem mu,
do kogo należy sandał. Pomagam mu teraz zgromadzić zestaw
dziwacznego obuwia. Podoba mi się przewrotność tej sytuacji - Steve
Jackson junior pomaga mieszkańcom Madrona Cove zdobyć pieniądze,
dzięki którym Steve Jackson senior nie będzie mógł położyć łapy na
zajezdzie. Toż to czysta poezja! Zadzwoń do mnie, skarbie, jak tylko
wrócisz. Opowiem ci o wszystkim, cośmy ustalili ze Steve'em. Podoba mi
się ten twój facet, Liss. Nawet bardzo".
- To nie jest mój facet! - krzyknęła głośno, jakby chciała dosięgnąć
ojca w jego przyczepie stojącej na wzgórzu, półtora kilometra od przystani.
- Nie chcę żadnego faceta. Nie potrzebuję. Nie muszę. Muszę... iść spać.
Szybko wyłączyła telefon, rozebrała się, umyła zęby i padła na
łóżko. Może jeśli uda się jej zasnąć, nie będzie musiała walczyć z myślami
o Stevie, o tym, co się stało, i o tym, co na pewno nie wydarzy się w
przyszłości...
Zaczęła właśnie zapadać w sen, ukołysana monotonnymi
uderzeniami kropli deszczu o wodę zatoki, gdy coś zaczęło walić
rytmicznie w burtę łodzi.
- Spadaj - wymamrotała, ale jej słowa nie odniosły pożądanego
skutku.
Walenie ustało tylko na moment, po czym zaczęło się od nowa.
Pomyślała, że to prawdopodobnie kawałek dryfującego drewna miotany
falami odpływu. Jeśli sama go nie usunie, może się to ciągnąć godzinami.
Wściekła zarzuciła płaszcz przeciwdeszczowy na koszulkę, w której
spała, nałożyła kaptur na głowę i wyszła na zewnątrz z bosakiem w dłoni.
110
R S
Mokry pokład ziębił jej bose stopy. Podeszła do dziobu, wypatrując
kłody. Miała nadzieję, że dosięgnie jej bosakiem. Przechyliła się przez
burtę i zmartwiała.
- Steve! Co ty wyprawiasz?
Przewieszony przez dziób swojej łódki, wiosłował rękoma. To on
obijał się o jej burtę.
Spojrzał do góry. Był cały mokry. Włosy przykleiły mu się szczelnie
do czaszki, szczękał zębami.
- Zzzamarzam - wydusił z siebie z wysiłkiem, tak że ledwie go
zrozumiała. - Próbbbuję dossstać się do tttej cholerrrnej przystani. Silnik
wysssiadł.
Lissa chciała poznać dokładnie rozwój wypadków.
- Co się stało z wiosłami?
- Jedno sssię złamało. Wwwiosłowałem drrrugim, ale wleciało dddo
wody. Wypadłem zzza burtę, prrróbując je wyłowić.
Był blady jak ściana, oczy błyszczały mu niezdrowo.
- Aap - powiedziała, kiedy tylko wróciła jej zdolność rozsądnego
myślenia, i zahaczyła bosakiem o łódkę Steve'a. - Przeciągnę cię na rufę.
Widziała, że przemókł do suchej nitki. Nie mógł utrzymać bosaka w
zgrabiałych dłoniach. Zęby szczękały mu tak mocno, że prawie je słyszała.
Nawet w lipcu woda w oceanie była bardzo zimna. Do tego dochodził
jeszcze deszcz i mgła. Nic dziwnego, że przemarzł do szpiku kości.
Kiedy w końcu stanął na pokładzie, nogi się pod nim ugięły. Chwycił
Lissę kurczowo za ramię, żeby nie upaść. Podtrzymała go i wzięła pod
pachy, zastanawiając się, co powinna zrobić.
- Właz do środka - powiedziała, popychając go lekko w stronę drzwi.
- Zajmę się twoją łódką.
111
R S
Ze zdenerwowania i strachu i jej zaczęły się trząść ręce. W końcu
zeszła za Steve'em na dół. Stał oparty o ścianę, nadal w dżinsach i mokrej
koszulce. Wstrząsały nim silne dreszcze.
- Pod prysznic - zakomenderowała, wskazując mu drogę.
Zrzuciła z siebie płaszcz i zaprowadziła Steve'a do łazienki,
zamykając za sobą drzwi. Odkręciła gorącą wodę, nie zwracając uwagi na
to, że oboje są ubrani. On i tak kompletnie przemókł, jej również niewiele
brakowało.
Lała ciepłą wodę na jego głowę, pozwalając jej spływać na ramiona i
plecy. Po chwili posadziła go na klapie sedesu. Małe pomieszczenie
wypełniła para.
Uklęknęła obok Steve'a, rozsznurowała jego buty, ściągnęła
skarpetki i zaczęła rozcierać jego lodowate stopy.
Wciąż szczękał zębami.
- Jak długo byłeś na zewnątrz? - zapytała, wkładając jego nogi do
miski z gorącą wodą.
- Od śśświtu. Nie mogłem ssspać. Ciebie nnnie było. Nnnic do
roboty.
Udała, że tego nie usłyszała.
- Nie wziąłeś żadnej kurtki?
- Pogoda była sssuper.
Zciągnęła z niego koszulę i zaczęła masować mu plecy i ramiona
ostrą gąbką.
- Czemu nie wróciłeś, jak tylko zaczęła się psuć?
- Próbowałem. Sssilnik wysiadł.
- Wstań i zdejmij spodnie.
Próbował zaśmiać się przez szczękające zęby.
112
R S [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl