[ Pobierz całość w formacie PDF ]

buzią.
- Hej! - Pstryknęłam palcami. - Proszę pani.
Zamrugała i zalała się rumieńcem wyraznie podniecona. Była zdenerwowana. Bałam się spojrzeć
na
Byrona. Grant zarejestrował chłopca pod swoim nazwiskiem: Cooperon.Naganiacza. Wilk w
wilczej skórze. Słowem się nie odezwał, gdy rozmawiałam z kobietą i dostałam numer pokoju
popatrzyłam na Naganiacza.Byronowi przydzielono pokój na piątym piętrze. W windzie byliśmy
sami. Oparłam się o metalową poprzeczkę i
- Czemu wepchnąłeś mnie pod autobus? - spytałam. Skrzywił się.
- Bo miałem ochotę. Chciałem popatrzeć.
- Jesteś stuknięty.
- Może - odparł. - Pewnie tak, po tych wszystkich latach.
Odepchnęłam się od ściany.
- Posłuchaj. Nie mam pojęcia, co twoim zdaniem łączyło nas w przeszłości, ale w tej chwili, tutaj,
to bez znaczenia. Dzieją się złe rzeczy. Może kolejna przykra niespodzianka czeka na mnie w
szpitalu. Spróbuj tylko wejść mi w drogę, spróbuj skrzywdzić tych, których kocham, a wyprawię cię
na tamten świat.
- Niczego innego bym się po tobie nie spodziewał, Tropicielko - odparł Naganiacz, gdy winda się
zatrzymała.
Wyszliśmy do poczekalni. Granta nie było. Ani policji, ani armii rosyjskich bandytów, którzy się
czaili, by za-mordować nastolatka. Tylko starsza pani siedziała w fotelu w kącie. Oglądała
wiadomości z Iranu. Duże, czerwone litery:  Trzęsienie ziemi!", przelatywały na dole ekranu, na tle
poruszającego nagrania - jakiś mężczyzna krzyczał i wygrażał nocnemu niebu pięściami.
Drzwi były zamknięte. Podniosłam słuchawkę telefonu na ścianie i wykręciłam zero. Dwa
dzwonki. Odebrała kobieta. Rzeczowy ton. Zapytałam o Byrona Cooperona.
- Owszem, już przyszli do niego krewni - poinformowała. - Pokój numer dwa. Pani jest żoną jego
wuja?
- Tak - skłamałam.
Po drugiej stronie panował chłód. Powietrze było gęste od zapachu środków odkażających. Tak
duszące, że Proszę wejść.
- Kliknął zamek w drzwiach.
wydawało się niemal brudne, a nie chemicznie czyste. Obrzydliwe. Bardzo rzadko zdarzało mi się
postawić stopę w
szpitalu, nigdy ze względu na siebie. Przychodziłam tu tylko na łowy. Z lekarzy i pielęgniarek były
przerażające
zombie.
Przed nami, przy stanowisku pielęgniarek, stała grupka kobiet nachylonych nad rozpiską na
kontuarze.
- ...koszmar! - usłyszałam głos jednej z pielęgniarek. - Dziś nad ranem na całym Bliskim
Wschodzie mieli
trzęsienia ziemi. Czerwony Krzyż zacznie zaraz szukać ochotników.
- Ja zrobiłam swoje po Katrinie - zauważyła inna. chodzi do szkoły. Ale to w Stanach.
Nie pojadę za granicę. Moje dziecko
- Następna będzie Góra Zwiętej Heleny - wtrąciła się trzecia kobieta ze szczyptą ponurego
rozbawienia. -W
Seattle dawno nie trzęsło.
- A może szarańcza spadnie z nieba - szepnął mi na ucho Naganiacz. - Albo woda zamieni się w
krew.
Spojrzałam na niego ostro. Starałam się zrozumieć, kim on jest.
Wygiął usta w podkówkę. Nie chcesz chyba powiedzieć, że winę za trzęsienie ziemi ponoszą
demony?- Użyj wyobrazni. Wbiłam w niego wzrok.
Zamarłam. Był w dżinsach i wyblakłej, granatowej bluzie. Miał potargane włosy. Oparł się ciężko
o laskę i patrzył Usłyszałam znajome, ostrożne stukanie. Odwróciłam się. W drzwiach sali przy
długim korytarzu stanął Grant.
to na mnie, to na Naganiacza.
który się szykuje do skoku. Obaj przypominali wilki. Pielęgniarki przerwały rozmowę i zaczęły się
na nas gapić.W końcu skupił wzrok na moim  opiekunie". Z wyjątkową uwagą studiował jego
czubek głowy, niczym wilk, Szybko ruszyłam w stronę Granta. Zerknął na czubek mojej głowy
- moja aura, moje serce wyeksponowane jak
na dłoni. Gdy do niego dotarłam, kolana się pode mną ugięły. Objął mnie w pasie i tak mocno do
siebie przytulił,
że zabrakło mi tchu. Zamknęłam oczy. Serce mi łomotało. Przyłożył wargi do moich włosów.
właściwych ludzi. Spojrzałam na niego przelotnie, jednak na tyle długo, by zauważyć nowe
zmarszczki. Cofnął się i Zostałam w jego objęciach tylko przez chwilę. Nieodpowiednia pora,
nieodpowiednie miejsce, na oczach niemijał Granta, gdy zobaczyłam ich blisko siebie, obleciał
mnie strach. Ale żaden z nich nic nie zrobił. Tylko przepuścił mnie do sali. Weszłam i obejrzałam
się za siebie. Naganiacz już się zbliżał. Poruszał się jak cień. Gdy
wiercić przez sen.wpatrywali się jeden w drugiego bez mrugnięcia okiem. Promieniowała z nich
taka energia, że chłopcy zaczęli się
Wydawało się, że śpi. Jego rany zostały oczyszczone, ale byłTo była pojedyncza sala, z
przygaszonymi światłami i częściowo zaciągniętymi zasłonami. Byron leżał w łóżku. Grant
wkuśtykał do środka i cicho zamknął drzwi. tak opuchnięty, że ledwo go rozpoznałam.
71
- Maxine - mruknął, nie spuszczając z oczu drugiego mężczyzny. - Nic ci się nie stało?
- Nic - skłamałam.
- A gdyby coś się jej stało? - Naganiacz patrzył spod opuszczonych powiek, schowany za swoimi
długimi włosami. - Myślisz, że miałbyś ze mną jakieś szanse? Z jedną nogą?
Usta Granta zadrżały w kąciku.
- Pożałowałbyś, że się w ogóle urodziłeś.
Naganiacz się uśmiechnął - z goryczą, brzydko, porażająco, straszliwie - po czym posłał mi
spojrzenie pełne odrazy i nienawiści, aż mnie ciarki przeszły. Grant zrobił krok w jego kierunku.
Złapałam go za rękę.
- Nie warto - powiedziałam, wbijając wzrok w Naganiacza. - Szkoda sobie nawet tym głowę
zaprzątać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl