[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To przecież ty powiedziałaś, że boisz się zrobić z sie
bie idiotkę, nie ja - przypomniał.
- Nie chodzi o to, co powiedziałam - zakończyła, de
monstrując mu próbkę swoistej logiki. - Chodzi o to, co
mówię teraz. - Odrzuciła głowę do tyłu, odwróciła się
i majestatycznie poszła do kuchni.
Mimo pełnych dumy twierdzeń w wieczór przyjęcia
Adelię ogarnęło przerażenie. W ciągu dni poprzedzają
cych bankiet nie miała czasu się denerwować, zbyt zajęta
planami i przygotowaniami. Teraz, siedzÄ…c sama w swoim
IRLANDZKA WRÓ%7Å‚KA " fe 185
pokoju, świadoma, że czas ubrać się i zejść na dół, odczu
wała narastający strach.
Postanowiła włożyć zieloną jedwabną suknię, do której
kupna zmusiła ją swego czasu Trish. Ostrożnie wciągnęła
ją przez głowę. Klasyczny krój sukni podkreślał jej mięk
ko zaokrągloną sylwetkę, a głęboko wycięty dekolt odsła
niał kuszące wypukłości. Zielony jedwab lśnił przy kre
mowej, zdrowej skórze. Usiłowała upiąć włosy do góry,
postanowiwszy je uczesać w bardziej wyszukany sposób,
ale po paru daremnych próbach dała spokój i zostawiła je
rozpuszczone, więc spływały falami na ramiona.
Schodząc po schodach, usłyszała w salonie znajome
głosy Travisa i Paddy'ego. Wzięła kilka głębokich odde
chów dla dodania sobie odwagi.
Kiedy weszła do pokoju, Travis przerwał w połowie
zdania i wstał z krzesła na jej powitanie. Szukała aprobaty
w je^o spojrzeniu, ale było nieprzeniknione. Zaczęła żało
wać, że nie wybrała innej sukni, jednej z tych, które wisia
ły teraz w wielkiej czereśniowej szafie.
- Piękny widok, prawda, chłopcze? - odezwał się stryj
przyglÄ…dajÄ…cy siÄ™ Adelii z nie skrywanÄ… dumÄ…. - Dzisiej
szego wieczoru żadna z kobiet nie będzie mogła się rów
nać z moją małą Dee. Szczęściarz z ciebie, Travisie.
- Stryjku Paddy. - Adelia podeszła do niego z uśmie
chem i ucałowała go w policzek. - Co za wspaniałe po
chlebstwo. Ale mów dalej, potrzebuję tego. Muszę szcze
rze przyznać, że umieram ze strachu.
186 * IRLANDZKA WRÓ%7Å‚KA
- Nie ma potrzeby się bać, Dee. - Travis wziął ją za
rękę i obrócił twarzą do siebie. - Będą jeść ci z ręki, zoba
czysz. Wyglądasz niesamowicie. - Uśmiechnął się do niej
i wolną ręką pogładził ją po włosach, po czym odwrócił
się, by ponownie napełnić swój kieliszek.
Kochaj mnie, Travis, poprosiła w duchu, oddałabym
cały świat i jeszcze więcej, gdybyś kochał mnie choć w po
Å‚owie tak bardzo jak ja ciebie.
Kiedy ponownie się odwrócił i pochwycił wzrokiem jej
spojrzenie, znieruchomiał na chwilę.
- Dee? - zapytał z wahaniem. Zanim jednak doszła do
siebie na tyle, by mu odpowiedzieć, rozległ się dzwonek
u drzwi i zaczęli napływać goście.
Wszystko okazało się znacznie łatwiejsze, niż Adelia
sobie wyobrażała. Po przybyciu pierwszej grupy gości
poczuła, jak napięcie ją opuszcza, i wkrótce odpowiadała
na badawcze spojrzenia bez cienia nieśmiałości. Dom
szybko napełnił się ludzmi, gwarem rozmów, śmiechem
i brzękiem szkła. Nie sposób było nie zauważyć, że Travis
jest bardzo lubiany i szanowany przez współpracowni
ków, a jego żona spotkała się z akceptacją i powszechną
aprobatą, jeśli nawet nie od razu, to niedługo po tym, jak
goście mieli okazję zamienić z nią parę słów. Dosłownie
wszyscy podziwiali jej naturalny, niewymuszony wdzięk.
Gładko uczesana kobieta, która od jakiegoś czasu roz
mawiała z Adelią, zatrzymała przechodzącego obok nich
gospodarza.
- Travisie, twoja żona jest niezwykle oryginalna i cza-
IRLANDZKA WRÓ%7Å‚KA ft 187
rująca, i stanowczo dla ciebie za dobra - zauważyła
z uśmiechem, korzystając z przywileju, jaki jej dawała
długoletnia przyjazń. - Jestem przekonana, że samo słu
chanie, jak czyta książkę telefoniczną, byłoby rozkoszą.
Ma taki cudowny akcent.
- Uważaj, Carlo - ostrzegł Travis i ze swobodą objął
Adelię ramieniem, czego tak jej brakowało przez ostatnie
parę tygodni. - Dee twierdzi, że to my mówimy z akcen
tem, a mimo jej łagodnego wyglądu, nie radzę poddawać
próbie jej temperamentu.
- Travis, kochanie!
Cała trójka odwróciła się jak na komendę. Adelii mig
nęła przed oczami oślepiająca biel, a właścicielka głosu
wylewnie uścisnęła jej męża.
- Właśnie wróciłam do miasta, kochanie, i dowiedzia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
- To przecież ty powiedziałaś, że boisz się zrobić z sie
bie idiotkę, nie ja - przypomniał.
- Nie chodzi o to, co powiedziałam - zakończyła, de
monstrując mu próbkę swoistej logiki. - Chodzi o to, co
mówię teraz. - Odrzuciła głowę do tyłu, odwróciła się
i majestatycznie poszła do kuchni.
Mimo pełnych dumy twierdzeń w wieczór przyjęcia
Adelię ogarnęło przerażenie. W ciągu dni poprzedzają
cych bankiet nie miała czasu się denerwować, zbyt zajęta
planami i przygotowaniami. Teraz, siedzÄ…c sama w swoim
IRLANDZKA WRÓ%7Å‚KA " fe 185
pokoju, świadoma, że czas ubrać się i zejść na dół, odczu
wała narastający strach.
Postanowiła włożyć zieloną jedwabną suknię, do której
kupna zmusiła ją swego czasu Trish. Ostrożnie wciągnęła
ją przez głowę. Klasyczny krój sukni podkreślał jej mięk
ko zaokrągloną sylwetkę, a głęboko wycięty dekolt odsła
niał kuszące wypukłości. Zielony jedwab lśnił przy kre
mowej, zdrowej skórze. Usiłowała upiąć włosy do góry,
postanowiwszy je uczesać w bardziej wyszukany sposób,
ale po paru daremnych próbach dała spokój i zostawiła je
rozpuszczone, więc spływały falami na ramiona.
Schodząc po schodach, usłyszała w salonie znajome
głosy Travisa i Paddy'ego. Wzięła kilka głębokich odde
chów dla dodania sobie odwagi.
Kiedy weszła do pokoju, Travis przerwał w połowie
zdania i wstał z krzesła na jej powitanie. Szukała aprobaty
w je^o spojrzeniu, ale było nieprzeniknione. Zaczęła żało
wać, że nie wybrała innej sukni, jednej z tych, które wisia
ły teraz w wielkiej czereśniowej szafie.
- Piękny widok, prawda, chłopcze? - odezwał się stryj
przyglÄ…dajÄ…cy siÄ™ Adelii z nie skrywanÄ… dumÄ…. - Dzisiej
szego wieczoru żadna z kobiet nie będzie mogła się rów
nać z moją małą Dee. Szczęściarz z ciebie, Travisie.
- Stryjku Paddy. - Adelia podeszła do niego z uśmie
chem i ucałowała go w policzek. - Co za wspaniałe po
chlebstwo. Ale mów dalej, potrzebuję tego. Muszę szcze
rze przyznać, że umieram ze strachu.
186 * IRLANDZKA WRÓ%7Å‚KA
- Nie ma potrzeby się bać, Dee. - Travis wziął ją za
rękę i obrócił twarzą do siebie. - Będą jeść ci z ręki, zoba
czysz. Wyglądasz niesamowicie. - Uśmiechnął się do niej
i wolną ręką pogładził ją po włosach, po czym odwrócił
się, by ponownie napełnić swój kieliszek.
Kochaj mnie, Travis, poprosiła w duchu, oddałabym
cały świat i jeszcze więcej, gdybyś kochał mnie choć w po
Å‚owie tak bardzo jak ja ciebie.
Kiedy ponownie się odwrócił i pochwycił wzrokiem jej
spojrzenie, znieruchomiał na chwilę.
- Dee? - zapytał z wahaniem. Zanim jednak doszła do
siebie na tyle, by mu odpowiedzieć, rozległ się dzwonek
u drzwi i zaczęli napływać goście.
Wszystko okazało się znacznie łatwiejsze, niż Adelia
sobie wyobrażała. Po przybyciu pierwszej grupy gości
poczuła, jak napięcie ją opuszcza, i wkrótce odpowiadała
na badawcze spojrzenia bez cienia nieśmiałości. Dom
szybko napełnił się ludzmi, gwarem rozmów, śmiechem
i brzękiem szkła. Nie sposób było nie zauważyć, że Travis
jest bardzo lubiany i szanowany przez współpracowni
ków, a jego żona spotkała się z akceptacją i powszechną
aprobatą, jeśli nawet nie od razu, to niedługo po tym, jak
goście mieli okazję zamienić z nią parę słów. Dosłownie
wszyscy podziwiali jej naturalny, niewymuszony wdzięk.
Gładko uczesana kobieta, która od jakiegoś czasu roz
mawiała z Adelią, zatrzymała przechodzącego obok nich
gospodarza.
- Travisie, twoja żona jest niezwykle oryginalna i cza-
IRLANDZKA WRÓ%7Å‚KA ft 187
rująca, i stanowczo dla ciebie za dobra - zauważyła
z uśmiechem, korzystając z przywileju, jaki jej dawała
długoletnia przyjazń. - Jestem przekonana, że samo słu
chanie, jak czyta książkę telefoniczną, byłoby rozkoszą.
Ma taki cudowny akcent.
- Uważaj, Carlo - ostrzegł Travis i ze swobodą objął
Adelię ramieniem, czego tak jej brakowało przez ostatnie
parę tygodni. - Dee twierdzi, że to my mówimy z akcen
tem, a mimo jej łagodnego wyglądu, nie radzę poddawać
próbie jej temperamentu.
- Travis, kochanie!
Cała trójka odwróciła się jak na komendę. Adelii mig
nęła przed oczami oślepiająca biel, a właścicielka głosu
wylewnie uścisnęła jej męża.
- Właśnie wróciłam do miasta, kochanie, i dowiedzia [ Pobierz całość w formacie PDF ]