[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cholera jasna - znów te mamuśki.
Kiedy ujrzał dwie wielkie damy zdecydowanie zmierzające w
jego stronę, które na dodatek ciągnęły za sobą dwie córki, zapragnął
wyjść stąd jak najszybciej i wrócić prosto do domu. Udało mu się
jednak jakoś przetrwać. Zachowywał się z wyższością i odmówił, gdy
próbowały zaciągnąć go do tańca. Już miał rzucić jakąś kąśliwą
uwagę, kiedy ocaliła go własna siostra, odciągając bez ceregieli na
bok. Tylko Amandzie mogło to ujść na sucho.
Pociągnęła go za sobą do stołu z napojami, gdzie stały rzędy
kieliszków napełniane nimi stale, od szampana po słabą herbatę, a
dyżurujący tam lokaj dbał o to, by kieliszków nigdy nie zabrakło.
Raphael wziął kieliszek szampana. Amanda wiedziała, że nie
powinna tego robić, zwłaszcza pod czujnym okiem brata, wzięła więc
kieliszek z drugiego końca stołu, gdzie stały napoje bezalkoholowe.
- Mogłeś mi powiedzieć, że tu będziesz - rzekła z wyrzutem,
pociągając łyk napoju. - Nie musiałabym zabierać ze sobą ciotki Julie,
która wcale nie miała ochoty tu przychodzić. Aha, muszę ci
powiedzieć, że przez chwilę rozmawiałam z Ophelia. Nie uwierzysz,
ale była dla mnie miła! Prawie mnie oczarowała... och, zapomniałam,
że z tobą nie rozmawiam.
Odeszła szybko, pozostawiając brata śmiejącego się pod nosem.
Niemal żałował mężczyzny, którego wybierze jego siostra.
Biedaczyna nie będzie miał chwili spokoju.
Wreszcie zauważył Duncana i Sabrinę, lecz oni przemknęli tylko
obok niego w tańcu. Bez problemu dostrzegł jednak Ophelię, kiedy
próbowała wśliznąć się niezauważona do sali. Przyciągała jego wzrok
jak magnes i jak zwykle jej uroda zapierała mu dech w piersi.
Jasnobłękitna suknia ze srebrnym przybraniem byłaby
odpowiednia dla królowej lodu, lecz Ophelia już nią nie była. Nie
poruszała się też z dawną wyniosłością.
Na myśl o tym zamarł. Co on, u licha, zrobił? Jeśli zmienił ją w
pokorną myszkę, chyba się zastrzeli.
Natychmiast ruszył w jej stronę. Musiał się spieszyć. Kątem oka
dostrzegł pół tuzina mężczyzn również zmierzających w jej kierunku.
Kiedy wreszcie stanął przed nią, czuł się, jakby brał udział w
wyścigu.
Wygrał, ale tylko o włos, bo kiedy inni mieli już ją otoczyć,
chwycił ją za rękę i pociągnął na parkiet.
W połowie drogi zapytał:
- Zatańczysz, moja droga?
- Z rozkoszą - odparła. - Mogą nam jednak przerwać, bo
obiecałam już ten taniec komuś innemu.
- Zaryzykuję. - Poprowadził ją na parkiet.
W chwili, gdy położył na niej obie dłonie i zaczęli tańczyć
walca, ogarnęło go dziwne poczucie zaborczości. Uznał je za
niedorzeczne. Przyczynił się co prawda do zmiany jej charakteru i w
pewnym sensie poskromił złośnicę, ale nie była jego tworem. Pomógł
jej tylko wydobyć na światło dzienne lepsze cechy, które już
posiadała.
Były i inne rodzaje zaborczości, ale nie chciał nawet o tym
myśleć. Nie mógł zaprzeczyć, że tęskni za posiadaniem jej tylko dla
siebie w zaciszu Nest. I to bardzo. Podczas spotkań towarzyskich nie
mógł z nią spędzać dużo czasu na osobności. Mógł zatańczyć tylko
raz, by nie dopuścić do plotek. A tak bardzo chciał być z nią dłużej,
patrzeć, jak się śmieje, słuchać jej celnych i dowcipnych uwag.
Zbyt szybko pozwolił jej się oddalić, ale przecież nie miał
innego wyjścia. Inaczej myślałby tylko o tym, żeby się z nią kochać, a
nie o realizacji swego planu. Na szczęście taniec się skończył. Choć
nie mógł mieć Ophelii tylko dla siebie, czuł, że nie może spuszczać jej
z oka. Chciał się upewnić, że zainicjowana przez niego zmiana nie
posunęła się zbyt daleko w przeciwnym kierunku.
Gdy byli razem, odnosił wrażenie, że wszystko jest w porządku.
Czy to za sprawą swobody, której nabrała po tym, co między
nimi zaszło? A może czuła, że są teraz przyjaciółmi? Musiał jednak
sprawdzić, jak zachowuje się w towarzystwie innych. A jej
przestraszony, zażenowany wyraz twarzy, kiedy wchodziła ponownie
do sali, mocno go zaniepokoił.
- Trudno jest cię dotykać, nie mogąc przy tym smakować. - Boże
święty, naprawdę powiedział to na głos? Chyba tak, bo się
zarumieniła.
- Nie rumień się - dodał szybko. - Jesteś wtedy jeszcze
piękniejsza. - Zarumieniła się znowu. - O wiele lepiej - powiedział z
uśmiechem. - Z czerwonymi plamami jest ci bardzo do twarzy.
Roześmiała się.
- Straszny z ciebie kpiarz.
- Niezrównany, jeśli chcesz wiedzieć. Najlepszy w Londynie.
- Przestań!
- Lepiej się czujesz?
Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Nie wiedziałam, że czuję się zle. Wzruszył ramionami.
- Nie byłaś sobą, gdy wchodziłaś do sali.
- Ach, o to ci chodzi. Rozmawiałam z Sabriną. Trochę mnie to
zdenerwowało.
- yle poszło?
- Nie. Skoro już musisz wiedzieć, przeprosiłam ją.
- Mam nadzieję, że nie ze względu na mnie.
- Nie. Szczerze mówiąc, bardzo dobrze mi to zrobiło, zupełnie
jakby ktoś zdjął mi z ramion wielki ciężar. Prawdopodobnie czułabym
się lepiej, gdyby mi wybaczyła.
Zmarszczył brwi.
- A nie wybaczyła? To do niej niepodobne.
- Nie, zle mnie zrozumiałeś. Może to zrobiła, ale ja nie zostałam,
by się o tym przekonać. Obawiam się, że trochę się... zmieszałam.
- Zmieszałaś się? - powiedział, patrząc na nią znacząco. - Nie
bój się przyznać, że płakałaś.
- Nie zakładaj...
- Nie zaczynaj znów kłamać - przerwał jej lekkim, choć
karcącym tonem.
- Och, zamilcz. Jeśli zechcę nazywać płacz inaczej, zrobię to... a
może znów chcesz zobaczyć, jak się rumienię?
Stłumił śmiech.
- Nazywaj to sobie, jak chcesz.
35
Znów była w jego ramionach, ale tym razem wpatrywało się w
nich kilkanaście par oczu. Na dodatek z trudem radziła sobie z
emocjami, kiedy Rafe skupiał całą uwagę na niej. Musiała panować
nad uśmiechami - obserwowało ich zbyt wiele osób. Musiała też
odwracać wzrok, gdyż zbyt łatwo było się zatracić w błękicie jego
oczu i zapomnieć, gdzie są.
W eleganckim ubraniu był aż za przystojny. Nie było na pewno
kobiety na sali, która by nie marzyła, by znalezć się na jej miejscu,
lecz tym razem z innego powodu! Rafe w czarnym fraku i
śnieżnobiałym fularze wyglądał po prostu olśniewająco.
I zrobił się rozpustny. Nie mogła uwierzyć, że wspomniał o
smakowaniu. O mało co nie ugięły się pod nią kolana! Jak mógł
wypowiadać tak sugestywne słowa, kiedy nic nie mogli już z tym
zrobić. Chciałaby myśleć, że nie mógł się powstrzymać, ale
prawdopodobnie czuł, że może sobie pozwolić na większą śmiałość,
kiedy nie mogła zareagować tak, jak chciała. On też.
Taniec skończył się zbyt szybko, ale nawet ją to ucieszyło.
Trudno jej było znajdować się tak blisko Rafe a i tylko trzymać
dłoń w jego dłoni.
- Wiedziałam, że tu będziesz - powiedziała nieśmiało, gdy
odprowadzał ją z parkietu.
- Przyłapałaś mojego człowieka na szpiegowaniu?
- Twojego człowieka? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
cholera jasna - znów te mamuśki.
Kiedy ujrzał dwie wielkie damy zdecydowanie zmierzające w
jego stronę, które na dodatek ciągnęły za sobą dwie córki, zapragnął
wyjść stąd jak najszybciej i wrócić prosto do domu. Udało mu się
jednak jakoś przetrwać. Zachowywał się z wyższością i odmówił, gdy
próbowały zaciągnąć go do tańca. Już miał rzucić jakąś kąśliwą
uwagę, kiedy ocaliła go własna siostra, odciągając bez ceregieli na
bok. Tylko Amandzie mogło to ujść na sucho.
Pociągnęła go za sobą do stołu z napojami, gdzie stały rzędy
kieliszków napełniane nimi stale, od szampana po słabą herbatę, a
dyżurujący tam lokaj dbał o to, by kieliszków nigdy nie zabrakło.
Raphael wziął kieliszek szampana. Amanda wiedziała, że nie
powinna tego robić, zwłaszcza pod czujnym okiem brata, wzięła więc
kieliszek z drugiego końca stołu, gdzie stały napoje bezalkoholowe.
- Mogłeś mi powiedzieć, że tu będziesz - rzekła z wyrzutem,
pociągając łyk napoju. - Nie musiałabym zabierać ze sobą ciotki Julie,
która wcale nie miała ochoty tu przychodzić. Aha, muszę ci
powiedzieć, że przez chwilę rozmawiałam z Ophelia. Nie uwierzysz,
ale była dla mnie miła! Prawie mnie oczarowała... och, zapomniałam,
że z tobą nie rozmawiam.
Odeszła szybko, pozostawiając brata śmiejącego się pod nosem.
Niemal żałował mężczyzny, którego wybierze jego siostra.
Biedaczyna nie będzie miał chwili spokoju.
Wreszcie zauważył Duncana i Sabrinę, lecz oni przemknęli tylko
obok niego w tańcu. Bez problemu dostrzegł jednak Ophelię, kiedy
próbowała wśliznąć się niezauważona do sali. Przyciągała jego wzrok
jak magnes i jak zwykle jej uroda zapierała mu dech w piersi.
Jasnobłękitna suknia ze srebrnym przybraniem byłaby
odpowiednia dla królowej lodu, lecz Ophelia już nią nie była. Nie
poruszała się też z dawną wyniosłością.
Na myśl o tym zamarł. Co on, u licha, zrobił? Jeśli zmienił ją w
pokorną myszkę, chyba się zastrzeli.
Natychmiast ruszył w jej stronę. Musiał się spieszyć. Kątem oka
dostrzegł pół tuzina mężczyzn również zmierzających w jej kierunku.
Kiedy wreszcie stanął przed nią, czuł się, jakby brał udział w
wyścigu.
Wygrał, ale tylko o włos, bo kiedy inni mieli już ją otoczyć,
chwycił ją za rękę i pociągnął na parkiet.
W połowie drogi zapytał:
- Zatańczysz, moja droga?
- Z rozkoszą - odparła. - Mogą nam jednak przerwać, bo
obiecałam już ten taniec komuś innemu.
- Zaryzykuję. - Poprowadził ją na parkiet.
W chwili, gdy położył na niej obie dłonie i zaczęli tańczyć
walca, ogarnęło go dziwne poczucie zaborczości. Uznał je za
niedorzeczne. Przyczynił się co prawda do zmiany jej charakteru i w
pewnym sensie poskromił złośnicę, ale nie była jego tworem. Pomógł
jej tylko wydobyć na światło dzienne lepsze cechy, które już
posiadała.
Były i inne rodzaje zaborczości, ale nie chciał nawet o tym
myśleć. Nie mógł zaprzeczyć, że tęskni za posiadaniem jej tylko dla
siebie w zaciszu Nest. I to bardzo. Podczas spotkań towarzyskich nie
mógł z nią spędzać dużo czasu na osobności. Mógł zatańczyć tylko
raz, by nie dopuścić do plotek. A tak bardzo chciał być z nią dłużej,
patrzeć, jak się śmieje, słuchać jej celnych i dowcipnych uwag.
Zbyt szybko pozwolił jej się oddalić, ale przecież nie miał
innego wyjścia. Inaczej myślałby tylko o tym, żeby się z nią kochać, a
nie o realizacji swego planu. Na szczęście taniec się skończył. Choć
nie mógł mieć Ophelii tylko dla siebie, czuł, że nie może spuszczać jej
z oka. Chciał się upewnić, że zainicjowana przez niego zmiana nie
posunęła się zbyt daleko w przeciwnym kierunku.
Gdy byli razem, odnosił wrażenie, że wszystko jest w porządku.
Czy to za sprawą swobody, której nabrała po tym, co między
nimi zaszło? A może czuła, że są teraz przyjaciółmi? Musiał jednak
sprawdzić, jak zachowuje się w towarzystwie innych. A jej
przestraszony, zażenowany wyraz twarzy, kiedy wchodziła ponownie
do sali, mocno go zaniepokoił.
- Trudno jest cię dotykać, nie mogąc przy tym smakować. - Boże
święty, naprawdę powiedział to na głos? Chyba tak, bo się
zarumieniła.
- Nie rumień się - dodał szybko. - Jesteś wtedy jeszcze
piękniejsza. - Zarumieniła się znowu. - O wiele lepiej - powiedział z
uśmiechem. - Z czerwonymi plamami jest ci bardzo do twarzy.
Roześmiała się.
- Straszny z ciebie kpiarz.
- Niezrównany, jeśli chcesz wiedzieć. Najlepszy w Londynie.
- Przestań!
- Lepiej się czujesz?
Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Nie wiedziałam, że czuję się zle. Wzruszył ramionami.
- Nie byłaś sobą, gdy wchodziłaś do sali.
- Ach, o to ci chodzi. Rozmawiałam z Sabriną. Trochę mnie to
zdenerwowało.
- yle poszło?
- Nie. Skoro już musisz wiedzieć, przeprosiłam ją.
- Mam nadzieję, że nie ze względu na mnie.
- Nie. Szczerze mówiąc, bardzo dobrze mi to zrobiło, zupełnie
jakby ktoś zdjął mi z ramion wielki ciężar. Prawdopodobnie czułabym
się lepiej, gdyby mi wybaczyła.
Zmarszczył brwi.
- A nie wybaczyła? To do niej niepodobne.
- Nie, zle mnie zrozumiałeś. Może to zrobiła, ale ja nie zostałam,
by się o tym przekonać. Obawiam się, że trochę się... zmieszałam.
- Zmieszałaś się? - powiedział, patrząc na nią znacząco. - Nie
bój się przyznać, że płakałaś.
- Nie zakładaj...
- Nie zaczynaj znów kłamać - przerwał jej lekkim, choć
karcącym tonem.
- Och, zamilcz. Jeśli zechcę nazywać płacz inaczej, zrobię to... a
może znów chcesz zobaczyć, jak się rumienię?
Stłumił śmiech.
- Nazywaj to sobie, jak chcesz.
35
Znów była w jego ramionach, ale tym razem wpatrywało się w
nich kilkanaście par oczu. Na dodatek z trudem radziła sobie z
emocjami, kiedy Rafe skupiał całą uwagę na niej. Musiała panować
nad uśmiechami - obserwowało ich zbyt wiele osób. Musiała też
odwracać wzrok, gdyż zbyt łatwo było się zatracić w błękicie jego
oczu i zapomnieć, gdzie są.
W eleganckim ubraniu był aż za przystojny. Nie było na pewno
kobiety na sali, która by nie marzyła, by znalezć się na jej miejscu,
lecz tym razem z innego powodu! Rafe w czarnym fraku i
śnieżnobiałym fularze wyglądał po prostu olśniewająco.
I zrobił się rozpustny. Nie mogła uwierzyć, że wspomniał o
smakowaniu. O mało co nie ugięły się pod nią kolana! Jak mógł
wypowiadać tak sugestywne słowa, kiedy nic nie mogli już z tym
zrobić. Chciałaby myśleć, że nie mógł się powstrzymać, ale
prawdopodobnie czuł, że może sobie pozwolić na większą śmiałość,
kiedy nie mogła zareagować tak, jak chciała. On też.
Taniec skończył się zbyt szybko, ale nawet ją to ucieszyło.
Trudno jej było znajdować się tak blisko Rafe a i tylko trzymać
dłoń w jego dłoni.
- Wiedziałam, że tu będziesz - powiedziała nieśmiało, gdy
odprowadzał ją z parkietu.
- Przyłapałaś mojego człowieka na szpiegowaniu?
- Twojego człowieka? [ Pobierz całość w formacie PDF ]