[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wy jakowejś trucizny) dawał każdemu łucznikowi popróbować kęs z tego właśnie talerza,
który ów podawał .
Obiad udał się na ogół, chociaż Tom zdawał sobie sprawę, iż setki oczu śledzą każdy kęs
w drodze do jego ust i z zainteresowaniem obserwują, jak  król przeżuwa. Zainteresowanie
to nie mogłoby chyba wzrosnąć, gdyby jadło było groznym materiałem wybuchowym i lada
chwila miało rozsadzić biesiadnika, a szczątki jego rozrzucić po sali. Tom baczył, by się nie
spieszyć, a zwłaszcza nie robić nic własnoręcznie, lecz czekać, aż właściwy dworzanin
uklęknie i za monarchę wykona ową czynność. Chłopiec przebrnął przez wszystko bezbłęd-
nie, co było triumfem całkowitym i wspaniałym.
Obiad dobiegł wreszcie końca, a Tom wraz ze swym barwnym pocztem opuścił salę przy
wesołych fanfarach trąb, grzmocie hołdów i huraganie wiwatów. Pomyślał wówczas, że jeśli
poznał już najgorsze strony publicznego spożywania obiadu, to chętnie poddawałby się tej
próbie nawet po kilka razy dziennie, byle tylko za tę cenę wykupić się od pełnienia innych,
znacznie dokuczliwszych obowiązków monarchy.
61
ROZDZIAA XVII
 KRÓL FU-FU PIERWSZY
Miles Hendon ruszył spiesznie ku przyczółkowi mostowemu po stronie Southwark i bacz-
nie rozglądał się dokoła, miał bowiem nadzieję, iż postrzeże niebawem osoby, których szuka.
Spotkało go jednak rozczarowanie. Rozpytując ludzi odkrył pewne ślady w Southwark, lecz
dalej trop się urywał i dzielny wojak nie wiedział, co począć. Mimo to nie szczędził starań do
końca dnia, a noc zastała go zdrożonym, na poły wycieńczonym z głodu i równie dalekim od
ziszczenia swych pragnień jak na początku wędrówki. Miles zjadł kolację w gospodzie  Pod
Rycerskim Płaszczem i poszedł do łóżka umyśliwszy, iż wyruszy wcześnie z rana i troskli-
wie przeszuka całe miasto. Leżąc bezsennie, dumał, układał plany i dochodził powoli do na-
stępujących wniosków:
Chłopiec, jeżeli tylko zdoła, ujdzie z rąk tego hultaja, swego szanownego rodzica. Czy w
takim przypadku wróci do Londynu i odnajdzie dawne swe kryjówki? Nie! Nie postąpi tak,
gdyż obawiać się będzie wtórnego pojmania. Cóż tedy uczyni? Nigdy nie miał na świecie
przyjaciela ani opiekuna, dopokąd nie zetknął się z Milesem Hendonem, oczywiście więc
będzie się starał odnalezć tego przyjaciela, jeżeli poszukiwania nie zmuszą go do wędrówek
po niebezpiecznym dlań Londynie. A zatem uda się do Hendon Hall. Ach, uda się tam nieza-
wodnie, bo wie przecie, że Miles zmierza do domu, będzie więc przewidywał, iż go tam za-
stanie. Tak, sprawa jest jasna! Nie wolno marnotrawić czasu w Southwark, lecz niezwłocznie
przez ziemie księstwa Kent spieszyć trzeba do Monks Holm, po drodze zaś przeszukiwać lasy
i rozpytywać ludzi.
Powróćmy jednak do zaginionego małego króla.
Ów mężczyzna o wisielczym wyglÄ…dzie, który (jak mówiÅ‚ pachoÅ‚ek z gospody)  znalazÅ‚
się skądś w bliskości króla i nieznajomego wyrostka, nie przyłączył się do nich, lecz krok w
krok sunął ich śladem. Nie odzywał się. Lewą rękę miał na temblaku, lewe zaś oko zakryte
szeroką zieloną klapką. Utykał trochę i podpierał się dębowym kosturem. Wyrostek wiódł
króla krętym szlakiem przez Southwark i wreszcie wyprowadził na szeroki trakt za miastem.
Edward zaczął się irytować. Oznajmił, że zatrzyma się w tym miejscu, bo to Hendon winien
przyjść do niego, nie on do Hendona. Tak, krokiem nie ruszy się z miejsca. Nie będzie tole-
rował dłużej takiego lekceważenia. Wyrostek odrzekł na to:
 Będziesz tu marudził, a twój przyjaciel leży ranny w tym tam lesie. Ale rób, jak ci się
podoba.
Król zmienił od razu ton i zawołał:
 Ranny? A któż ośmielił się to sprawić? Lecz mniejsza o to! Prowadz, prowadz prędzej,
młokosie! Czy podkuto cię ołowiem? Ach, choćby sprawca był książęcym synem, pożałuje
okrutnie zbrodni swojej!
Do lasu było dość daleko, lecz odległość tę pokonano szybko. Wyrostek rozejrzał się wokół,
dostrzegł zatkniętą w ziemię gałąz z przywiązanym doń skrawkiem szmaty i poprowadził w
gąszcz bacząc na podobne znaki, które odnajdował w pewnych odstępach. Były to niewątpliwie
drogowskazy do jakiegoÅ› miejsca stanowiÄ…cego cel przewodnika. Niebawem wyszli na polanÄ™,
gdzie stały zwęglone ruiny chaty oraz stara stodoła chyląca się do upadku. Wokół nie było śladu
życia: panowała śmiertelna cisza. Wyrostek wszedł do stodoły; chłopiec niecierpliwie deptał mu
po piętach. W stodole nie było nikogo! Król podejrzliwie spojrzał na przewodnika.
 Gdzież on?  zapytał.
62
Odpowiedzią był szyderczy śmiech. Król wpadł w szał wściekłości. Porwał polano i goto-
wał się właśnie do ataku na wyrostka, gdy w uszach zabrzmiał mu drugi wybuch szyderczego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl