[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mogą sobie pozwolić, żeby w pracy stracić nad sobą panowanie. Ale już po pracy,
mówiła Lanette, stać ich na to, żeby to panowanie tracić, jak tylko im się spodo-
ba. Więc może jakiś ważny garnitur zażyczył sobie Angie? Fakt, dużo dziewczyn
z własnej chęci starało się wyglądać jak ona, ale to tylko budziło litość. Chciały-
by. . . Nie widziała jeszcze żadnej tak podobnej do Angie, żeby dał się nabrać ktoś,
komu na tym zależy. Może więc ktoś płacił za to wszystko, żeby tylko skasować
dziewczynę wyglądającą jak Angie. Zresztą jeśli nie jakiś psychol, to kto?
Teraz Prior zapinał swoją niebieską koszulę. Podszedł do łóżka i ściągnął koc,
żeby obejrzeć jej piersi. Jakby oglądał samochód albo co.
Podciągnęła koc pod szyję.
 Przyniosę kraby.
Włożył marynarkę i wyszedł. Słyszała, że mówi coś do Geralda.
Gerald wsunął głowę przez drzwi.
 Jak się czujesz, Mona?
 Jestem głodna.
 Ale spokojna?
 Tak.
141
Znowu została sama. Przewróciła się na bok i studiowała własną twarz: twarz
Angie w lustrze na ścianie. Sińce prawie zniknęły. Gerald przylepił jej na twarzy
jakieś maleńkie trody i podłączył je do maszyny. Powiedział, że szybko wszystko
zagoją.
Teraz nie była już zszokowana, widząc w lustrze twarz Angie. Podobały jej
się zęby; takie zęby chciałaby sobie zostawić. Co do reszty, to nie była pewna.
Może powinna teraz wstać, ubrać się i pobiec do drzwi. . . Gdyby Gerald chciał
ją zatrzymać, mogłaby użyć paralizatora. Ale przypomniała sobie, jak Prior zjawił
się u Michaela  jakby kazał komuś jej pilnować, śledzić przez całą noc. I może
teraz też ktoś pilnuje na zewnątrz. Mieszkanie Geralda nie miało żadnych okien,
żadnych prawdziwych, więc musiałaby wyjść przez drzwi.
W dodatku zaczynało jej brakować maga. Ale gdyby wzięła chociaż troszecz-
kę, Gerald by zauważył. Wiedziała, że w torbie pod łóżkiem czeka jej zestaw.
Gdyby dała sobie trochę, to przynajmniej coś by się działo. Cokolwiek. Ale może
to nie najlepszy pomysł. Musiała przyznać, że nie wszystko, co robiła na magu,
okazywało się rozsądne  nawet jeśli czuła się tak, jakby nie mogła popełnić
błędu.
Naprawdę była głodna. Szkoda, że Gerald nie ma żadnej muzyki ani nic. . .
Musi po prostu czekać na te kraby.
Rozdział 24
W SAMOTNOZCI
Gentry stał z Kształtem płonącym mu pod powiekami, wyciągając rękę z tro-
dami, w blasku nagich żarówek tłumacząc Zlizgowi, dlaczego tak być musi, dla-
czego Zlizg ma założyć te trody i włączyć się w to, co ten szary blok podaje
nieruchomej postaci na noszach.
Zlizg pokręcił głową, wspominając, jak trafił do Psiej Samotni. A Gentry za-
czął mówić szybciej, biorąc ten gest za odmowę.
Powtarzał, że Zlizg musi w to wejść, może tylko na parę sekund, póki on,
Gentry, nie namierzy danych i nie rozpozna makroformy. Zlizg nie wie, jak się
do tego zabrać, mówił, inaczej Gentry sam by się włączył. Nie zależało mu na
danych, tylko na ogólnym kształcie, ponieważ sądził, że doprowadzi go to do
Kształtu, tego wielkiego. . . do widma, które ściga od tak dawna.
Zlizg przypomniał sobie, jak przemierzał Samotnię pieszo. Bał się, że wróci
Korsakow, że zapomni, gdzie się znajduje i zacznie pić rakotwórczą wodę z brud-
nych czerwonych kałuż na rdzawej równinie. Pływał w nich czerwony szlam
i martwe ptaki z rozpostartymi skrzydłami. Kierowca z Tennessee kazał mu iść
od autostrady na zachód; po godzinie powinien trafić na asfaltową dwupasmów-
kę, a tam ktoś go podwiezie do Cleveland. Zlizg miał jednak wrażenie, że idzie
już dłużej niż godzinę, nie był pewien, gdzie właściwie jest zachód, a ta okolica
budziła lęk: niby blizna śmietniska, które jakiś olbrzym rozdeptał ma miazgę. Raz
zobaczył kogoś z daleka, na niskim grzbiecie, i pomachał ręką. Postać zniknęła,
ale ruszył w tamtą stronę, nie starając się już omijać kałuż i brnąc na przełaj. Do-
tarł do grzbietu i stwierdził, że to bezskrzydły kadłub samolotu pasażerskiego, do
połowy zasypany pordzewiałymi puszkami. Wszedł po zboczu, wzdłuż ścieżki,
gdzie czyjeś stopy udeptały puszki, do prostokątnego otworu, będącego kiedyś
włazem awaryjnym. Wsunął się do środka i zobaczył setki małych główek za-
wieszonych u wklęsłego stropu. Znieruchomiał, mrugając niepewnie w nagłym
mroku, dopóki nie zaczął pojmować, co widzi. Różowe, plastikowe główki lalek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl