[ Pobierz całość w formacie PDF ]
noga... Wtem uśmiechnął się i dodał; A dziś taki ładny dzień i moglibyśmy
spacerować razem w lesie.
To cię oduczy spacerować w powietrzu, kiedy zostało nam tak mało czasu.
Wzdrygnęła się. Mogłeś się zabić. Przyrzeknij mi, że będziesz ostrożniejszy, Kieronie.
Spojrzał na swoją nogę.
A cóż mi pozostaje?
Nie teraz, głupku. W przyszłości, o czym doskonale wiesz.
Będę ostrożny aż do dnia, kiedy cię odprowadzą do łoża Talbota obiecał ze
ściśniętym gardłem. A wtedy skonstruuję latawiec, który wzniesie mnie wysoko nad
zamek, i rzucę się wprost na ziemię zabijając się na oczach twojego męża.
Alyx nachmurzyła się.
Chciałabym, żeby Talbot umarł. Naprawdę. I chciałabym, żeby jakaś zaraza czy coś
innego zmiotły z ziemi Petrinę z jej piersiami chłopki i tyłkiem jak krowi zad. Niech mi
Ludd wybaczy, ale modlę się o to.
Petrina nie ma tyłka jak krowi zad.
Ma. Dobrze się jej przyjrzałam.
Roześmiał się.
Ach, przyjrzałaś się jej, Zielonooka.
Nienawidzę cię! Nienawidzę cię!
Muszę cię narysować z tym ogniem w oczach. Muszę zacząć zarabiać na życie, zanim
senior Fitzalan i mistrz Hobart zaczną podejrzewać absurdalne rzeczy, które są prawdą.
Ty wstrętny wieśniaku!
Tak, jestem wieśniakiem odparł spokojnie. I pamiętaj, że między nami jest
przepaść, bez względu na Talbota i Petrinę.
Kocham cię i oddałabym za ciebie życie. Czy to nie wystarczy?
To za dużo. I ja cię kocham, jak dobrze wiesz, Alyx, ale musimy oboje żyć na świecie,
gdzie taka miłość stanowi obrazę dla naszych współziomków... Poza tym mam misję do
spełnienia.
Nie zabraniałabym ci malować.
Ale zabroniłabyś mi latać. Spojrzała na niego ze zdumieniem.
Latać! Mój miły, jesteś szalony. Ludzie nie latają. Ludzie nigdy nie będą latać.
Tak, jestem szalony... i będę latać. Zbuduję maszynę, która...
Nie mów o maszynach! A jeśli już musisz, to tylko ze mną. Maszyny są wcieleniem
zła. Tak powiedział Zwięty Chłopiec, tak naucza Zwięty Kościół, tak uważają wszyscy
ludzie.
A jednak rzekł Kieron to nie jest prawda. Maszyny jako takie nie mogą być dobre lub
złe. Zło leży tylko w naturze ludzkiej... I klnę się, że będę latał. Będę latał dla dobra
ludzi. Klnę się na braci Montgolfier, Ottona Lilienthala, wielkiego Santosa Dumonta i
braci Wright.
A cóż to za istoty?
To tylko duchy. Wielkie i przyjazne duchy. Mężczyzni, którzy żyli na ziemi setki lat
temu i wznieśli oczy ku niebu...
Wyczytałem o nich w książce, którą mi dałaś.
Szkoda, że jej nie spaliłam. Mój ojciec nie czyta książek i dlatego nie wie, że jego
biblioteka zawiera herezje.
Nawet gdybyś ją spaliła, Alyx, i tak wznosiłbym oczy ku niebu. To nie leży w naturze
człowieka, aby być uwiązanym do ziemi... Chodz, pocałuj mnie. A potem spróbuję
przydać się na coś mistrzowi Hobartowi.
Rozdział dwunasty
Biegł dzień za dniem. Kieronowi zrosła się noga i nie było wcale widać, że jest krótsza.
Minęła wiosna, przyszło lato, twarz panienki Alyx pokraśniała co nie uszło uwagi.
Nauczyła Kierona jezdzić konno lub przynajmniej nie spadać z siodła. Rysował teraz
konie w różnych sytuacjach: jak pasą się, kłusują, galopują, skaczą. Kiedy za pierwszym
razem Alyx, pozując mu, pokonała najwyższą przeszkodę, był zbyt przerażony, żeby
węglem dotknąć papieru.
Najmilsza, nie rób tego nigdy więcej! Skręcisz sobie kark.
Też coś! I to mówi zdobywca przestworzy, który wzleciał w górę na dziesięć
długości człowieka i spadł do morza! Z tymi słowami skierowała konia znów na
przeszkodę i uniosła się w górę, powiewając w słońcu kasztanowymi włosami bogini
zawieszona między niebem a ziemią w momencie nieopisanej piękności.
Kieron pracował jak tytan, jak opętany. Zrobił sto szkiców i odrzucił dziewięćdziesiąt.
Ten portret Alyx Fitzalan będzie stanowił jedyną miarę jego wielkości jako malarza.
Wiedział, że będzie dobry, bo złożą się na niego miłość, piękno, młodość i radość życia.
Mistrz Hobart coraz bardziej kaszlał i coraz mniej narzekał, a to ostatnie dlatego, że
Kieron w ogóle przestał narzekać. Hobart oglądał jego szkice ze zdziwieniem. Chłopiec
osiągnął doskonalą harmonię z przedstawianym tematem. W jego pracy wyczuwało się
natchnienie i tak wielkość. Hobart sięgał po whisky lub eau de vie i kontemplował
ten talent. Cóż znaczyły wybryki z latawcami nic zgoła wobec takiej czystości kreski,
takiego opanowania przedmiotu.
Niedługo Kieron zacznie malować. Nie na zamku, ale tu w pracowni. Jego obraz będzie
arcydziełem podpisanym Hobart". A kiedy już zostanie uznany za arcydzieło, Hobart
dopisze: uczeń mistrza Kierona". W ten sposób zakończy lata pracy całego życia i
utoruje Kieronowi drogę do sławy.
Kieron wykonał obraz w ciągu jednej doby, malując bez przerwy przez dwadzieścia
cztery godziny. W tym czasie nie odzywał się do nikogo, nie poznawał mistrza Hobarta.
Staruszek kręcił się koło obrazu zacierając nerwowo ręce, ale Kieron go nie widział.
Wdowa Thatcher przyniosła posiłek, Kieron spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i
zostawił talerz nietknięty. Kiedy zapadł zmrok, Hobart przyniósł lampy, dużo lamp, i
napełnił je hojnie tranem wielorybim. Kieron mruknął coś do siebie o zmianie światła,
ale nie wiedział, co ją spowodowało.
Raz upadł na podłogę i poczuł, że ktoś wlewa mu w usta piekący płyn. Wstał i wrócił
do sztalug. Amazonka była skończona, ale pęciny skaczącego konia wymagały poprawki.
Wyskrobał je i zaczął na nowo.
Jak ma wyglądać ten przeklęty ogon? A nozdrza? A, niech go Ludd ma w swojej
opiece, grzywa? Oczy są niedobre. Zwierzę powinno mieć duże, dumne oczy, bo przy
tym niebywałym skoku niesie na grzbiecie tę cudowną istotę... Popatrzył raz jeszcze na
Alyx. Do kroćset! Musi zmienić jej włosy. Te długie, piękne włosy powinny płynąć
swobodnie, żyć własnym życiem.
Mistrz Hobart dolewał oliwy do lamp, popijał whisky, mamrotał do siebie i patrzył z
lękiem na swojego młodego terminatora, który wyglądał, jakby prowadził walkę na
śmierć i życie, mając za broń pędzle i farby. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
noga... Wtem uśmiechnął się i dodał; A dziś taki ładny dzień i moglibyśmy
spacerować razem w lesie.
To cię oduczy spacerować w powietrzu, kiedy zostało nam tak mało czasu.
Wzdrygnęła się. Mogłeś się zabić. Przyrzeknij mi, że będziesz ostrożniejszy, Kieronie.
Spojrzał na swoją nogę.
A cóż mi pozostaje?
Nie teraz, głupku. W przyszłości, o czym doskonale wiesz.
Będę ostrożny aż do dnia, kiedy cię odprowadzą do łoża Talbota obiecał ze
ściśniętym gardłem. A wtedy skonstruuję latawiec, który wzniesie mnie wysoko nad
zamek, i rzucę się wprost na ziemię zabijając się na oczach twojego męża.
Alyx nachmurzyła się.
Chciałabym, żeby Talbot umarł. Naprawdę. I chciałabym, żeby jakaś zaraza czy coś
innego zmiotły z ziemi Petrinę z jej piersiami chłopki i tyłkiem jak krowi zad. Niech mi
Ludd wybaczy, ale modlę się o to.
Petrina nie ma tyłka jak krowi zad.
Ma. Dobrze się jej przyjrzałam.
Roześmiał się.
Ach, przyjrzałaś się jej, Zielonooka.
Nienawidzę cię! Nienawidzę cię!
Muszę cię narysować z tym ogniem w oczach. Muszę zacząć zarabiać na życie, zanim
senior Fitzalan i mistrz Hobart zaczną podejrzewać absurdalne rzeczy, które są prawdą.
Ty wstrętny wieśniaku!
Tak, jestem wieśniakiem odparł spokojnie. I pamiętaj, że między nami jest
przepaść, bez względu na Talbota i Petrinę.
Kocham cię i oddałabym za ciebie życie. Czy to nie wystarczy?
To za dużo. I ja cię kocham, jak dobrze wiesz, Alyx, ale musimy oboje żyć na świecie,
gdzie taka miłość stanowi obrazę dla naszych współziomków... Poza tym mam misję do
spełnienia.
Nie zabraniałabym ci malować.
Ale zabroniłabyś mi latać. Spojrzała na niego ze zdumieniem.
Latać! Mój miły, jesteś szalony. Ludzie nie latają. Ludzie nigdy nie będą latać.
Tak, jestem szalony... i będę latać. Zbuduję maszynę, która...
Nie mów o maszynach! A jeśli już musisz, to tylko ze mną. Maszyny są wcieleniem
zła. Tak powiedział Zwięty Chłopiec, tak naucza Zwięty Kościół, tak uważają wszyscy
ludzie.
A jednak rzekł Kieron to nie jest prawda. Maszyny jako takie nie mogą być dobre lub
złe. Zło leży tylko w naturze ludzkiej... I klnę się, że będę latał. Będę latał dla dobra
ludzi. Klnę się na braci Montgolfier, Ottona Lilienthala, wielkiego Santosa Dumonta i
braci Wright.
A cóż to za istoty?
To tylko duchy. Wielkie i przyjazne duchy. Mężczyzni, którzy żyli na ziemi setki lat
temu i wznieśli oczy ku niebu...
Wyczytałem o nich w książce, którą mi dałaś.
Szkoda, że jej nie spaliłam. Mój ojciec nie czyta książek i dlatego nie wie, że jego
biblioteka zawiera herezje.
Nawet gdybyś ją spaliła, Alyx, i tak wznosiłbym oczy ku niebu. To nie leży w naturze
człowieka, aby być uwiązanym do ziemi... Chodz, pocałuj mnie. A potem spróbuję
przydać się na coś mistrzowi Hobartowi.
Rozdział dwunasty
Biegł dzień za dniem. Kieronowi zrosła się noga i nie było wcale widać, że jest krótsza.
