[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zastanawiała się, co takiego przeskrobał. Może ukradł coś
przypadkowo? - Dex, co, u diabła, wziąłeś?!
- Coś z jej biurka. - Zawahał się, czy mówić dalej.
Podszedł do samochodu. - Poza tym ... Wyszło na to, że
jestem z policji.
- Usiadł za kierownicą i włączył silnik.
- Udawałeś glinę?
- Urzędniczka sama to zasugerowała, a ja nie
wyprowadzałem jej z błędu.
Na pierwszym skrzyżowaniu, gdy zatrzymali się na
światłach, Dex włożył rękę do kieszeni spodni.
- Przecież nie mogło wypaść - mruknął do siebie.
Po chwili odetchnął z ulgą, wyjmując białą kopertę.
- Co to? - zapytała Elizabeth.
- Nic takiego. - Wzruszył ramionami.
- Odcinek czeku Jane.
Beth wybuchnęła śmiechem i jednocześnie rozpłakała się
ze szczęścia.
- Dexterze Wolffe, jesteś geniuszem! - zawołała, ocierając
łzy.
- Wiem - odparł skromnie.
Elizabeth spojrzała na mapę.
- Na następnym skrzyżowaniu skręć w lewo -
powiedziała.
- W lewo - powtórzył z uśmiechem Dex.
Próbował się skoncentrować, ale w myślach widział tylko
ją. Był zaskoczony zmianą, jaka w niej zaszła. Promienie
słońca odbijały się w jej włosach, nadając im świetlisty blask.
Lekko piegowata cera nabrała morelowego koloru. Pod
materiałem bluzki wyraznie rysowały się kształtne piersi.
Wiedział, że jest podekscytowana.
Natychmiast się otrząsnął. Nie mógł zaprzeczyć jednak, że
choć Elizabeth podobna była do Amber, zupełnie tracił głowę.
Poza tym martwił się o nią. Wczoraj, kiedy pokazał jej gazetę,
pobladła, stała się rozdrażniona, zdenerwowana i w ogóle
straciła apetyt.
Dzisiaj na szczęście tryskała energią. Cieszyła się na samą
myśl odnalezienia Jane.
Nagle przypomniał sobie, co powiedzieli mu w banku.
Tamtego ranka po rozmowie telefonicznej Jane była wyraznie
przestraszona. Niemal w popłochu opuściła biuro i następnego
dnia nie przyszła już do pracy.
Miał przeczucie, że nie znajdą jej w domu. Postanowił
jednak milczeć. Nie chciał niepokoić Elizabeth. Czasami
zbijał ją z tropu, to prawda, ale tylko dla jej własnego dobra.
Teraz, po tym, co przeszła, nie mógł odebrać jej ostatniej
nadziei... Chociaż z drugiej strony pragnął zaoszczędzić jej
rozczarowań.
- Beth...
- Tak? - mruknęła, wciąż zajęta studiowaniem mapy.
- A jeśli Jane nie ma w domu?
- Zawsze tam wraca, kiedy ma kłopoty - odparła. - No
dobrze, a teraz skręć w lewo.
- Zrób mi tę uprzejmość i pomyśl trochę. Musimy być
przygotowani. Jeśli nie zastaniemy jej w domu, ty oczywiście
będziesz chciała podążyć jej śladem.
- Oczywiście - powtórzyła.
- Musimy się dowiedzieć, czy ma jakąś rodzinę -
kontynuował Dex.
- Była jedynaczką. Rodzice zmarli, gdy kończyła szkołę.
Nie ma żadnych krewnych, co tłumaczy fakt, że wyszła za
tego łajdaka... Skręć tutaj.
- Jeśli nawet nie ma rodziny, mogła przecież gdzieś
wyjechać. Skoro uciekała przed mężem, ma w tym wprawę.
- W prawo.
- W prawo - powtórzył bezmyślnie.
- Moglibyśmy...
- Dex! - krzyknęła, chwytając za kierownicę. - Skręć w
prawo!
Skręcił szybko, cudem omijając nadjeżdżającą
ciężarówkę.
- Nigdy więcej tego nie rób - powiedział grobowym
głosem.
Zakrztusiła się i wyjrzała przez okno udając, że bardzo
interesuje ją krajobraz za szybą. Nie dał się nabrać. Gdy tylko
zobaczył jej uśmiech, zorientował się, że wcale nie jest
przerażona.
Po chwili ujrzeli parterowy domek Jane. Białe ramy i
różowe zasłony stanowiły dość oryginalną dekorację. W
pobliżu stało kilka samochodów. Dex zaparkował obok
jednego z nich.
Elizabeth otworzyła drzwi. Dex zdążył jeszcze chwycić ją
za ramię.
- Beth, jeśli jej tam nie ma...
- Siedząc tu, nie dowiemy się niczego - odparła i podążyła
w stronę domu.
Weszła na werandę i zastukała do frontowych drzwi.
Dexter zdecydował, że teraz jej wszystko powie. Nie miało
sensu ukrywanie prawdy. Wysiadł z samochodu i ruszył za
Elizabeth.
- Beth... - zaczął.
- Chodz! - krzyknęła, podbiegając do okna. - Spójrz!
- Jest tam? - zapytał z niedowierzaniem i zajrzał do
środka. - Nikogo nie ma.
- Wiem, ale zobacz - wyszeptała Elizabeth.
Przyjrzał się uważnie i zrozumiał, o co jej chodzi.
Pootwierane szuflady, porozrzucane ubrania... Był to dość
wymowny widok.
- Albo ktoś tu węszył, albo Jane musiała się bardzo
spieszyć - powiedziała Elizabeth. - Zobaczmy, w jakim stanie
są inne pokoje.
Spojrzał na nią,
- Od początku wiedziałaś, że jej tu nie ma, prawda?
- Miałam nadzieję, ale... - Potrząsnęła głową. - Nie tak
trudno było się domyślić. Co prawda, powiedziałeś mi tylko
to, że Jane pracowała jedynie wczoraj. Resztę przemilczałeś,
ale od razu wiedziałam, że ktoś musiał jej grozić. Może
chodziło o dzieci?... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Zastanawiała się, co takiego przeskrobał. Może ukradł coś
przypadkowo? - Dex, co, u diabła, wziąłeś?!
- Coś z jej biurka. - Zawahał się, czy mówić dalej.
Podszedł do samochodu. - Poza tym ... Wyszło na to, że
jestem z policji.
- Usiadł za kierownicą i włączył silnik.
- Udawałeś glinę?
- Urzędniczka sama to zasugerowała, a ja nie
wyprowadzałem jej z błędu.
Na pierwszym skrzyżowaniu, gdy zatrzymali się na
światłach, Dex włożył rękę do kieszeni spodni.
- Przecież nie mogło wypaść - mruknął do siebie.
Po chwili odetchnął z ulgą, wyjmując białą kopertę.
- Co to? - zapytała Elizabeth.
- Nic takiego. - Wzruszył ramionami.
- Odcinek czeku Jane.
Beth wybuchnęła śmiechem i jednocześnie rozpłakała się
ze szczęścia.
- Dexterze Wolffe, jesteś geniuszem! - zawołała, ocierając
łzy.
- Wiem - odparł skromnie.
Elizabeth spojrzała na mapę.
- Na następnym skrzyżowaniu skręć w lewo -
powiedziała.
- W lewo - powtórzył z uśmiechem Dex.
Próbował się skoncentrować, ale w myślach widział tylko
ją. Był zaskoczony zmianą, jaka w niej zaszła. Promienie
słońca odbijały się w jej włosach, nadając im świetlisty blask.
Lekko piegowata cera nabrała morelowego koloru. Pod
materiałem bluzki wyraznie rysowały się kształtne piersi.
Wiedział, że jest podekscytowana.
Natychmiast się otrząsnął. Nie mógł zaprzeczyć jednak, że
choć Elizabeth podobna była do Amber, zupełnie tracił głowę.
Poza tym martwił się o nią. Wczoraj, kiedy pokazał jej gazetę,
pobladła, stała się rozdrażniona, zdenerwowana i w ogóle
straciła apetyt.
Dzisiaj na szczęście tryskała energią. Cieszyła się na samą
myśl odnalezienia Jane.
Nagle przypomniał sobie, co powiedzieli mu w banku.
Tamtego ranka po rozmowie telefonicznej Jane była wyraznie
przestraszona. Niemal w popłochu opuściła biuro i następnego
dnia nie przyszła już do pracy.
Miał przeczucie, że nie znajdą jej w domu. Postanowił
jednak milczeć. Nie chciał niepokoić Elizabeth. Czasami
zbijał ją z tropu, to prawda, ale tylko dla jej własnego dobra.
Teraz, po tym, co przeszła, nie mógł odebrać jej ostatniej
nadziei... Chociaż z drugiej strony pragnął zaoszczędzić jej
rozczarowań.
- Beth...
- Tak? - mruknęła, wciąż zajęta studiowaniem mapy.
- A jeśli Jane nie ma w domu?
- Zawsze tam wraca, kiedy ma kłopoty - odparła. - No
dobrze, a teraz skręć w lewo.
- Zrób mi tę uprzejmość i pomyśl trochę. Musimy być
przygotowani. Jeśli nie zastaniemy jej w domu, ty oczywiście
będziesz chciała podążyć jej śladem.
- Oczywiście - powtórzyła.
- Musimy się dowiedzieć, czy ma jakąś rodzinę -
kontynuował Dex.
- Była jedynaczką. Rodzice zmarli, gdy kończyła szkołę.
Nie ma żadnych krewnych, co tłumaczy fakt, że wyszła za
tego łajdaka... Skręć tutaj.
- Jeśli nawet nie ma rodziny, mogła przecież gdzieś
wyjechać. Skoro uciekała przed mężem, ma w tym wprawę.
- W prawo.
- W prawo - powtórzył bezmyślnie.
- Moglibyśmy...
- Dex! - krzyknęła, chwytając za kierownicę. - Skręć w
prawo!
Skręcił szybko, cudem omijając nadjeżdżającą
ciężarówkę.
- Nigdy więcej tego nie rób - powiedział grobowym
głosem.
Zakrztusiła się i wyjrzała przez okno udając, że bardzo
interesuje ją krajobraz za szybą. Nie dał się nabrać. Gdy tylko
zobaczył jej uśmiech, zorientował się, że wcale nie jest
przerażona.
Po chwili ujrzeli parterowy domek Jane. Białe ramy i
różowe zasłony stanowiły dość oryginalną dekorację. W
pobliżu stało kilka samochodów. Dex zaparkował obok
jednego z nich.
Elizabeth otworzyła drzwi. Dex zdążył jeszcze chwycić ją
za ramię.
- Beth, jeśli jej tam nie ma...
- Siedząc tu, nie dowiemy się niczego - odparła i podążyła
w stronę domu.
Weszła na werandę i zastukała do frontowych drzwi.
Dexter zdecydował, że teraz jej wszystko powie. Nie miało
sensu ukrywanie prawdy. Wysiadł z samochodu i ruszył za
Elizabeth.
- Beth... - zaczął.
- Chodz! - krzyknęła, podbiegając do okna. - Spójrz!
- Jest tam? - zapytał z niedowierzaniem i zajrzał do
środka. - Nikogo nie ma.
- Wiem, ale zobacz - wyszeptała Elizabeth.
Przyjrzał się uważnie i zrozumiał, o co jej chodzi.
Pootwierane szuflady, porozrzucane ubrania... Był to dość
wymowny widok.
- Albo ktoś tu węszył, albo Jane musiała się bardzo
spieszyć - powiedziała Elizabeth. - Zobaczmy, w jakim stanie
są inne pokoje.
Spojrzał na nią,
- Od początku wiedziałaś, że jej tu nie ma, prawda?
- Miałam nadzieję, ale... - Potrząsnęła głową. - Nie tak
trudno było się domyślić. Co prawda, powiedziałeś mi tylko
to, że Jane pracowała jedynie wczoraj. Resztę przemilczałeś,
ale od razu wiedziałam, że ktoś musiał jej grozić. Może
chodziło o dzieci?... [ Pobierz całość w formacie PDF ]