[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Słyszałem, że Maus jest wdowcem. Co się stało z jego żoną?
- Udławiła się na śmierć kilka lat temu. Mówią, że udławiła się kością kurczaka
Marengo. Była wiele starsza od Mickey Mausa. Wydaje mi się, że on lubi starsze kobiety.
Spójrz na Charlotte!
- Co z Charlotte?
- Mam na myśli sposób, w jaki jej się podlizuje cały czas. Na początku myślałem, że
Charlotte jest jego matką. Max uważa, że jest jego kochanką. Hixie mówi, że Mickey Maus
jest nieślubnym dzieckiem Charlotte i tego faceta, który założył sieć Heavenly Hash -
William pękał ze śmiechu.
- Słyszałem, że Max przeżywa ciężkie chwile w  Golden Lamb Chop".
- Wielka szkoda. Mam własną teorię na ten temat.
- %7łe co?
- %7łe na przykład lubi mężatki, no wiesz, i to na hurtową skalę. Nie przejmuje się
przestrzeganiem zasad.
- Myślisz, że może tu wchodzić w grę jakiś zazdrosny mąż?
- To tylko przypuszczenia. Hej, czemu ty i ja nie założymy agencji detektywistycznej?
Duży wkład nie byłby potrzebny... Zobacz, znów idzie wymowny profesor Moriarty.
- Czeba jeszcze trochę masła?
Przez chwilę Qwilleran skoncentrował się na swoim hamburgerze, który był tak
spieczony, że miał konsystencję opony w stalowej obręczy. William już od dawna był
skupiony na zaspokajaniu swojego młodzieńczego apetytu.
- Muszę jutro rano wstać o szóstej - powiedział. - Muszę iść z Mickey Mausem na targ
farmerski.
- Chętnie poszedłbym z wami - odpowiedział Qwille-ran. - To mogłaby być historia.
- Nigdy tam nie byłeś? To dopiero heca! Spotkajmy się w kuchni o szóstej trzydzieści.
Mam do ciebie zadzwonić?
- Nie, dziękuję, mam budzik. Właściwie trzy budziki, wliczając w to koty.
William zamówił na deser sernik z truskawkami.
- Najlepsza pasta z tapety, jaką kiedykolwiek jadłem - powiedział.
Qwilleran zamówił kawę. Podano ją w dużym kubku, którego brzeg smakował płynem
do mycia naczyń.
- A przy okazji, czy kiedykolwiek widziałeś Joy Graham przy pracy na kole?
Jego gość pokiwał głową, mając usta pełne sernika.
- Jakiego koła używała?
- Tradycyjnego. Dlaczego?
- Nigdy nie używała elektrycznego?
- Nie, nigdy niczego nie robiła po linii najmniejszego oporu, jeśli chodzi o ceramikę.
Nie pytaj mnie dlaczego. Wiem, że to twoja przyjaciółka, ale czasem robi dziwaczne rzeczy.
- Zawsze tak było.
- Wiesz, co usłyszałem podczas kolacji w poniedziałek? Rozmawiała z Tweedledee i
Tweedledum...
- Z braćmi Penniman?
William przytaknął.
- Próbowała im sprzedać jakieś stare papiery, które znalazła gdzieś w pracowni.
Mówiła, że mogą je mieć za pięć tysięcy dolarów!
- %7łartowała - powiedział Qwilleran bez przekonania.
Wyszli z  Petrified Bagel" po tym, jak kelner po raz ostatni próbował ich molestować:
- Czeba wykałaczki?
Qwilleran wrócił do domu autobusem. William miał jeszcze odwiedzić swoją matkę.
- To jej urodziny - wyjaśnił chłopak. - Kupiłem tanie perfumy. Nie ma znaczenia, co
jej dasz, i tak komentuje wszystko i wszystkich obraża, więc po co się starać?
W Wielkim Holu Maus Haus Dan nadal pracował nad ekspozycją, pchając i ciągnąc
wielkie stoły i ławy, tak by zrobić miejsce na eksponaty. Nucił pod nosem Loch Lamond.
Qwilleran zapomniał o porannej irytacji na żądnego reklamy garncarza.
- Czekaj, pomogę ci - zaproponował.
Dan spojrzał groznie na Qwillerana i jego szczęka opadła.
- Przepraszam, jeśli powiedziałem coś, co cię zirytowało. Nie wiedziałem, że Maus
będzie o tym paplał naokoło.
- Nie ma o czym mówić.
