[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Teraz cię uwolnię  powiedział z uśmiechem.  Jeśli będziesz grzeczna, oczy-
wiście. Jeśli będziesz odpowiednio się zachowywać, to rozwiążę ci nogi i ręce  tak,
abyśmy mogli się kochać. Chciałabyś?  Pokręciła przecząco głową.  Na pewno byś
chciała.
Na pierwszym piętrze, gdzieś na tyłach domu, pękła szyba, a szkło rozsypało się na
podłodze.
 To policja  powiedziała, nie mając pewności, kto to naprawdę jest, ale chciała
go wystraszyć.
Wstał, nie uwolniwszy jej.
 Nie  odparł.  To chłopiec. Jak mogłem o nim zapomnieć?  Czerwony
z wściekłości, odwrócił się od łóżka i ruszył pędem do drzwi.
 Nie zrób mu krzywdy!  krzyknęła.  Na litość boską, zostaw go w spokoju.
Leland nie słyszał jej. Był w stanie przyjąć do wiadomości i myśleć w danej chwili
tylko o jednej sprawie. Teraz był to chłopiec. Musi go znalezć i zabić, a tym samym usu-
nąć ostatnią przeszkodę pomiędzy nim a Courtney.
Wybiegł z sypialni i ruszył korytarzem w kierunku schodów.
Kiedy Alex usłyszał dobiegający z dołu dzwięk tłuczonej szyby, pomyślał, że Colin
sprowadził pomoc. Ale wtedy przypomniał sobie, że drzwi frontowe stale były otwarte.
Dlaczego ktoś miałby z nich nie skorzystać?
Od razu pojął, że Colin nie poszedł po pomoc. Zamiast tego wyjął ze schowka pisto-
let, ten sam pistolet, o którym Doyle nie pomyślał we właściwym czasie. Colin nie ufał
drzwiom wejściowym i skierował się na tyły domu, żeby poszukać wejścia.
Sam spieszył na ratunek. Była to z jego strony wielka odwaga. Mógł przecież zginąć.
Doyle odepchnął się od ściany w chwili, gdy usłyszał krzyk Courtney, i niemal wy-
wrócił się o własne stopy, zaskoczony. %7łyła! Oczywiście wmawiał sobie przez cały czas,
że nic jej nie jest  ale nie wierzył w to. Spodziewał się znalezć zwłoki.
Odwrócił się w stronę drzwi prowadzących na korytarz i zdążył jeszcze zobaczyć
szaleńca, który dotarł do schodów i ruszył pędem w dół.
Z sypialni znajdującej się w drugim końcu korytarza dobiegł krzyk Courtney.
 Nie rób mu krzywdy! Nie zabijaj również mojego brata!
Również? A więc sądzi, że jestem już martwy, myślał Doyle.
 Courtney!  Nie dbał o to, że człowiek na dole może go usłyszeć.  Nic mi nie
jest. Colinowi też się nic nie stanie.
139
 Alex? To ty?
 To ja  powiedział.
Zciskając w ręku prymitywną broń, przebiegł przez podest i ruszył schodami w dół,
pędząc za szaleńcem.
26
Colin usiłował otworzyć drzwi kuchenne. Były zamknięte. Nie chciał marnować
czasu próbując dostać się przez któreś z okien i nie zamierzał wejść do środka przez
główne drzwi, w których Alex zniknął na dobre. Zawahał się tylko przez sekundę, obró-
cił w dłoniach pistolet, ujął go za lufę i kolbą stłukł jedną z dużych szyb w drzwiach.
Pomyślał, że powinien wejść do środka na tyle szybko, by znalezć dobrą kryjówkę,
nim szaleniec dotrze do kuchni. Wówczas mógłby wyjść z ukrycia i strzelić temu czło-
wiekowi w plecy.
Ale nie mógł znalezć zasuwki. Wepchnął rękę przez otwór po szybie, rozcinając sobie
skórę o sterczące kawałki szkła i przesuwał dłonią po wewnętrznej strome drzwi. Ale
nie mógł wyczuć pod palcami żadnego mechanizmu. Wszystko wskazywało na to, że
przy drzwiach nie ma zatrzasku.
Spojrzał w drugi koniec dobrze oświetlonej kuchni, na drzwi, w których powinien
pojawić się mężczyzna.
Mijały cenne sekundy, a Colin szukał hałaśliwie, niewidocznego zamka.
Nagle znalazł go. Krzyknął radośnie, przekręcił gałkę, pchnął drzwi i potykając się
wpadł do kuchni, trzymając w wyciągniętej dłoni pistolet.
Zanim zdążył poszukać jakiejś kryjówki, do pomieszczenia wszedł George Leland.
Colin rozpoznał go od razu, choć nie widział go przez ostatnie dwa lata. Ale widok tego
człowieka nie sparaliżował go. Wycelował pistolet w pierś Lelanda i nacisnął spust.
Odrzut strzału pozbawił dłonie chłopca czucia aż do łokci.
Leland ruszył do przodu jak pociąg ekspresowy, rycząc coś niezrozumiale. Machnął
potężną, otwartą dłonią i Colin runął jak długi na błyszczące płytki podłogi.
Pistolet Colina potoczył się z brzękiem pomiędzy nogi stołu i krzeseł, w niedostępne
miejsce. Poza tym chłopiec wiedział, patrząc, jak broń sunie po podłodze, że jego pierw-
szy i jedyny strzał chybił celu.
Alex był już w połowie jadalni, zbliżając się do nie osłoniętych pleców nieznajomego,
który nie uświadamiał sobie obecności Doyle a, gdy w kuchni rozległ się strzał. Usłyszał
krzyk szaleńca i zobaczył, jak rzuca się do przodu. Do uszu Alexa dotarł pisk Colina,
a w chwilę pózniej coś się przewróciło.
Ale nie wiedział, kto do kogo strzelił.
141
Pokonując kilka ostatnich stóp, dzielących go od kuchni, uniósł nad głową nabijaną
gwozdziami deskę.
Colin, który leżał na podłodze obok lodówki, próbował wstać.
Oddalony o dwa jardy nieznajomy podniósł pistolet...
Wydając okrzyk przerażenia i jakiejś dzikiej radości, Alex opuścił swoją maczugę,
wkładając w cios całą siłę. Trzy gwozdzie rozorały potylicę mężczyzny.
Nieznajomy zawył, upuścił broń i chwycił się za głowę obiema dłońmi. Zrobił dwa
niepewne kroki i natknął się na ciężki, okrągły stolik.
Alex uderzył ponownie. Gwozdzie tym razem przeszyły dłonie, przybijając je na
chwilę do czaszki, zanim Doyle zdołał wyrwać deskę.
Szaleniec odwrócił się i spojrzał na swego prześladowcę, wyrzucając w górę zakrwa-
wione ręce, by zasłonić się przed kolejnym ciosem.
Alex napotkał wzrokiem szeroko otwarte niebieskie oczy i pomyślał, że jest w nich
z pewnością ślad normalności, coś czystego i racjonalnego. Obłęd ustąpił na chwilę.
Alex nie dbał o to. Ponownie uderzył. Gwozdzie przesunęły się po twarzy nieznajo-
mego i rozdarły ciało, pozostawiając trzy czerwone pręgi na jego policzku.
 Proszę  powiedział mężczyzna, pochylając się nad stołem i zasłaniając się skrzy-
żowanymi ramionami.  Proszę. Przestań, proszę.
Ale Doyle widział, że jeśli teraz się zawaha, to w tych oczach bardzo szybko może po-
jawić się obłęd i chęć zemsty. Ogromny mężczyzna mógłby rzucić się na niego i odzy-
skać przewagę. I wtedy on nie okazałby litości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl