[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, dziewczyno. Jeszcze nie teraz - roześmiał się Haskell i odrzucił miecz na blat stołu. - I
pomyśleć, że przygwozdziła cię taka kruszyna.
W ciągu minionych trzech miesięcy Carina nadziała w ten sposób niejednego mężczyznę ze Skyelt,
ale teraz wkupiła się w łaski Haskella.
Zaniepokojona Eden zatrzymała się w połowie schodów. Spczęły na niej oczy wszystkich
zgromadzonych.
- James? - wyszeptała. - James! - wykrzyknęła i zbiegła po schodach, by rzucić się w objęcia brata.
- Dede! - James porwał ją w ramiona, uniósł nad podłogę i przycisnął policzek do czubka jej głowy,
przymykając powieki i wzdychając z ulgą. - O Boże, Dede, tak się o ciebie niepokoiłem,
wszyscyśmy się niepokoili! - wykrzyknął, ściskając ją mocno w objęciach. - Jak się czujesz? -
Odsunął ją nieco od siebie, by się jej przyjrzeć, ale ona z powrotem padła mu w objęcia, tuląc do
jego piersi mokrÄ… od Å‚ez twarz.
Po chwili Jamsowi udało się ją odsunąć. Miała zarumienioną Iwarz, rozpłomienione oczy, włosy
błyszczące i na wpół rozpuszczone. Była w niej jakaś nieokiełznana żywiołowość. Następnie wzrok
Jamesa przesunął się w dół na prostą, sznurowaną bluzkę, pod którą, o zgrozo, nie miała nic więcej.
I ta spódnica. Zwyczajna kraciasta spódnica. Dede miała na sobie strój sprzątaczki!
James chwycił jej dłoń, którą gładziła go po policzku, i przyjrzał się jej palcom. Były zniszczone,
co potwierdziło jego podejrzenia. Eden zarzuciła mu ręce na szyję, a on rozejrzał się ponad jej
głową po ponurej sieni zamkowej.
- Chodz, Dede, zabieram cię z tej kupy gruzów. Wracamy do domu!
Podniosła na niego zdumione oczy i otarła łzy z policzków.
- Ależ, Jamesie ...
- Nie sprzeciwiaj mi się. Zabieraj swoje rzeczy i ... - jeszcze raz omiótł wzrokiem niegościnną sień i
gniewnÄ… twarz Haskella - albo nie. Kupimy ci ubrania w Londynie.
- Jamesie, przestań - zaprotestowała Eden. - Nic nie rozumiesz ...
- Eden! - rozległ się głos Rama, który wmaszerował przez kuchenne drzwi, prowadząc za sobą Arla.
Pani MacKay odnalazła ich w porę i wszystko im opowiedziała.
- Ram! - wykrzyknęła Eden, szamoczÄ…c siÄ™ z Jamesem. ¬Spójrz, kto przyjechaÅ‚!
- James? Co się dzieje? - Znieruchomiał, patrząc, jak Eden próbuje się uwolnić z ramion brata.
- Zabieram moją siostrę z tego ... chlewu. I dopilnuję, żebyś zapłacił za krzywdy, które jej
wyrządziłeś. Obiecuję ci to, MacLean!
- James! - zawołała Eden.
- Co?! - jednocześnie krzyknął Ram.
W jednej chwili znalazł się przy żonie, chwycił jej rękę. Eden instynktownie ustawiła się między
nimi.
- Niech cię diabli! I przeklinam dzień, w którym wyciągnąłem do ciebie przyjazną dłoń ... -
złorzeczył James.
- Zamilcz! - ryknął Ram. - Nie chcę skrzywdzić brata mojej żony, ale nie zamierzam wysłuchiwać
obelg!
- Tylko spójrz,jakją tu traktujecie ... ubrana w łachmany ... ijej ręce ... Boże! Jesteś nikczemnikiem!
- Ona jest moją żoną, Jamesie ... - przypomniał Ram.
- Dość tego! - Eden zakryła uszy dłońmi, mimo że obaj mężczyzni trzymali ją za ręce, i krzyknęła
co siÅ‚ w pÅ‚ucach. Jej mąż i brat byli tak zacietrzewieni, że zapomnieli o jej obecnoÅ›ci. ¬Natychmiast
przestańcie! I puśćcie mnie! - Wyrwała ręce z ich uścisku.
W sieni zaległo milczenie, a obaj mężczyzni zwrócili na nią wzrok. Jej twarz i oczy płonęły.
- Jestem zbulwersowana waszym zachowaniem! - zawołała. obrzucając ich wściekłym spojrzeniem.
Opanowała się i zaczęła wydawać polecenia. - Haskell, wyprowadz swego syna na dwór. Niech
ochłonie. Pani MacKay, proszę zaordynować w kuchni powitalną kolację. I niech Maisie przyniesie
wannę i dużo gorącej wody do narożnego pokoju gościnnego. Nasz gość zostanie oficjal nie
przedstawiony po kolacji. A wy - zwróciła się do reszty zgromadzonych - nie macie tu nic do
roboty. James - chwyciła brata za rękaw i pociągnęła ku schodom - pójdzie ze mną!
Wkrótce sień opustoszała. Została w niej tylko Carina, która wciąż miała przed oczami szerokie
plecy przybysza. Wreszcie ruszyła po schodach na górę, zastanawiając się, jak ma się ubrać do
kolacji.
Eden wprowadziła brata do sypialni i zamknęła drzwi.
- Jamesie Atherton Marlow, jak śmiesz mnie poniżać na oczach mego męża i jego ludzi? -
wybuchnęła.
- Dede ... - wykrztusił jej brat i zamilkł z otwartymi ustami. Eden ostro przywołała go do porządku.
Zdumienie Jamesa rosło coraz bardziej.
- Naprawdę? - zapytał, patrząc na jej wzburzoną twarz. - Naprawdę chcesz zostać na tym
śmietnisku? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
- Nie, dziewczyno. Jeszcze nie teraz - roześmiał się Haskell i odrzucił miecz na blat stołu. - I
pomyśleć, że przygwozdziła cię taka kruszyna.
W ciągu minionych trzech miesięcy Carina nadziała w ten sposób niejednego mężczyznę ze Skyelt,
ale teraz wkupiła się w łaski Haskella.
Zaniepokojona Eden zatrzymała się w połowie schodów. Spczęły na niej oczy wszystkich
zgromadzonych.
- James? - wyszeptała. - James! - wykrzyknęła i zbiegła po schodach, by rzucić się w objęcia brata.
- Dede! - James porwał ją w ramiona, uniósł nad podłogę i przycisnął policzek do czubka jej głowy,
przymykając powieki i wzdychając z ulgą. - O Boże, Dede, tak się o ciebie niepokoiłem,
wszyscyśmy się niepokoili! - wykrzyknął, ściskając ją mocno w objęciach. - Jak się czujesz? -
Odsunął ją nieco od siebie, by się jej przyjrzeć, ale ona z powrotem padła mu w objęcia, tuląc do
jego piersi mokrÄ… od Å‚ez twarz.
Po chwili Jamsowi udało się ją odsunąć. Miała zarumienioną Iwarz, rozpłomienione oczy, włosy
błyszczące i na wpół rozpuszczone. Była w niej jakaś nieokiełznana żywiołowość. Następnie wzrok
Jamesa przesunął się w dół na prostą, sznurowaną bluzkę, pod którą, o zgrozo, nie miała nic więcej.
I ta spódnica. Zwyczajna kraciasta spódnica. Dede miała na sobie strój sprzątaczki!
James chwycił jej dłoń, którą gładziła go po policzku, i przyjrzał się jej palcom. Były zniszczone,
co potwierdziło jego podejrzenia. Eden zarzuciła mu ręce na szyję, a on rozejrzał się ponad jej
głową po ponurej sieni zamkowej.
- Chodz, Dede, zabieram cię z tej kupy gruzów. Wracamy do domu!
Podniosła na niego zdumione oczy i otarła łzy z policzków.
- Ależ, Jamesie ...
- Nie sprzeciwiaj mi się. Zabieraj swoje rzeczy i ... - jeszcze raz omiótł wzrokiem niegościnną sień i
gniewnÄ… twarz Haskella - albo nie. Kupimy ci ubrania w Londynie.
- Jamesie, przestań - zaprotestowała Eden. - Nic nie rozumiesz ...
- Eden! - rozległ się głos Rama, który wmaszerował przez kuchenne drzwi, prowadząc za sobą Arla.
Pani MacKay odnalazła ich w porę i wszystko im opowiedziała.
- Ram! - wykrzyknęła Eden, szamoczÄ…c siÄ™ z Jamesem. ¬Spójrz, kto przyjechaÅ‚!
- James? Co się dzieje? - Znieruchomiał, patrząc, jak Eden próbuje się uwolnić z ramion brata.
- Zabieram moją siostrę z tego ... chlewu. I dopilnuję, żebyś zapłacił za krzywdy, które jej
wyrządziłeś. Obiecuję ci to, MacLean!
- James! - zawołała Eden.
- Co?! - jednocześnie krzyknął Ram.
W jednej chwili znalazł się przy żonie, chwycił jej rękę. Eden instynktownie ustawiła się między
nimi.
- Niech cię diabli! I przeklinam dzień, w którym wyciągnąłem do ciebie przyjazną dłoń ... -
złorzeczył James.
- Zamilcz! - ryknął Ram. - Nie chcę skrzywdzić brata mojej żony, ale nie zamierzam wysłuchiwać
obelg!
- Tylko spójrz,jakją tu traktujecie ... ubrana w łachmany ... ijej ręce ... Boże! Jesteś nikczemnikiem!
- Ona jest moją żoną, Jamesie ... - przypomniał Ram.
- Dość tego! - Eden zakryła uszy dłońmi, mimo że obaj mężczyzni trzymali ją za ręce, i krzyknęła
co siÅ‚ w pÅ‚ucach. Jej mąż i brat byli tak zacietrzewieni, że zapomnieli o jej obecnoÅ›ci. ¬Natychmiast
przestańcie! I puśćcie mnie! - Wyrwała ręce z ich uścisku.
W sieni zaległo milczenie, a obaj mężczyzni zwrócili na nią wzrok. Jej twarz i oczy płonęły.
- Jestem zbulwersowana waszym zachowaniem! - zawołała. obrzucając ich wściekłym spojrzeniem.
Opanowała się i zaczęła wydawać polecenia. - Haskell, wyprowadz swego syna na dwór. Niech
ochłonie. Pani MacKay, proszę zaordynować w kuchni powitalną kolację. I niech Maisie przyniesie
wannę i dużo gorącej wody do narożnego pokoju gościnnego. Nasz gość zostanie oficjal nie
przedstawiony po kolacji. A wy - zwróciła się do reszty zgromadzonych - nie macie tu nic do
roboty. James - chwyciła brata za rękaw i pociągnęła ku schodom - pójdzie ze mną!
Wkrótce sień opustoszała. Została w niej tylko Carina, która wciąż miała przed oczami szerokie
plecy przybysza. Wreszcie ruszyła po schodach na górę, zastanawiając się, jak ma się ubrać do
kolacji.
Eden wprowadziła brata do sypialni i zamknęła drzwi.
- Jamesie Atherton Marlow, jak śmiesz mnie poniżać na oczach mego męża i jego ludzi? -
wybuchnęła.
- Dede ... - wykrztusił jej brat i zamilkł z otwartymi ustami. Eden ostro przywołała go do porządku.
Zdumienie Jamesa rosło coraz bardziej.
- Naprawdę? - zapytał, patrząc na jej wzburzoną twarz. - Naprawdę chcesz zostać na tym
śmietnisku? [ Pobierz całość w formacie PDF ]