[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aparat tlenowy. - Niektórym się to podoba.
- Tak, właśnie widziałem.
Pomógł Deanowi zdjąć butlę, a następnie podszedł do
zagniewanej Kelsey.
- Dobrze, Rambo, zajmę się tą spluwą. Powinienem był
wcześniej wyjaśnić, \e nie \yczę sobie pistoletów, granatników i
miotaczy ognia na mojej łodzi.
Wyciągnięta ręka zawisła na chwilę w powietrzu. Kelsey
spojrzała na Jessa wzrokiem pełnym wyrzutu. Nie mogła nie
dostrzec, \e pod układną maską skrywa wściekłość. Oddała pistolet,
jakby wbrew własnej woli.
Jess sprawdził zabezpieczenie, wyjął magazynek i schował
pistolet do kieszeni.
- Niezle sobie z nimi poradziłaś, mała - powiedział na
pocieszenie. - I ze statkiem - dodał.
- Dziękuję. - Popatrzyła na niego uwa\nie.
- Ale jeśli kiedykolwiek narazisz moją łódz na coś podobnego,
osobiście wyrzucę cię za burtę. To nie jest motorówka stra\y
nadbrze\nej! Gdyby miało się to powtórzyć, natychmiast wracamy
do portu. Jasne?
- Zaraz, chwileczkę... - W jej oczach znowu pojawiły się
niebezpieczne błyski.
- Czy to jest jasne?
Ich spojrzenia skrzy\owały się niczym szpady. Stoczyli
śmiertelną walkę, chcąc złamać wolę przeciwnika. Jess widział, jak
gorzka jest jej pora\ka.
- Tak.
- W porządku.
Poczuł, \e energia uchodzi z niego, jak powietrze z przekłutej
dętki. Nie miał ju\ sił na dalszą walkę.
- Powinnaś wiedzieć - dodał po chwili, patrząc
przed siebie - \e ta przygoda kosztowała mnie dziesięć
lat \ycia. Nie wiem, czy nie powinienem stąd uciec,
chcąc zachować resztę.
Spojrzała na niego z obawą. Ale po chwili zobaczył na jej ustach
coś w rodzaju uśmiechu.
- Rozumiem - szepnęła.
Dean spojrzał na nich ze zdziwieniem, ale Jess nie zwrócił na to
uwagi. Mruknął coś jeszcze i powlókł się do kabiny nawigacyjnej.
Przez następny kwadrans próbował się uspokoić. Oddychał głęboko
stojąc przy sterze. Wcią\ pamiętał wykrzywione ze złości twarze
rybaków. Wyobra\ał sobie, \e zamiast koła ściska białą szyję
Kelsey Morgan.
Dopiero po paru godzinach do Kelsey dotarło w pełni, \e
została ujarzmiona. Nikomu przedtem to się nie udało. Poczuła
nagły respekt dla Jessa Sewarda. Zawsze potrafiła dopiąć swego
dzięki determinacji i szczęściu. Jess jako pierwszy oparł się jej, w
dodatku tak sprytnie, \e nim zdołała się obejrzeć, została bez broni
i... argumentów. Nie potrafiła jednak wzbudzić w sobie niechęci do
niego.
Po godzinie dopłynęli na miejsce. Ale tylko przyrządy
wskazywały, \e są na Falporach. Zakotwiczyli Miss Santa Fe" w
pobli\u mielizn i zaczęli się szykować do nurkowania.
Kelsey postanowiła, \e Craig i Dean popłyną pierwsi. Wprawdzie
sama pragnęła jak najszybciej znalezć się w wodzie, ale rozumiała,
\e jako szef wyprawy musi zostać na pokładzie, aby koordynować
wszystkie działania.
Nie mogła usiedzieć w kabinie nawigacyjnej, słuchając pisków i
trzasków z radiostacji. Równie\ dzwięki dochodzące ze specjalnego
mikrofonu umieszczonego pod wodą nic jej nie mówiły. Rozwa\ała
szanse powodzenia wyprawy. Zastanawiała się, czy uda jej się
odnalezć Simbę tam, gdzie powinien być. Myślała o tym, co robią
Craig i Dean. Wydawało się, \e od chwili, kiedy zniknęli pod
powierzchnią oceanu, minęły wieki. Mieli spędzić pod wodą
dwadzieścia minut. Spojrzała na zegarek. Ze zdziwieniem
zauwa\yła, \e minęły dopiero cztery...
Jess stał przy relingu z puszką piwa. Natknęła się na niego zaraz
po wyjściu. Stanęła obok i zapytała:
- Czy ciągle się gniewasz?
- Gniewam? - Nawet na nią nie spojrzał. - Do diabła, jestem
wściekły! Mam nadzieję, \e po tej wyprawie ju\ nigdy cię nie
zobaczę. Jeśli tyle z tobą kłopotów na morzu, to co dopiero musisz
wyczyniać na lądzie?
- To moja praca - \achnęła się.
- Co? Podszywanie się pod policję federalną i straszenie
rybaków? Gdybym wiedział to wcześniej, na pewno nie wziąłbym
cię na pokład. Musiałabyś szukać innej łodzi.
- Dobrze, ju\ dobrze, nie przejmuj się tak. Właśnie tego nie
znoszę u mę\czyzn. Wszyscy uwa\acie, \e silna kobieta zagra\a
waszej męskości.
Jess ze zdenerwowania uderzył pełną jeszcze puszką o reling.
Odrobina piwa wylała się na jego dłoń.
- Jakiej męskości? To moje \ycie było w
niebezpieczeństwie. Mam nadzieję, \e to zrozumiałaś.
Odwrócił głowę i zmierzył ją wzrokiem. - Jeśli ci faceci zło\ą
na nas meldunek, to właśnie ja pójdę do więzienia. Wzruszyła
ramionami.
- Powściągnij swoją bujną wyobraznię. Przede wszystkim,
nie zło\ą meldunku, bo będą się bali. Widziałam, jak patrzyli na
mnie, kiedy odpływali.
Jess wciągnął głęboko powietrze. Kelsey miała wyjątkowy tupet.
Przez moment nie wiedział, jak zareagować. A potem zaczął się
śmiać.
- Co z ciebie za dziewczyna!
Kelsey poczuła dreszcz podniecenia. Rozumiał ją, chocia\ nie
mógł pochwalić tego, co zrobiła. Inny mę\czyzna pewnie usiłowałby
ją powstrzymać. Zapewne u\yłby siły lub autorytetu, by narzucić jej
swoją wolę. Jess chciał jej bronić, kiedy tego potrzebowała. Nie
starał się zmienić jej poglądów. Wiedziała, \e mo\e na niego
liczyć.
Wkrótce zawstydziła się swoich myśli i \eby je odpędzić,
zaczęła rozmowę:
- Czy nurkowałeś tu kiedyś?
Spojrzał na nią chłodno i pociągnął piwa z puszki. Zdawało jej
się, \e nie ma ochoty o tym mówić.
- Mo\na tak powiedzieć. W ten sposób zarobiłem na
Falporach pierwsze pieniądze.
Zerknęła na niego z niedowierzaniem.
- Oczywiście nie tylko dla siebie, ale dzięki temu mogłem
otworzyć własny interes.
- Mówisz powa\nie?
- Pamiętasz poszukiwania Croydona" przed ośmiu laty? To było
wtedy, zanim ludzie tacy jak ty zabronili poszukiwania skarbów w
tym rejonie.
Pamiętała. Sprawa Croydona", frachtowca z dziewiętnastego
wieku, była w swoim czasie bardzo głośna. Prasa pisała o tym niemal
codziennie. Od tego zaczęło się poszukiwanie skarbów na
Falporach.
- Nie zabronili, a tylko utrudnili poszukiwania. Nie
przesadzaj. Teraz potrzebowałbyś specjalnych zezwoleń. Tak swoją
drogą, ile zarobiłeś?
Roześmiał się. Zgniótł pustą puszkę i wrzucił ją do kosza. W
jego oczach pojawiły się złośliwe iskierki. Zrozumiała, \e niczego
się od niego nie dowie.
- Za mało - mruknął i znowu się roześmiał. - A co, chcesz
się bogato wydać za mą\?
Kelsey potrząsnęła głową, nieco rozgniewana. Złościło ją to, \e
znowu poruszył ten temat.
- Czy nie mo\esz tak po prostu odpowiadać na pytania? To
przecie\ nie jest trudne.
Poczuła nagły ucisk w dołku. Spojrzenie Jessa zdawało się
pieścić jej włosy. Najchętniej podeszłaby i przytuliła się do niego.
Chciała poczuć pod palcami jego skórę...
- Ty jesteś taka sama - odparł. - Te\ odpowiadasz pytaniem
na pytanie.
Tego, co się działo między nimi, nie mo\na było niczym
wyjaśnić. To było jak tajemnicze misterium.
Jess po prostu spojrzał na nią, a Kelsey nagle zdała sobie sprawę,
jak blisko siebie stoją. Niemal czuła ciepło jego ciała. Widziała jego
włosy smagane wiatrem i spalone przez słońce. Kochała się z nim,
ale do tej pory nie dotykała jego włosów. Nie trzymała w dłoniach
jego głowy. Nie dotykała uszu, brody, nosa... Pragnęła tego całym
sercem. Spróbowała zwil\yć językiem spieczone wargi. Poczuła, \e
zupełnie zaschło jej w gardle. Jess spoglądał na nią wyczekująco. W
jego oczach wyczytała te same pragnienia. Serce waliło jej jak
młotem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
aparat tlenowy. - Niektórym się to podoba.
- Tak, właśnie widziałem.
Pomógł Deanowi zdjąć butlę, a następnie podszedł do
zagniewanej Kelsey.
- Dobrze, Rambo, zajmę się tą spluwą. Powinienem był
wcześniej wyjaśnić, \e nie \yczę sobie pistoletów, granatników i
miotaczy ognia na mojej łodzi.
Wyciągnięta ręka zawisła na chwilę w powietrzu. Kelsey
spojrzała na Jessa wzrokiem pełnym wyrzutu. Nie mogła nie
dostrzec, \e pod układną maską skrywa wściekłość. Oddała pistolet,
jakby wbrew własnej woli.
Jess sprawdził zabezpieczenie, wyjął magazynek i schował
pistolet do kieszeni.
- Niezle sobie z nimi poradziłaś, mała - powiedział na
pocieszenie. - I ze statkiem - dodał.
- Dziękuję. - Popatrzyła na niego uwa\nie.
- Ale jeśli kiedykolwiek narazisz moją łódz na coś podobnego,
osobiście wyrzucę cię za burtę. To nie jest motorówka stra\y
nadbrze\nej! Gdyby miało się to powtórzyć, natychmiast wracamy
do portu. Jasne?
- Zaraz, chwileczkę... - W jej oczach znowu pojawiły się
niebezpieczne błyski.
- Czy to jest jasne?
Ich spojrzenia skrzy\owały się niczym szpady. Stoczyli
śmiertelną walkę, chcąc złamać wolę przeciwnika. Jess widział, jak
gorzka jest jej pora\ka.
- Tak.
- W porządku.
Poczuł, \e energia uchodzi z niego, jak powietrze z przekłutej
dętki. Nie miał ju\ sił na dalszą walkę.
- Powinnaś wiedzieć - dodał po chwili, patrząc
przed siebie - \e ta przygoda kosztowała mnie dziesięć
lat \ycia. Nie wiem, czy nie powinienem stąd uciec,
chcąc zachować resztę.
Spojrzała na niego z obawą. Ale po chwili zobaczył na jej ustach
coś w rodzaju uśmiechu.
- Rozumiem - szepnęła.
Dean spojrzał na nich ze zdziwieniem, ale Jess nie zwrócił na to
uwagi. Mruknął coś jeszcze i powlókł się do kabiny nawigacyjnej.
Przez następny kwadrans próbował się uspokoić. Oddychał głęboko
stojąc przy sterze. Wcią\ pamiętał wykrzywione ze złości twarze
rybaków. Wyobra\ał sobie, \e zamiast koła ściska białą szyję
Kelsey Morgan.
Dopiero po paru godzinach do Kelsey dotarło w pełni, \e
została ujarzmiona. Nikomu przedtem to się nie udało. Poczuła
nagły respekt dla Jessa Sewarda. Zawsze potrafiła dopiąć swego
dzięki determinacji i szczęściu. Jess jako pierwszy oparł się jej, w
dodatku tak sprytnie, \e nim zdołała się obejrzeć, została bez broni
i... argumentów. Nie potrafiła jednak wzbudzić w sobie niechęci do
niego.
Po godzinie dopłynęli na miejsce. Ale tylko przyrządy
wskazywały, \e są na Falporach. Zakotwiczyli Miss Santa Fe" w
pobli\u mielizn i zaczęli się szykować do nurkowania.
Kelsey postanowiła, \e Craig i Dean popłyną pierwsi. Wprawdzie
sama pragnęła jak najszybciej znalezć się w wodzie, ale rozumiała,
\e jako szef wyprawy musi zostać na pokładzie, aby koordynować
wszystkie działania.
Nie mogła usiedzieć w kabinie nawigacyjnej, słuchając pisków i
trzasków z radiostacji. Równie\ dzwięki dochodzące ze specjalnego
mikrofonu umieszczonego pod wodą nic jej nie mówiły. Rozwa\ała
szanse powodzenia wyprawy. Zastanawiała się, czy uda jej się
odnalezć Simbę tam, gdzie powinien być. Myślała o tym, co robią
Craig i Dean. Wydawało się, \e od chwili, kiedy zniknęli pod
powierzchnią oceanu, minęły wieki. Mieli spędzić pod wodą
dwadzieścia minut. Spojrzała na zegarek. Ze zdziwieniem
zauwa\yła, \e minęły dopiero cztery...
Jess stał przy relingu z puszką piwa. Natknęła się na niego zaraz
po wyjściu. Stanęła obok i zapytała:
- Czy ciągle się gniewasz?
- Gniewam? - Nawet na nią nie spojrzał. - Do diabła, jestem
wściekły! Mam nadzieję, \e po tej wyprawie ju\ nigdy cię nie
zobaczę. Jeśli tyle z tobą kłopotów na morzu, to co dopiero musisz
wyczyniać na lądzie?
- To moja praca - \achnęła się.
- Co? Podszywanie się pod policję federalną i straszenie
rybaków? Gdybym wiedział to wcześniej, na pewno nie wziąłbym
cię na pokład. Musiałabyś szukać innej łodzi.
- Dobrze, ju\ dobrze, nie przejmuj się tak. Właśnie tego nie
znoszę u mę\czyzn. Wszyscy uwa\acie, \e silna kobieta zagra\a
waszej męskości.
Jess ze zdenerwowania uderzył pełną jeszcze puszką o reling.
Odrobina piwa wylała się na jego dłoń.
- Jakiej męskości? To moje \ycie było w
niebezpieczeństwie. Mam nadzieję, \e to zrozumiałaś.
Odwrócił głowę i zmierzył ją wzrokiem. - Jeśli ci faceci zło\ą
na nas meldunek, to właśnie ja pójdę do więzienia. Wzruszyła
ramionami.
- Powściągnij swoją bujną wyobraznię. Przede wszystkim,
nie zło\ą meldunku, bo będą się bali. Widziałam, jak patrzyli na
mnie, kiedy odpływali.
Jess wciągnął głęboko powietrze. Kelsey miała wyjątkowy tupet.
Przez moment nie wiedział, jak zareagować. A potem zaczął się
śmiać.
- Co z ciebie za dziewczyna!
Kelsey poczuła dreszcz podniecenia. Rozumiał ją, chocia\ nie
mógł pochwalić tego, co zrobiła. Inny mę\czyzna pewnie usiłowałby
ją powstrzymać. Zapewne u\yłby siły lub autorytetu, by narzucić jej
swoją wolę. Jess chciał jej bronić, kiedy tego potrzebowała. Nie
starał się zmienić jej poglądów. Wiedziała, \e mo\e na niego
liczyć.
Wkrótce zawstydziła się swoich myśli i \eby je odpędzić,
zaczęła rozmowę:
- Czy nurkowałeś tu kiedyś?
Spojrzał na nią chłodno i pociągnął piwa z puszki. Zdawało jej
się, \e nie ma ochoty o tym mówić.
- Mo\na tak powiedzieć. W ten sposób zarobiłem na
Falporach pierwsze pieniądze.
Zerknęła na niego z niedowierzaniem.
- Oczywiście nie tylko dla siebie, ale dzięki temu mogłem
otworzyć własny interes.
- Mówisz powa\nie?
- Pamiętasz poszukiwania Croydona" przed ośmiu laty? To było
wtedy, zanim ludzie tacy jak ty zabronili poszukiwania skarbów w
tym rejonie.
Pamiętała. Sprawa Croydona", frachtowca z dziewiętnastego
wieku, była w swoim czasie bardzo głośna. Prasa pisała o tym niemal
codziennie. Od tego zaczęło się poszukiwanie skarbów na
Falporach.
- Nie zabronili, a tylko utrudnili poszukiwania. Nie
przesadzaj. Teraz potrzebowałbyś specjalnych zezwoleń. Tak swoją
drogą, ile zarobiłeś?
Roześmiał się. Zgniótł pustą puszkę i wrzucił ją do kosza. W
jego oczach pojawiły się złośliwe iskierki. Zrozumiała, \e niczego
się od niego nie dowie.
- Za mało - mruknął i znowu się roześmiał. - A co, chcesz
się bogato wydać za mą\?
Kelsey potrząsnęła głową, nieco rozgniewana. Złościło ją to, \e
znowu poruszył ten temat.
- Czy nie mo\esz tak po prostu odpowiadać na pytania? To
przecie\ nie jest trudne.
Poczuła nagły ucisk w dołku. Spojrzenie Jessa zdawało się
pieścić jej włosy. Najchętniej podeszłaby i przytuliła się do niego.
Chciała poczuć pod palcami jego skórę...
- Ty jesteś taka sama - odparł. - Te\ odpowiadasz pytaniem
na pytanie.
Tego, co się działo między nimi, nie mo\na było niczym
wyjaśnić. To było jak tajemnicze misterium.
Jess po prostu spojrzał na nią, a Kelsey nagle zdała sobie sprawę,
jak blisko siebie stoją. Niemal czuła ciepło jego ciała. Widziała jego
włosy smagane wiatrem i spalone przez słońce. Kochała się z nim,
ale do tej pory nie dotykała jego włosów. Nie trzymała w dłoniach
jego głowy. Nie dotykała uszu, brody, nosa... Pragnęła tego całym
sercem. Spróbowała zwil\yć językiem spieczone wargi. Poczuła, \e
zupełnie zaschło jej w gardle. Jess spoglądał na nią wyczekująco. W
jego oczach wyczytała te same pragnienia. Serce waliło jej jak
młotem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]