[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrzucaliśmy ziemniaki wygrzebane na polu i zmęczeni bieganiem rozsiadaliśmy się przy
ognisku, czekając, aż się upieką. Walczyliśmy
0 takie miejsca, aby móc patrzeć na kolorowe drzewa helenowskiego parku, które na jesieni
stawały się barwną smugą. Dorzucaliśmy łęcin, aby ogień zbyt wcześnie nie wygasł, a
patrząc w płomienie śpiewaliśmy jakieś piosenki.
Gdy usłyszymy daleki turkot i przerazliwe gwizdy parowozu, do dymów z ogniska
dołączy się przygnany północno-zachodnim wiatrem dym z rozpędzonego pociągu, zupełnie
inny, duszący, nieprzyjemny i gryzący w oczy. Kiedy wiatr nareszcie przepędzi go w kie-
runku Komorowa, znowu będziemy oddychali zapachem ogniska
1 jesiennym polnym powietrzem. Patykami wyciągamy upieczone ziemniaki. Jemy je
żarłocznie, nie zwracając uwagi na ziarnka piasku ani na zwęgloną twardą skórkę, chrupiącą
w zębach.
Już dawno odjechały wyładowane ziemniakami furmanki, a nam nie chciało się wstawać
z ciepłej, nagrzanej jesiennym słońcem, przekopanej motykami ziemi. Nie chcieliśmy
odchodzić od cieni snujących się na polach, od gasnącego ogniska i od ostatnich, niknących
w przedwieczornej mgle, wydłużających się smug dymu.
Do domu wracaliśmy, gdy robiło się ciemno.
Nasze ubrania, skóra i krótko ostrzyżone włosy pachniały dymem.
Poczuły to szkolne koleżanki i nasza pani, wąchająca z uśmiechem nasze głowy. Ten
zapach opuścił nas dopiero, gdy zaczęły padać obfite, przedzimowe deszcze.
Gdy wieczorem odrabiam lekcje, kleją mi się oczy. Usypiam, myśląc, jak pięknie jest
jesienią na helenowskich polach. Kolorowe latawce już odleciały, uniesione wiatrem.
I nawet myśleć nie chcieliśmy, że już niedługo, po kilku dniach ulewnego deszczu, nagle
się oziębi, opadną ostatnie liście, przyjdzie mróz i nad pokrytymi śniegiem polami sterczeć
będą czarne gałęzie, oblegane przez stada przerazliwie kraczących wron i kruków.
Tej jesieni, w sali widowiskowej przy Stalowej 3, Rada Główna Opiekuńcza aby
powiększyć swoje dochody uruchomiła kinematograf Ergos". Zdradziliśmy wtedy
sobotnie pokazy kinowe u Amerykanów".
Na Stalowej znaliśmy wszystkich mieszkańców, więc bardzo szybko uzgodniliśmy z
bileterem, a zarazem kinowym dozorcą, że
w zamian za pomoc w porządkowani u sali będziemy mieli wolny Jwstęp do kina. Wymyślił
to wszystko Witek, gdyż podobno tak robili nasi rówieśnicy w Nowym Jorku. Powoli
narzucał nam swój przywieziony zza oceanu sposób myślenia. Przekonał nas, że żadnej pracy
nie należy się wstydzić i że w naszym ustawianiu krzeseł,
__| wbrew zastrzeżeniom niektórych kolegów, nie ma niczego hańbią*.
cego, gdyż dzieci od małego powinny pracować, aby mieć pieniądze na swoje wydatki. Zbyt
długo nie potrzebował nam tłumaczyć, gdyż nie mieliśmy przecież żadnego innego sposobu,
aby na każdym filmie być w kinie.
Na godzinę przed rozpoczęciem seansu, w trzy ostatnie dni tygodnia, przenosiliśmy po
dziesięć zbitych listwą krzeseł, przesunię- tych pod scenę w czasie wieczornego zamiatania,
równo je usta-. wiając po obu stronach szerokiego przejścia. Przecieraliśmy siedzenia krzeseł
wilgotną ściereczką, a pózniej, po przewietrzeniu sali, zaczynały się wolno płynące chwile
oczekiwania. Rozsiadaliśmy się niedaleko sceny, spoglądając na wejście, w którym już
niedługo ukażą się pierwsi widzowie. Najpierw przychodziła kasjerka. Zapalała światła w
kasie i girlandę żarówek przed wejściem do kina. Dużą poczekalnię przedzielała barierka, za
którą można było się dostać dopiero po skontrolowaniu biletu. Na ścianach rozwieszono
kolorowe plakaty i fotografie uśmiechniętych aktorek, aby niezdecydowanych zachęcić do
kupiehia biletu. Na specjalnej tablicy, pod dużym napisem: Następny program"
rozklejono wielobarwny afisz i kilka fotosów. Rozmawialiśmy o filmie, który za chwilę
mieliśmy oglądać i naprawdę martwiliśmy się, czy przyjdą widzowie i czy odbędzie się
przedstawienie. Ostatnie minuty Witek niezmiennie wykorzystywał na brzdąkanie na bardzo
rozstrojonym pianinie, uparcie starając się wystukać jednym palcem jakąś melodię. Te mało
udane próby przerywała rozmowa dobiegająca z poczekalni. Pojawiała się, podpierając się
laseczką ze srebrną główką, stara kobieta z rulonem nut. Była to uciekinierka z Rosji,
białogwardzistka" jak ją na Stalowej nazywano. Udzielała lekcji muzyki, a w czasie
seansów grała na rozklekotanym pianinie.
Pózniej przychodzili mechanicy. W małym okienku kabiny zapałało się światło i słychać
było ich głośną rozmowę, gdyż starali się swymi opowieściami o mijającym dniu zagłuszyć
terkoczący aparat do przewijania taśmy filmowej.
W krzesłach zasiadali pierwsi widzowie. Gryziono pestki, częstowano się cukierkami,
głośno rozmawiając. Jeden i drugi dzwonek wyganiał z poczekalni ostatnich palaczy. Kiedy
zgaszono światło, białogwardzistka" zapalała małą lampkę elektryczną oświetlającą nuty i
widząc na ekranie pierwsze napisy zaczynała grać jakąś nie znaną nam melodię amerykańską
gdyż najczęściej filmy pochodziły zza oceanu. .
Za chwilę wyobraznia wpatrzonych w ekran dzieci zaczynała pracować i rozpoczynała
się wielka przygoda. Chłopcy ze Stalowej stawali się Indianami lub kowbojami, zmieniali się
w żołnierzy wyruszających na wielką wojnę, ostrzegali przed niebezpieczeństwem
bohaterskiego Zorro albo byli szejkami w białych burnusach i pędzili na koniu przez nie
kończące się piaski pustyni.
Głęboko musieliśmy przeżywać tamte chwile, jeśli do dziś pamiętam takie filmy jak:
Tramp" i Brzdąc" Chaplina, Czterej jezdzcy Apokalipsy", Szejk" i Krew na piasku" z
Rudolfem Va- Jentino, Znak Zorro" z Douglasem Fairbanksem, Siedem lat nieszczęścia"
Maxa Lindera oraz tak świetnych komików jak Harold Lloyd i Buster Keaton. Siedzieliśmy
na kilku seansach Wyspy zatopionych okrętów", znając na pamięć wszystkie dramatyczne
sceny i nadzwyczajne przygody bohaterów tego filmu.
Jeśli zaciekawił nas jakiś film, przychodziliśmy do kina przez trzy wieczory. Na mniej
ciekawe, a do takich zaliczaliśmy filmy miłosne, wystarczał nam jeden seans.
Filmy były ośmio- lub dziesięcioaktowe. Po dwóch aktach następowała przerwa na
zmianę szpuli. Jeśli wydarzyła się jakaś nieprzewidziana przerwa, natychmiast wybuchały
okrzyki i gwizdy, kończące się dopiero po wznowieniu projekcji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
wrzucaliśmy ziemniaki wygrzebane na polu i zmęczeni bieganiem rozsiadaliśmy się przy
ognisku, czekając, aż się upieką. Walczyliśmy
0 takie miejsca, aby móc patrzeć na kolorowe drzewa helenowskiego parku, które na jesieni
stawały się barwną smugą. Dorzucaliśmy łęcin, aby ogień zbyt wcześnie nie wygasł, a
patrząc w płomienie śpiewaliśmy jakieś piosenki.
Gdy usłyszymy daleki turkot i przerazliwe gwizdy parowozu, do dymów z ogniska
dołączy się przygnany północno-zachodnim wiatrem dym z rozpędzonego pociągu, zupełnie
inny, duszący, nieprzyjemny i gryzący w oczy. Kiedy wiatr nareszcie przepędzi go w kie-
runku Komorowa, znowu będziemy oddychali zapachem ogniska
1 jesiennym polnym powietrzem. Patykami wyciągamy upieczone ziemniaki. Jemy je
żarłocznie, nie zwracając uwagi na ziarnka piasku ani na zwęgloną twardą skórkę, chrupiącą
w zębach.
Już dawno odjechały wyładowane ziemniakami furmanki, a nam nie chciało się wstawać
z ciepłej, nagrzanej jesiennym słońcem, przekopanej motykami ziemi. Nie chcieliśmy
odchodzić od cieni snujących się na polach, od gasnącego ogniska i od ostatnich, niknących
w przedwieczornej mgle, wydłużających się smug dymu.
Do domu wracaliśmy, gdy robiło się ciemno.
Nasze ubrania, skóra i krótko ostrzyżone włosy pachniały dymem.
Poczuły to szkolne koleżanki i nasza pani, wąchająca z uśmiechem nasze głowy. Ten
zapach opuścił nas dopiero, gdy zaczęły padać obfite, przedzimowe deszcze.
Gdy wieczorem odrabiam lekcje, kleją mi się oczy. Usypiam, myśląc, jak pięknie jest
jesienią na helenowskich polach. Kolorowe latawce już odleciały, uniesione wiatrem.
I nawet myśleć nie chcieliśmy, że już niedługo, po kilku dniach ulewnego deszczu, nagle
się oziębi, opadną ostatnie liście, przyjdzie mróz i nad pokrytymi śniegiem polami sterczeć
będą czarne gałęzie, oblegane przez stada przerazliwie kraczących wron i kruków.
Tej jesieni, w sali widowiskowej przy Stalowej 3, Rada Główna Opiekuńcza aby
powiększyć swoje dochody uruchomiła kinematograf Ergos". Zdradziliśmy wtedy
sobotnie pokazy kinowe u Amerykanów".
Na Stalowej znaliśmy wszystkich mieszkańców, więc bardzo szybko uzgodniliśmy z
bileterem, a zarazem kinowym dozorcą, że
w zamian za pomoc w porządkowani u sali będziemy mieli wolny Jwstęp do kina. Wymyślił
to wszystko Witek, gdyż podobno tak robili nasi rówieśnicy w Nowym Jorku. Powoli
narzucał nam swój przywieziony zza oceanu sposób myślenia. Przekonał nas, że żadnej pracy
nie należy się wstydzić i że w naszym ustawianiu krzeseł,
__| wbrew zastrzeżeniom niektórych kolegów, nie ma niczego hańbią*.
cego, gdyż dzieci od małego powinny pracować, aby mieć pieniądze na swoje wydatki. Zbyt
długo nie potrzebował nam tłumaczyć, gdyż nie mieliśmy przecież żadnego innego sposobu,
aby na każdym filmie być w kinie.
Na godzinę przed rozpoczęciem seansu, w trzy ostatnie dni tygodnia, przenosiliśmy po
dziesięć zbitych listwą krzeseł, przesunię- tych pod scenę w czasie wieczornego zamiatania,
równo je usta-. wiając po obu stronach szerokiego przejścia. Przecieraliśmy siedzenia krzeseł
wilgotną ściereczką, a pózniej, po przewietrzeniu sali, zaczynały się wolno płynące chwile
oczekiwania. Rozsiadaliśmy się niedaleko sceny, spoglądając na wejście, w którym już
niedługo ukażą się pierwsi widzowie. Najpierw przychodziła kasjerka. Zapalała światła w
kasie i girlandę żarówek przed wejściem do kina. Dużą poczekalnię przedzielała barierka, za
którą można było się dostać dopiero po skontrolowaniu biletu. Na ścianach rozwieszono
kolorowe plakaty i fotografie uśmiechniętych aktorek, aby niezdecydowanych zachęcić do
kupiehia biletu. Na specjalnej tablicy, pod dużym napisem: Następny program"
rozklejono wielobarwny afisz i kilka fotosów. Rozmawialiśmy o filmie, który za chwilę
mieliśmy oglądać i naprawdę martwiliśmy się, czy przyjdą widzowie i czy odbędzie się
przedstawienie. Ostatnie minuty Witek niezmiennie wykorzystywał na brzdąkanie na bardzo
rozstrojonym pianinie, uparcie starając się wystukać jednym palcem jakąś melodię. Te mało
udane próby przerywała rozmowa dobiegająca z poczekalni. Pojawiała się, podpierając się
laseczką ze srebrną główką, stara kobieta z rulonem nut. Była to uciekinierka z Rosji,
białogwardzistka" jak ją na Stalowej nazywano. Udzielała lekcji muzyki, a w czasie
seansów grała na rozklekotanym pianinie.
Pózniej przychodzili mechanicy. W małym okienku kabiny zapałało się światło i słychać
było ich głośną rozmowę, gdyż starali się swymi opowieściami o mijającym dniu zagłuszyć
terkoczący aparat do przewijania taśmy filmowej.
W krzesłach zasiadali pierwsi widzowie. Gryziono pestki, częstowano się cukierkami,
głośno rozmawiając. Jeden i drugi dzwonek wyganiał z poczekalni ostatnich palaczy. Kiedy
zgaszono światło, białogwardzistka" zapalała małą lampkę elektryczną oświetlającą nuty i
widząc na ekranie pierwsze napisy zaczynała grać jakąś nie znaną nam melodię amerykańską
gdyż najczęściej filmy pochodziły zza oceanu. .
Za chwilę wyobraznia wpatrzonych w ekran dzieci zaczynała pracować i rozpoczynała
się wielka przygoda. Chłopcy ze Stalowej stawali się Indianami lub kowbojami, zmieniali się
w żołnierzy wyruszających na wielką wojnę, ostrzegali przed niebezpieczeństwem
bohaterskiego Zorro albo byli szejkami w białych burnusach i pędzili na koniu przez nie
kończące się piaski pustyni.
Głęboko musieliśmy przeżywać tamte chwile, jeśli do dziś pamiętam takie filmy jak:
Tramp" i Brzdąc" Chaplina, Czterej jezdzcy Apokalipsy", Szejk" i Krew na piasku" z
Rudolfem Va- Jentino, Znak Zorro" z Douglasem Fairbanksem, Siedem lat nieszczęścia"
Maxa Lindera oraz tak świetnych komików jak Harold Lloyd i Buster Keaton. Siedzieliśmy
na kilku seansach Wyspy zatopionych okrętów", znając na pamięć wszystkie dramatyczne
sceny i nadzwyczajne przygody bohaterów tego filmu.
Jeśli zaciekawił nas jakiś film, przychodziliśmy do kina przez trzy wieczory. Na mniej
ciekawe, a do takich zaliczaliśmy filmy miłosne, wystarczał nam jeden seans.
Filmy były ośmio- lub dziesięcioaktowe. Po dwóch aktach następowała przerwa na
zmianę szpuli. Jeśli wydarzyła się jakaś nieprzewidziana przerwa, natychmiast wybuchały
okrzyki i gwizdy, kończące się dopiero po wznowieniu projekcji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]