[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Publiczność była hałaśliwa, a słońce bezlitosne. Powietrze przesycała duszna wilgoć.
Zza żywopłotu dobiegały dziecięce krzyki i śmiech. Asher miała ochotę rzucić rakietę i zejść
z kortu. To był błąd, błąd, błąd, powtarzała w myślach. Czemu wróciła, narażając się na taki
wysiłek, ból i upokorzenie?
Twarz Asher w najmniejszym stopniu nie zdradzała zamętu, jaki panował w jej
głowie. Zacisnęła dłoń na rękojeści rakiety i postanowiła zwalczyć słabość. Zagrała zle,
ponieważ pozwoliła Kingston dyktować tempo. Nic dziwnego, że w ciągu sześciu minut od
pierwszego serwu poniosła klęskę. Nawet nie zdążyła się spocić! Nie zjawiła się tutaj po to,
żeby poddać się po pierwszym gemie i dać się upokorzyć. Tłum milczał wyczekująco. Mogła
liczyć tylko na siebie.
Otrzepawszy krótką spódniczkę, wróciła na pozycję. Pochylona, gotowa do akcji,
czujnie przenosiła ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Złość została stłumiona, strach
pokonany. Jasny umysł był największą bronią Asher, której nie użyła w pierwszym gemie.
Teraz będzie inaczej. Tym razem gra potoczy się pod jej dyktando.
Odebrała piłkę serwisową przeciwniczki lekkim, precyzyjnym uderzeniem tuż nad
siatką. Zagranie zdezorientowało Kingston. Z trybun dobiegł pomruk zadowolenia Chłopiec
przebiegł pod siatką, zabierając nieodebraną piłkę.
Piętnaście do zera. Asher powtórzyła w myślach wynik z ponurą satysfakcją. Strach
kosztował ją straconego gema. Teraz poleje się krew, pomyślała z zimną precyzją. Kingston
przestała być przeciwniczką z krwi i ciała. Stała się symbolem przeciwnika.
Asher trzymała rywalkę przy siatce, posyłając same woleje, których perfekcja porwała
widzów na równe nogi. Nie docierały do niej rozentuzjazmowane krzyki i nawoływania we
wszystkich językach, dobiegające z trybun. Widziała tylko piłkę, słyszała wyłącznie szmer
własnego oddechu. Zakończyła gem znakomitym wolejem, umieszczając piłkę idealnie na
linii końcowej.
Była w euforii. Czuła gorący, musujący smak nadchodzącego zwycięstwa.
Rozkoszowała się nim jeszcze, wracając na kort. Tym razem twarz miała zroszoną potem.
Otarta czoło zapiętą na przegubie opaską i sięgnęła po piłkę. Pilnuj początku, nakazała sobie
w duchu, w każdej grze najważniejszy jest początek.
Pod koniec pierwszego seta powierzchnię kortu pokrywała gęsta sieć smug i śladów.
Kredowy pył osiadał na śnieżnobiałych spódniczkach i butach zawodniczek.
Po trzydziestu dwóch minutach zaciekłej walki pot lal się strumieniami. Asher
wygrała seta sześć do trzech. Adrenalina buzowała jej w żyłach, lecz na zewnątrz nie spra-
wiała wrażenia bardziej zdenerwowanej niż hostessa przed przyjęciem. %7łyłka
współzawodnictwa ujawniła się wreszcie z dawną siłą. Asher czuła na sobie wzrok Starbucka,
ale i to nie zrobiło na niej wrażenia. Gdyby Taj pojawił się teraz za siatką, przegnałaby go,
gdzie pieprz rośnie. Kingston odebrała serwis, posyłając piłkę daleko w głąb kortu. Asher
odpowiedziała podkręconym bekhendem, który musnął wierzch siatki. Ze wzrokiem
utkwionym w piłce zareagowała na następne podanie potężnym lobem.
Dziennikarze komentowali pózniej, że zwycięstwo Asher zostało przesądzone w
chwili, gdy obie kobiety wymieniły spojrzenia. Wymiana myśli nastąpiła w ułamku sekundy i
od tej pory Asher przejęła prowadzenie, zmuszając Kingston do obrony. Narzuciła zabójcze
tempo. Straciwszy punkt, odzyskiwała dwa. Bojowy duch wrócił. Zimnokrwista bogini
wojny, którą dziennikarze pamiętali z dawnych czasów, nie zawiodła.
Podczas gdy Taj był ogniem i siłą, Asher cechował chłód i kontrolowana zajadłość.
Nie zdarzyło się nigdy, by w czasie gry straciła głowę. Reporterzy zakładali się między sobą,
typując, kiedy owa chwila nadejdzie.
Dwa razy w ciągu tego meczu Asher o mały włos nie dała im powodu do satysfakcji.
Raz z powodu złej opinii sędziego i drugi, kiedy zle oceniła podanie. W obydwu przypadkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Publiczność była hałaśliwa, a słońce bezlitosne. Powietrze przesycała duszna wilgoć.
Zza żywopłotu dobiegały dziecięce krzyki i śmiech. Asher miała ochotę rzucić rakietę i zejść
z kortu. To był błąd, błąd, błąd, powtarzała w myślach. Czemu wróciła, narażając się na taki
wysiłek, ból i upokorzenie?
Twarz Asher w najmniejszym stopniu nie zdradzała zamętu, jaki panował w jej
głowie. Zacisnęła dłoń na rękojeści rakiety i postanowiła zwalczyć słabość. Zagrała zle,
ponieważ pozwoliła Kingston dyktować tempo. Nic dziwnego, że w ciągu sześciu minut od
pierwszego serwu poniosła klęskę. Nawet nie zdążyła się spocić! Nie zjawiła się tutaj po to,
żeby poddać się po pierwszym gemie i dać się upokorzyć. Tłum milczał wyczekująco. Mogła
liczyć tylko na siebie.
Otrzepawszy krótką spódniczkę, wróciła na pozycję. Pochylona, gotowa do akcji,
czujnie przenosiła ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Złość została stłumiona, strach
pokonany. Jasny umysł był największą bronią Asher, której nie użyła w pierwszym gemie.
Teraz będzie inaczej. Tym razem gra potoczy się pod jej dyktando.
Odebrała piłkę serwisową przeciwniczki lekkim, precyzyjnym uderzeniem tuż nad
siatką. Zagranie zdezorientowało Kingston. Z trybun dobiegł pomruk zadowolenia Chłopiec
przebiegł pod siatką, zabierając nieodebraną piłkę.
Piętnaście do zera. Asher powtórzyła w myślach wynik z ponurą satysfakcją. Strach
kosztował ją straconego gema. Teraz poleje się krew, pomyślała z zimną precyzją. Kingston
przestała być przeciwniczką z krwi i ciała. Stała się symbolem przeciwnika.
Asher trzymała rywalkę przy siatce, posyłając same woleje, których perfekcja porwała
widzów na równe nogi. Nie docierały do niej rozentuzjazmowane krzyki i nawoływania we
wszystkich językach, dobiegające z trybun. Widziała tylko piłkę, słyszała wyłącznie szmer
własnego oddechu. Zakończyła gem znakomitym wolejem, umieszczając piłkę idealnie na
linii końcowej.
Była w euforii. Czuła gorący, musujący smak nadchodzącego zwycięstwa.
Rozkoszowała się nim jeszcze, wracając na kort. Tym razem twarz miała zroszoną potem.
Otarta czoło zapiętą na przegubie opaską i sięgnęła po piłkę. Pilnuj początku, nakazała sobie
w duchu, w każdej grze najważniejszy jest początek.
Pod koniec pierwszego seta powierzchnię kortu pokrywała gęsta sieć smug i śladów.
Kredowy pył osiadał na śnieżnobiałych spódniczkach i butach zawodniczek.
Po trzydziestu dwóch minutach zaciekłej walki pot lal się strumieniami. Asher
wygrała seta sześć do trzech. Adrenalina buzowała jej w żyłach, lecz na zewnątrz nie spra-
wiała wrażenia bardziej zdenerwowanej niż hostessa przed przyjęciem. %7łyłka
współzawodnictwa ujawniła się wreszcie z dawną siłą. Asher czuła na sobie wzrok Starbucka,
ale i to nie zrobiło na niej wrażenia. Gdyby Taj pojawił się teraz za siatką, przegnałaby go,
gdzie pieprz rośnie. Kingston odebrała serwis, posyłając piłkę daleko w głąb kortu. Asher
odpowiedziała podkręconym bekhendem, który musnął wierzch siatki. Ze wzrokiem
utkwionym w piłce zareagowała na następne podanie potężnym lobem.
Dziennikarze komentowali pózniej, że zwycięstwo Asher zostało przesądzone w
chwili, gdy obie kobiety wymieniły spojrzenia. Wymiana myśli nastąpiła w ułamku sekundy i
od tej pory Asher przejęła prowadzenie, zmuszając Kingston do obrony. Narzuciła zabójcze
tempo. Straciwszy punkt, odzyskiwała dwa. Bojowy duch wrócił. Zimnokrwista bogini
wojny, którą dziennikarze pamiętali z dawnych czasów, nie zawiodła.
Podczas gdy Taj był ogniem i siłą, Asher cechował chłód i kontrolowana zajadłość.
Nie zdarzyło się nigdy, by w czasie gry straciła głowę. Reporterzy zakładali się między sobą,
typując, kiedy owa chwila nadejdzie.
Dwa razy w ciągu tego meczu Asher o mały włos nie dała im powodu do satysfakcji.
Raz z powodu złej opinii sędziego i drugi, kiedy zle oceniła podanie. W obydwu przypadkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]