[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się ich. Ich lęk był zresztą po części uzasadniony, bo wyspa mogła trafić w
nieodpowiednie ręce.
S
R
- I ty zabrałeś statuetki, zniszczyłeś fresk i rozbiłeś wazy - raczej
stwierdził, niż zapytał Jorgos.
Melliakios przytaknął głucho, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nie chciałem tego, ale Maria ciągle powtarzała: Zrób to, Melliakios.
Jeżeli tego nie zrobisz, twoja rodzina będzie musiała wynieść się z wyspy tak
jak moja. Wiatr uniósł moje dzieci i rodzeństwo w daleki świat, do tej pory
jednak się nie obrócił i nie przywiał ich z powrotem. Melliakios, zabierz te
deski, bo inaczej może dojść do tego, że tak jak ja nie ujrzysz swych dzieci".
- Więc ty wyjąłeś te deski, a potem sam wpadłeś do wykopu - dokończył
Jorgos.
Melliakios tylko skinął głową, a Christina pomyślała, że w tym wypadku
sprawdziło się stare przysłowie: Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada".
- Teraz już idzcie, proszę, idzcie.
Jorgosowi i Christinie nie pozostało nic innego, jak się pożegnać.
Któregoś dnia wytłumaczą starej Marii i Melliakiosowi, że nie mają powodu
obawiać się przyszłości. Idąc zimnym korytarzem szpitalnym usłyszeli dzwięki
fletni. To Melliakios zaczął grać, a w jego grze było coś z pożegnania...
Był pogodny rozsłoneczniony dzień. Do północnego stoku Akropolu
przytuliło się stare miasto - Plaka, kolorowy labirynt wąskich uliczek i krytych
czerwoną dachówką małych domów. Gdy stało się na Likavitos, miało się
wrażenie, że Akropol jest dosłownie na sięgnięcie ręki, na redzie w Pireusie
stały statki pasażerskie i frachtowce, wyspa Aigina, oddalona o niecałą godzinę
drogi, lśniła w oddali pasmem białych plaż. Za nią wyłaniały się z porannej
mgły wzgórza wschodniego Peloponezu.
Rozmowy wypadły dobrze. Jorgosowi udało się zainteresować kilku
biznesmenów projektem nowoczesnego zagospodarowania wyspy, co
oczywiście oznaczało pożądane inwestycje. Jedna sprawa wszakże nie została
S
R
wyjaśniona. Za dwa tygodnie Christina miała wrócić do Stanów. Co wtedy
będzie z nią i Jorgosem?
Prom już dawno wyszedł z portu, lecz Christina ciągle jeszcze patrzyła w
stronę niknącego na horyzoncie miasta. Zdążyła je już pokochać...
Była jak i Jorgos pełna wad i sprzeczności, w każdym razie takie miała
uczucie, ale oboje odznaczali się silną wolą i zdecydowanym dążeniem do
wytkniętego celu. Dla niego życie musiało być w jakiś sposób spontaniczne -
tu i teraz. A dla niej?
W parę godzin pózniej przybili do przystani na Delos. Panował tam
ożywiony ruch, w kafenionie siedzieli jak zwykle ci sami młodzi i starzy
mężczyzni, osiołki ociężale kroczyły w pyle drogi, w większości obładowane
wiązkami chrustu. Wszędzie czarnowłose dzieci, bawiące się hałaśliwie
między łodziami, gromadzące się wokół wyrzuconych przez fale przedmiotów,
śmiejące się i rozkrzyczane.
Na drugim końcu przypominającego łuk pirsu rybacy naciągali na
brunatne pale przeznaczone do wysuszenia sieci. Wcześniej je połatali, wiążąc
zerwane oczka wyuczonymi, sprawnymi palcami, a przy tym śmiali się i
gawędzili. W pewnym momencie któryś z nich zaczął śpiewać, inni mu
zawtórowali. Ubrane na czarno kobiety, często z dzieckiem na ręku, chodziły z
koszami od straganu do straganu, inne stały przy studni napełniając wiadra i
dzbany.
W powietrzu unosił się gwar niezliczonych głosów, raz po raz rozlegał
się warkot motorówki, a ponad tym wszystkim krzyżowały się nieustanne
pokrzykiwania mew zataczających szerokie kręgi na niebie, to znów opadają-
cych na wodę w poszukiwaniu żeru albo trzepoczących po plaży. Pelikany
siedziały na brzegu mola i czyściły w słońcu pióra lub kołysały się na wodzie
pomiędzy łodziami.
S
R
- Mogłabym tu żyć - oświadczyła spontanicznie z radośnie bijącym
sercem. Miała uczucie, że wróciła do domu.
- Jak długo? - Jorgos spojrzał na nią z powagą. - W zimie wyspa jest
wyjątkowo cicha i samotna. Tawerny są zamknięte, a kobiety prawie nie
wychodzą z domów.
- Lato mogłabym spędzać na wyspie, a zimę w Atenach. - Chciała dać mu
ostrożnie do zrozumienia, że jest gotowa zostać w Grecji.
- Kocham cię, Christino, ale mimo to chciałbym, abyś wróciła do Stanów.
- A więc zrozumiał.
- Dlaczego? - Każde jego słowo było jak nóż zatapiający się bezlitośnie w
jej sercu.
- To ważna decyzja, i wcale nie taka łatwa. Gdy cię poproszę, abyś
została mą żoną, chcę, abyś miała absolutną jasność, na co się decydujesz.
- Chcesz się ze mną ożenić?
- Poczekaj. Chcę, abyś wróciła teraz do Stanów i tam, z dala od wyspy i
związanych z nią przeżyć, zastanowiła się w spokoju, czy naprawdę będziesz
mogła mieszkać w Grecji, w Atenach i na Delos. Dopiero gdy będziesz tego
pewna i wrócisz do mnie, spytam, czy zechcesz zostać moją żoną.
Potem wziął ją w ramiona, całował i tulił tak, jak gdyby nie miał nigdy
przestać...
Ostatnie dwa tygodnie minęły dla niej jak we śnie. Ojca widywała
jedynie z rzadka, gdyż większość czasu spędzał pod ziemią, a ona
wykorzystywała każdą chwilę, aby być z Jorgosem.
Potem nadszedł dzień odjazdu.
- Do widzenia, ojczulku - powiedziała obejmując go serdecznie.
- Już wracasz, dziecinko? - spytał nieco oszołomiony. - Przecież dopiero
co przyjechałaś.
S
R
- Dokładnie przed sześcioma tygodniami - powiedziała ze śmiechem. -
Nie ma rady, muszę zacząć zarabiać pieniądze, bo wydałam niemal wszystko.
- A dasz do prasy informację o wykopaliskach i grobowcu?
- To mój święty obowiązek!
Kiedy żegnała się z Christosem i Peterem, dojrzała starą Marię,
przyglądającą się im z daleka. Maria po raz pierwszy wyglądała na
zadowoloną. Przynajmniej jedna z tych obcych wyjeżdżała! Potem została z
Jorgosem sama. Na przystani było pełno ludzi, lecz nikt nie zwracał na nich
uwagi.
- Myśl o nas dobrze, kochanie - szepnął.
Zapach wody po goleniu i tytoniu, poważne ciemne oczy, łagodne ręce,
uśmiech... to wszystko wkrótce będzie tylko wspomnieniem. Chciała go
zatrzymać, zatrzymać na zawsze, mimo to nie poruszyła się.
On też nie chciał się z nią rozstawać. Naraz owładnął nim straszny lęk, że
może ją stracić, a przecież pragnął z nią dzielić życie, dobre i złe dni...
Już miał ją poprosić, aby machnęła ręką na rozsądek, dała się ponieść
uczuciu, zrobiła to, co jej dyktuje serce, gdy rozległ się warkot motoru i
donośne hej-hej". To Jeanne Evangelos przyjechała się pożegnać, a jej nagłe
hałaśliwe pojawienie się podziałało na nich jak kubeł zimnej wody. Jorgos
został brutalnie wyrwany z marzeń i przywrócony rzeczywistości. Nie, musi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
się ich. Ich lęk był zresztą po części uzasadniony, bo wyspa mogła trafić w
nieodpowiednie ręce.
S
R
- I ty zabrałeś statuetki, zniszczyłeś fresk i rozbiłeś wazy - raczej
stwierdził, niż zapytał Jorgos.
Melliakios przytaknął głucho, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nie chciałem tego, ale Maria ciągle powtarzała: Zrób to, Melliakios.
Jeżeli tego nie zrobisz, twoja rodzina będzie musiała wynieść się z wyspy tak
jak moja. Wiatr uniósł moje dzieci i rodzeństwo w daleki świat, do tej pory
jednak się nie obrócił i nie przywiał ich z powrotem. Melliakios, zabierz te
deski, bo inaczej może dojść do tego, że tak jak ja nie ujrzysz swych dzieci".
- Więc ty wyjąłeś te deski, a potem sam wpadłeś do wykopu - dokończył
Jorgos.
Melliakios tylko skinął głową, a Christina pomyślała, że w tym wypadku
sprawdziło się stare przysłowie: Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada".
- Teraz już idzcie, proszę, idzcie.
Jorgosowi i Christinie nie pozostało nic innego, jak się pożegnać.
Któregoś dnia wytłumaczą starej Marii i Melliakiosowi, że nie mają powodu
obawiać się przyszłości. Idąc zimnym korytarzem szpitalnym usłyszeli dzwięki
fletni. To Melliakios zaczął grać, a w jego grze było coś z pożegnania...
Był pogodny rozsłoneczniony dzień. Do północnego stoku Akropolu
przytuliło się stare miasto - Plaka, kolorowy labirynt wąskich uliczek i krytych
czerwoną dachówką małych domów. Gdy stało się na Likavitos, miało się
wrażenie, że Akropol jest dosłownie na sięgnięcie ręki, na redzie w Pireusie
stały statki pasażerskie i frachtowce, wyspa Aigina, oddalona o niecałą godzinę
drogi, lśniła w oddali pasmem białych plaż. Za nią wyłaniały się z porannej
mgły wzgórza wschodniego Peloponezu.
Rozmowy wypadły dobrze. Jorgosowi udało się zainteresować kilku
biznesmenów projektem nowoczesnego zagospodarowania wyspy, co
oczywiście oznaczało pożądane inwestycje. Jedna sprawa wszakże nie została
S
R
wyjaśniona. Za dwa tygodnie Christina miała wrócić do Stanów. Co wtedy
będzie z nią i Jorgosem?
Prom już dawno wyszedł z portu, lecz Christina ciągle jeszcze patrzyła w
stronę niknącego na horyzoncie miasta. Zdążyła je już pokochać...
Była jak i Jorgos pełna wad i sprzeczności, w każdym razie takie miała
uczucie, ale oboje odznaczali się silną wolą i zdecydowanym dążeniem do
wytkniętego celu. Dla niego życie musiało być w jakiś sposób spontaniczne -
tu i teraz. A dla niej?
W parę godzin pózniej przybili do przystani na Delos. Panował tam
ożywiony ruch, w kafenionie siedzieli jak zwykle ci sami młodzi i starzy
mężczyzni, osiołki ociężale kroczyły w pyle drogi, w większości obładowane
wiązkami chrustu. Wszędzie czarnowłose dzieci, bawiące się hałaśliwie
między łodziami, gromadzące się wokół wyrzuconych przez fale przedmiotów,
śmiejące się i rozkrzyczane.
Na drugim końcu przypominającego łuk pirsu rybacy naciągali na
brunatne pale przeznaczone do wysuszenia sieci. Wcześniej je połatali, wiążąc
zerwane oczka wyuczonymi, sprawnymi palcami, a przy tym śmiali się i
gawędzili. W pewnym momencie któryś z nich zaczął śpiewać, inni mu
zawtórowali. Ubrane na czarno kobiety, często z dzieckiem na ręku, chodziły z
koszami od straganu do straganu, inne stały przy studni napełniając wiadra i
dzbany.
W powietrzu unosił się gwar niezliczonych głosów, raz po raz rozlegał
się warkot motorówki, a ponad tym wszystkim krzyżowały się nieustanne
pokrzykiwania mew zataczających szerokie kręgi na niebie, to znów opadają-
cych na wodę w poszukiwaniu żeru albo trzepoczących po plaży. Pelikany
siedziały na brzegu mola i czyściły w słońcu pióra lub kołysały się na wodzie
pomiędzy łodziami.
S
R
- Mogłabym tu żyć - oświadczyła spontanicznie z radośnie bijącym
sercem. Miała uczucie, że wróciła do domu.
- Jak długo? - Jorgos spojrzał na nią z powagą. - W zimie wyspa jest
wyjątkowo cicha i samotna. Tawerny są zamknięte, a kobiety prawie nie
wychodzą z domów.
- Lato mogłabym spędzać na wyspie, a zimę w Atenach. - Chciała dać mu
ostrożnie do zrozumienia, że jest gotowa zostać w Grecji.
- Kocham cię, Christino, ale mimo to chciałbym, abyś wróciła do Stanów.
- A więc zrozumiał.
- Dlaczego? - Każde jego słowo było jak nóż zatapiający się bezlitośnie w
jej sercu.
- To ważna decyzja, i wcale nie taka łatwa. Gdy cię poproszę, abyś
została mą żoną, chcę, abyś miała absolutną jasność, na co się decydujesz.
- Chcesz się ze mną ożenić?
- Poczekaj. Chcę, abyś wróciła teraz do Stanów i tam, z dala od wyspy i
związanych z nią przeżyć, zastanowiła się w spokoju, czy naprawdę będziesz
mogła mieszkać w Grecji, w Atenach i na Delos. Dopiero gdy będziesz tego
pewna i wrócisz do mnie, spytam, czy zechcesz zostać moją żoną.
Potem wziął ją w ramiona, całował i tulił tak, jak gdyby nie miał nigdy
przestać...
Ostatnie dwa tygodnie minęły dla niej jak we śnie. Ojca widywała
jedynie z rzadka, gdyż większość czasu spędzał pod ziemią, a ona
wykorzystywała każdą chwilę, aby być z Jorgosem.
Potem nadszedł dzień odjazdu.
- Do widzenia, ojczulku - powiedziała obejmując go serdecznie.
- Już wracasz, dziecinko? - spytał nieco oszołomiony. - Przecież dopiero
co przyjechałaś.
S
R
- Dokładnie przed sześcioma tygodniami - powiedziała ze śmiechem. -
Nie ma rady, muszę zacząć zarabiać pieniądze, bo wydałam niemal wszystko.
- A dasz do prasy informację o wykopaliskach i grobowcu?
- To mój święty obowiązek!
Kiedy żegnała się z Christosem i Peterem, dojrzała starą Marię,
przyglądającą się im z daleka. Maria po raz pierwszy wyglądała na
zadowoloną. Przynajmniej jedna z tych obcych wyjeżdżała! Potem została z
Jorgosem sama. Na przystani było pełno ludzi, lecz nikt nie zwracał na nich
uwagi.
- Myśl o nas dobrze, kochanie - szepnął.
Zapach wody po goleniu i tytoniu, poważne ciemne oczy, łagodne ręce,
uśmiech... to wszystko wkrótce będzie tylko wspomnieniem. Chciała go
zatrzymać, zatrzymać na zawsze, mimo to nie poruszyła się.
On też nie chciał się z nią rozstawać. Naraz owładnął nim straszny lęk, że
może ją stracić, a przecież pragnął z nią dzielić życie, dobre i złe dni...
Już miał ją poprosić, aby machnęła ręką na rozsądek, dała się ponieść
uczuciu, zrobiła to, co jej dyktuje serce, gdy rozległ się warkot motoru i
donośne hej-hej". To Jeanne Evangelos przyjechała się pożegnać, a jej nagłe
hałaśliwe pojawienie się podziałało na nich jak kubeł zimnej wody. Jorgos
został brutalnie wyrwany z marzeń i przywrócony rzeczywistości. Nie, musi [ Pobierz całość w formacie PDF ]