[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Philippe?
Co słychać?
Tak, wszystko dobrze.
- Zerknęła naDianę.
-Tak, powinnam wrócić za parędni.
Jak sięmiewa Angel?
Tak?
To cudownie.
Tęskni za mną?
Da mi ją pan na chwilę?
- Teraz mówiła głosem, jakim doroślimówią domałych dzieci.
-Jaksięmasz, kochanie?
Tu twoja mamusia.
Podobno za mną tęsknisz.
Ja zatobą też.
Niedługo wrócę, skarbie, a wtedy przytulęcię i utulę.
132
Diana uniosła brwi.
- Do widzenia, złotko.
Dziękuję, Philippe.
Do zobaczenia.
Aurewir.
Kelly odłożyła słuchawkę i dopiero teraz zobaczyła jej minę.
- Rozmawiałam z moim psem.
-Aha.
I co powiedział?
- Powiedziała.
To suka.
- Tak myślałam.
Zgłodniały, ale bałysię zejść na dół.
Zamówiły kolację do pokoju.
Prawie się do siebienie odzywały.
Dianapróbowała nawiązać rozmowę, ale sprawa była beznadziejna.
- A więc mieszka pani w Paryżu?
-Tak.
- Mark był Francuzem?
-Nie.
- Długo byliście małżeństwem?
-Nie.
- Jak się poznaliście?
Nie twojasprawa, pomyślała Kelly.
i -Już nie pamiętam.
Znam tylumężczyzn.
Dianaprzyjrzała się jej uważnie.
- Po co pani ten mur?
Niech go pani zburzy.
- Nie wiepani,po co są mury?
- odparła z zaciśniętymi wargami Kelly.
-Zapewniająprywatność.
- Ale czasem jest to prywatność więznia.
-Proszę pani, niech pani pilnuje swoich spraw.
Zanim panią spotkałam, świetniesobie radziłam.
Zostawmy to.
- Dobrze.
- To najzimniejsza osoba, jaką kiedykolwiek spotkałam, pomyślała Diana.
Gdy wmilczeniu zjadły kolację, Kelly oznajmiła:
- Idę się wykąpać.
Diananie odpowiedziała.
W łazience Kelly zrzuciła ubranie, weszła pod prysznic i jej nagie ciało zalały
strumienie ciepłej wody.
Cudowne uczucie.
Zamknęła oczy i znowu odpłynęła wprzeszłość.
"Jest w pani do szaleństwa zakochany.
Chcesię z panią ożenić.
Mamnadzieję, żego pani nie zrani".
- Słowa SamaMeadowsa.
Sam miał rację.
Uwielbiała przebywać zMarkiem.
Był taki zabawny, taki troskliwy,taki opiekuńczy.
Byłświetnym przyjacielem.
Właśnie, w tym rzecz.
Cały
133.
czas myślę o nim jak o przyjacielu.
To nieuczciwe.
Muszę przestać sięznim widywać.
Zadzwonił nazajutrz rano, po tym bankiecie dla naukowców.
- Cześć.
Co chciałabyś robić wieczorem?
- spytał z niecierpliwymwyczekiwaniem.
-Pójdziemyna kolację czy do teatru?
A może najpierwna zakupy, apotem.
- Przepraszam cię,Mark, ale nie mam.
Jestem zajęta.
Chwila ciszy.
- Rozumiem.
Myślałem, że.
- To zle myślałeś.
- Nienawidziła siebie za to, co mu robiła.
To mojawina, myślała.
Niepotrzebnie dałam mu nadzieję.
- Dobrze.
Zadzwonię jutro.
Zadzwonił.
- Kelly, jeśli czymścięuraziłem.
Ztrudem wzięłasię w garść.
- Mark,przykro mi, ale.
ale zakochałam się w kimś.
- Zamknęła oczy.
Cisza była nie do zniesienia.
- Achtak.
-Głos mu drżał.
-Rozumiem.
Powinienem był wiedzieć,że.
Moje gra.
Gratulacje, Kelly.
Wierzę, że będziesz szczęśliwa.
Pożegnaj ode mnie Angel.
Długo stała, ściskając w ręku słuchawkę.
Byłanieszczęśliwa.
Szybkoo mnie zapomni,myślała.
Znajdzie kogoś, kto da mu szczęście.
Nikt niezasługuje na to bardziej niż on.
Dzieńw dzień harowałajakwół, uśmiechając się na wybiegu wśródoklasków
publiczności, lecz w głębi duszy była smutna jak nigdy dotąd.
%7łycie bez Marka poszarzało.
Nieustannie kusiło ją, żebydo niego zadzwonić,ale nie zadzwoniła.
Nie mogę, myślała.
Jeszcze bardziej bymgoskrzywdziła.
Minęło kilka tygodni.
Mark się nie odzywał.
To już koniec.
Pewnieznalazł sobie inną.
Cieszę się.
Wmawiała sobie, że naprawdę tak jest.
W sobotępo południu miała występ.
Eleganckasala pokazowa, elitaParyża - gdy wyszła na wybieg, jak zwykle zabrzmiały
gromkiebrawa.
Szła za modelką w wieczorowym kostiumie.
Modelka trzymaław rękurękawiczki i nagle jedną upuściła.
Zanim Kelly zdążyła zareagować, byłojuż za pózno.
Pośliznęła się i upadła na twarz.
Przez salęprzetoczył się
134
stłumiony okrzyk przerażenia.
Kelly leżała bez ruchu.
Upokorzona, walcząc ze łzami, wzięła głęboki oddech, wstałai uciekła za kulisy.
W korytarzu czekała na nią garderobiana.
-Teraz suknia wieczorowa.
Musi pani.
- Nie- wyszlochała Kelly.
- Niemogę.
Nie mogę!
Wyśmieją mnie.
-Wpadła w histerię.
- Jestem skończona!
Już nigdy nie wyjdę na wybieg!
Nigdy!
- Oczywiście, że wyjdziesz, i to zaraz.
Odwróciła sięna pięcie.
Stał za nią Mark.
- Co.
co ty tu robisz?
- spytała.
- Ja?
Jakoś tak.
wpadłem.
- Widziałeś.
widziałeś, co się stało?
- To było cudowne - odparł z uśmiechem.
- Bardzosię z tegocieszę.
Wytrzeszczyła oczy.
- Co ty mówisz?
Podszedł bliżej i podał jej chustkę.
- Kelly,zanim tamwyszłaś, ci ludzie myśleli, że jesteś pięknym snem,fantazją,
nieosiągalnym marzeniem.
Ale kiedy pośliznęłaś się iupadłaś,dotarło do nich, że jesteśzwykłym człowiekiem i
jeszczebardziej cię zato pokochali.
A teraz idz do nich.
Spraw im radość.
Spojrzałamu w oczy - takiemądre i współczujące- i w tymmomenciezdała sobie
sprawę, że go kocha.
Garderobiana wkładała suknię doszafy.
- Daj mi ją - powiedziała Kelly.
Jeszczerazpopatrzyła na Markai uśmiechnęła sięprzez łzy.
Pięć minut pózniej, gdy pewnym krokiem wyszła na wybieg, ludziewstali i przez
salęprzetoczyła się fala ogłuszających oklasków.
Stanęłaprzed nimi,przepełniona uczuciem.
Mark wrócił,jakie to cudowne.
Takdobrze pamiętała te pierwsze nerwowe chwile.
Czekała, aż zrobi następny krok,ale nie - zachowywał sięjak prawdziwydżentelmen.
Jego nieśmiałośćdodawała jej pewności siebie.
To onazaczynała niemal wszystkie rozmowy, lecz bez względuna temat, zawszeokazywało
się, że dobrze się na tym zna, że jest zabawny i niesamowicieoczytany.
Pewnego wieczorupowiedziała:
- Jutrowieczorem jest premierowy koncert wielkiej orkiestry symfonicznej .
Lubisz muzykę klasyczną?
Kiwnął głową.
135.
- Wychowałem się na niej.
-Zwietnie.
W takim razie pójdziemy.
Koncert był wspaniały i publiczność nagrodziła wykonawców entuzjastycznymi
brawami.
Odprowadziwszy ją dodomu, wy dukał:
- Muszę ci coś.
powiedzieć.
Skłamałem.
No jasne, pomyślała Kelly.
Gdzie jamiałam oczy?
Jest taki sam jakinni.
To już koniec.
Wzięłasię w garść.
- Skłamałeś?
-Tak.
Ja..
nie lubię muzyki klasycznej.
Zagryzła wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Chcę ci podziękować zaAngel - powiedziała nakolejnej randce.
-Jestwspaniałą kompanką.
- Ty też, dodała w myśli.
Miałuroczy, krzywyuśmiech i najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziała.
Uwielbiała jego towarzystwoi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
-Philippe?
Co słychać?
Tak, wszystko dobrze.
- Zerknęła naDianę.
-Tak, powinnam wrócić za parędni.
Jak sięmiewa Angel?
Tak?
To cudownie.
Tęskni za mną?
Da mi ją pan na chwilę?
- Teraz mówiła głosem, jakim doroślimówią domałych dzieci.
-Jaksięmasz, kochanie?
Tu twoja mamusia.
Podobno za mną tęsknisz.
Ja zatobą też.
Niedługo wrócę, skarbie, a wtedy przytulęcię i utulę.
132
Diana uniosła brwi.
- Do widzenia, złotko.
Dziękuję, Philippe.
Do zobaczenia.
Aurewir.
Kelly odłożyła słuchawkę i dopiero teraz zobaczyła jej minę.
- Rozmawiałam z moim psem.
-Aha.
I co powiedział?
- Powiedziała.
To suka.
- Tak myślałam.
Zgłodniały, ale bałysię zejść na dół.
Zamówiły kolację do pokoju.
Prawie się do siebienie odzywały.
Dianapróbowała nawiązać rozmowę, ale sprawa była beznadziejna.
- A więc mieszka pani w Paryżu?
-Tak.
- Mark był Francuzem?
-Nie.
- Długo byliście małżeństwem?
-Nie.
- Jak się poznaliście?
Nie twojasprawa, pomyślała Kelly.
i -Już nie pamiętam.
Znam tylumężczyzn.
Dianaprzyjrzała się jej uważnie.
- Po co pani ten mur?
Niech go pani zburzy.
- Nie wiepani,po co są mury?
- odparła z zaciśniętymi wargami Kelly.
-Zapewniająprywatność.
- Ale czasem jest to prywatność więznia.
-Proszę pani, niech pani pilnuje swoich spraw.
Zanim panią spotkałam, świetniesobie radziłam.
Zostawmy to.
- Dobrze.
- To najzimniejsza osoba, jaką kiedykolwiek spotkałam, pomyślała Diana.
Gdy wmilczeniu zjadły kolację, Kelly oznajmiła:
- Idę się wykąpać.
Diananie odpowiedziała.
W łazience Kelly zrzuciła ubranie, weszła pod prysznic i jej nagie ciało zalały
strumienie ciepłej wody.
Cudowne uczucie.
Zamknęła oczy i znowu odpłynęła wprzeszłość.
"Jest w pani do szaleństwa zakochany.
Chcesię z panią ożenić.
Mamnadzieję, żego pani nie zrani".
- Słowa SamaMeadowsa.
Sam miał rację.
Uwielbiała przebywać zMarkiem.
Był taki zabawny, taki troskliwy,taki opiekuńczy.
Byłświetnym przyjacielem.
Właśnie, w tym rzecz.
Cały
133.
czas myślę o nim jak o przyjacielu.
To nieuczciwe.
Muszę przestać sięznim widywać.
Zadzwonił nazajutrz rano, po tym bankiecie dla naukowców.
- Cześć.
Co chciałabyś robić wieczorem?
- spytał z niecierpliwymwyczekiwaniem.
-Pójdziemyna kolację czy do teatru?
A może najpierwna zakupy, apotem.
- Przepraszam cię,Mark, ale nie mam.
Jestem zajęta.
Chwila ciszy.
- Rozumiem.
Myślałem, że.
- To zle myślałeś.
- Nienawidziła siebie za to, co mu robiła.
To mojawina, myślała.
Niepotrzebnie dałam mu nadzieję.
- Dobrze.
Zadzwonię jutro.
Zadzwonił.
- Kelly, jeśli czymścięuraziłem.
Ztrudem wzięłasię w garść.
- Mark,przykro mi, ale.
ale zakochałam się w kimś.
- Zamknęła oczy.
Cisza była nie do zniesienia.
- Achtak.
-Głos mu drżał.
-Rozumiem.
Powinienem był wiedzieć,że.
Moje gra.
Gratulacje, Kelly.
Wierzę, że będziesz szczęśliwa.
Pożegnaj ode mnie Angel.
Długo stała, ściskając w ręku słuchawkę.
Byłanieszczęśliwa.
Szybkoo mnie zapomni,myślała.
Znajdzie kogoś, kto da mu szczęście.
Nikt niezasługuje na to bardziej niż on.
Dzieńw dzień harowałajakwół, uśmiechając się na wybiegu wśródoklasków
publiczności, lecz w głębi duszy była smutna jak nigdy dotąd.
%7łycie bez Marka poszarzało.
Nieustannie kusiło ją, żebydo niego zadzwonić,ale nie zadzwoniła.
Nie mogę, myślała.
Jeszcze bardziej bymgoskrzywdziła.
Minęło kilka tygodni.
Mark się nie odzywał.
To już koniec.
Pewnieznalazł sobie inną.
Cieszę się.
Wmawiała sobie, że naprawdę tak jest.
W sobotępo południu miała występ.
Eleganckasala pokazowa, elitaParyża - gdy wyszła na wybieg, jak zwykle zabrzmiały
gromkiebrawa.
Szła za modelką w wieczorowym kostiumie.
Modelka trzymaław rękurękawiczki i nagle jedną upuściła.
Zanim Kelly zdążyła zareagować, byłojuż za pózno.
Pośliznęła się i upadła na twarz.
Przez salęprzetoczył się
134
stłumiony okrzyk przerażenia.
Kelly leżała bez ruchu.
Upokorzona, walcząc ze łzami, wzięła głęboki oddech, wstałai uciekła za kulisy.
W korytarzu czekała na nią garderobiana.
-Teraz suknia wieczorowa.
Musi pani.
- Nie- wyszlochała Kelly.
- Niemogę.
Nie mogę!
Wyśmieją mnie.
-Wpadła w histerię.
- Jestem skończona!
Już nigdy nie wyjdę na wybieg!
Nigdy!
- Oczywiście, że wyjdziesz, i to zaraz.
Odwróciła sięna pięcie.
Stał za nią Mark.
- Co.
co ty tu robisz?
- spytała.
- Ja?
Jakoś tak.
wpadłem.
- Widziałeś.
widziałeś, co się stało?
- To było cudowne - odparł z uśmiechem.
- Bardzosię z tegocieszę.
Wytrzeszczyła oczy.
- Co ty mówisz?
Podszedł bliżej i podał jej chustkę.
- Kelly,zanim tamwyszłaś, ci ludzie myśleli, że jesteś pięknym snem,fantazją,
nieosiągalnym marzeniem.
Ale kiedy pośliznęłaś się iupadłaś,dotarło do nich, że jesteśzwykłym człowiekiem i
jeszczebardziej cię zato pokochali.
A teraz idz do nich.
Spraw im radość.
Spojrzałamu w oczy - takiemądre i współczujące- i w tymmomenciezdała sobie
sprawę, że go kocha.
Garderobiana wkładała suknię doszafy.
- Daj mi ją - powiedziała Kelly.
Jeszczerazpopatrzyła na Markai uśmiechnęła sięprzez łzy.
Pięć minut pózniej, gdy pewnym krokiem wyszła na wybieg, ludziewstali i przez
salęprzetoczyła się fala ogłuszających oklasków.
Stanęłaprzed nimi,przepełniona uczuciem.
Mark wrócił,jakie to cudowne.
Takdobrze pamiętała te pierwsze nerwowe chwile.
Czekała, aż zrobi następny krok,ale nie - zachowywał sięjak prawdziwydżentelmen.
Jego nieśmiałośćdodawała jej pewności siebie.
To onazaczynała niemal wszystkie rozmowy, lecz bez względuna temat, zawszeokazywało
się, że dobrze się na tym zna, że jest zabawny i niesamowicieoczytany.
Pewnego wieczorupowiedziała:
- Jutrowieczorem jest premierowy koncert wielkiej orkiestry symfonicznej .
Lubisz muzykę klasyczną?
Kiwnął głową.
135.
- Wychowałem się na niej.
-Zwietnie.
W takim razie pójdziemy.
Koncert był wspaniały i publiczność nagrodziła wykonawców entuzjastycznymi
brawami.
Odprowadziwszy ją dodomu, wy dukał:
- Muszę ci coś.
powiedzieć.
Skłamałem.
No jasne, pomyślała Kelly.
Gdzie jamiałam oczy?
Jest taki sam jakinni.
To już koniec.
Wzięłasię w garść.
- Skłamałeś?
-Tak.
Ja..
nie lubię muzyki klasycznej.
Zagryzła wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Chcę ci podziękować zaAngel - powiedziała nakolejnej randce.
-Jestwspaniałą kompanką.
- Ty też, dodała w myśli.
Miałuroczy, krzywyuśmiech i najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziała.
Uwielbiała jego towarzystwoi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]