- To twoje pieniądze, możesz z nimi robić, co chcesz, tak myślę.
- Zapomnij o tym.
- Dostałem dzisiaj kartkę - powiedział Dan. - Wysłana z Cincinnati.
Qwilleran przełknął dwa razy ślinę, zanim odpowiedział.
- Od twojej żony? Jak się miewa? - starał się mówić spokojnie. - Wróci na szampana?
- Nie sądzę. Prosiła, żeby jej wysłać letnie ciuchy do Miami.
- Miami!
- Tak, zdaje się, że chce trochę ogrzać się w słońcu, zanim wróci do domu. To dobrze
jej zrobi. Pozwoli jej wszystko przemyśleć.
- Więc nic złego się nie wydarzyło.
Dan podrapał się w głowę.
- Mąż i żona muszą zachować swoją indywidualność, szczególnie kiedy są artystami.
Poradzi sobie z tymi wątpliwościami i wróci, impertynencka jak zawsze. Zdarzają nam się
spięcia, ale jaka para ich nie przeżywa? - uśmiechnął się tym swoim krzywym uśmiechem,
który tak nieudacznie imitował uśmiech Joy, że Qwilleran czuł, jak ciało zwija mu się z
niesmaku. To była groteska. - Zabawne - kontynuował Dan. - Czepiałem się jej zawsze, że
gubi wszędzie włosy. To nie sierść kota unosiła się wszędzie dookoła, to były jej włosy,
długie włosy, które wyciągałem z gliny i innych miejsc. Ale chcesz coś wiedzieć? Brak mi
tego, od kiedy jej nie ma. Byłeś kiedyś żonaty?
- Raz na to poszedłem.
- Dlaczego nie wpadniesz na drinka jutro wieczorem? Przyjdz na poddasze.
- Dzięki, tak zrobię.
- Może będziesz miał okazję obejrzeć co nieco przed wernisażem. Jak zobaczysz
waszego krytyka, to powiedz mu coś do słuchu, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Qwilleran poszedł do szóstki, masując po drodze swoje wąsy. Koty wiedziały już, że
się zbliża, i były w pełnej gotowości.
- No i co wy myślicie o tym odkryciu, Koko? - powiedział.
- Pojechała do Miami.
- Yow! - odparł dwuznacznie Koko.
- Ona nie cierpi Florydy! Powiedziała to nam, prawda? I zawsze była uczulona na
słońce.
Potem Qwilleranowi przyszła do głowy inna myśl. Może jego siedemset pięćdziesiąt
dolarów sfinansowało wakacje z tym handlarzem, Fishem, Hamem czy jak mu tam było, na
słonecznej Florydzie! Kolejny raz Qwilleran poczuł się jak głupiec.
Rozdział dziesiąty
Kiedy rano zadzwonił budzik, było nadal ciemno i chłodno i Qwilleran wahał się, czy
nie zapomnieć o targu farmerskim i nie ulec pokusie zostania w łóżku. Ciekawość i
dziennikarskie upodobanie do nieznanych sytuacji sprawiły, że ostatecznie przemógł się i
wstał.
Wziął szybko prysznic i ubrał się. Pokroił okrągły stek dla kotów, które spały
smacznie, rozciągnięte w dużym fotelu w pozycji  Nie przeszkadzać".
Przed szóstą trzydzieści Qwilleran był już na dole w kuchni, gdzie Robert Maus wbijał
jajka do miski.
- Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko - powiedział Qwilleran. - Wprosiłem się
na wyprawę na rynek farmerski.
- Proszę się uważać za bardziej niż zaproszonego - odparł prawnik. - Proszę być tak
dobrym i nalać sobie soku pomarańczowego i kawy. Przygotowuję... omlet.
- Gdzie jest William?
Maus, zanim odpowiedział, wziął głęboki wdech.
- Z przykrością muszę zauważyć, że jeśli chodzi o Williama, to bierze on sobie za
punkt honoru spózniać się przy każdej nadarzającej się okazji.
Maus wlał roztrzepane jajka na patelnię do naleśników, wstrząsnął nią energicznie,
zamieszał widelcem, złożył migoczącą masę na pół i zsunął ją na ciepły talerz. Zmielił na
wierzch biały pieprz i polał masłem.
To był najlepszy omlet, jaki Qwilleran jadł kiedykolwiek. Z każdym kremowym,
delikatnym kęsem przywoływał w pamięci brązowe suche wióry przywodzące na myśl zle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl