[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miękką, jedwabną, czarną sukienkę na ramiączkach z różową wstawką przy krótkiej
spódniczce, która wirowała wokół jej kolan, kiedy chodziła. W pasie przewiązała się
36
S
R
różową szarfą. Zestawienie kolorystyczne dawało niezwykły efekt - aksamitna czerń i
intensywny róż tworzyły wspaniały kontrast. Z biżuterii włożyła drobne, złote kolczyki i
delikatny łańcuszek na szyję. Kiedy stała przed lustrem i przeglądała się w nim, pomyślała
nagle, co James powiedziałby, widząc ją tak ubraną. Nie była absolutnie pewna jego
uczuć; podczas ostatniego spotkania nie dał niczego po sobie poznać. Starała uspokoić się,
mówiąc sobie, że musi mu zależeć, musi chcieć znów ją zobaczyć, inaczej po co
wysyłałby specjalne zaproszenie?
Kiedy przyjechały do Hardath, Ewa powiedziała:
- A więc, nareszcie będę miała okazję poznać twojego Jamesa?
Nagle przebiegło jej przez myśl, że może zaprosił ją tylko po to, aby poznać jej
matkę. Sam przecież mówił przed pożegnaniem, że nie może się doczekać, aby ją
zobaczyć.
- On nie jest moim Jamesem - obruszyła się trochę i zaparkowała samochód obok
perłowo-szarego mercedesa.
- Dobrze, dobrze, nadal jeszcze masz słabość do tego chłopca, kochanie. Nie
zaprzeczaj, ja wiem - zaśmiała się Ewa.
- To już nie jest chłopiec, mamo. - Pogodny nastrój matki udzielił się Gemmie.
- Tak, a ty nie jesteś już szesnastoletnią dziewczynką - zauważyła Ewa. - Wygląda
na to, że większość gości, to bogaci ludzie - dodała, patrząc na samochody zaparkowane
koło rezydencji.
Wysiadły z samochodu i skierowały się ku domowi; drzwi wejściowe były otwarte,
jakby zapraszały do przekroczenia progu. Kiedy weszły do środka, Gemma rozejrzała się
po salonie. Było tu wielu ludzi; goście rozproszeni po wszystkich kątach rozmawiali,
śmiali się, popijali drinki i zdawali się nie zwracać uwagi na ich przybycie. Gemma
poczuła nagle wielką ochotę, aby wrócić do domu i przebrać się w coś bardziej stono-
wanego, klasycznego. Pomyślała, że gdyby zmieniła dodatkowo makijaż i uczesanie,
może wtedy ci ludzie zwróciliby na nią uwagę.
Ale w tym momencie zobaczyła Jamesa - szedł w jej kierunku, spoglądając na nią.
Serce Gemmy zabiło mocniej; wyglądał bardzo efektownie w ciemnoniebieskim
garniturze, granatowej koszuli i eleganckim krawacie. Włosy, modnie ostrzyżone, nie
37
S
R
poddawały się całkowicie ułożonej fryzurze, kilka kosmyków wymykało się niesfornie na
czoło. Podchodząc do nich uśmiechał się, ale był to zwykły, grzeczny, kurtuazyjny
uśmiech, najwyrazniej chciał zachować rezerwę. Jego postawa i zachowanie dotknęły ją
trochę, ponieważ sama postanowiła być otwarta i przyjazna.
- Dobry wieczór - powitał je. - Bardzo się cieszę, że zdecydowałyście się, panie,
przyjść. Proszę przyjąć mój komplement, obie panie wyglądacie czarująco.
- To moja matka, Ewa, a to James Drayton - przedstawiła ich sobie. - Mama na
pewno chciałaby, abyś mówił do niej po imieniu - dodała.
- Oczywiście - przytaknęła skwapliwie Ewa.
- Jak się masz, Ewo. Przyjmij kondolencje z powodu śmierci męża - powiedział
James.
- Byłego męża - poprawiła go Ewa.
- Tak, oczywiście - uśmiechnął się.
- Zmieńmy temat - przerwała mu. - Nie chcemy przecież, aby było dziś smutno,
prawda Gemmo?
Dziewczyna zmusiła się do uśmiechu.
- Oczywiście, że nie. Mam zamiar dobrze się bawić.
- Dobrze. Chodzmy więc po drinki - powiedział James. - Potem przedstawię was
gościom. Nie będzie to jednak łatwe, jest tu wielu ludzi. Szczerze mówiąc, części z nich
nawet nie znam - mówił, prowadząc je przez pokój do barku.
- Przygodni przechodnie? - zażartowała Ewa.
- Nie, po prostu przyjaciele przyjaciół - zaśmiał się James.
Zdawał się być pochłonięty towarzystwem Ewy, jakby zupełnie ignorował Gemmę;
ona w milczeniu podążała za nimi. Pomyślała, że dobrze, iż wcześniej zwiedziła ten dom.
Dzięki temu uniknęła teraz niepotrzebnych wzruszeń. Ewa nie darzyła tego miejsca takim
sentymentem, przebywała tu krócej i czuła się tu bardziej jako gość, niż jak były
domownik.
Kiedy doszły do barku, Gemma poprosiła o gin z tonikiem, a jej matka o whisky z
lodem. Obsługa była szybka i sprawna, więc drinki zaserwowano prawie natychmiast.
Kelnerki w małych, białych fartuszkach i czarnych sukienkach oraz kelnerzy w białych
38
S
R
marynarkach chodzili po salonie, roznosząc słone orzeszki i zakąski. Wszystko urządzone
było w dobrym guście, najwyrazniej gospodarz nie szczędził wysiłków i pieniędzy na
zorganizowanie przyjęcia. Kiedy dostały drinki, James zaprowadził je do jadalni, gdzie
znajdował się bufet szwedzki; długie stoły zasłane białymi obrusami i zastawione kwiata-
mi i półmiskami. Poprosił, aby częstowały się i czuły się, jak u siebie.
Gemma zlustrowała dania, było ich tak wiele, a wszystkie podane bardzo
apetycznie, prawdopodobnie przez bardzo dobrych kucharzy i każda z tych potraw
musiała kosztować fortunę.
- Całe to jedzenie powinno się raczej znalezć wśród głodnych w Nikaragui, niż tutaj
- rzekła gorzko, wspominając dawne czasy.
Ewa spojrzała na nią znacząco.
- Nie mów głupstw, kochanie - powiedziała.
James nie skomentował uwagi. Zatrzymał jedynie kelnera, który akurat przechodził
obok nich i wziął od niego półmisek, podając go Gemmie.
- Spróbuj - zaproponował - to wspaniały pasztet z kaczki.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie, dziękuję - odparła. - Nadal jestem wegetarianką.
James zmarszczył brwi, dając wyraz swemu zdziwieniu. Jego zachowanie zaczynało
wyprowadzać ją z równowagi.
- Nadal? - zapytał.
- Tak, a ty? - Ich spojrzenia skrzyżowały się. Jego oczy były czyste, ale jakby bez
wyrazu.
- Oczywiście, że nie - odparł. - Wyrosłem już z tego. - Wziął z półmiska kawałek
pasztetu, włożył go do ust i zaczął zajadać ze smakiem.
- Może ty masz ochotę, Ewo? - zapytał.
- Chętnie, mam zamiar spróbować wszystkiego - uśmiechnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
miękką, jedwabną, czarną sukienkę na ramiączkach z różową wstawką przy krótkiej
spódniczce, która wirowała wokół jej kolan, kiedy chodziła. W pasie przewiązała się
36
S
R
różową szarfą. Zestawienie kolorystyczne dawało niezwykły efekt - aksamitna czerń i
intensywny róż tworzyły wspaniały kontrast. Z biżuterii włożyła drobne, złote kolczyki i
delikatny łańcuszek na szyję. Kiedy stała przed lustrem i przeglądała się w nim, pomyślała
nagle, co James powiedziałby, widząc ją tak ubraną. Nie była absolutnie pewna jego
uczuć; podczas ostatniego spotkania nie dał niczego po sobie poznać. Starała uspokoić się,
mówiąc sobie, że musi mu zależeć, musi chcieć znów ją zobaczyć, inaczej po co
wysyłałby specjalne zaproszenie?
Kiedy przyjechały do Hardath, Ewa powiedziała:
- A więc, nareszcie będę miała okazję poznać twojego Jamesa?
Nagle przebiegło jej przez myśl, że może zaprosił ją tylko po to, aby poznać jej
matkę. Sam przecież mówił przed pożegnaniem, że nie może się doczekać, aby ją
zobaczyć.
- On nie jest moim Jamesem - obruszyła się trochę i zaparkowała samochód obok
perłowo-szarego mercedesa.
- Dobrze, dobrze, nadal jeszcze masz słabość do tego chłopca, kochanie. Nie
zaprzeczaj, ja wiem - zaśmiała się Ewa.
- To już nie jest chłopiec, mamo. - Pogodny nastrój matki udzielił się Gemmie.
- Tak, a ty nie jesteś już szesnastoletnią dziewczynką - zauważyła Ewa. - Wygląda
na to, że większość gości, to bogaci ludzie - dodała, patrząc na samochody zaparkowane
koło rezydencji.
Wysiadły z samochodu i skierowały się ku domowi; drzwi wejściowe były otwarte,
jakby zapraszały do przekroczenia progu. Kiedy weszły do środka, Gemma rozejrzała się
po salonie. Było tu wielu ludzi; goście rozproszeni po wszystkich kątach rozmawiali,
śmiali się, popijali drinki i zdawali się nie zwracać uwagi na ich przybycie. Gemma
poczuła nagle wielką ochotę, aby wrócić do domu i przebrać się w coś bardziej stono-
wanego, klasycznego. Pomyślała, że gdyby zmieniła dodatkowo makijaż i uczesanie,
może wtedy ci ludzie zwróciliby na nią uwagę.
Ale w tym momencie zobaczyła Jamesa - szedł w jej kierunku, spoglądając na nią.
Serce Gemmy zabiło mocniej; wyglądał bardzo efektownie w ciemnoniebieskim
garniturze, granatowej koszuli i eleganckim krawacie. Włosy, modnie ostrzyżone, nie
37
S
R
poddawały się całkowicie ułożonej fryzurze, kilka kosmyków wymykało się niesfornie na
czoło. Podchodząc do nich uśmiechał się, ale był to zwykły, grzeczny, kurtuazyjny
uśmiech, najwyrazniej chciał zachować rezerwę. Jego postawa i zachowanie dotknęły ją
trochę, ponieważ sama postanowiła być otwarta i przyjazna.
- Dobry wieczór - powitał je. - Bardzo się cieszę, że zdecydowałyście się, panie,
przyjść. Proszę przyjąć mój komplement, obie panie wyglądacie czarująco.
- To moja matka, Ewa, a to James Drayton - przedstawiła ich sobie. - Mama na
pewno chciałaby, abyś mówił do niej po imieniu - dodała.
- Oczywiście - przytaknęła skwapliwie Ewa.
- Jak się masz, Ewo. Przyjmij kondolencje z powodu śmierci męża - powiedział
James.
- Byłego męża - poprawiła go Ewa.
- Tak, oczywiście - uśmiechnął się.
- Zmieńmy temat - przerwała mu. - Nie chcemy przecież, aby było dziś smutno,
prawda Gemmo?
Dziewczyna zmusiła się do uśmiechu.
- Oczywiście, że nie. Mam zamiar dobrze się bawić.
- Dobrze. Chodzmy więc po drinki - powiedział James. - Potem przedstawię was
gościom. Nie będzie to jednak łatwe, jest tu wielu ludzi. Szczerze mówiąc, części z nich
nawet nie znam - mówił, prowadząc je przez pokój do barku.
- Przygodni przechodnie? - zażartowała Ewa.
- Nie, po prostu przyjaciele przyjaciół - zaśmiał się James.
Zdawał się być pochłonięty towarzystwem Ewy, jakby zupełnie ignorował Gemmę;
ona w milczeniu podążała za nimi. Pomyślała, że dobrze, iż wcześniej zwiedziła ten dom.
Dzięki temu uniknęła teraz niepotrzebnych wzruszeń. Ewa nie darzyła tego miejsca takim
sentymentem, przebywała tu krócej i czuła się tu bardziej jako gość, niż jak były
domownik.
Kiedy doszły do barku, Gemma poprosiła o gin z tonikiem, a jej matka o whisky z
lodem. Obsługa była szybka i sprawna, więc drinki zaserwowano prawie natychmiast.
Kelnerki w małych, białych fartuszkach i czarnych sukienkach oraz kelnerzy w białych
38
S
R
marynarkach chodzili po salonie, roznosząc słone orzeszki i zakąski. Wszystko urządzone
było w dobrym guście, najwyrazniej gospodarz nie szczędził wysiłków i pieniędzy na
zorganizowanie przyjęcia. Kiedy dostały drinki, James zaprowadził je do jadalni, gdzie
znajdował się bufet szwedzki; długie stoły zasłane białymi obrusami i zastawione kwiata-
mi i półmiskami. Poprosił, aby częstowały się i czuły się, jak u siebie.
Gemma zlustrowała dania, było ich tak wiele, a wszystkie podane bardzo
apetycznie, prawdopodobnie przez bardzo dobrych kucharzy i każda z tych potraw
musiała kosztować fortunę.
- Całe to jedzenie powinno się raczej znalezć wśród głodnych w Nikaragui, niż tutaj
- rzekła gorzko, wspominając dawne czasy.
Ewa spojrzała na nią znacząco.
- Nie mów głupstw, kochanie - powiedziała.
James nie skomentował uwagi. Zatrzymał jedynie kelnera, który akurat przechodził
obok nich i wziął od niego półmisek, podając go Gemmie.
- Spróbuj - zaproponował - to wspaniały pasztet z kaczki.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie, dziękuję - odparła. - Nadal jestem wegetarianką.
James zmarszczył brwi, dając wyraz swemu zdziwieniu. Jego zachowanie zaczynało
wyprowadzać ją z równowagi.
- Nadal? - zapytał.
- Tak, a ty? - Ich spojrzenia skrzyżowały się. Jego oczy były czyste, ale jakby bez
wyrazu.
- Oczywiście, że nie - odparł. - Wyrosłem już z tego. - Wziął z półmiska kawałek
pasztetu, włożył go do ust i zaczął zajadać ze smakiem.
- Może ty masz ochotę, Ewo? - zapytał.
- Chętnie, mam zamiar spróbować wszystkiego - uśmiechnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]