Minęła wiosna, przyszło lato, twarz panienki Alyx pokraśniała co nie uszło uwagi.
Nauczyła Kierona jezdzić konno lub przynajmniej nie spadać z siodła. Rysował teraz
konie w różnych sytuacjach: jak pasą się, kłusują, galopują, skaczą. Kiedy za pierwszym
razem Alyx, pozując mu, pokonała najwyższą przeszkodę, był zbyt przerażony, żeby
węglem dotknąć papieru.
Najmilsza, nie rób tego nigdy więcej! Skręcisz sobie kark.
Też coś! I to mówi zdobywca przestworzy, który wzleciał w górę na dziesięć
długości człowieka i spadł do morza! Z tymi słowami skierowała konia znów na
przeszkodę i uniosła się w górę, powiewając w słońcu kasztanowymi włosami bogini
zawieszona między niebem a ziemią w momencie nieopisanej piękności.
Kieron pracował jak tytan, jak opętany. Zrobił sto szkiców i odrzucił dziewięćdziesiąt.
Ten portret Alyx Fitzalan będzie stanowił jedyną miarę jego wielkości jako malarza.
Wiedział, że będzie dobry, bo złożą się na niego miłość, piękno, młodość i radość życia.
Mistrz Hobart coraz bardziej kaszlał i coraz mniej narzekał, a to ostatnie dlatego, że
Kieron w ogóle przestał narzekać. Hobart oglądał jego szkice ze zdziwieniem. Chłopiec
osiągnął doskonalą harmonię z przedstawianym tematem. W jego pracy wyczuwało się
natchnienie i tak wielkość. Hobart sięgał po whisky lub eau de vie i kontemplował
ten talent. Cóż znaczyły wybryki z latawcami nic zgoła wobec takiej czystości kreski,
takiego opanowania przedmiotu.
Niedługo Kieron zacznie malować. Nie na zamku, ale tu w pracowni. Jego obraz będzie
arcydziełem podpisanym Hobart". A kiedy już zostanie uznany za arcydzieło, Hobart
dopisze: uczeń mistrza Kierona". W ten sposób zakończy lata pracy całego życia i
utoruje Kieronowi drogę do sławy.
Kieron wykonał obraz w ciągu jednej doby, malując bez przerwy przez dwadzieścia
cztery godziny. W tym czasie nie odzywał się do nikogo, nie poznawał mistrza Hobarta.
Staruszek kręcił się koło obrazu zacierając nerwowo ręce, ale Kieron go nie widział.
Wdowa Thatcher przyniosła posiłek, Kieron spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i
zostawił talerz nietknięty. Kiedy zapadł zmrok, Hobart przyniósł lampy, dużo lamp, i
napełnił je hojnie tranem wielorybim. Kieron mruknął coś do siebie o zmianie światła,
ale nie wiedział, co ją spowodowało.
Raz upadł na podłogę i poczuł, że ktoś wlewa mu w usta piekący płyn. Wstał i wrócił
do sztalug. Amazonka była skończona, ale pęciny skaczącego konia wymagały poprawki.
Wyskrobał je i zaczął na nowo.
Jak ma wyglądać ten przeklęty ogon? A nozdrza? A, niech go Ludd ma w swojej
opiece, grzywa? Oczy są niedobre. Zwierzę powinno mieć duże, dumne oczy, bo przy
tym niebywałym skoku niesie na grzbiecie tę cudowną istotę... Popatrzył raz jeszcze na
Alyx. Do kroćset! Musi zmienić jej włosy. Te długie, piękne włosy powinny płynąć
swobodnie, żyć własnym życiem.
Mistrz Hobart dolewał oliwy do lamp, popijał whisky, mamrotał do siebie i patrzył z
lękiem na swojego młodego terminatora, który wyglądał, jakby prowadził walkę na
śmierć i życie, mając za broń pędzle i farby. [ Pobierz całość w formacie PDF ]