[ Pobierz całość w formacie PDF ]
projektowanym przyjęciu, i krzywiąc się boleśnie pod
wpływem doznanej przykrości, gdy zmarszczył brwi, nie
bardzo chcąc słuchać jej dalszych wyjaśnień.
- Czy chcesz tam iść? - zapytał.
Potrząsnęła głową, w jej oczach było błaganie, na które
nie mógł nie zareagować. Popatrzył łagodnie na jej rozchylone
wargi i dodał cicho: - Nie mogę powiedzieć, że podoba mi się,
że chodzisz na tego typu przyjęcia jak te organizowane przez
Shirley, ale zabiorę cię tam, jeżeli masz na to ochotę.
Wolałabym raczej wrócić tu z tobą.
Jego ciało stężało w napięciu, odwrócił wzrok, nie chcąc
patrzeć na widoczną w jej oczach tęsknotę. - Dlaczego nie
chcesz iść na to przyjęcie? Może być bardzo zabawnie.
- Brent, chciałabym zostać z tobą sama.
Usłyszał w jej głosie rozczarowanie i przytulił ją do piersi.
- Spędzamy razem tak dużo czasu. Nie stanie się nic złego,
jeżeli parę godzin pobawimy się z przyjaciółmi. Chyba, że
boisz się, że Shirley oszaleje na moim punkcie, co, kochanie?
Czyżby znudziła mu się, zastanawiała się, spuściwszy
rzęsy, by ukryć ból, jaki jej sprawił. Z westchnieniem
potrząsnęła smutno głową. - Zaraz do niej zadzwonię -
powiedziała, odsuwając go, by iść do telefonu.
Jak tylko odłożyła słuchawkę, wróciła do Brenta. Stał
obok basenu na szeroko rozstawionych nogach, tak jakby
rzucał wyzwanie jego błękitnej głębi. Uśmiech błyskawicznie
zniknął jej z oczu, gdy zobaczyła wyraz jego twarzy. Skóra na
jego wydatnych kościach policzkowych była nienaturalnie
ściągnięta, a w rysach widoczna była cierpka zaduma.
Ramiona miał opuszczone, jakby dzwigał na swoich barkach
ciężar, który ledwie mógł utrzymać. Potknęła się w pośpiechu,
próbując jak najszybciej znalezć się przy nim, ale jak się
odwrócił w jej stronę, jego szybki, szeroki uśmiech rozproszył
jej obawy.
- Gotowa? - spytał.
Wzięła go za rękę. - Czy możemy wziąć mój samochód?
- To maleństwo? - strofował ją, udając zaszokowanego jej
pomysłem. - Masz sumienie dręczyć moje nogi w takim
małym samochodziku?
- Och, już się tak przecież męczyłeś!
Sama nie mogła pojąć, dlaczego chce jechać swoim
samochodem, a nie luksusową limuzyną wynajętą przez
Brenta. Jej triumph nie miał przecież klimatyzacji, a żar
sierpniowego dnia był jeszcze taki dokuczliwy! Temperatura
w południe przypominała swoją ciepłotą rozpalony piec
hutniczy. Wypożyczony samochód Brenta był chłodny i
lśniący, ale jednocześnie był taki bezosobowy! Nagle
zapragnęła pociechy, jaką może zapewnić znajome otoczenie.
A ten samochód był taki... obcy.
- No dobrze, ale ja prowadzę - zgodził się. - Pomóż mi
tylko przenieść śmieci z bagażnika.
Błyskawicznie przenieśli wszystkie potrzebne na piknik
rzeczy do jej samochodu. Zatrzaskując wieko bagażnika,
Brent zmierzył ją wzrokiem.
- Zakochałem się w prawdziwym samochodowym
chomiku - powiedział z niesmakiem. Nie wiem, jak stare jest
to żelastwo, które przechowujesz tu w bagażniku, ale niektóre
z tych rzeczy wyglądają tak, jakby były zrobione przed twoim
urodzeniem.
- Dobrze - odpowiedziała wesoło. - Udało się nam
schować wszystko do środka, więc na co się skarżysz.
- Założę się, że twój szef nigdy nie widział, co trzymasz
w biurku - powiedział, przytrzymując drzwiczki, kiedy
wsiadała do samochodu. - Wiem, że w twoim szaleństwie
musi być jakaś metoda, lecz wystarczyłoby jedno jego
spojrzenie i padłby zemdlony u twoich stóp.
Zmiejąc się, obszedł samochód. Kiedy koło niej usiadł,
spojrzała na niego. - Jak wiesz, jestem bardzo dobrze
zorganizowana. W tym bagażniku są same niezbędne rzeczy!
Jego twarz skrzywiła się, kiedy przekręcał kluczyk zapłonu.
- Nawet pneumatyczna tratwa ratunkowa?
- A gdybym zgubiła się w lesie i musiała spać na ziemi? -
spytała triumfującym tonem. - Byłby to znakomity materac
dmuchany.
- Ale ty nie masz pompki!
Silnik zaskoczył, a ona zawołała, przekrzykując warkot
silnika: - Dla chcącego nic trudnego! Zauważyła, że Brent
uśmiecha się z rozbawieniem. Kiedy skręcał, jego udo
dotknęło jej. Posłała mu spojrzenie skrzywdzonego
niewiniątka.
- Coś się stało? - spytała uprzejmie.
- Mój Boże, to pudło nie nadaje się dla nikogo, kto ma
powyżej pięciu stóp wzrostu.
- Wiesz, gdzie jest dzwignia. Możesz odsunąć siedzenie,
jeśli chcesz.
- Dziękuję - odpowiedział, rzucając jej wymowne
spojrzenie - to bardzo miło z twojej strony.
- Ja też tak sądzę - odwróciła twarz, aby ukryć
rozbawienie.
Kiedy jechali, Joy przyglądała się mijanej okolicy. Aż
westchnęła z rozkoszy, gdy zobaczyła deltę rzeki Sacramento.
Brent miał rację, pomyślała. Dzień był zbyt piękny, żeby go
spędzać w czterech ścianach. Wiedziała, że to rozległe
wewnętrzne morze miało dla niego specjalne znaczenie i że
właśnie dlatego zabrał ją tutaj, żeby z nią porozmawiać.
Przypominała sobie dawne lata, kiedy byli jeszcze razem i
urządzali pikniki nad ocienionymi przez drzewa brzegami.
Były to szczęśliwe czasy, ale dzień dzisiejszy będzie dla niej
najszczęśliwszym wspomnieniem, pomyślała z determinacją.
Spostrzegła jednak na twarzy Brenta skupienie i powagę, i
ogarnęły ją niedobre przeczucia.
O tej porze roku trawa była już najczęściej spalona na
brązowo przez słońce i wysokie temperatury, ale nad wodą
drzewa rzucały przyjemny cień. Nie mogła się doczekać, aż
Brent zaparkuje i natychmiast wyskoczyła na zewnątrz, żeby
rozejrzeć się dookoła. Miała już dość samochodu i
odrzuciwszy głowę do tyłu, z radością wdychała powiew znad
rzeki.
- Chodz tu, miłośniczko natury - zawołał Brent, kiedy
wyciągnął z bagażnika ciężki kosz z jedzeniem i piciem. -
Bądz łaskawa użyć tych falujących ramion i pomóż mi
rozłożyć to wszystko na ziemi.
Z wymuszonym uśmiechem odebrała od niego stare
składane krzesełko. - Nie mógłbyś znalezć czegoś mniej...
zużytego, na czym moglibyśmy się położyć?
- Będziemy albo stać, albo siedzieć, albo chodzić -
powiedział, mrużąc ostrzegawczy oczy. - Możesz wybrać.
- Nie jesteś zbyt miły!
Wzięli się za jedzenie, ale Joy skoncentrowała się nie na
jedzeniu, ale na siedzącym przed nią mężczyznie. Jego
bliskość kompletnie ją oszołomiła. Czuła, że żuje i przełyka
zupełnie machinalnie. Była pod wrażeniem rysujących się pod
opaloną skórą muskułów, uwydatnionych przez obcisłą
koszulkę bez rękawów. Kiedy Brent w końcu ją zdjął, z
trudem powstrzymała się, by głośno nie krzyknąć.
Gdy już wszystko zjedli, Brent położył się, zadowolony.
Jej spojrzenie przykleiło się do ciemnych kręconych włosów
na jego klatce piersiowej. Jej piersi pamiętały ich miękkość,
zacisnęła zęby, zamknęła oczy i konwulsyjnie otwarła je w [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
projektowanym przyjęciu, i krzywiąc się boleśnie pod
wpływem doznanej przykrości, gdy zmarszczył brwi, nie
bardzo chcąc słuchać jej dalszych wyjaśnień.
- Czy chcesz tam iść? - zapytał.
Potrząsnęła głową, w jej oczach było błaganie, na które
nie mógł nie zareagować. Popatrzył łagodnie na jej rozchylone
wargi i dodał cicho: - Nie mogę powiedzieć, że podoba mi się,
że chodzisz na tego typu przyjęcia jak te organizowane przez
Shirley, ale zabiorę cię tam, jeżeli masz na to ochotę.
Wolałabym raczej wrócić tu z tobą.
Jego ciało stężało w napięciu, odwrócił wzrok, nie chcąc
patrzeć na widoczną w jej oczach tęsknotę. - Dlaczego nie
chcesz iść na to przyjęcie? Może być bardzo zabawnie.
- Brent, chciałabym zostać z tobą sama.
Usłyszał w jej głosie rozczarowanie i przytulił ją do piersi.
- Spędzamy razem tak dużo czasu. Nie stanie się nic złego,
jeżeli parę godzin pobawimy się z przyjaciółmi. Chyba, że
boisz się, że Shirley oszaleje na moim punkcie, co, kochanie?
Czyżby znudziła mu się, zastanawiała się, spuściwszy
rzęsy, by ukryć ból, jaki jej sprawił. Z westchnieniem
potrząsnęła smutno głową. - Zaraz do niej zadzwonię -
powiedziała, odsuwając go, by iść do telefonu.
Jak tylko odłożyła słuchawkę, wróciła do Brenta. Stał
obok basenu na szeroko rozstawionych nogach, tak jakby
rzucał wyzwanie jego błękitnej głębi. Uśmiech błyskawicznie
zniknął jej z oczu, gdy zobaczyła wyraz jego twarzy. Skóra na
jego wydatnych kościach policzkowych była nienaturalnie
ściągnięta, a w rysach widoczna była cierpka zaduma.
Ramiona miał opuszczone, jakby dzwigał na swoich barkach
ciężar, który ledwie mógł utrzymać. Potknęła się w pośpiechu,
próbując jak najszybciej znalezć się przy nim, ale jak się
odwrócił w jej stronę, jego szybki, szeroki uśmiech rozproszył
jej obawy.
- Gotowa? - spytał.
Wzięła go za rękę. - Czy możemy wziąć mój samochód?
- To maleństwo? - strofował ją, udając zaszokowanego jej
pomysłem. - Masz sumienie dręczyć moje nogi w takim
małym samochodziku?
- Och, już się tak przecież męczyłeś!
Sama nie mogła pojąć, dlaczego chce jechać swoim
samochodem, a nie luksusową limuzyną wynajętą przez
Brenta. Jej triumph nie miał przecież klimatyzacji, a żar
sierpniowego dnia był jeszcze taki dokuczliwy! Temperatura
w południe przypominała swoją ciepłotą rozpalony piec
hutniczy. Wypożyczony samochód Brenta był chłodny i
lśniący, ale jednocześnie był taki bezosobowy! Nagle
zapragnęła pociechy, jaką może zapewnić znajome otoczenie.
A ten samochód był taki... obcy.
- No dobrze, ale ja prowadzę - zgodził się. - Pomóż mi
tylko przenieść śmieci z bagażnika.
Błyskawicznie przenieśli wszystkie potrzebne na piknik
rzeczy do jej samochodu. Zatrzaskując wieko bagażnika,
Brent zmierzył ją wzrokiem.
- Zakochałem się w prawdziwym samochodowym
chomiku - powiedział z niesmakiem. Nie wiem, jak stare jest
to żelastwo, które przechowujesz tu w bagażniku, ale niektóre
z tych rzeczy wyglądają tak, jakby były zrobione przed twoim
urodzeniem.
- Dobrze - odpowiedziała wesoło. - Udało się nam
schować wszystko do środka, więc na co się skarżysz.
- Założę się, że twój szef nigdy nie widział, co trzymasz
w biurku - powiedział, przytrzymując drzwiczki, kiedy
wsiadała do samochodu. - Wiem, że w twoim szaleństwie
musi być jakaś metoda, lecz wystarczyłoby jedno jego
spojrzenie i padłby zemdlony u twoich stóp.
