[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Głowa starego mężczyzny zniknęła z pola widzenia. Przyskoczyłem do Rumba, zachwycony
perspektywą jedzenia.
Siedz spokojnie, szczeniaku. Nie naprzykrzaj się, bo nic nie dostaniemy , poinstruował mnie
Rumbo karcącym tonem.
Usiłowałem ze wszystkich sił zachować spokój, gdy jednak człowiek zza lady pochylił się ku
nam z soczystym serdelkiem w dłoni, tego było dla mnie za wiele. Zacząłem skakać z radości,
licząc na poczęstunek.
No co, ściągnąłeś swojego kumpla? To nie psia jadłodajnia, Rumbo. Nie mogę karmić
wszystkich twoich koleżków. Człowiek z dezaprobatą pokręcił głową, ale rzucił nam
serdelek. Skoczyłem w jego stronę, mój towarzysz był jednak szybszy. Pożerając serdelek,
jednocześnie warczał na mnie, co nie jest tak proste, jak się wydaje. Przełknął ostatni kęs,
oblizał pysk jęzorem i burknął:
Nie pozwalaj sobie, pętaku. Dostaniesz swoje, bądz tylko cierpliwy.
Podniósł wzrok na człowieka, który śmiał się z naszej dwójki, i zapytał: A szczeniak
dostanie coś?
Coś mi się zdaje, że chcesz wydębić poczęstunek dla tego psiaka, hę? spytał
mężczyzna.
Na twarzy wykwitł mu szeroki uśmiech, powieki starych oczu uniosły się marszcząc, a
haczykowaty nos jakby zakrzywił się jeszcze bardziej. Jego twarz miała ciekawą barwę: żółtą,
z ciemnymi mahoniowymi kreskami biegnącymi równolegle ze zmarszczkami. Cerę miał
tłustą, lecz równocześnie suchą; oliwkowa opalenizna dotyczyła jak gdyby wyłącznie
naskórka.
No dobra, zobaczymy. Gdy się odwrócił i już miał coś dla mnie wygrzebać, za nami
rozległ się głos:
Kubek herbaty, Bert. Jeden z tragarzy oparł się o kontuar i ziewnął. Spojrzał na nas z
góry i cmoknął językiem na powitanie. Lepiej uważaj, Bert, bo kontrol czepi się, że
dokarmiasz za dużo kundli.
Bert napełnił kubek ciemnobrązową herbatą z metalowego czajnika i powiedział: Ta jest.
Zwykle przyłazi tylko ten większy. Dzisiaj ściągnął drugiego. Kto wie, może ten mały to jego
robota, w każdym razie na to wygląda, no nie?
Nieee... odparł tragarz. Duży to kundel pełną gębą, a młodziak to tylko mieszaniec.
Sporo w nim z labradora, do tego... no, niech ja się przyjrzę... trochę z teriera. Aadny maluch.
Zadowolony z komplementu zamachałem ogonem i spojrzałem na Berta,
No dobra, dobra, wiem, czego chcesz. Masz serdelka. Zjedz i zmykaj, bo mi zabiorą
pozwolenie.
Rzucił mi serdelek, który udało mi się chwycić w locie. Musiałem go jednak natychmiast
wypuścić, ponieważ sparzyłem sobie język. Rumbo złapał go, odgryzł połowę i połknął.
Rzuciłem się na resztę i zeżarłem ją łapczywie. Rumbo odsunął się na bok, nie przeszkadzając
mi w jedzeniu. Oczy zaszły mi wilgocią od żaru, poczułem ciepłą kulę przesuwającą się wzdł
przełyku.
Przykro mi, kurduplu, ale znalazłeś się tu tylko dlatego, że cię przyprowadziłem. Musisz
nauczyć się szacunku . Rumbo podniósł wzrok na starego sprzedawcę, warknął tytułem
podziękowania i truchtem ruszył z powrotem.
Popatrzyłem na dwóch chichoczących mężczyzn, podziękowałem i pobiegłem za Rumbem.
Dokąd teraz, Rumbo? , krzyknąłem za nim.
Nie podnoś głosu skarcił mnie, czekając, aż do niego dołączę. Dowcip polega na tym,
by w takim miejscu jak to nie rzucać się w oczy. Dlatego właśnie jestem tutaj tolerowany, że
zachowuję się porządnie, nie włażę ludziom w drogę i... spojrzał na mnie znacząco,
ponieważ zauważył, że mam ochotę pogonić za pomarańczą, która stoczyła się ze stoiska
...nigdy nic nie biorę, jeśli mi ktoś tego nie zaoferuje.
Dałem sobie spokój z pomarańczą.
Opuściliśmy halę, dostając po drodze do spółki czarnego rozmiękłego banana. W podskokach
wymknęliśmy się na mniej uczęszczane uliczki.
Dokąd teraz? , zapytałem.
Teraz ukradniemy trochę jedzenia , odpowiedział Rumbo.
Ale sam powiedziałeś w hali, że...
Tam byliśmy gośćmi.
Aha.
Znalezliśmy jatkę przy ruchliwej głównej ulicy. Rumbo zahamował i zajrzał przez otwarte
wejście.
Musimy tu uważać. Obrobiłem ją w zeszłym tygodniu , wyszeptał.
Hmm, posłuchaj, Rumbo, nie sądzę, że...
Rumbo uciszył mnie: Masz wlezć w tamten róg. i żeby cię sprzedawca nie zauważył, dopóki
się tam nie znajdziesz.
Słuchaj, ja...
Kiedy się tam znajdziesz, pokaż mu się, a pózniej wiesz, co masz robić.
Co?
Wiesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Głowa starego mężczyzny zniknęła z pola widzenia. Przyskoczyłem do Rumba, zachwycony
perspektywą jedzenia.
Siedz spokojnie, szczeniaku. Nie naprzykrzaj się, bo nic nie dostaniemy , poinstruował mnie
Rumbo karcącym tonem.
Usiłowałem ze wszystkich sił zachować spokój, gdy jednak człowiek zza lady pochylił się ku
nam z soczystym serdelkiem w dłoni, tego było dla mnie za wiele. Zacząłem skakać z radości,
licząc na poczęstunek.
No co, ściągnąłeś swojego kumpla? To nie psia jadłodajnia, Rumbo. Nie mogę karmić
wszystkich twoich koleżków. Człowiek z dezaprobatą pokręcił głową, ale rzucił nam
serdelek. Skoczyłem w jego stronę, mój towarzysz był jednak szybszy. Pożerając serdelek,
jednocześnie warczał na mnie, co nie jest tak proste, jak się wydaje. Przełknął ostatni kęs,
oblizał pysk jęzorem i burknął:
Nie pozwalaj sobie, pętaku. Dostaniesz swoje, bądz tylko cierpliwy.
Podniósł wzrok na człowieka, który śmiał się z naszej dwójki, i zapytał: A szczeniak
dostanie coś?
Coś mi się zdaje, że chcesz wydębić poczęstunek dla tego psiaka, hę? spytał
mężczyzna.
Na twarzy wykwitł mu szeroki uśmiech, powieki starych oczu uniosły się marszcząc, a
haczykowaty nos jakby zakrzywił się jeszcze bardziej. Jego twarz miała ciekawą barwę: żółtą,
z ciemnymi mahoniowymi kreskami biegnącymi równolegle ze zmarszczkami. Cerę miał
tłustą, lecz równocześnie suchą; oliwkowa opalenizna dotyczyła jak gdyby wyłącznie
naskórka.
No dobra, zobaczymy. Gdy się odwrócił i już miał coś dla mnie wygrzebać, za nami
rozległ się głos:
Kubek herbaty, Bert. Jeden z tragarzy oparł się o kontuar i ziewnął. Spojrzał na nas z
góry i cmoknął językiem na powitanie. Lepiej uważaj, Bert, bo kontrol czepi się, że
dokarmiasz za dużo kundli.
Bert napełnił kubek ciemnobrązową herbatą z metalowego czajnika i powiedział: Ta jest.
Zwykle przyłazi tylko ten większy. Dzisiaj ściągnął drugiego. Kto wie, może ten mały to jego
robota, w każdym razie na to wygląda, no nie?
Nieee... odparł tragarz. Duży to kundel pełną gębą, a młodziak to tylko mieszaniec.
Sporo w nim z labradora, do tego... no, niech ja się przyjrzę... trochę z teriera. Aadny maluch.
Zadowolony z komplementu zamachałem ogonem i spojrzałem na Berta,
No dobra, dobra, wiem, czego chcesz. Masz serdelka. Zjedz i zmykaj, bo mi zabiorą
pozwolenie.
Rzucił mi serdelek, który udało mi się chwycić w locie. Musiałem go jednak natychmiast
wypuścić, ponieważ sparzyłem sobie język. Rumbo złapał go, odgryzł połowę i połknął.
Rzuciłem się na resztę i zeżarłem ją łapczywie. Rumbo odsunął się na bok, nie przeszkadzając
mi w jedzeniu. Oczy zaszły mi wilgocią od żaru, poczułem ciepłą kulę przesuwającą się wzdł
przełyku.
Przykro mi, kurduplu, ale znalazłeś się tu tylko dlatego, że cię przyprowadziłem. Musisz
nauczyć się szacunku . Rumbo podniósł wzrok na starego sprzedawcę, warknął tytułem
podziękowania i truchtem ruszył z powrotem.
Popatrzyłem na dwóch chichoczących mężczyzn, podziękowałem i pobiegłem za Rumbem.
Dokąd teraz, Rumbo? , krzyknąłem za nim.
Nie podnoś głosu skarcił mnie, czekając, aż do niego dołączę. Dowcip polega na tym,
by w takim miejscu jak to nie rzucać się w oczy. Dlatego właśnie jestem tutaj tolerowany, że
zachowuję się porządnie, nie włażę ludziom w drogę i... spojrzał na mnie znacząco,
ponieważ zauważył, że mam ochotę pogonić za pomarańczą, która stoczyła się ze stoiska
...nigdy nic nie biorę, jeśli mi ktoś tego nie zaoferuje.
Dałem sobie spokój z pomarańczą.
Opuściliśmy halę, dostając po drodze do spółki czarnego rozmiękłego banana. W podskokach
wymknęliśmy się na mniej uczęszczane uliczki.
Dokąd teraz? , zapytałem.
Teraz ukradniemy trochę jedzenia , odpowiedział Rumbo.
Ale sam powiedziałeś w hali, że...
Tam byliśmy gośćmi.
Aha.
Znalezliśmy jatkę przy ruchliwej głównej ulicy. Rumbo zahamował i zajrzał przez otwarte
wejście.
Musimy tu uważać. Obrobiłem ją w zeszłym tygodniu , wyszeptał.
Hmm, posłuchaj, Rumbo, nie sądzę, że...
Rumbo uciszył mnie: Masz wlezć w tamten róg. i żeby cię sprzedawca nie zauważył, dopóki
się tam nie znajdziesz.
Słuchaj, ja...
Kiedy się tam znajdziesz, pokaż mu się, a pózniej wiesz, co masz robić.
Co?
Wiesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]