[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ześlizgnął się z maski samochodu.
Kiedy stanął na ziemi, lekko się zachwiał, ale wyłowił kluczyki z kieszeni kurtki.
- Assso - lutnie - wybełkotał. - Tyko... Powiedz mi, gdzie mieszz - asz. - wymierzył
kluczykiem w zamek drzwi samochodu i trafił w okno.
Megan uniosła brwi i spojrzała na Evana, a on odpowiedział rozbawionym spojrzeniem.
Najwyrazniej trochę mu zaimponowała. Megan prawie nie wierzyła, \e się na to zdobyła. Ze
naprawdę mu się stawia. Kto by w ogóle pomyślał, \e to mo\liwe?
Oboje wiedzieli, \e nie jest na tyle głupia, \eby wsiąść do samochodu z Darnellem. To był
tylko blef Pozostawało pytanie, co w tej sytuacji zrobi Evan.
Zwrócił się do Hailey.
- Chyba powinniśmy wracać.
Serce Megan zatrzepotało jak zwycięska flaga na wietrze. Hailey zrzedła mina, ale
dziewczyna szybko się pozbierała. - Jasne. Pójdę po torbę.
- A mo\e... podrzuciłabyś do domu Darnella? - spytał Evan, całując Hailey w usta i
spoglądając na nią z zachwytem.
Wszyscy popatrzyli na zgarbioną sylwetkę Darnella, który obiema rękoma usiłował
wprowadzić kluczyk do zamka. Znów nie trafił.
- Evan...
- Hails, mieszkasz dwa domy od niego - upierał się Evan. - A ktoś musi to zrobić.
Hailey obejrzała się na pozostałych, kiedy kolejny samolot wystartował i zagłuszył wszystkie
dzwięki.
- Dobra, masz rację. - Westchnęła. Podeszła do Darnella i zarzuciła ramię na jego szerokie
plecy. - Nie ta strona samochodu, Di.
- Hę? - wymamrotał Darnell. - Ale ja odwo\ę Megan do domu.
- Zmiana planów. Teraz ja się tobą zajmę - powiedziała Hailey. - No chodz.
Megan patrzyła, jak Hailey delikatnie prowadzi Darnella na siedzenie pasa\era. Evan sięgnął
po kluczyki i otworzył drzwi. Razem usadowili potę\nego chłopaka w samochodzie. Potem
Hailey przesunęła fotel tak, \e Darnell nie musiał wbijać kolan w obudowę. Niewiarygodne.
W tej samej chwili, w której Megan gotowa była uznać, \e ta dziewucha to wcielenie zła, ona
zaczynała się zachowywać jak człowiek.
- Dobra, to do zobaczenia. - Hailey pocałowała Evana i wsiadła za kierownicę.
- Jedz ostro\nie - poprosił Evan i zarobił na uśmiech swojej dziewczyny.
- Cześć, Hailey - zawołała Megan.
Hailey ruszyła bez słowa, zostawiając Megan i Evana na drodze.
- Miła osóbka - mruknęła Megan pod nosem.
Evan zerknął na nią z ukosa i zawrócił do swojego samochodu.
- Chodz. Wracajmy do domu.
- I jak, twoi rodzice nas zabiją? - spytała Megan, patrząc na zegarek: kwadrans po pierwszej. -
Bo moi na pewno by to zrobili.
- Nie martw się. Wszystko jest pod kontrolą - uspokoił ją Evan.
Wyłączył światła, skręcając na spokojną ulicę McGowanów. Zaparkował samochód na
samym skraju podjazdu i zgasił silnik. Rozległo się cykanie setek świerszczy. W domu
świeciła się tylko lampa w salonie.
- Hej - szepnął Evan. - Dobrze się dzisiaj bawiłaś? Megan spojrzała na niego, a serce jej
gwałtownie załomotało.
Lekko nachylony, opierał się o deskę rozdzielczą. Z tak bliska mogła zobaczyć zarost, który
kiełkował mu na brodzie.
- Twoi przyjaciele są fajni.
- Wiedziałem, \e ich polubisz - mruknął, zaglądając jej w oczy tak głęboko, \e nie mogła
oderwać spojrzenia. - A oni polubią ciebie.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
- Naprawdę...?
- No có\, a jak tu cię nie lubić? - powiedział Evan z uśmiechem.
O Bo\e, on zamierzał ją pocałować. Tu, na środku podjazdu. A ona tak bardzo, tak bardzo
tego chciała. Czuła to ka\dą komórką swojego ciała.
Ale on ma dziewczynę. Hailey to mo\e i suka, ale jest kole\anką z dru\yny, i chocia\ taka
okazja jeszcze nigdy wcześniej się nie nadarzyła, Megan nie była dziewczyną, która kradnie
chłopaków innym sprzed nosa, nawet paskudnym przeciwniczkom.
- Dobra, tylko pamiętaj... Megan znieruchomiała.
- ...\eby bardzo cicho zamknąć drzwi - szepnął Evan. Odwrócił się i wysiadł. Z Megan uszło
powietrze. Wysunęła się z samochodu. Bezszelestnie ruszyła za Evanem po podjezdzie i
dokoła domu. Poza świerszczami słyszała tylko własny oddech. W ka\dej sekundzie obawiała
się, \e nagle otworzy się jakieś okno albo rozbłyśnie światło, ale wszędzie panował spokój.
Evan chyba naprawdę wiedział, co robi.
Dotarł do tylnych drzwi i do połowy otworzył zewnętrzną ramę obitą siatką, zatrzymując ją
czubkiem zamszowego buta.
- Lekcja numer jeden - szepnął. - Do tego miejsca nie skrzypi - Megan się uśmiechnęła.
- Jasne.
Wyjął spod słomianki klucz.
- Lekcja druga: korzystanie z tego klucza jest znacznie bardziej ciche ni\ wyciąganie z
kieszeni całego pęku.
Megan wstrzymała oddech, kiedy Evan otwierał drzwi. Z powrotem odło\ył klucz pod
wycieraczkę i skinął głową na znak, \eby Megan poszła przodem. Przez długą chwilę stała
bez ruchu, wpatrując się w wąskie przejście między Evanem a framugą drzwi.
Musiała obrócić się bokiem, \eby przejść. Kiedy się prześlizgiwała do środka, całym ciałem
otarła się o Evana. Noga przy nodze, pierś przy piersi, policzek pochylony tu\ przy jego
nosie... Poczuła gorący oddech Evana na swojej twarzy. Spodziewała się, \e chłopak trochę
się odsunie, \eby zrobić dla niej więcej miejsca, ale ani drgnął.
Megan wreszcie dostała się do holu. Uśmiechnęła się, gdy owiało ją chłodne, świe\e
powietrze kuchni, potęgując łaskoczące ciepło, jakie czuła w całym ciele. Evan odwrócił się
do niej plecami, cicho domykając drzwi, a potem przekręcił klucz. W domu panowała
całkowita cisza.
- Tylne schody - powiedział cicho.
Jego głos przejął ją dreszczem od stóp do głów. Megan ruszyła za nim na palcach. Zatrzymał
sie przy schodach, \eby puścić dziewczynę przodem. Megan postawiła stopę na pierwszym
stopniu i zatrzymała się, zdając sobie sprawę, \e powinna coś powiedzieć. Mo\e nawet zdoła
wymyślić jakieś fajne zdanie na po\egnanie.
Musiała wykorzystać tę szansę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
ześlizgnął się z maski samochodu.
Kiedy stanął na ziemi, lekko się zachwiał, ale wyłowił kluczyki z kieszeni kurtki.
- Assso - lutnie - wybełkotał. - Tyko... Powiedz mi, gdzie mieszz - asz. - wymierzył
kluczykiem w zamek drzwi samochodu i trafił w okno.
Megan uniosła brwi i spojrzała na Evana, a on odpowiedział rozbawionym spojrzeniem.
Najwyrazniej trochę mu zaimponowała. Megan prawie nie wierzyła, \e się na to zdobyła. Ze
naprawdę mu się stawia. Kto by w ogóle pomyślał, \e to mo\liwe?
Oboje wiedzieli, \e nie jest na tyle głupia, \eby wsiąść do samochodu z Darnellem. To był
tylko blef Pozostawało pytanie, co w tej sytuacji zrobi Evan.
Zwrócił się do Hailey.
- Chyba powinniśmy wracać.
Serce Megan zatrzepotało jak zwycięska flaga na wietrze. Hailey zrzedła mina, ale
dziewczyna szybko się pozbierała. - Jasne. Pójdę po torbę.
- A mo\e... podrzuciłabyś do domu Darnella? - spytał Evan, całując Hailey w usta i
spoglądając na nią z zachwytem.
Wszyscy popatrzyli na zgarbioną sylwetkę Darnella, który obiema rękoma usiłował
wprowadzić kluczyk do zamka. Znów nie trafił.
- Evan...
- Hails, mieszkasz dwa domy od niego - upierał się Evan. - A ktoś musi to zrobić.
Hailey obejrzała się na pozostałych, kiedy kolejny samolot wystartował i zagłuszył wszystkie
dzwięki.
- Dobra, masz rację. - Westchnęła. Podeszła do Darnella i zarzuciła ramię na jego szerokie
plecy. - Nie ta strona samochodu, Di.
- Hę? - wymamrotał Darnell. - Ale ja odwo\ę Megan do domu.
- Zmiana planów. Teraz ja się tobą zajmę - powiedziała Hailey. - No chodz.
Megan patrzyła, jak Hailey delikatnie prowadzi Darnella na siedzenie pasa\era. Evan sięgnął
po kluczyki i otworzył drzwi. Razem usadowili potę\nego chłopaka w samochodzie. Potem
Hailey przesunęła fotel tak, \e Darnell nie musiał wbijać kolan w obudowę. Niewiarygodne.
W tej samej chwili, w której Megan gotowa była uznać, \e ta dziewucha to wcielenie zła, ona
zaczynała się zachowywać jak człowiek.
- Dobra, to do zobaczenia. - Hailey pocałowała Evana i wsiadła za kierownicę.
- Jedz ostro\nie - poprosił Evan i zarobił na uśmiech swojej dziewczyny.
- Cześć, Hailey - zawołała Megan.
Hailey ruszyła bez słowa, zostawiając Megan i Evana na drodze.
- Miła osóbka - mruknęła Megan pod nosem.
Evan zerknął na nią z ukosa i zawrócił do swojego samochodu.
- Chodz. Wracajmy do domu.
- I jak, twoi rodzice nas zabiją? - spytała Megan, patrząc na zegarek: kwadrans po pierwszej. -
Bo moi na pewno by to zrobili.
- Nie martw się. Wszystko jest pod kontrolą - uspokoił ją Evan.
Wyłączył światła, skręcając na spokojną ulicę McGowanów. Zaparkował samochód na
samym skraju podjazdu i zgasił silnik. Rozległo się cykanie setek świerszczy. W domu
świeciła się tylko lampa w salonie.
- Hej - szepnął Evan. - Dobrze się dzisiaj bawiłaś? Megan spojrzała na niego, a serce jej
gwałtownie załomotało.
Lekko nachylony, opierał się o deskę rozdzielczą. Z tak bliska mogła zobaczyć zarost, który
kiełkował mu na brodzie.
- Twoi przyjaciele są fajni.
- Wiedziałem, \e ich polubisz - mruknął, zaglądając jej w oczy tak głęboko, \e nie mogła
oderwać spojrzenia. - A oni polubią ciebie.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
- Naprawdę...?
- No có\, a jak tu cię nie lubić? - powiedział Evan z uśmiechem.
O Bo\e, on zamierzał ją pocałować. Tu, na środku podjazdu. A ona tak bardzo, tak bardzo
tego chciała. Czuła to ka\dą komórką swojego ciała.
Ale on ma dziewczynę. Hailey to mo\e i suka, ale jest kole\anką z dru\yny, i chocia\ taka
okazja jeszcze nigdy wcześniej się nie nadarzyła, Megan nie była dziewczyną, która kradnie
chłopaków innym sprzed nosa, nawet paskudnym przeciwniczkom.
- Dobra, tylko pamiętaj... Megan znieruchomiała.
- ...\eby bardzo cicho zamknąć drzwi - szepnął Evan. Odwrócił się i wysiadł. Z Megan uszło
powietrze. Wysunęła się z samochodu. Bezszelestnie ruszyła za Evanem po podjezdzie i
dokoła domu. Poza świerszczami słyszała tylko własny oddech. W ka\dej sekundzie obawiała
się, \e nagle otworzy się jakieś okno albo rozbłyśnie światło, ale wszędzie panował spokój.
Evan chyba naprawdę wiedział, co robi.
Dotarł do tylnych drzwi i do połowy otworzył zewnętrzną ramę obitą siatką, zatrzymując ją
czubkiem zamszowego buta.
- Lekcja numer jeden - szepnął. - Do tego miejsca nie skrzypi - Megan się uśmiechnęła.
- Jasne.
Wyjął spod słomianki klucz.
- Lekcja druga: korzystanie z tego klucza jest znacznie bardziej ciche ni\ wyciąganie z
kieszeni całego pęku.
Megan wstrzymała oddech, kiedy Evan otwierał drzwi. Z powrotem odło\ył klucz pod
wycieraczkę i skinął głową na znak, \eby Megan poszła przodem. Przez długą chwilę stała
bez ruchu, wpatrując się w wąskie przejście między Evanem a framugą drzwi.
Musiała obrócić się bokiem, \eby przejść. Kiedy się prześlizgiwała do środka, całym ciałem
otarła się o Evana. Noga przy nodze, pierś przy piersi, policzek pochylony tu\ przy jego
nosie... Poczuła gorący oddech Evana na swojej twarzy. Spodziewała się, \e chłopak trochę
się odsunie, \eby zrobić dla niej więcej miejsca, ale ani drgnął.
Megan wreszcie dostała się do holu. Uśmiechnęła się, gdy owiało ją chłodne, świe\e
powietrze kuchni, potęgując łaskoczące ciepło, jakie czuła w całym ciele. Evan odwrócił się
do niej plecami, cicho domykając drzwi, a potem przekręcił klucz. W domu panowała
całkowita cisza.
- Tylne schody - powiedział cicho.
Jego głos przejął ją dreszczem od stóp do głów. Megan ruszyła za nim na palcach. Zatrzymał
sie przy schodach, \eby puścić dziewczynę przodem. Megan postawiła stopę na pierwszym
stopniu i zatrzymała się, zdając sobie sprawę, \e powinna coś powiedzieć. Mo\e nawet zdoła
wymyślić jakieś fajne zdanie na po\egnanie.
Musiała wykorzystać tę szansę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]