Zmiejąc się, obszedł samochód. Kiedy koło niej usiadł,
spojrzała na niego. - Jak wiesz, jestem bardzo dobrze
zorganizowana. W tym bagażniku są same niezbędne rzeczy!
Jego twarz skrzywiła się, kiedy przekręcał kluczyk zapłonu.
- Nawet pneumatyczna tratwa ratunkowa?
- A gdybym zgubiła się w lesie i musiała spać na ziemi? -
spytała triumfującym tonem. - Byłby to znakomity materac
dmuchany.
- Ale ty nie masz pompki!
Silnik zaskoczył, a ona zawołała, przekrzykując warkot
silnika: - Dla chcącego nic trudnego! Zauważyła, że Brent
uśmiecha się z rozbawieniem. Kiedy skręcał, jego udo
dotknęło jej. Posłała mu spojrzenie skrzywdzonego
niewiniątka.
- Coś się stało? - spytała uprzejmie.
- Mój Boże, to pudło nie nadaje się dla nikogo, kto ma
powyżej pięciu stóp wzrostu.
- Wiesz, gdzie jest dzwignia. Możesz odsunąć siedzenie,
jeśli chcesz.
- Dziękuję - odpowiedział, rzucając jej wymowne
spojrzenie - to bardzo miło z twojej strony.
- Ja też tak sądzę - odwróciła twarz, aby ukryć
rozbawienie.
Kiedy jechali, Joy przyglądała się mijanej okolicy. Aż
westchnęła z rozkoszy, gdy zobaczyła deltę rzeki Sacramento.
Brent miał rację, pomyślała. Dzień był zbyt piękny, żeby go
spędzać w czterech ścianach. Wiedziała, że to rozległe
wewnętrzne morze miało dla niego specjalne znaczenie i że
właśnie dlatego zabrał ją tutaj, żeby z nią porozmawiać.
Przypominała sobie dawne lata, kiedy byli jeszcze razem i
urządzali pikniki nad ocienionymi przez drzewa brzegami.
Były to szczęśliwe czasy, ale dzień dzisiejszy będzie dla niej
najszczęśliwszym wspomnieniem, pomyślała z determinacją.
Spostrzegła jednak na twarzy Brenta skupienie i powagę, i
ogarnęły ją niedobre przeczucia.
O tej porze roku trawa była już najczęściej spalona na
brązowo przez słońce i wysokie temperatury, ale nad wodą
drzewa rzucały przyjemny cień. Nie mogła się doczekać, aż
Brent zaparkuje i natychmiast wyskoczyła na zewnątrz, żeby
rozejrzeć się dookoła. Miała już dość samochodu i
odrzuciwszy głowę do tyłu, z radością wdychała powiew znad
rzeki.
- Chodz tu, miłośniczko natury - zawołał Brent, kiedy
wyciągnął z bagażnika ciężki kosz z jedzeniem i piciem. -
Bądz łaskawa użyć tych falujących ramion i pomóż mi
rozłożyć to wszystko na ziemi.
Z wymuszonym uśmiechem odebrała od niego stare
składane krzesełko. - Nie mógłbyś znalezć czegoś mniej...
zużytego, na czym moglibyśmy się położyć?
- Będziemy albo stać, albo siedzieć, albo chodzić -
powiedział, mrużąc ostrzegawczy oczy. - Możesz wybrać.
- Nie jesteś zbyt miły!
Wzięli się za jedzenie, ale Joy skoncentrowała się nie na
jedzeniu, ale na siedzącym przed nią mężczyznie. Jego
bliskość kompletnie ją oszołomiła. Czuła, że żuje i przełyka
zupełnie machinalnie. Była pod wrażeniem rysujących się pod
opaloną skórą muskułów, uwydatnionych przez obcisłą
koszulkę bez rękawów. Kiedy Brent w końcu ją zdjął, z
trudem powstrzymała się, by głośno nie krzyknąć.
Gdy już wszystko zjedli, Brent położył się, zadowolony.
Jej spojrzenie przykleiło się do ciemnych kręconych włosów
na jego klatce piersiowej. Jej piersi pamiętały ich miękkość,
zacisnęła zęby, zamknęła oczy i konwulsyjnie otwarła je w [ Pobierz całość w formacie PDF ]