[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kelly w roli głównej. Tą dzisiejszą Kelly...
- Michael?- szepnęła.
Słyszał, jak cicho wypowiada jego imię, ale nie sie-
dzieli już przy restauracyjnym stoliku. Turlali się po
wielkim łożu, rozgrzani, spoceni, ogarnięci dziką na-
miętnością. Nie zamierzał porzucać tego cudownego
obrazu dla prozaicznej rzeczywistości.
- Hm... - Sięgnął po kawę. - Wybacz... - powiedział
po chwili i zmusił się do uśmiechu.
- Zamyśliłeś się. Mam nadzieję, że myślałeś o czymś
miłym.
- Owszem.
Na jej wargach pojawił się nieśmiały uśmiech. Zu-
pełnie jakby wiedziała, o czym myślał. Michael poczuł
przyspieszone bicie serca i zaczął się zastanawiać, co
właściwie między nimi się dzieje. Jednego dnia Kelly
gotowa jest udusić go za popełnione przed laty błędy, a
następnego posyła mu znaczące spojrzenia.
Ach, do diabła, czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?
Zdecydowanie wolał, kiedy się do niego uśmiechała,
niż kiedy na niego krzyczała.
- Pytałam, jak to jest być w SEAL.
- Aha...-Musiał jak najprędzej zebrać myśli.
S
R
Oddziały specjalne. Jego praca. Najważniejsza rzecz
w życiu.
Spojrzenie Mike'a znów zawisło na jej wargach i
stracił wątek, a doskonałe przemówienie umknęło mu z
pamięci.
- Jest... dobrze.
Kelly roześmiała się. Melodyjny, zmysłowy dzwięk
jeszcze bardziej go oszołomił.
- Może powiedziałbyś coś więcej ?
- Lubię to, co robię... Jestem w tym dobry - dodał po
namyśle.
- Z pewnością.
- Skąd wiesz, że jestem w SEAL?
- Colleen o to zadbała. -Wzruszyła ramionami. - Czy
miałam ochotę słuchać, czy nie.
- Tak?
Znów przechyliła kieliszek, a on znów zawisł spoj-
rzeniem na jej wargach. Nawet pod grozbą kary śmier-
ci z natychmiastowym wykonaniem wyroku nie potra-
fiłby odwrócić wzroku.
- Ale dlaczego akurat SEAL?
Wziął głęboki oddech. Naprawdę musiał się skupić.
Powoli, z oporem jego myśli zaczęły krążyć wokół
pracy. Mike wspomniał marynarkę, swój oddział,
kumpli, którzy stali się jego rodziną.
- Bo są najlepsi - odpowiedział z uśmiechem.
- Bo trzeba się napracować, żeby cię przyjęli. A
kiedy już się jest jednym z nich...
S
R
- Tak?
- Wtedy człowiek należy do czegoś wielkiego, cze-
goś, co trudno nawet sobie wyobrazić... - Urwał, stara-
jąc się na próżno znalezć odpowiednie słowa na opisa-
nie tego, co czuł, stając się jednym z komandosów
SEAL. - To tradycja. Zaszczyt. Szacunek. Współpraca
z towarzyszami broni.
Patrzyła mu prosto w twarz. W jej oczach dostrzegł
błysk zrozumienia. Był za to wdzięczny. Zdawał sobie
sprawę, że marynarka wojenna zawsze będzie między
nimi kością niezgody. To dla niej porzucił Kelly, ale
wciąż wierzył, że to było właściwe rozwiązanie. Dla
nich obojga.
Zajrzał jej w oczy. Ich roziskrzone spojrzenia wciąż
nawiedzały go w snach i na jawie. Wydawało się, że
zielone głębie skrywają myśli tuż pod powierzchnią.
Wystarczy tylko zanurzyć się, by odkryć nieziemskie
cuda. Jednak żeby to zrobić, musiał najpierw przegnać
duchy przeszłości.
Wyczuwając jej łagodny nastrój, postanowił zary-
zykować.
- Wstąpiłem do marynarki, bo chciałem...
- Uciech - W jej oczach mignął gniew zmieszany z
bólem.
Chwycił jej dłoń i przytrzymał, bojąc się, że zaraz ją
cofnie. Musiał sprawić, by zrozumiała, że nie uciekał
od niej, lecz raczej biegł ku czemuś.
S
R
- Nie - zaprzeczył z ogniem.  Szukałem jakiegoś
celu w życiu. Byliśmy tacy młodzi, Kel... - Potrząsnął
głową. - Ja... nie wiedziałem, co powinienem zrobić ze
swoim życiem. Nie miałem przecież nic oprócz miło-
ści.
Drgnęła, jakby ją uderzył, ale szybko się pozbierała.
- A to było za mało? - spytała ze smutkiem.
Był pewien, że jego odpowiedz zrani ją bardzo, ale
przecież musiał wygnać zjawy przeszłości. Nie wie-
dział, czy postępuje słusznie, ale czuł, że już dawno
należało wypowiedzieć bolesne słowa.
- Tak, Kelly. Za mało.
Chciała wyrwać dłoń, ale ją przytrzymał. Wypro-
stowała plecy i wojowniczo uniosła do góry brodę.
Kelly O Shea szykowała się do kłótni. Do diabła, po-
myślał Mike, za tym też tęskniłem. A skoro już zaczął,
musiał dokończyć.
- Kochałem cię, Kelly. Zawsze. Już od pierwszej
chwili, gdy cię ujrzałem. - Widział, jak rozluzniła za-
ciśnięte wargi. Zanim zamrugała, wydało mu się, że
dostrzega łzy w jej oczach. -Ale to nie wystarczało.
Ani tobie, ani mnie. Do diabła! Nie miałem nawet
uczciwej pracy.
Pomagał wtedy w warsztacie samochodowym kolegi
i zastanawiał się, czym powinien zająć się w życiu, gdy
dorośnie.
- Mogło nam się udać - szepnęła.
S
R
- Może... - Wiele razy zastanawiał się, czy trudne
chwile, które ich z pewnością czekały, pogłębiłyby
miłość, czy, co bardziej prawdopodobne, zmusiły do
rozstania. -Ale musielibyśmy zrezygnować ze swoich
marzeń.
- Ja marzyłam tylko o tobie - wytknęła z goryczą.
- Nieprawda! Chciałaś iść na studia - przypomniał
gorączkowo. - Chciałaś pomagać dzieciom. To było
wspaniałe marzenie i szczytny cel.
- Właśnie go realizuję.
- Tak, ale gdybyśmy się wtedy pobrali, nie dałabyś
rady.
Roześmiała się krótkim, nieprzyjemnym śmiechem.
- Rozumiem... Co za wspaniałomyślność! Rzuciłeś
mnie dla mojego dobra - syknęła.
- Nie rzuciłem cię.
- Nie ?To czym, twoim zdaniem, było wstąpienie do
wojska i
- Próbą zbudowania sobie sensownej przyszłości.
- Sobie? Nie nam?
Ciężko było mu wyznać to, co zrozumiał dopiero po
wielu latach od opuszczenia rodzinnego miasta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl