[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zabił. To jest miłość, przed którą można zdjąć czapkę. Niechże więc pan powie... niechże mi
pan powie, cóż innego mogłem zrobić, skoro sam kochałem Kirsti i nade wszystko pragnąłem
jej szczęścia?
Zapadło milczenie. Byłem wstrząśnięty. W głowie znów mi się rozjaśniło i wszystkie
wątki splotły się nagle w spójną całość. Wyjaśnienie Kuurny było tak oczywiste i tak
niewiarygodne zarazem, że właśnie dlatego mnie przekonało. Kurt Kuurna kochał Kirsti
Skrof i chciał jej szczęścia. Lankella uratował go od utonięcia i Kuurna był mu dłużny życie.
- Mój praszczur oddał swemu królowi własnego konia, aby ten mógł uciec, i
przypłacił to życiem - rzekł Kuurna zgodnie ze swą osobliwą logiką. - I to było zbrodnią,
gdyż czyn ten sprawił, że całe narody zaznały wszystkich niewysłowionych cierpień, jakie
niesie w sobie długa wojna. Ja oddałem konia Lankelli, aby mógł uciec przed własną
lekkomyślnością i słabościami charakteru. Może i tym razem skutki tego okażą się wyłącznie
złe, ale... cóż... Lankella to przecież mój król!
Z rzewnością niemal zapatrzył się w swój obraz, na którym w powodzi słonecznego
światła lekko i jasno unosiła się twarz Kirsti Skrof, po czym dopowiedział wolno:
- Wydawało się, że to takie łatwe. Pani Skrof skąpstwem i chciwością skrzywdziła
wielu niewinnych ludzi. Mógłbym opowiedzieć panu niejedną tragedię, a wtedy przyznałby
pan, panie komisarzu, że ta kobieta dostała jedynie sprawiedliwą zapłatę za swoje czyny, była
to bowiem bezlitosna i bezwzględna stara jędza, która w ostatnich latach usiłowała kupić u
Boga dawno utracony spokój sumienia. Byłem przekonany, że jej śmierć zostanie od razu
uznana za nieszczęśliwy wypadek i wszystko się ułoży. Ale jak pan słusznie zauważył, panie
komisarzu, morderstwo jest zawsze morderstwem.
Palmu powoli pokręcił głową. Twarz miał surową i twardą, a w jego oczach błysnęła
lodowata stal.
- Nie - odezwał się w końcu - pana nic nie usprawiedliwia.
- Dlatego lepiej powiedzieć teraz wszystko - stwierdził spokojnie Kuurna. - Czyżby
pan nie spostrzegł, jak mi ulżyło, kiedy pana zobaczyłem? Bo wiedziałem, że to się wreszcie
skończy. Ostatnie dwa dni i dwie noce były dla mnie bardzo długie, panie komisarzu. Dziś w
nocy spisałem testament.
- Jeszcze jeden testament w tej sprawie to już trochę za wiele jak dla mnie - odrzekł
spokojnie Palmu. - Niechże pan nie będzie tchórzem, Kuurna. Dostanie pan marne dziesięć
lat, a wyjdzie jeszcze wcześniej, za dobre sprawowanie.
Kuurna zastanawiał się tylko sekundę.
- Gdyby wykonywano u nas wyroki śmierci - odezwał się dumnie - byłbym gotów.
Krew mojego rodu już bryzgała na katowski pień. Pan chyba nie wie, o czym mówi, panie
komisarzu. Więzienie dla mnie...
Palmu podniósł się powoli i zrobił krok w jego kierunku. Ale Kuurna ani drgnął. Na
jego ustach zapełgał znów dawny, złośliwy uśmieszek.
- Zapomina pan, panie komisarzu, że samo przyznanie się do winy nie wystarczy w
tak obciążającej sprawie - powiedział żartobliwie. - Mimo że ma pan przy sobie
wiarygodnego świadka. W sądzie nigdy nie zdoła pan udowodnić mi winy, choćbym nawet
się przyznał.
Palmu zmarszczył nieznacznie brwi.
- Mam jednak przekonujący dowód - dodał pospiesznie Kuurna. - Zachowałem go dla
zabawy, a pańskie przytępawe ogary oczywiście go nie znalazły, choć wylały mi nawet farbę
z miseczki, żeby zobaczyć, czy czegoś w niej nie ukryłem. Podaruję go panu... lecz pod
jednym warunkiem.
- A mianowicie? - zapytał niechętnie Palmu.
- %7łe Kaarle Lankella i Kirsti Skrof nigdy się o niczym nie dowiedzą. W gazetach nie
było jeszcze na ten temat ani słowa. Niech pan zakończy tę sprawę za zamkniętymi drzwiami,
panie komisarzu, a wręczę panu przekonujący dowód swojej winy.
Palmu nie odpowiedział, tylko patrzył wyczekująco na Kuurnę.
- Proszę najpierw zamknąć na klucz drzwi atelier - zaproponował niewinnie Kuurna.
Komisarz wyznał mi potem, że niejasno przeczuwał, iż to kolejna drwina. Mimo to,
mrucząc coś pod nosem, podszedł do zamkniętych drzwi i przekręcił klucz w zamku.
Zciślej mówiąc, próbował przekręcić, ale nie mógł.
- Dowód jest w pańskiej dłoni - powiedział Kuurna cicho, po czym zniknął za
parawanem stojącym w rogu pomieszczenia i zdjął kitel.
Sekundę trwało, zanim się zorientowaliśmy, że Palmu dzierży w dłoni klucz od drzwi
balkonu pani Skrof. Cały czas mieliśmy dowód pod samym nosem - już wtedy, gdy po raz
pierwszy zjawiliśmy się w atelier. Był to ostatni błysk niesamowitego poczucia humoru Kurta
Kuurny. A gdy wreszcie pojęliśmy, co się dzieje, było już za pózno.
Kiedy przez niewielkie drzwi za parawanem wyskoczyłem na dach, Kurt Kuurna stał
już na krawędzi tarasu.
- Proszę powiedzieć, że to był wypadek - powiedział cicho.
Twarz miał trupio bladą, a oczy nieszczęśliwe.
Nie zdążyłbym go powstrzymać. I nawet nie wiem, czy chciałbym.
Cóż więcej można by dopowiedzieć w tej sprawie? Komisarz Frans Palmu przez dwie
godziny kłócił się za zamkniętymi drzwiami z porucznikiem Hagertem, w końcu jednak
stanęło na tym, że sprawa zostanie zatuszowana.
A więc to był nieszczęśliwy wypadek. Tak w każdym razie napisano w prasie, a nasz
spokojny naród, mimo wielu przykrych doświadczeń, w skrytości ducha nadal święcie wierzy
w słowo drukowane.
Wspomnę jeszcze tylko, że Kirsti Skrof i Kaarle Lankella są już po ślubie. Pan
Lankella nie lata tak często jak niegdyś i może wznosić się w powietrze jedynie w
towarzystwie żony, aby mogli razem umrzeć, jak ma się w zwyczaju pocieszać pani Lankella.
Pan Kaarle wcześnie przychodzi do domu, a jeśli czasem zdarzy mu się wypić coś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
zabił. To jest miłość, przed którą można zdjąć czapkę. Niechże więc pan powie... niechże mi
pan powie, cóż innego mogłem zrobić, skoro sam kochałem Kirsti i nade wszystko pragnąłem
jej szczęścia?
Zapadło milczenie. Byłem wstrząśnięty. W głowie znów mi się rozjaśniło i wszystkie
wątki splotły się nagle w spójną całość. Wyjaśnienie Kuurny było tak oczywiste i tak
niewiarygodne zarazem, że właśnie dlatego mnie przekonało. Kurt Kuurna kochał Kirsti
Skrof i chciał jej szczęścia. Lankella uratował go od utonięcia i Kuurna był mu dłużny życie.
- Mój praszczur oddał swemu królowi własnego konia, aby ten mógł uciec, i
przypłacił to życiem - rzekł Kuurna zgodnie ze swą osobliwą logiką. - I to było zbrodnią,
gdyż czyn ten sprawił, że całe narody zaznały wszystkich niewysłowionych cierpień, jakie
niesie w sobie długa wojna. Ja oddałem konia Lankelli, aby mógł uciec przed własną
lekkomyślnością i słabościami charakteru. Może i tym razem skutki tego okażą się wyłącznie
złe, ale... cóż... Lankella to przecież mój król!
Z rzewnością niemal zapatrzył się w swój obraz, na którym w powodzi słonecznego
światła lekko i jasno unosiła się twarz Kirsti Skrof, po czym dopowiedział wolno:
- Wydawało się, że to takie łatwe. Pani Skrof skąpstwem i chciwością skrzywdziła
wielu niewinnych ludzi. Mógłbym opowiedzieć panu niejedną tragedię, a wtedy przyznałby
pan, panie komisarzu, że ta kobieta dostała jedynie sprawiedliwą zapłatę za swoje czyny, była
to bowiem bezlitosna i bezwzględna stara jędza, która w ostatnich latach usiłowała kupić u
Boga dawno utracony spokój sumienia. Byłem przekonany, że jej śmierć zostanie od razu
uznana za nieszczęśliwy wypadek i wszystko się ułoży. Ale jak pan słusznie zauważył, panie
komisarzu, morderstwo jest zawsze morderstwem.
Palmu powoli pokręcił głową. Twarz miał surową i twardą, a w jego oczach błysnęła
lodowata stal.
- Nie - odezwał się w końcu - pana nic nie usprawiedliwia.
- Dlatego lepiej powiedzieć teraz wszystko - stwierdził spokojnie Kuurna. - Czyżby
pan nie spostrzegł, jak mi ulżyło, kiedy pana zobaczyłem? Bo wiedziałem, że to się wreszcie
skończy. Ostatnie dwa dni i dwie noce były dla mnie bardzo długie, panie komisarzu. Dziś w
nocy spisałem testament.
- Jeszcze jeden testament w tej sprawie to już trochę za wiele jak dla mnie - odrzekł
spokojnie Palmu. - Niechże pan nie będzie tchórzem, Kuurna. Dostanie pan marne dziesięć
lat, a wyjdzie jeszcze wcześniej, za dobre sprawowanie.
Kuurna zastanawiał się tylko sekundę.
- Gdyby wykonywano u nas wyroki śmierci - odezwał się dumnie - byłbym gotów.
Krew mojego rodu już bryzgała na katowski pień. Pan chyba nie wie, o czym mówi, panie
komisarzu. Więzienie dla mnie...
Palmu podniósł się powoli i zrobił krok w jego kierunku. Ale Kuurna ani drgnął. Na
jego ustach zapełgał znów dawny, złośliwy uśmieszek.
- Zapomina pan, panie komisarzu, że samo przyznanie się do winy nie wystarczy w
tak obciążającej sprawie - powiedział żartobliwie. - Mimo że ma pan przy sobie
wiarygodnego świadka. W sądzie nigdy nie zdoła pan udowodnić mi winy, choćbym nawet
się przyznał.
Palmu zmarszczył nieznacznie brwi.
- Mam jednak przekonujący dowód - dodał pospiesznie Kuurna. - Zachowałem go dla
zabawy, a pańskie przytępawe ogary oczywiście go nie znalazły, choć wylały mi nawet farbę
z miseczki, żeby zobaczyć, czy czegoś w niej nie ukryłem. Podaruję go panu... lecz pod
jednym warunkiem.
- A mianowicie? - zapytał niechętnie Palmu.
- %7łe Kaarle Lankella i Kirsti Skrof nigdy się o niczym nie dowiedzą. W gazetach nie
było jeszcze na ten temat ani słowa. Niech pan zakończy tę sprawę za zamkniętymi drzwiami,
panie komisarzu, a wręczę panu przekonujący dowód swojej winy.
Palmu nie odpowiedział, tylko patrzył wyczekująco na Kuurnę.
- Proszę najpierw zamknąć na klucz drzwi atelier - zaproponował niewinnie Kuurna.
Komisarz wyznał mi potem, że niejasno przeczuwał, iż to kolejna drwina. Mimo to,
mrucząc coś pod nosem, podszedł do zamkniętych drzwi i przekręcił klucz w zamku.
Zciślej mówiąc, próbował przekręcić, ale nie mógł.
- Dowód jest w pańskiej dłoni - powiedział Kuurna cicho, po czym zniknął za
parawanem stojącym w rogu pomieszczenia i zdjął kitel.
Sekundę trwało, zanim się zorientowaliśmy, że Palmu dzierży w dłoni klucz od drzwi
balkonu pani Skrof. Cały czas mieliśmy dowód pod samym nosem - już wtedy, gdy po raz
pierwszy zjawiliśmy się w atelier. Był to ostatni błysk niesamowitego poczucia humoru Kurta
Kuurny. A gdy wreszcie pojęliśmy, co się dzieje, było już za pózno.
Kiedy przez niewielkie drzwi za parawanem wyskoczyłem na dach, Kurt Kuurna stał
już na krawędzi tarasu.
- Proszę powiedzieć, że to był wypadek - powiedział cicho.
Twarz miał trupio bladą, a oczy nieszczęśliwe.
Nie zdążyłbym go powstrzymać. I nawet nie wiem, czy chciałbym.
Cóż więcej można by dopowiedzieć w tej sprawie? Komisarz Frans Palmu przez dwie
godziny kłócił się za zamkniętymi drzwiami z porucznikiem Hagertem, w końcu jednak
stanęło na tym, że sprawa zostanie zatuszowana.
A więc to był nieszczęśliwy wypadek. Tak w każdym razie napisano w prasie, a nasz
spokojny naród, mimo wielu przykrych doświadczeń, w skrytości ducha nadal święcie wierzy
w słowo drukowane.
Wspomnę jeszcze tylko, że Kirsti Skrof i Kaarle Lankella są już po ślubie. Pan
Lankella nie lata tak często jak niegdyś i może wznosić się w powietrze jedynie w
towarzystwie żony, aby mogli razem umrzeć, jak ma się w zwyczaju pocieszać pani Lankella.
Pan Kaarle wcześnie przychodzi do domu, a jeśli czasem zdarzy mu się wypić coś [ Pobierz całość w formacie PDF ]