[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nieprawda. Nigdy nie byłem pełnoprawnym członkiem tej rodziny. A w ogóle zrezygnowałem już
nawet z zamiaru, by się nim stać. Wystarczająco wiele dla nich zrobiłem przez te wszystkie lata, w
nadziei odkupienia grzechów moich rodziców i spłacenia szantażu. Ale wiadomo, co się mówi o
szantażu - że się nigdy nie kończy. Można go powstrzymać tylko w jeden sposób - przestać płacić.
Serenity skoczyła na równe nogi.
- Skoro upierasz się przy konfrontacji z rodziną, to lepiej będzie, jak pojadę z tobą.
- Nic z tego. Nie chcę cię mieszać do tego wszystkiego.
- Ale ja i tak jestem zamieszana.
- Nie pojedziesz ze mną i nie ma o czym mówić.
W otwartych drzwiach kawiarni pojawił się Webster, ubrany w swój wyszmelcowany kombinezon.
Triumfalnym gestem wysunął dłoń, na której leżał mały, okrągły otoczak.
- No i co powiesz, Ventress?
Caleb popatrzył na kamień.
- Webster, nie mam teraz czasu. Może porozmawiamy o tym, jak wrócę?
- Ten lizaczek jest idealny - kontynuował Webster.
Zerknął chytrze na Caleba. - I wiem, gdzie mogę znalezć jeszcze ze sto takich jak ten! I wszystkie co
do jednego tak samo piękne.
- Słuchaj, mówiłem już, że teraz bardzo się spieszę.
- Wez go do ręki - upierał się Webster. - Włóż do kieszeni. Pochodz z nim przez jakiś czas.
Zobaczysz, jak to jest.
- Dobrze już, dobrze, daj. - Caleb wziął kamień i wsadził go do kieszeni w kurtce. - A teraz bądz tak
uprzejmy i przepuść mnie. Czeka mnie daleka droga.
- Jasne. - Webster zmarszczył czoło z troską. - Ale nie wyjeżdżasz na zawsze, prawda?
- Wracam dziś wieczorem. Porozmawiamy o możliwościach zbytu na twoje kamienie, jak tylko będę
miał okazję bliżej się temu przyjrzeć.
- Dobra. - Websterowi rozpogodziła się mina. - Chciałem ci podziękować za to, co zrobiłeś zeszłej
nocy.
- Nie ma o czym mówić. Nic nie zrobiłem.
- Jasne. - Webster mrugnął domyślnie. - Jak sobie życzysz, Ventress.
Caleb zignorował tę uwagę. Wyszedł szybko na dwór i przemaszerował po drewnianym chodniku do
zaparkowanego Jaguara.
- Przepraszam, Webster. - Serenity zgarnęła kurtkę z krzesła.
- Co? Ach, przepraszam. Nie chciałem ci stanąć na drodze. - Webster odsunął się na bok, gdy
Serenity przeciskała się koło niego. - Ventressowi spodoba się ten kamień, zobaczysz!
- Na pewno. - Serenity zatrzymała się na moment i zerknęła na Ariadne. - Powiedz Zone, że
wyjeżdżam z Calebem. Wrócę wieczorem.
- Dobrze, powiem - zapewniła ją Ariadne.
Serenity odwróciła się na pięcie, wyleciała z kawiarni i podbiegła do Jaguara. Caleb już siedział za
kierownicą i właśnie zapuszczał silnik. Serenity otworzyła przednie drzwi i klapnęła na fotel.
- Co ty wyprawiasz, do diabła? - zapytał Caleb.
- Jadę z tobą - odparła zapinając pasy.
- Nic podobnego.
- Nie możesz mnie zostawić. - Serenity oparła się w fotelu i zamknęła drzwi. - Zapomniałeś już, że
jesteś moim wspólnikiem? Nigdy nie porzucam swoich wspólników. Muszę zachować pewien
poziom.
- Niech to jasny szlag - rzucił Caleb.
Nacisnął na gaz i Jaguar wyjechał na drogę.
Rozdział 15
Po przejechaniu dziesięciu mil w dół górską drogą Caleb wreszcie się odezwał.
- To nie będzie nic przyjemnego, Serenity.
- Wiem.
- Nie pozwolę ci się wtrącać.
- Nie będę się wtrącać.
- To, że będziesz przy tym, w niczym nie zmieni sposobu, w jaki chcę to przeprowadzić.
- Rozumiem.
- Nie uda ci się mnie namówić, żebym to zrobił inaczej.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Jeszcze nie jest za pózno. Mogę zawrócić i zawiezć cię do Witt's End.
Serenity położyła rękę na jego długim, umięśnionym udzie.
- Nie zostawię cię z tym samego. Pamiętasz, co powiedziałam przedtem, że w każdym z nas utkwiło
to i owo z innych ludzi?
- Pamiętam.
- Może teraz tego nie widzisz, ale w tobie utkwiło całe mnóstwo ze mnie. A mnie bardzo trudno z
siebie wyrzucić.
Caleb zupełnie nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Serenity się nie myliła. Prawdopodobnie nawet
sama nie wiedziała, jak bardzo się nie myliła. Z każdym mijającym dniem i z każdą nocą coraz
bardziej uświadamiał sobie, jak wiele z niej w nim utkwiło, jak bardzo stała się nieodłączną jego
częścią, żywotną i niezbędną.
Caleb zerknął w lusterko wsteczne i zobaczył w nim swoje odbicie. Obraz był trwały, prawdziwy i
żywy. Co prawda miał wściekłą minę, ale wyglądał jak rzeczywisty. %7ływy. Mógł dotykać rzeczy,
czuł różnicę. A rzeczy i ludzie mogli dotykać jego.
- O rany! - mruknęła Serenity.
- Co się stało? Zmieniłaś zamiar?
- Nie, nie w tym rzecz.
- No więc o co chodzi?
Szarpnęła przód długiej, szerokiej koszuli z batiku, którą włożyła na powiewające spódnico-spodnie
od kompletu. W talii była ściśnięta oryginalnym paskiem, nabijanym masywnymi ćwiekami.
- Nie zdążyłam wejść do budki telefonicznej i zamienić się w  Miss Miasta i Wsi .
- Nie przejmuj się. - Caleb zerknął na jej niesforne rude loki i uśmiechnął się. - Wyglądasz
doskonale.
- Naprawdę tak uważasz?
- Wierz mi lub nie, ale nigdy nie wyglądałaś lepiej.
Poza tymi zdjęciami, które ci zrobił Ambrose.
Serenity odwróciła głowę szybkim ruchem zdradzającym zaskoczenie.
- Właściwie wcale mi nie powiedziałeś, co myślisz o tych zdjęciach.
Caleb przywołał w pamięci to szczególne zestawienie niewinności z odwieczną kobiecą mądrością,
które udało się uchwycić Asterleyowi na zdjęciach Serenity.
- Miałaś rację, to są dzieła sztuki. Asterley sprawił, że wyglądasz na nich jak jakaś mityczna leśna
boginka, a jednocześnie jesteś bliska natury, ziemska. Piękna.
- Cieszę się, że ci się podobają. - W jej głosie zabrzmiała ulga. - Trochę się martwiłam, jak na nie
zareagujesz. Niewiele powiedziałeś po ich obejrzeniu.
- Wybił mnie z nastroju telefon Franklina, potem była ta rozmowa, no i nie zdążyłem wrócić do tego
tematu.
W każdym razie zdjęcia są oszałamiające.
- Dziękuję.
Kątem oka dostrzegł, że Serenity uśmiechnęła się z wyrazną satysfakcją.
- A kiedy już będzie po wszystkim - dodał stanowczym tonem - postaram się za wszelką cenę być
jedynym właścicielem negatywów i wszystkich odbitek.
- Dlaczego? - zapytała zdziwiona.
- Te zdjęcia będą częścią mojej prywatnej kolekcji artystycznych fotogramów.
- Nie wiedziałam, że masz taką kolekcję.
- Do niedawna jeszcze nie miałem.
Z niezbadanych przyczyn tym razem Ventress Valley nie zrobiło na Serenity tak uroczego wrażenia
jak poprzednio. Być może działo się tak za sprawą pochmurnego nieba i szarawego światła dnia,
stwarzającego przygnębiającą, ponurą atmosferę. A może nie najweselszy nastrój Serenity sprawiał,
że prawdziwie amerykański krajobraz jawił jej się jako smętna i grozna okolica.
Niezależnie od przyczyny, nie dało się ukryć, że po żniwach okoliczne pola tchnęły smutkiem i były
opustoszałe. W sklepach wzdłuż głównej ulicy miasteczka panował bezruch, a na stopniach kościoła
nie było weselnego orszaku, który wniósłby może nutę optymizmu w tę atmosferę.
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? - Serenity wyprostowała się w fotelu, kiedy Jaguar wjechał na
drogę dojazdową do domu dziadka Caleba.
- Tak.
- A może powinieneś rozważyć inny sposób rozwiązania tego problemu? Konfrontacje zawsze są
dosyć nieprzyjemne.
- Ostrzegałem cię, że to będzie niemiłe. Proponowałem, że cię zawiozę z powrotem do Witt's End.
Ostatni wysiłek Serenity, by Caleb zmienił zdanie, spalił na panewce. Od początku wiedziała, że nic
nie będzie mogła zrobić, żeby powstrzymać Caleba. Chodziło tylko o to, by być z nim, kiedy będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl