[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ładunek i ruszył tak jak zwykle prosto nad brzeg strumienia, ukląkł i pił. Potem
ściągnął przepooone ubranie i wszedł do wody. Zaparła mu dech boleisinia ekstaza
przy zetknięciu z zimnem, z nafporem i siłą, i wirem prądu, iż porowatym naskórkiem
sikał pod stopami i dłońmi. Wślizmął się w głębszą wodę, zanurkował, pozwolił się
unieść, woda 'była w mim, 'on był w wodzie, jednia mroczna radość, wiszysitko
macie odeszło w niepamięć. ^
Wypłynął nlic me widząc przez własne włosy, umosii się przez chwilę pod kręgiem
bezbarwnego, bezchmurnego nieba, aż wreszcie. gdy chłód dojął go do szpiku kości,
stanął ma dnie (i rozbryzgując ^wodę wyszedł 'na brzeg. Wchodził zawsze cicho, z
mamaszczeniem, a wychodził hałaśliwie, rozsadzało go życie. Wytarł się od stóp do
28
głów, naciiągnął dżinsy i zasiadł koło plecaka, żeby go uroczyście otworzyć. Rozbije
obóz, ugotuje sobie obiad. Rozłoży posłanie, tam, pod osłoną krzewów w wysokiej
trawie, i położy się, i zaśnie nad płynącą wodą.
Obudził się pod ciemnymi drzewami z głową pirzepełnioną aro-matem mięty i trawy.
Lekki wietrzyk muskał mu twanz i włosy niczym ciemina przezroczysta ręka.
Było to dziwne, powolne przebudzenie. Nic mu się nie śniło, a jednak miał wrażenie,
że śnił. Ogarnęło go uczucie ufności i wiary w siebietOd chwili, gdy położył się i
usnął na tej ziemi, należał do f miej. Nie spotka go nic złego. TjCugat Jego krajna.
Wsitał i umył się w potoku; klęcząc na skalnym nawisie nad wodą 'rzucił okiem 'na
bladą ruń polany po drugiej stronie, na ciemną masę zarośli i liści, czystość nieba
ponad drzewami!. Wstał i przeprawił się przez potok, na bosaka, tym razem nie
wchodząc tio wody, lecz skacząc z kamienia na kamień, aż 'ostatnim długim susem
dosięgną! piachu na przeciwnym brzegu. I po tej stronie, na zarośniętej skarpie za
piachem, rosła mięta. Rytualnym gestem zerwał listek i rozgryzł go. Mięta z dalekiego
'brzegu była taka sama jak z bliskiego& fOranaca nie istniała^ To wszystko był jego
kraj. Ale na ten raz wystarczy; dalej dzisiaj nie pójdzie. Część przyjemności
przebywania itutaj płynęła stąd, że mógł wsłuchać się i być posłuszny impulsom i
nakazom pochodzącym z własnego wnętrza, 'nie 'zniekształconym przez zewnętrzne
presje i przymus. W tej uległości pierwszy raz od czasów wczesnego dzieciństwa
czuł przejaw wolnośdi, spokój siły. Na razie wolał nie zapuszczać się dalej. Kiedy
zechce pójść pójdzie. %7łując listek mięty przeprawił się długimi, (równymi krokami 'z
powrotem na drugą stronę strumienia.
Ubrał się, zwinął starannie śpiwór, wepchnął w jamę pod krzakiem i zamaskował ją
skrupulatnie. Plecak z jedzeniem ulokował w rozwiidlenm drzewa czytał kiedyś, że
tak się robi, żeby zabezpieczyć żywność przed czymś niedzwiedziami? mrówkami?
mrówkojadami? Uznał, że talk 'będzie lepiej, niż zostawić go na gołej ziemi, po czym
ukląkł, żeby jeszcze raz napić się z potoku, i odszedł.
Dotarł na Oak Valley Road o siódmej wieczorem tego dnia,
29
w którym wyszedł z pracy o piątej piętnaście. Matka nie przyrządziła obiadu,
twierdziła, że jest za gorąco, żeby gotować; pojechali do baru na hamburgera, a
pózniej do kina.
Myślał, że przez całą noc nie izmroizy oka, skoro wyspał się nad potokiem, ale w
łóżku spał mocno, tyle że obudził się szybciej i łatwiej niż zwykle, o wpół do piątej,
przed wschodem słońca, też w mroku, tylko innym, w mroku poranka. Kiedy dotarł
do lasu, słońce wzbiło sdę w jasnym, wspaniałym przepychu lata. Zapomniał o mm,
gdy zszedł w dół w kradnę wieczoru, spokojny, lecz pełen entuzjazmu, zdecydowany
przejść wodę i zbadać teren, żeby poznać królestwo mię mieszczące się w gramcach
rozsądku, ale niewątpli-we, własne miejsce, własną krainę. Ukląkł nad czystą, zimną
wodą i pił. Podniósł głowę 'zmad wody, aby popatrzeć, którędy^ iść, i zobaczył
zwróconą ku sobie po drugiej stronie Aamiącego, krętego, nieprzerwanego biegu
strumienia kwadratową tablicę, przybitą gwozdziami do słupka zatkniętego w brzeg;
czarne słowa 'na białym tle:
"WSTP WZBRONIONY
PRZEJZCIA NIE MA".
2
Może brama jest teraz stale izamkniięta, zamknięta na zawsze;
może zniiknęłą. Chodzić do Pimkusowych Lasów i do miejsca, gdzie powinna być, i
natrafiać cna bezmyślne światło dnia, zakurzone (krzaki, rów i wreszcie ogrodzenie z
drutu kolczastego biegmące przez najbliższe wzgórze, żadnej ścieżki w dół, żadnego
przejścia; ne było sensu próbować ciągle na nowo. Kiedy przejście zositało
zamknięte po raz pierwszy dwa lata temiu, isitała w mliejscu, gdzie powirmo się
znajdować, i usiłowała je otworzyć siłą woli, usiłowała sprawić, by sde otworzyło,
(nakazywała to. Wródiła inastępnego dania i jeszcze następnego, i siedziała skulona,
i płakała. Potem, po tygodniu, gdy ptrzysłzła ponownie, przejście znów łbyło na
miejscu i przeszła przez nie łatwo jak dawniej. Ale na to nie mogła liczyć. Bramy
może znowu nie być. Przez całe miesiące nawet nie próbowała; niemądre były tiakie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
ładunek i ruszył tak jak zwykle prosto nad brzeg strumienia, ukląkł i pił. Potem
ściągnął przepooone ubranie i wszedł do wody. Zaparła mu dech boleisinia ekstaza
przy zetknięciu z zimnem, z nafporem i siłą, i wirem prądu, iż porowatym naskórkiem
sikał pod stopami i dłońmi. Wślizmął się w głębszą wodę, zanurkował, pozwolił się
unieść, woda 'była w mim, 'on był w wodzie, jednia mroczna radość, wiszysitko
macie odeszło w niepamięć. ^
Wypłynął nlic me widząc przez własne włosy, umosii się przez chwilę pod kręgiem
bezbarwnego, bezchmurnego nieba, aż wreszcie. gdy chłód dojął go do szpiku kości,
stanął ma dnie (i rozbryzgując ^wodę wyszedł 'na brzeg. Wchodził zawsze cicho, z
mamaszczeniem, a wychodził hałaśliwie, rozsadzało go życie. Wytarł się od stóp do
28
głów, naciiągnął dżinsy i zasiadł koło plecaka, żeby go uroczyście otworzyć. Rozbije
obóz, ugotuje sobie obiad. Rozłoży posłanie, tam, pod osłoną krzewów w wysokiej
trawie, i położy się, i zaśnie nad płynącą wodą.
Obudził się pod ciemnymi drzewami z głową pirzepełnioną aro-matem mięty i trawy.
Lekki wietrzyk muskał mu twanz i włosy niczym ciemina przezroczysta ręka.
Było to dziwne, powolne przebudzenie. Nic mu się nie śniło, a jednak miał wrażenie,
że śnił. Ogarnęło go uczucie ufności i wiary w siebietOd chwili, gdy położył się i
usnął na tej ziemi, należał do f miej. Nie spotka go nic złego. TjCugat Jego krajna.
Wsitał i umył się w potoku; klęcząc na skalnym nawisie nad wodą 'rzucił okiem 'na
bladą ruń polany po drugiej stronie, na ciemną masę zarośli i liści, czystość nieba
ponad drzewami!. Wstał i przeprawił się przez potok, na bosaka, tym razem nie
wchodząc tio wody, lecz skacząc z kamienia na kamień, aż 'ostatnim długim susem
dosięgną! piachu na przeciwnym brzegu. I po tej stronie, na zarośniętej skarpie za
piachem, rosła mięta. Rytualnym gestem zerwał listek i rozgryzł go. Mięta z dalekiego
'brzegu była taka sama jak z bliskiego& fOranaca nie istniała^ To wszystko był jego
kraj. Ale na ten raz wystarczy; dalej dzisiaj nie pójdzie. Część przyjemności
przebywania itutaj płynęła stąd, że mógł wsłuchać się i być posłuszny impulsom i
nakazom pochodzącym z własnego wnętrza, 'nie 'zniekształconym przez zewnętrzne
presje i przymus. W tej uległości pierwszy raz od czasów wczesnego dzieciństwa
czuł przejaw wolnośdi, spokój siły. Na razie wolał nie zapuszczać się dalej. Kiedy
zechce pójść pójdzie. %7łując listek mięty przeprawił się długimi, (równymi krokami 'z
powrotem na drugą stronę strumienia.
Ubrał się, zwinął starannie śpiwór, wepchnął w jamę pod krzakiem i zamaskował ją
skrupulatnie. Plecak z jedzeniem ulokował w rozwiidlenm drzewa czytał kiedyś, że
tak się robi, żeby zabezpieczyć żywność przed czymś niedzwiedziami? mrówkami?
mrówkojadami? Uznał, że talk 'będzie lepiej, niż zostawić go na gołej ziemi, po czym
ukląkł, żeby jeszcze raz napić się z potoku, i odszedł.
Dotarł na Oak Valley Road o siódmej wieczorem tego dnia,
29
w którym wyszedł z pracy o piątej piętnaście. Matka nie przyrządziła obiadu,
twierdziła, że jest za gorąco, żeby gotować; pojechali do baru na hamburgera, a
pózniej do kina.
Myślał, że przez całą noc nie izmroizy oka, skoro wyspał się nad potokiem, ale w
łóżku spał mocno, tyle że obudził się szybciej i łatwiej niż zwykle, o wpół do piątej,
przed wschodem słońca, też w mroku, tylko innym, w mroku poranka. Kiedy dotarł
do lasu, słońce wzbiło sdę w jasnym, wspaniałym przepychu lata. Zapomniał o mm,
gdy zszedł w dół w kradnę wieczoru, spokojny, lecz pełen entuzjazmu, zdecydowany
przejść wodę i zbadać teren, żeby poznać królestwo mię mieszczące się w gramcach
rozsądku, ale niewątpli-we, własne miejsce, własną krainę. Ukląkł nad czystą, zimną
wodą i pił. Podniósł głowę 'zmad wody, aby popatrzeć, którędy^ iść, i zobaczył
zwróconą ku sobie po drugiej stronie Aamiącego, krętego, nieprzerwanego biegu
strumienia kwadratową tablicę, przybitą gwozdziami do słupka zatkniętego w brzeg;
czarne słowa 'na białym tle:
"WSTP WZBRONIONY
PRZEJZCIA NIE MA".
2
Może brama jest teraz stale izamkniięta, zamknięta na zawsze;
może zniiknęłą. Chodzić do Pimkusowych Lasów i do miejsca, gdzie powinna być, i
natrafiać cna bezmyślne światło dnia, zakurzone (krzaki, rów i wreszcie ogrodzenie z
drutu kolczastego biegmące przez najbliższe wzgórze, żadnej ścieżki w dół, żadnego
przejścia; ne było sensu próbować ciągle na nowo. Kiedy przejście zositało
zamknięte po raz pierwszy dwa lata temiu, isitała w mliejscu, gdzie powirmo się
znajdować, i usiłowała je otworzyć siłą woli, usiłowała sprawić, by sde otworzyło,
(nakazywała to. Wródiła inastępnego dania i jeszcze następnego, i siedziała skulona,
i płakała. Potem, po tygodniu, gdy ptrzysłzła ponownie, przejście znów łbyło na
miejscu i przeszła przez nie łatwo jak dawniej. Ale na to nie mogła liczyć. Bramy
może znowu nie być. Przez całe miesiące nawet nie próbowała; niemądre były tiakie [ Pobierz całość w formacie PDF ]