[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dobił. Nasze ścieżki już się prawie nie krzyżują.
 Nie stało się nic strasznego?
 Właśnie o to chodzi. Nic się nie stało. Nic się nie działo. Nic się nie miało wydarzyć.
Byłam jak odrętwiała. I zaczęłam myśleć, że to nie jest takie złe. To zaczął być całkiem
normalny stan.
Anne zebrała na kupkę strzępki serwetki.
 Tempe, życie jest za krótkie. Nie chcę, żeby na moim nagrobku widniał napis  Tu
spoczywa kobieta, która sprzedawała domy .
 Czy to nie trochę za wcześnie?
Anne wzięła strzępki w dłoń i powoli wysypała je na podłogę.
 Przez ponad połowę życia starałam się być idealną żoną. Rezultatem jest głębokie
rozczarowanie. Zostawić to i odejść. To moja nowa filozofia.
 Myślałaś o terapii małżeńskiej?
 Po moim trupie.
 Wiesz, że Tom cię kocha.
 Czyżby?
 W życiu spotykamy tak niewielu ludzi, którym naprawdę na nas zależy.
 Masz absolutną rację, kochanie  Anne osuszyła czwarty kieliszek wina szybkim,
nerwowym ruchem i odstawiła go na poszarpaną serwetkę.  I właśnie oni ranią nas
najbardziej.
 Anne  zmusiłam ją, żeby spojrzała mi w oczy. Jej tęczówki miały głęboki, mroczny
odcień zieleni, w zrenicach jarzył się alkoholowy blask.  Jesteś pewna?
Anne zacisnęła pięści i oparła na nich czoło. Potem z wahaniem uniosła głowę.
 Nie.
Nieszczęście w jej głosie ścisnęło mnie za serce.
Podczas kolacji wiatr wył jak oszalały, a temperatura spadała. Półkilometrowy spacer do
domu równie dobrze mógłby się odbywać na biegunie północnym.
Podmuchy ciągnęły w górę Ste-Catherine, szarpiąc nasze ubrania i ciskając w twarze
kłujące igiełki lodu. Anne i ja biegłyśmy pochylone jak żołnierze do schronu.
Wypadając zza rogu przecznicy, przy drzwiach swojego budynku zauważyłam dziwnie
ukształtowaną zaspę. Chociaż wzrok miałam zamazany łzami, coś tu wyglądało mocno nie
tak.
Kiedy pomrugałam, żeby wyostrzyć wzrok, zaspa urosła i zmieniła kształt.
Zatrzymałam się i zmarszczyłam brwi. Czy to możliwe?
Zaspa wyciągnęła się, a potem zwinęła.
Co tu się do diabła dzieje?
Przecięłam ulicę i wbiegłam na zewnętrzne schody.
 Ptasiek!
Mój kot uniósł lekko głowę i spojrzał w górę. Gdy mnie zobaczył, wystrzelił do przodu,
jakby był pozbawiony kości. Stęknęłam, gdy jak pocisk wylądował na mojej piersi.
Ptasiek wspiął się w górę, położył mi głowę na ramieniu i wpasował brzuszek w moją
kurtkę. Jego futro było mokre. Drżał z zimna albo strachu.
 Co on tu robi?  wiatr porwał pytanie Anne.
 Nie wiem.
 Czy mógł sam się wydostać na zewnątrz?
 Ktoś musiał go wypuścić.
 Jesteś z kimś na tyle blisko, żeby dać mu klucz?
 Nie.
 Więc kto był w środku?
 Nie mam pojęcia.
 No cóż, lepiej się przekonajmy.
Anne zdjęła rękawiczki i wyciągnęła z torebki pojemnik z gazem.
 To jest chyba tutaj nielegalne  powiedziałam.
 To mnie zastrzel  Anne pchnęła drzwi.
Wejście do westybulu było jak przejście z piekła do nieba.
Oddałam Ptaśka Anne, zdjęłam rękawiczki i sięgnęłam do kieszeni po klucze. Spoconymi
rękami otworzyłam drzwi do mieszkania.
W przedsionku panowała grobowa cisza. %7ładnych resztek śniegu ani mokrych śladów na
podłodze. Z łomoczącym sercem przekroczyłam próg i włączyłam światło. Anne ruszyła za
mną. Kinkiety z fałszywego mosiądzu rozjaśniły wewnętrzny korytarzyk. Normalnie
wystarcza niewielkie oświetlenie. Dzisiaj dwie żarówki były przepalone, zostawiając plamy
ciemności pomiędzy wyspami żółtego światła.
Czy żarówki działały, kiedy wychodziłyśmy? Nie mogłam sobie przypomnieć.
Moje mieszkanie było na wprost. Patrząc na nie, stałam jak słup i dygotałam ze strachu.
Pomiędzy otwartymi drzwiami a oknem rozciągała się czarna przestrzeń.
Rozdział 10
Na tej przestrzeni dostrzegałam bezładne cienie i dziwny poblask, jakby światła księżyca
na wodzie.
Spojrzałam przez ramię. Anne stała, jedną ręką przyciskając do siebie kota, z drugą
wzniesioną z gazem w gotowości. Ptasiek przylgnął do jej piersi, obracając głową i lustrując
dom.
Odwróciłam się do drzwi, starając się wyłowić jakieś odgłosy. Szuranie stóp. Kaszel.
Szelest ubrania.
Z tyłu Anne nierówno oddychała. Za drzwiami panowała przerażająca cisza.
Nasza trójka stała w napięciu z szeroko otwartymi oczami, jak obraz czystego strachu.
Bicie serca. %7łycie przesuwające się przed oczami.
Nagle ruszył się Ptasiek. Wyciągnął się i gwałtownym  Rrrrrp odbił się od piersi Anne i
wystrzelił w stronę wejścia do domu. W gwałtownej próbie utrzymania go Anne mogła
jedynie zmienić tor jego lotu.
Aapami uderzył w drzwi, aż rąbnęły o ścianę, po czym popędził do środka, zanim odbiły
się i zatrzasnęły.
Uciekać? Wołać o pomoc? Dzwonić po policję?
Nie toleruję używania telefonów komórkowych w restauracjach. Nie wzięłam swojego.
Psiakrew!
Odwróciłam się do Anne. W przyćmionym świetle jej twarz była niewyrazną białą plamą.
Na migi pokazałam wybieranie numeru na komórce. Anne potrząsnęła głową, unosząc
wyżej pojemnik. Statua Wolności z gazem, ale bez telefonu.
Wymieniłyśmy niezdecydowane spojrzenia. Odezwałam się pierwsza, ledwie szepcząc.
 Czyżby zamek nie chwycił?
 Zamknęłam go porządnie. Ale to twoje cholerne drzwi  wysyczała.  Poza tym, to nie
tłumaczy, skąd Ptasiek wziął się na zewnątrz.
 Gdyby ktoś czekał, żeby nas zabić, drzwi nie byłyby otwarte.
 Zabić?  Anne miała oczy jak spodki.  Dobry Jezu. Czy ty mówisz o jakimś wariacie z
morderczymi skłonnościami, którego wkurzyłaś w pracy?
 Nie o to mi chodzi.  Chodziło mi dokładnie o to.  Mam na myśli jakiegoś
przypadkowego intruza.
Anne wytrzeszczyła oczy.  Zwietnie. Jakiś walnięty gwałciciel.
 Nie w tym rzecz. Zostawienie otwartych drzwi to dość dziwne zachowanie jak na
włamywacza.
 Uroczy dobór słów.
Nawet w sytuacji stresowej sarkazm Anne nie tracił swojej ostrości.
 Jeśli to zwykli włamywacze, nie ogłaszaliby swojej obecności, zostawiając otwarte
drzwi. To nie miałoby sensu, gdyby ktoś był w środku.
Statua Wolności opuściła ramię, ale nic nie powiedziała.
Podkradłam się bliżej i przyłożyłam ucho do drzwi.
Cisza.
Ale wyczułam coś innego.
Ostrożnie przytknęłam dłoń do szpary nad progiem. Ciągnęło z niej zimnym powietrzem.
 Co?  Anne wciąż mówiła syczącym szeptem.
Wyprostowałam się.
 W środku są otwarte drzwi albo okno.
 Czy to znaczy, że Rozpruwacz już poszedł? Czy że przysiadł sobie z butelką Guinnessa
i garotą?
W tej chwili otworzyły się drzwi holu. Obie zesztywniałyśmy.
Głosy. Męskie.
Anne uniosła pojemnik z gazem.
Kroki ucichły w skrzydle naprzeciwko mojego. Drzwi się otwarły i zamknęły.
Cisza.
Potem kolejne kroki. W naszym kierunku!
Popchnęłam Anne na klatkę schodową równoległą do moich drzwi. Przyczaiłyśmy się po
bokach.
Wejście do mojego korytarza wypełniła jakaś postać z czapką nisko na czole. Razem z
szalikiem zasłaniała jej twarz. Można było rozpoznać tylko zarys sylwetki. Wysoka.
Szczupła.
Postać się zawahała, potem zdjęła czapkę i zrobiła krok w naszym kierunku.
Palce Anne zbielały na puszce gazu.
Postać weszła w światło kinkietu. Piaskowe włosy. Lotnicza kurtka.
Ulga niemal ścięła mnie z nóg. Razem z zakłopotaniem. Do tego doszły uczucia, które
były dla mnie dość niejasne.
Zrobiłam do Anne uspokajający gest i wyszłam z klatki.
 Co ty tutaj robisz?  wyszeptałam, dzięki adrenalinie ostro.
Uśmiech Ryana nieco przygasł, ale nie zniknął.  Przyszedłem po jakiś znak uczucia, a tu
takie powitanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • lude("menu4/2.php") ?>