[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to ty musisz podjąć decyzję. Musisz zdecydować, czy mu ufasz, czy chcesz, żeby zajął się tobą
i dzieckiem. To musi być twoja decyzja. Jednak myślę, że możesz sobie zaufać. Uwierzyć, że
postępujesz słusznie.
Przynosi mi kawę do ogrodu. Odstawiam kubek, obejmuję go i przyciągam do siebie. Do semafora
zbliża się pociąg. Jego dudnienie jest jak bariera, jak otaczający nas mur i mam wrażenie, że jesteśmy
zupełnie sami. On też obejmuje mnie i całuje.
 Dziękuję  mówię.  Dziękuję, że przyszedłeś, że jesteś.
Uśmiecha się, odsuwa i pociera kciukiem mój policzek.
 Dasz sobie radę, Megan.
 Nie mogłabym z tobą uciec? Tylko ty i ja& Nie moglibyśmy uciec?
Kamal śmieje się.
 Nie potrzebujesz mnie. I nie musisz już uciekać. Nic ci nie będzie. Ani tobie, ani dziecku.
Sobota, 13 lipca 2013
Rano
Wiem, co muszę zrobić. Myślałam o tym cały dzień i całą noc. Prawie nie spałam. Scott wrócił
zmęczony i w parszywym nastroju, chciał tylko jeść, rżnąć się i spać. Nie była to dobra pora na
rozmowę.
Przeleżałam, nie śpiąc całą noc, tuż obok niego, rozpalonego i niespokojnego, wreszcie podjęłam
decyzję. Zrobię, co trzeba. Wszystko zrobię jak należy. Wtedy nic nie może pójść nie tak. A jeśli
pójdzie, to nie z mojej winy. Będę kochała to dziecko i wychowam je, wiedząc, że od początku
postępowałam właściwie. Zgoda, może nie od samego początku, ale od chwili, gdy dowiedziałam się
o jego istnieniu. Jestem mu to winna, jestem to winna Libby. I ze względu na nią tym razem zrobię
wszystko inaczej.
Leżałam i myślałam o tym, co powiedział mi kiedyś mój nauczyciel, o tym, kim byłam: małą
dziewczynką, zbuntowaną nastolatką, uciekinierką, dziwką, kochanką, złą matką i złą żoną. Nie wiem,
czy mogłabym być dobrą żoną, ale dobrą matką  tego muszę spróbować.
Będzie ciężko. Będzie to prawdopodobnie najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek musiałam
zrobić, lecz powiem prawdę. Koniec z kłamstwami, koniec z ukrywaniem się, uciekaniem
i wciskaniem kitu. Wyłożę kawę na ławę i zobaczymy. Jeśli przestanie mnie kochać, trudno.
Wieczorem
Odpycham go rękami ze wszystkich sił, ale jest trzy razy silniejszy i nie mogę oddychać. Uciska
przedramieniem moją tchawicę i w skroniach pulsuje mi krew, coraz gorzej widzę. Przygniata mnie
do ściany, próbuję krzyknąć. Chwytam go za podkoszulek i mnie puszcza. Odwraca się i odchodzi,
a ja osuwam się na podłogę.
Kaszlę i charczę, z oczu płyną mi łzy. Stoi kilka kroków ode mnie, a gdy znowu na mnie patrzy,
moja ręka wędruje odruchowo do szyi. Widzę, że się wstydzi, i chcę mu powiedzieć, że wszystko jest
dobrze. %7łe nic mi nie zrobił. Otwieram usta, lecz zamiast słów wydobywa się z nich tylko kaszel. Ból
jest niewiarygodny. Scott mówi coś, ale go nie słyszę, bo dzwięk jest przytłumiony, dociera do mnie
rozmytymi falami, jakbyśmy byli pod wodą. Nie rozumiem ani słowa.
Chyba mnie przeprasza.
Podciągam się, wstaję, mijam go, biegnę na górę, trzaskam drzwiami i zamykam je na klucz.
Siadam na łóżku i czekam, nasłuchuję kroków, ale Scott nie przychodzi. Wyciągam torbę spod łóżka,
podchodzę do komody, żeby wyjąć ubrania, i widzę swoje odbicie w lustrze. Dotykam twarzy:
w porównaniu z zaczerwienioną skórą, sinymi ustami i nabiegłymi krwią oczami moja ręka jest biała
jak kreda.
Jestem w szoku, bo nigdy dotąd się na mnie nie rzucił. Ale podświadomie tego oczekiwałam.
W głębi duszy zawsze wiedziałam, że tak może być, że do tego zmierzamy. %7łe go do tego
doprowadzę. Powoli wyjmuję rzeczy z szuflad: bieliznę, parę podkoszulków. Wkładam je do torby.
Nie zdążyłam mu nawet powiedzieć. Dopiero zaczęłam. Chciałam przekazać mu najpierw złą
wiadomość, a potem dobrą. Nie mogłam powiedzieć mu o dziecku i zastrzec, że nie jestem pewna,
czy to on jest ojcem. To by było zbyt okrutne.
Siedzieliśmy na tarasie. Opowiadał o pracy i zauważył, że go nie słucham.
 Nudzę cię?  spytał.
 Nie. No, może trochę.  Nie roześmiał się.  Nie, jestem po prostu zdenerwowana. Muszę ci coś
powiedzieć, kilka rzeczy. Niektóre ci się nie spodobają, ale niektóre&
 Co mi się nie spodoba?
Powinnam była wyczuć, że to nieodpowiednia chwila. Od razu stał się podejrzliwy, zaczął
sondować moją twarz w poszukiwaniu wskazówek. Powinnam była wiedzieć, że to straszny pomysł.
I pewnie wiedziałam, ale było za pózno na odwrót. Poza tym podjęłam decyzję. Zrobić to, co trzeba.
Usiadłam obok niego na kamiennym krawężniku i wzięłam go za rękę.
 Co mi się nie spodoba?  powtórzył, lecz nie zabrał ręki.
Powiedziałam, że go kocham, i poczułam, że tężeją mu wszystkie mięśnie, jakby się już domyślił,
jakby przygotowywał się na najgorsze. Bo tak jest, prawda? Kiedy ktoś mówi ci w ten sposób, że cię
kocha. Kocham cię, naprawdę, ale& Ale. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl