[ Pobierz całość w formacie PDF ]

który z nią się ożeni, wygra los na loterii.
Callie ma wyjść za jakiegoś innego faceta?!
Bardzo możliwe, że właśnie stracił coś najcenniejszego w życiu, coś, co zda-
rza się tylko raz.
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Minęło sześć dni. Mike podjechał pod biuro i zatrzymał auto. Przyłożył dłonie
do skroni. Znów ten nieznośny ból głowy. Pewnie dlatego, że mimo tylu starań cią-
gle nie może dojść z Callie do ładu. Dlaczego ta uparta dziewczyna nie chce się z
nim pogodzić?
- To już zaczyna się robić śmieszne - mruknął do siebie.
Sięgnął po leżący na tylnym siedzeniu bukiet irysów. To już szósty. Zdecy-
dowanym krokiem wszedł do biura. Miluś, wyciągnięty na biurku, z powagą czy-
ścił wąsy. Gdy Mike położył kwiaty, kot nerwowo machnął ogonem i bezgłośnie
otworzył pyszczek, jakby chciał syknąć.
- Nic się nie zmieniłeś, potworze - mruknął Mike, nadal pozostający z Milu-
siem na wojennej ścieżce.
- Rrr... - gardłowo zamruczał zwierzak.
Callie wynurzyła się z magazynu, trzymając w dłoniach skrzynkę oleju silni-
kowego. Mike poderwał się.
- To dla ciebie za ciężkie - oburzył się, biorąc od niej ładunek. - Dlaczego nie
zawołasz któregoś z nas?
Odgarnęła z czoła wilgotne pasemko włosów.
- Obejdę się bez twojej pomocy - odpowiedziała zimno.
Zaniósł olej do hangaru i wrócił do biura.
- Ależ jesteś uparta. Może zawrzemy pokój i porozmawiamy?
Uniosła brodę. Nie da się omamić. Wprawdzie przemawia przez nią urażona
duma, lecz jeśli jeszcze raz powie, że mu na niej tylko  zależy", to chyba coś mu
zrobi.
Bo to za mało. Miło, że nie jest mu obojętna, ale jej trzeba czegoś więcej:
szalonej, porywającej miłości. Chce wyjść za niego za mąż. I chce mieć z nim
dzieci.
S
R
Wprawdzie nigdy nie dał jej tego do zrozumienia, lecz w głębi duszy łudziła
się, że Mike ją kocha. Tylko jakiej dziewczyny w niej szuka? Seksbomby w obci-
słych ciuszkach? Czy może takiej, która potrafi połączyć rolę namiętnej kochanki z
rolą matki i żony? Czy aby być z tym, kogo się kocha, musi wyrzec się części swo-
jej osobowości? Nim go przyprze do muru, sama musi znalezć odpowiedz na to py-
tanie.
Wzruszyła ramionami.
- O czym mielibyśmy rozmawiać?
- Naprawdę jesteś uparta. - Wsunął ręce w kieszenie i wyszedł.
Delikatnie musnęła aksamitne główki irysów. Właściwie powinna wrzucić je
do kosza, były jednak zbyt piękne.
Wzdychając pod nosem, poszła do magazynu. Miluś podążał za nią krok w
krok. Do tej pory upolował już jedenaście myszy, dwa szczury i jeszcze jakiegoś
gryzonia. I każdą zdobycz z dumą kładł na fotelu Callie.
- Musisz jakoś dogadać się z Mike'em - pouczyła węszącego wśród kartonów
kota. - Bo jak wyjadę, będziesz skazany na niego.
Miluś zamruczał.
- W porządku, jak sobie chcesz.
Usiadła na podłodze i zaczęła przeglądać znalezione kilka dni temu zdjęcia.
Pochodziły z czasów, gdy Mike, Ross i Donovan pracowali przy rurociągu, a także
z początków działalności firmy.
Wybrała kilka, które zamierzała oprawić i powiesić w biurze. Na jednym z
nich cała trójka, roześmiana od ucha do ucha, stała na tle pierwszego firmowego
transportowca. Z uwagą popatrzyła na inne zdjęcia, zatrzymując się przy tych, na
których był Mike.
Zmienił się, ale pozostał mu dawny uśmiech i ten błysk w oczach, który tak
lubiła. Może za wiele od niego oczekuje?
Nagle Miluś wskoczył na jej kolana. Pogłaskała go czule, a zwierzak zamru-
S
R
czał z zadowoleniem.
- Nie chcę do końca życia być skromną Callie z Crockett - wyszeptała do
czarnego uszka. - Ciągle zachowywać się jak należy, spełniać oczekiwania in-
nych...
- Co to, Callie, mówisz do siebie? - otrzezwił ją głos Donovana.
- Mówię do Milusia. Z nim się lepiej gada niż z większością facetów.
- Aha... domyślam się, że Mike już odrobił swoją szychtę. Czy tak?
Callie odłożyła zdjęcia, wstała i otrzepała dżinsy.
- Był i poszedł.
- Kiedyś jednak musisz z nim porozmawiać.
Chciała zareplikować, lecz ugryzła się w język. Ross i Donovan są życzliwi i
mili, jednak to jego kumple. I im też zależy, by jak najszybciej uzdrowić niezręczną
sytuację.
- Pewnie żałujesz, że przyjechałam na Alaskę - rzekła.
- Co ty! - Donovan próbował upchnąć irysy w dzbanku, ale szło mu to opor-
nie. Odetchnął, gdy Callie go odsunęła.
- Bez ciebie byłby dramat, nie dalibyśmy rady. Nie mówiąc już o tym, że sta-
ry Curdgeon obdarłby nas ze skóry. Ma fioła na twoim punkcie.
- Bardzo go lubię. Tylko na pozór jest szorstki, w głębi duszy jest romanty-
kiem.
Donovan roześmiał się.
- Myśl sobie o nim, co chcesz. Tak czy inaczej, ja i Ross doszliśmy do wnio-
sku, że powinnaś zostać naszym wspólnikiem. Wtedy nas nie zostawisz.
- Już widzę minę Mike'a - odrzekła cierpko.
- On nie oponuje.
Popatrzyła na niego badawczo.
- Nie żartujesz?
- Nie. Mało tego... po raz pierwszy od ponad tygodnia nie był na nas wkurzo-
S
R
ny.
Nalała wody do dzbanka, zmarszczyła czoło. Nie zależy jej, by zostać wspól-
nikiem, ale wiele mówi fakt, że Mike się temu nie sprzeciwia. Może więc nie chce,
by wyjechała?
Znów obudziła się w niej nadzieja. Wbrew sobie z każdym dniem coraz bar-
dziej go kochała. I nic na to nie mogła poradzić. Co za życie.
Oboje mają swoje racje.
I nie potrafią znalezć rozwiązania.
Znowu zamachnął się siekierą, a polano rozpadło się na połówki. Odkąd za-
miast Elaine na Alasce pojawiła się Callie, narąbał drzewa na dobre kilka lat. Wolał
to, niż siedzieć w pustym domu i bezustannie zastanawiać się nad Callie i Donova-
nem. Zakładał, że nic ich nie łączy, jednak stale dręczyły go wątpliwości. Przecież
zagroziła, że znajdzie sobie kogoś, kto będzie traktować ją jak kobietę.
Callie pewnie nie ma czasu na rozmyślania, bowiem Ross i Donovan wciąż
skaczą wokół niej.
Do diabła, ale się wpakował! I sam jest temu winny.
Gdyby tak znalezć jakiś pretekst, by wyrwać ją stamtąd i zabrać do domu. Do
swojego domu. Bez Callie było tu pusto i obco. Ale taki argument jej nie przekona.
Nawet jeśli powie, że ją kocha, mała szansa, że przełamie lody. Problem leży głę-
biej. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo jest dla niego ważna. Jak nikt na świecie.
Nie miał pojęcia, kiedy się w niej zakochał, lecz tak się stało. Tylko za pózno
otworzyły mu się oczy, za pózno to sobie uświadomił.
Jak mógł choćby przez chwilę myśleć, że przy niej będzie się nudzić?
Dzwięk telefonu wyrwał go z zamyślenia. Szybko wszedł do domu.
- Michael? Jak się masz? - Miły głos pastora Webstera wprawił go w osłupie-
nie.
- Dzieli dobry, pastorze.
S
R
- Czy Callie jest może pod ręką?
Zacisnął palce na słuchawce. Nic ojcu nie powiedziała. Nie wie, że się od
niego wyprowadziła. Spodziewa się, że będzie kłamać, aby ją kryć?
- Niestety, właśnie wyszła się przejść. - Wstrzymał dech, spodziewając się
kary boskiej. Zaraz strzeli w niego piorun. Nie jest aniołem, ale nigdy jeszcze nie
okłamał pastora.
- No cóż, mam nadzieję, że miło spędza wakacje. Niech Callie się do mnie
odezwie, jak wróci, dobrze?
- Oczywiście, natychmiast jej przekażę.
Odłożył słuchawkę i ruszył do samochodu. Z jednej strony był zły, z drugiej
cieszył się, że ma pretekst, by ściągnąć Callie do siebie.
Zahamował przed domem Donovana i wyskoczył z auta. Słońce już zacho-
dziło i ciepłe światło łagodnie oświetlało dziewczynę bujającą się w hamaku na
ganku.
Jedną nogą odbijała się od podłogi. Znów ta czerwona bluzeczka, którą miała
na sobie pierwszego dnia. Ręka swobodnie leżąca na brzuchu. Pełny relaks.
Jest taka piękna. Przez chwilę stał, wpatrując się w nią w milczeniu i sycąc
oczy tym cudownym widokiem.
- Callie, musimy porozmawiać.
Leniwie otworzyła oczy i wzruszyła ramionami.
- Już jestem po pracy. - Zamknęła oczy i nadal się bujała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl