[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie zechce cię widzieć. Wszystko jedno, czy przed, czy po ujawnieniu całej sprawy. Do
diabła, gotowa jest jeszcze jego oskarżyć. Wprawdzie mógł mieć inne zdanie, ale ona była
przekonana, że kocha Roberta. I nie wybaczy temu, kto stanął mu na drodze.
Jęknął głucho. To wszystko powtarzał sobie już nieraz. Dobrze wiedział, że nie ma
niczego, co mogłoby łączyć weterana z Wietnamu z córką angielskiego pastora. %7łyli w
innych światach. Mimo to nie mógł od niej odejść. Postawił na jedną kartę związek z Rose,
swoją posadę, może nawet życie, bo przecież w każdej chwili mogło się okazać, że za dużo
wie i trzeba go usunąć.
Dochodziła jedenasta, kiedy wjechał do miasteczka. Nie było dużego ruchu. Przed
sklepami parkowało zaledwie kilka samochodów. Psy buszowały po trawnikach, podczas gdy
ich właściciele gawędzili na chodniku. Nikt nie zwrócił specjalnej uwagi na mercedesa.
Oliver miał tylko nadzieję, że Amanda nie robi zakupów w Sutton Magna.
Kościół mieścił się na skraju miasteczka i jego teren łączył się z ogrodem należącym do
plebanii. Dzień był upalny i zagadnięty przez Olivera starszy człowiek, który przycinał
żywopłot przed budynkiem, życzliwie powitał nieznajomego.
Panna Hayton? Mężczyzna otarł pot z czoła barwną chustką. A, chodzi panu o Fliss.
Tak, jest gdzieś w pobliżu. Właśnie przed chwilą przyniosła mi kawę. Wskazał ręką na
opróżniony kubek postawiony na taczce. Tego mi trzeba. Zimne napoje nic nie pomagają w
taki upał, wie pan? Jest dowiedzione, że...
W takim razie pójdę jej poszukać Oliver przerwał mu grzecznie, myśląc w duchu, że
jemu zimne piwo z pewnością by pomogło. Dziękuję powiedział otwierając furtkę i czując
się nieco winny, że tak zbył rozmówcę. Wskazując na żywopłot, dodał: Dobra robota!
Gorąca robota! uściślił ogrodnik, zdejmując czapkę i przeciągając chustką po
łysiejącej głowie. Popatrzył pytająco na Olivera. To pan jest tym Amerykaninem, który był
na herbacie u pastora jakiś tydzień temu?
Oliver zdusił westchnienie. Zupełnie zapomniał, jak to jest w małych miasteczkach, gdzie
każdy chce jak najwięcej wiedzieć o innych. W jego Maple Falls też nie można było wziąć się
za malowanie płotu, by natychmiast nie zostać zasypanym dobrymi radami.
Tak, zgadza się. Ruszył ścieżką przed siebie, choć był pewien, że ogrodnik chętnie by
jeszcze pogawędził. Nie obejrzał się jednak ani razu.
Ledwie zadzwonił, w drzwiach pojawiła się Fliss. Nie była zaskoczona jego widokiem.
Wystarczyło mu jedno spojrzenie, by się o tym przekonać. Chociaż właściwie dlaczego
miałoby tak być? Przecież wcale nie ukrywał swojego przybycia. Mogła zobaczyć go przez
okno. Po jej zdyszanym oddechu przypuszczał, że biegła po schodach. Czyżby chciała ubiec
ojca lub gospodynię?
Dzień dobry powitał ją, mimowolnie myśląc, że przyjemnie zobaczyć dziewczynę,
która nie chodzi całymi dniami w spodniach. Rozkloszowana sukienka w kwiatowy deseń
wprawdzie mogłaby być nieco krótsza, by nie zasłaniać tak bardzo nóg, ale wycięta góra
odkrywała ozłocone słońcem ramiona. Upięte we francuski warkocz włosy odsłaniały jej
delikatny profil, a jedwabiste, wymykające się loczki zdawały się być lekko wilgotne.
Zaskoczyłem cię?
Niespecjalnie.
Nie takiego powitania by sobie życzył, ale w końcu był realistą.
Czy to dobrze, czy zle? Spodziewałaś się mnie?
Obawiałam się, że możesz przyjechać odrzekła chłodno. Czego chcesz?
Postawił nogę na stopniu, wsunął palce za pasek spodni.
Co mam na to odpowiedzieć? zapytał z rozżaleniem. Jak się czujesz? Jak się miewa
twój ojciec?
Chyba nie sądzisz, że uwierzę w twoje zainteresowanie oświadczyła ozięble, ale
dobre wychowanie wzięło górę. Ojciec czuje się dobrze, dziękuję. Tak jak i ja, póki ciebie
nie zobaczyłam.
Oliver zagryzł usta.
Jesteś nieugięta, co? Chyba ciągle jeszcze jesteś na mnie zła o tamten wieczór. A ja
myślałem, że chętnie skorzystasz z podwiezienia. Przecież nawet nie miałaś płaszcza.
Fliss chwyciła głęboki oddech.
Dzięki za zainteresowanie. Szkoda tylko, iż nie przyszło ci do głowy, że może nie mam
ochoty jechać razem z tą ordynarną kobietą, która uchodzi za twoją przyjaciółkę.
Masz na myśli Rose? Wzruszył ramionami. To prawda, że czasami potrafi być
niemiła. Umilkł na chwilę. Jest po prostu zazdrosna.
Zaparło jej dech.
O kogo?
O ciebie wyjaśnił spokojnie. Nigdy wcześniej nie znała kogoś takiego jak ty.
Skrzywił się. Wydaje mi się, że mogę to samo powiedzieć o sobie.
Nie wątpię czuła, iż zaczyna się rumienić. A jeśli sądzisz, że pochlebstwem...
Do diabła! zbyt pózno ugryzł się w język. Zrobił bezradny gest i odwrócił od niej
wzrok. Po chwili opanował się. Nie przyjechałem po to, żeby się kłócić.
Po co przyjechałeś?
Chciałem cię zobaczyć burknął, a ona mocniej zacisnęła palce na futrynie, jakby
nagle się go przestraszyła.
W ciszy, jaka zaległa po tych słowach, Oliver kolejny raz wyrzucał sobie pomysł
przyjazdu tutaj. Przeciągnął strunę. Fliss już nigdy nie uwierzy, że nie jest dla niej
zagrożeniem.
Lepiej wejdz do środka zaproponowała zmienionym głosem.
Chyba dopiero teraz spostrzegła starego ogrodnika, który, choć nie mógł słyszeć ich słów,
jednak przyglądał się z wyraznym zainteresowaniem. Pomachała mu ręką i cofnęła się do
domu.
Ojca... nie ma teraz. Poszedł do kościoła wyjaśniła napiętym głosem. W środę rano
udziela komunii parafianom w podeszłym wieku. Wróci dopiero po dwunastej.
Wahał się ledwie przez moment. Postąpił krok do przodu i znalazł się w wykładanym
terakotą holu. Fliss zamknęła za nim drzwi. Stanęła przy nich, oparła dłonie o futrynę. Oliver,
podziwiający antyczną komódkę i stojak na parasole, odwrócił się ku niej. Złote włosy
dziewczyny kontrastowały z zielenią szklanej tafli drzwi.
Serce mu zabiło. Wydawała mu się taka piękna, taka czysta. Objąć ją teraz, przytulić,
ochronić. Nie tylko przed Robertem, Rose i tym całym zamieszaniem, jakie wywołała śmierć
Hastingsa. Ale też przed nim. Tak bardzo się bał, iż może ją skrzywdzić.
Dobrze wiedział, że zaproszenie go do środka było z jej strony aktem nieprawdopodobnej
odwagi. Jej postępek z pewnością będzie na ustach całego miasteczka. Wystarczy, że
ogrodnik był tego świadkiem. Uwielbiał plotki, to było oczywiste. Okazuje się, że jego
przyjazd tutaj wcale nie był mniej ryzykowny dla reputacji Fliss niż dla niego.
Ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Była tutaj, tuż obok niego, a ręce same się do
niej wyciągały. Nie słuchał głosu rozsądku. Podszedł do niej, położył dłonie na drzwiach po
obu stronach jej twarzy, pochylił ku niej usta.
Jej oddech był ciepły, przesycony delikatnym, słodkim zapachem. Oddychała z trudem,
czuł, jak szybko pulsuje jej krew. Resztką sił powstrzymał się, by nie dotknąć jej piersi, by
poczuć bicie serca.
Wiedziałaś, że przyjadę, powiedz wyszeptał, odsuwając ramiączko sukienki i błądząc
ustami po jej skórze. Drżała pod jego dotykiem. Przez ostatnie dziesięć dni nie mogłem
myśleć o niczym innym... tylko o tobie. A nawet jeszcze wcześniej. Od chwili, kiedy cię
zobaczyłem.
Z trudem zaczerpnęła powietrza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
nie zechce cię widzieć. Wszystko jedno, czy przed, czy po ujawnieniu całej sprawy. Do
diabła, gotowa jest jeszcze jego oskarżyć. Wprawdzie mógł mieć inne zdanie, ale ona była
przekonana, że kocha Roberta. I nie wybaczy temu, kto stanął mu na drodze.
Jęknął głucho. To wszystko powtarzał sobie już nieraz. Dobrze wiedział, że nie ma
niczego, co mogłoby łączyć weterana z Wietnamu z córką angielskiego pastora. %7łyli w
innych światach. Mimo to nie mógł od niej odejść. Postawił na jedną kartę związek z Rose,
swoją posadę, może nawet życie, bo przecież w każdej chwili mogło się okazać, że za dużo
wie i trzeba go usunąć.
Dochodziła jedenasta, kiedy wjechał do miasteczka. Nie było dużego ruchu. Przed
sklepami parkowało zaledwie kilka samochodów. Psy buszowały po trawnikach, podczas gdy
ich właściciele gawędzili na chodniku. Nikt nie zwrócił specjalnej uwagi na mercedesa.
Oliver miał tylko nadzieję, że Amanda nie robi zakupów w Sutton Magna.
Kościół mieścił się na skraju miasteczka i jego teren łączył się z ogrodem należącym do
plebanii. Dzień był upalny i zagadnięty przez Olivera starszy człowiek, który przycinał
żywopłot przed budynkiem, życzliwie powitał nieznajomego.
Panna Hayton? Mężczyzna otarł pot z czoła barwną chustką. A, chodzi panu o Fliss.
Tak, jest gdzieś w pobliżu. Właśnie przed chwilą przyniosła mi kawę. Wskazał ręką na
opróżniony kubek postawiony na taczce. Tego mi trzeba. Zimne napoje nic nie pomagają w
taki upał, wie pan? Jest dowiedzione, że...
W takim razie pójdę jej poszukać Oliver przerwał mu grzecznie, myśląc w duchu, że
jemu zimne piwo z pewnością by pomogło. Dziękuję powiedział otwierając furtkę i czując
się nieco winny, że tak zbył rozmówcę. Wskazując na żywopłot, dodał: Dobra robota!
Gorąca robota! uściślił ogrodnik, zdejmując czapkę i przeciągając chustką po
łysiejącej głowie. Popatrzył pytająco na Olivera. To pan jest tym Amerykaninem, który był
na herbacie u pastora jakiś tydzień temu?
Oliver zdusił westchnienie. Zupełnie zapomniał, jak to jest w małych miasteczkach, gdzie
każdy chce jak najwięcej wiedzieć o innych. W jego Maple Falls też nie można było wziąć się
za malowanie płotu, by natychmiast nie zostać zasypanym dobrymi radami.
Tak, zgadza się. Ruszył ścieżką przed siebie, choć był pewien, że ogrodnik chętnie by
jeszcze pogawędził. Nie obejrzał się jednak ani razu.
Ledwie zadzwonił, w drzwiach pojawiła się Fliss. Nie była zaskoczona jego widokiem.
Wystarczyło mu jedno spojrzenie, by się o tym przekonać. Chociaż właściwie dlaczego
miałoby tak być? Przecież wcale nie ukrywał swojego przybycia. Mogła zobaczyć go przez
okno. Po jej zdyszanym oddechu przypuszczał, że biegła po schodach. Czyżby chciała ubiec
ojca lub gospodynię?
Dzień dobry powitał ją, mimowolnie myśląc, że przyjemnie zobaczyć dziewczynę,
która nie chodzi całymi dniami w spodniach. Rozkloszowana sukienka w kwiatowy deseń
wprawdzie mogłaby być nieco krótsza, by nie zasłaniać tak bardzo nóg, ale wycięta góra
odkrywała ozłocone słońcem ramiona. Upięte we francuski warkocz włosy odsłaniały jej
delikatny profil, a jedwabiste, wymykające się loczki zdawały się być lekko wilgotne.
Zaskoczyłem cię?
Niespecjalnie.
Nie takiego powitania by sobie życzył, ale w końcu był realistą.
Czy to dobrze, czy zle? Spodziewałaś się mnie?
Obawiałam się, że możesz przyjechać odrzekła chłodno. Czego chcesz?
Postawił nogę na stopniu, wsunął palce za pasek spodni.
Co mam na to odpowiedzieć? zapytał z rozżaleniem. Jak się czujesz? Jak się miewa
twój ojciec?
Chyba nie sądzisz, że uwierzę w twoje zainteresowanie oświadczyła ozięble, ale
dobre wychowanie wzięło górę. Ojciec czuje się dobrze, dziękuję. Tak jak i ja, póki ciebie
nie zobaczyłam.
Oliver zagryzł usta.
Jesteś nieugięta, co? Chyba ciągle jeszcze jesteś na mnie zła o tamten wieczór. A ja
myślałem, że chętnie skorzystasz z podwiezienia. Przecież nawet nie miałaś płaszcza.
Fliss chwyciła głęboki oddech.
Dzięki za zainteresowanie. Szkoda tylko, iż nie przyszło ci do głowy, że może nie mam
ochoty jechać razem z tą ordynarną kobietą, która uchodzi za twoją przyjaciółkę.
Masz na myśli Rose? Wzruszył ramionami. To prawda, że czasami potrafi być
niemiła. Umilkł na chwilę. Jest po prostu zazdrosna.
Zaparło jej dech.
O kogo?
O ciebie wyjaśnił spokojnie. Nigdy wcześniej nie znała kogoś takiego jak ty.
Skrzywił się. Wydaje mi się, że mogę to samo powiedzieć o sobie.
Nie wątpię czuła, iż zaczyna się rumienić. A jeśli sądzisz, że pochlebstwem...
Do diabła! zbyt pózno ugryzł się w język. Zrobił bezradny gest i odwrócił od niej
wzrok. Po chwili opanował się. Nie przyjechałem po to, żeby się kłócić.
Po co przyjechałeś?
Chciałem cię zobaczyć burknął, a ona mocniej zacisnęła palce na futrynie, jakby
nagle się go przestraszyła.
W ciszy, jaka zaległa po tych słowach, Oliver kolejny raz wyrzucał sobie pomysł
przyjazdu tutaj. Przeciągnął strunę. Fliss już nigdy nie uwierzy, że nie jest dla niej
zagrożeniem.
Lepiej wejdz do środka zaproponowała zmienionym głosem.
Chyba dopiero teraz spostrzegła starego ogrodnika, który, choć nie mógł słyszeć ich słów,
jednak przyglądał się z wyraznym zainteresowaniem. Pomachała mu ręką i cofnęła się do
domu.
Ojca... nie ma teraz. Poszedł do kościoła wyjaśniła napiętym głosem. W środę rano
udziela komunii parafianom w podeszłym wieku. Wróci dopiero po dwunastej.
Wahał się ledwie przez moment. Postąpił krok do przodu i znalazł się w wykładanym
terakotą holu. Fliss zamknęła za nim drzwi. Stanęła przy nich, oparła dłonie o futrynę. Oliver,
podziwiający antyczną komódkę i stojak na parasole, odwrócił się ku niej. Złote włosy
dziewczyny kontrastowały z zielenią szklanej tafli drzwi.
Serce mu zabiło. Wydawała mu się taka piękna, taka czysta. Objąć ją teraz, przytulić,
ochronić. Nie tylko przed Robertem, Rose i tym całym zamieszaniem, jakie wywołała śmierć
Hastingsa. Ale też przed nim. Tak bardzo się bał, iż może ją skrzywdzić.
Dobrze wiedział, że zaproszenie go do środka było z jej strony aktem nieprawdopodobnej
odwagi. Jej postępek z pewnością będzie na ustach całego miasteczka. Wystarczy, że
ogrodnik był tego świadkiem. Uwielbiał plotki, to było oczywiste. Okazuje się, że jego
przyjazd tutaj wcale nie był mniej ryzykowny dla reputacji Fliss niż dla niego.
Ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Była tutaj, tuż obok niego, a ręce same się do
niej wyciągały. Nie słuchał głosu rozsądku. Podszedł do niej, położył dłonie na drzwiach po
obu stronach jej twarzy, pochylił ku niej usta.
Jej oddech był ciepły, przesycony delikatnym, słodkim zapachem. Oddychała z trudem,
czuł, jak szybko pulsuje jej krew. Resztką sił powstrzymał się, by nie dotknąć jej piersi, by
poczuć bicie serca.
Wiedziałaś, że przyjadę, powiedz wyszeptał, odsuwając ramiączko sukienki i błądząc
ustami po jej skórze. Drżała pod jego dotykiem. Przez ostatnie dziesięć dni nie mogłem
myśleć o niczym innym... tylko o tobie. A nawet jeszcze wcześniej. Od chwili, kiedy cię
zobaczyłem.
Z trudem zaczerpnęła powietrza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]