[ Pobierz całość w formacie PDF ]
parę dodatkowych pytań.
- Słuchaj, czy Sam Fielding miał jacht - Horyzont ?
- Tak - potwierdziła z zapałem. Czuła się na pewniejszym gruncie. Nie mogła
zaszkodzić Harry emu odpowiadając na pytania dotyczące Fieldinga. - Trzymał go w Marlo
w, jezdził tam na weekendy. Ale sprzedał ten jacht.
- Kiedy?
- Och, parę miesięcy temu. Pod koniec letniego sezonu.
Phillips skinieniem głowy dał znak Miltonowi, że jest gotów do wyświetlenia
następnego filmu. Milton podszedł do drzwi, przekręcił kontakt.
- Carol, co byś powiedziała, gdybyś usłyszała ode mnie, że Fielding zaprosił kiedyś
twojego narzeczonego do Marlow?
- Herry ego? Ależ to niemożliwe! Nie znał go, dopiero ja przedstawiłam mu
Harry ego...
Urwała. Spojrzała na Miltona, Phillipsa i film w projektorze. W końcu jej wzrok oparł
się na pustym ekranie. Wpatrywała się weń prosząc Boga, żeby cokolwiek ekran jej powie,
nie było to zbyt ciężkie do zniesienia. Patrząc na jej profil Milton poczuł, że coś ściska go za
gardło. Nagle zgasił światło.
- Odjazd, Roy!
- No i proszę - powiedział Milton, gdy zatrzymaj wóz przy bramie do zakładów
Fieldinga. - Przyrzekłem, że odwiozę cię o wpół do szóstej. Jest teraz dwadzieścia pięć po
piątej.
- Dziękuję - Carol nie śpieszyła się z otwarciem drzwi samochodu.
- Masz niewesołą minę, Carol.
Zerknęła na niego z wyrazem goryczy w oczach. - Czy to dziwne? Ostatecznie
dopiąłeś swego.
- Jak to?
- Przekonałeś mnie, że mężczyzna, za którego mam wyjść, jest kłamcą. Dowiodłeś,
że...
- Zaraz, zaraz! - Milton przerwał zirytowanej Carol. - Zadanie było na inny temat.
Harry Brent nie interesuje mnie dlatego, że jest twoim narzeczonym! On mnie interesuje, bo
w przedziwny sposób jest zamieszany w sprawę morderstwa Fieldinga.
- Twoim zdaniem, wiedział, że Fielding ma być zamordowany?
- Moim zdaniem, wiedział, że się na to zanosi - pochylił się, wyłączył motor. - Carol,
chciałbym cię jeszcze o coś zapytać. Tylko proszę, bądz szczera. Przedwczoraj wieczór
powiedziałem ci o Barbarze Smith. Powtórzyłem, co powiedziała przed śmiercią.
- No i co? - wyzywającym tonem spytała Carol, domyślając się o co chodzi.
- Czy powtórzyłaś to... Harry emu?
- Nie. Nie powtórzyłam... - zawahała się widząc, że obserwuje jej twarz w lusterku. -
Wiedział, że mówiliśmy o nim. Wyczuł to, jak jechaliśmy samochodem na stację. Na drugi
dzień rano zjawił się u mnie w biurze. Powiedział, że jest zaniepokojony i wie, że
poprzedniego dnia wieczorem mówiliśmy o nim.
- I co dalej?
- Byłam w trudnej sytuacji. Nie mogłam zbyć go milczeniem. Powiedziałam, że nie
uwierzyłeś w to, co mówił o tej dziewczynie. I że twoim zdaniem musiał ją skądś znać. Ale
nie powtórzyłam, co ona mówiła... że wymieniła jego nazwisko. Naprawdę, Alan...
Popatrzyła w lusterko, by, spojrzeć mu w oczy, i zobaczyła minę, jakiej nigdy
przedtem u niego nie widziała. Natychmiast przybrał wyraz oschłej oficjalności, ale zdążyła,
zdać sobie sprawę, że sytuacja była dla niego nie mniej przykra niż dla niej.
- Słuchaj, co ty właściwie wiesz o Harrym Brencie? Poznałaś go przypadkowo,
powiedział ci, że pochodzi z Market Weldon, zaprosił na kolację i proszę! - już byliście
zaręczeni.
- Zakochałam się. A jak się kogoś kocha, to mu się wierzy.
- I nadal mu wierzysz?
- Nie wiem. - Otworzyła drzwi, obróciła się, żeby wysiąść. Położył jej rękę na
ramieniu.
- Jeszcze słówko. Kiedy masz się z nim zobaczyć?
- Dziś wieczór. Idziemy na kolację. Dlatego jadę do Londynu.
- Idziesz dziś z Harrym na kolację w Londynie?
- Tak.
- Myślałem, że jest za granicą, we Włoszech, czy gdzieś tam.
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy?
Milton wzruszył ramionami, jakby to nie miało żadnego znaczenia.
- Nie wiem. Tyś chyba mówiła.
Nieco mocniej ścisnął jej ramię. Tym razem nie miała nic przeciw temu. A nawet
ociągała się z wyjściem, jakby w tym małym samochodzie czuła się bezpieczna.
- Gdyby coś się stało, kochanie... Gdybyś miała jakieś kłopoty, choćby ci wydały się
bez znaczenia - wiesz, gdzie mnie szukać.
Obejrzała się na niego, twarz jej złagodniała. Delikatnie uwolniła ramię z uścisku i
otworzyła drzwi.
- Dziękuję ci, Alan.
Poszła szybko nie oglądając się, ale wiedziała, że odjechał dopiero, jak weszła do
budynku.
Dni małej włoskiej restauracji były policzone. Znajdowała się tuż koło wieży nowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
parę dodatkowych pytań.
- Słuchaj, czy Sam Fielding miał jacht - Horyzont ?
- Tak - potwierdziła z zapałem. Czuła się na pewniejszym gruncie. Nie mogła
zaszkodzić Harry emu odpowiadając na pytania dotyczące Fieldinga. - Trzymał go w Marlo
w, jezdził tam na weekendy. Ale sprzedał ten jacht.
- Kiedy?
- Och, parę miesięcy temu. Pod koniec letniego sezonu.
Phillips skinieniem głowy dał znak Miltonowi, że jest gotów do wyświetlenia
następnego filmu. Milton podszedł do drzwi, przekręcił kontakt.
- Carol, co byś powiedziała, gdybyś usłyszała ode mnie, że Fielding zaprosił kiedyś
twojego narzeczonego do Marlow?
- Herry ego? Ależ to niemożliwe! Nie znał go, dopiero ja przedstawiłam mu
Harry ego...
Urwała. Spojrzała na Miltona, Phillipsa i film w projektorze. W końcu jej wzrok oparł
się na pustym ekranie. Wpatrywała się weń prosząc Boga, żeby cokolwiek ekran jej powie,
nie było to zbyt ciężkie do zniesienia. Patrząc na jej profil Milton poczuł, że coś ściska go za
gardło. Nagle zgasił światło.
- Odjazd, Roy!
- No i proszę - powiedział Milton, gdy zatrzymaj wóz przy bramie do zakładów
Fieldinga. - Przyrzekłem, że odwiozę cię o wpół do szóstej. Jest teraz dwadzieścia pięć po
piątej.
- Dziękuję - Carol nie śpieszyła się z otwarciem drzwi samochodu.
- Masz niewesołą minę, Carol.
Zerknęła na niego z wyrazem goryczy w oczach. - Czy to dziwne? Ostatecznie
dopiąłeś swego.
- Jak to?
- Przekonałeś mnie, że mężczyzna, za którego mam wyjść, jest kłamcą. Dowiodłeś,
że...
- Zaraz, zaraz! - Milton przerwał zirytowanej Carol. - Zadanie było na inny temat.
Harry Brent nie interesuje mnie dlatego, że jest twoim narzeczonym! On mnie interesuje, bo
w przedziwny sposób jest zamieszany w sprawę morderstwa Fieldinga.
- Twoim zdaniem, wiedział, że Fielding ma być zamordowany?
- Moim zdaniem, wiedział, że się na to zanosi - pochylił się, wyłączył motor. - Carol,
chciałbym cię jeszcze o coś zapytać. Tylko proszę, bądz szczera. Przedwczoraj wieczór
powiedziałem ci o Barbarze Smith. Powtórzyłem, co powiedziała przed śmiercią.
- No i co? - wyzywającym tonem spytała Carol, domyślając się o co chodzi.
- Czy powtórzyłaś to... Harry emu?
- Nie. Nie powtórzyłam... - zawahała się widząc, że obserwuje jej twarz w lusterku. -
Wiedział, że mówiliśmy o nim. Wyczuł to, jak jechaliśmy samochodem na stację. Na drugi
dzień rano zjawił się u mnie w biurze. Powiedział, że jest zaniepokojony i wie, że
poprzedniego dnia wieczorem mówiliśmy o nim.
- I co dalej?
- Byłam w trudnej sytuacji. Nie mogłam zbyć go milczeniem. Powiedziałam, że nie
uwierzyłeś w to, co mówił o tej dziewczynie. I że twoim zdaniem musiał ją skądś znać. Ale
nie powtórzyłam, co ona mówiła... że wymieniła jego nazwisko. Naprawdę, Alan...
Popatrzyła w lusterko, by, spojrzeć mu w oczy, i zobaczyła minę, jakiej nigdy
przedtem u niego nie widziała. Natychmiast przybrał wyraz oschłej oficjalności, ale zdążyła,
zdać sobie sprawę, że sytuacja była dla niego nie mniej przykra niż dla niej.
- Słuchaj, co ty właściwie wiesz o Harrym Brencie? Poznałaś go przypadkowo,
powiedział ci, że pochodzi z Market Weldon, zaprosił na kolację i proszę! - już byliście
zaręczeni.
- Zakochałam się. A jak się kogoś kocha, to mu się wierzy.
- I nadal mu wierzysz?
- Nie wiem. - Otworzyła drzwi, obróciła się, żeby wysiąść. Położył jej rękę na
ramieniu.
- Jeszcze słówko. Kiedy masz się z nim zobaczyć?
- Dziś wieczór. Idziemy na kolację. Dlatego jadę do Londynu.
- Idziesz dziś z Harrym na kolację w Londynie?
- Tak.
- Myślałem, że jest za granicą, we Włoszech, czy gdzieś tam.
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy?
Milton wzruszył ramionami, jakby to nie miało żadnego znaczenia.
- Nie wiem. Tyś chyba mówiła.
Nieco mocniej ścisnął jej ramię. Tym razem nie miała nic przeciw temu. A nawet
ociągała się z wyjściem, jakby w tym małym samochodzie czuła się bezpieczna.
- Gdyby coś się stało, kochanie... Gdybyś miała jakieś kłopoty, choćby ci wydały się
bez znaczenia - wiesz, gdzie mnie szukać.
Obejrzała się na niego, twarz jej złagodniała. Delikatnie uwolniła ramię z uścisku i
otworzyła drzwi.
- Dziękuję ci, Alan.
Poszła szybko nie oglądając się, ale wiedziała, że odjechał dopiero, jak weszła do
budynku.
Dni małej włoskiej restauracji były policzone. Znajdowała się tuż koło wieży nowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]