[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ta Zachodu. Zagadnienie nowoczesnej kultury europejskiej, w którym nie bra³a dot¹d bezpo-
Sredniego udzia³u, zajêta w³asnymi zagadnieniami narodowymi, czeka³o od niej rozwi¹zania.
Na nie przygotowany szczepionk¹ ochronn¹ organizm polski upad³ bakcyl nowoczesnoSci.
Rozpoczê³a siê walk¹ organizmu z bakcylem, walka o Smieræ lub ¿ycie, pospieszne, gor¹cz-
kowe wytwarzanie w³asnych antytoksyn. Organizm polski przechodzi³ kryzys i miota³ siê w
gor¹czce. Ta gor¹czka wywo³ana w organizmie polskim przez bakcyla nowoczesnoSci, ten
okres walki i bolesnego przetwarzania siê organizmu przejdzie do historii nowoczesnej kul-
tury pod nazw¹ futuryzmu polskiego.
Na zewn¹trz przedstawia³o siê to po prostu jako walka, któr¹ grupa artystów wypowiedzia³a
swemu spo³eczeñstwu.  Spo³eczeñstwo zamknê³o siê w bastionach koScio³Ã³w i redakcji,
sk¹d wylewa³o na partyzantów kub³y brudnej, gryz¹cej wody, krzycza³o na wieczorach po-
etyckich, obrzuca³o jajami i kamieniami. Nikt nie zdawa³ sobie jasno sprawy, w imiê czego
prowadzi siê walka i jakie jest jej w³aSciwe znaczenie. Psychika polska poczu³a siê zagro-
¿on¹ w swoich tradycjonalnych przyzwyczajeniach i na³ogach i broni³a siê z energi¹, jakiej
trudno siê by³o u niej, spodziewaæ.
Pocz¹tkowo opinia, upostaciowana w prasie, usi³owa³a sam proces zbagatelizowaæ, przedsta-
wiæ go po prostu jako  kierunek przeniesiony do nas z zagranicy. Wy³oni³a nawet z siebie
ca³¹ generacjê rybaków, którzy wêdk¹ akademizmu wy³awiali z wzburzonej fali kie³bie ech i
urojonych plagiatów i z triumfem obnosili je przed publicznoSci¹ na dowód, ¿e proces, który
j¹ niepokoi, nie jest bynajmniej jej wewnêtrznym procesem, a jedynie usi³owaniem narzuce-
nia jej jakichS obcych  zagranicznych idei.
PublicznoSæ nie uwierzy³a.
Wtedy opinia zmieni³a metodê. Uderzy³a na alarm. Zaczêto wywo³ywaæ z lasu wilka bolsze-
wizmu i anonimowego mocarstwa. Rozpoczê³y siê represje administracyjne.
Konfiskaty ksi¹¿ek i czasopism, policyjne utrudnianie i zrywanie wieczorów poetyckich, ad-
ministracyjne wydalanie artystów z powiatów - wszystkie te fakta zupe³nie niezrozumia³e dla
artysty zagranicznego i rozsiewaj¹ce wieSæ o  polskim barbarzyñstwie za granic¹ - to tylko
dalsze etapy jednej i tej samej walki.
Pamiêtam jeden z pierwszych naszych wielkich wieczorów w Filharmonii Warszawskiej 9
lutego 1921 r., który zgromadzi³ przesz³o 2000 osób. Ludzie t³oczyli siê w przejSciach i ota-
czali estradê. KtoS z publicznoSci przyniós³ wê¿a, jakaS kobieta przysz³a z ma³p¹. Warszawa
okazywa³a w ten sposób, ¿e siê futuryzuje. CzytaliSmy jakieS wiersze. Ludzie stali na krze-
114
s³ach i krzykiem usi³owali nam przerwaæ. Wiersze by³y z³e, ale publicznoSci zale¿a³o na tym
najmniej. Pamiêtam p. Irenê Solsk¹, artystkê o wyj¹tkowej odwadze i genialnej intuicji, jak
bez echa rzuca³a w salê swoje najpiêkniejsze koncepcje recytatorskie, otoczona wrogim po-
mrukiem ba³wanów.
Innym razem, na wieczorze w Zakopanem, ta sama publicznoSæ chcia³a zlinczowaæ poetê
Aleksandra Wata, czytaj¹cego przed ni¹ swe namopaniki - poematy s³Ã³w wyzwolonych z jarz-
ma treSci logicznej.
DziS, kiedy na wieczorach moich krzyczy siê ju¿ coraz rzadziej (jedynie policja, jako instytu-
cja w za³o¿eniach swych konserwatywna, d³ugo jeszcze zapewne nie potrafi siê wyrzec swych
wypróbowanych metod), kiedy ksi¹¿ki nasze rozchodz¹ siê w coraz wiêkszej iloSci egzem-
plarzy i nawet (!) znajduj¹ ju¿ nak³adców, kiedy dobytek nasz artystyczny staje siê powoli
torb¹, w której maczaj¹ rêce nawet artySci wypieraj¹cy siê gorliwie jakiegokolwiek z nami
stosunku, dziS, kiedy kryzys mo¿na ju¿ uwa¿aæ za za¿egnany, chocia¿ sam proces bynajmniej
siê jeszcze nie skoñczy³, mo¿na spokojnym okiem rzuciæ wstecz na ubieg³e piêciolecie i spo-
rz¹dziæ sumaryczny bilans.
NapisaliSmy du¿o z³ych wierszy, namalowali du¿o z³ych obrazów - historia nam to wybaczy.
By³ to czas dziwny i piêkny, czas, w którym ka¿da strofa by³a pchniêciem, ka¿dy wiersz -
obron¹, czas, gdzie poezje preparowa³o siê jak dynamit, a s³owo stawa³o siê kapsl¹, czas
wiecznej czujnoSci i ustawicznego czuwania, wytê¿ania wzroku i wypatrywania miejsca, w
które najskuteczniej mo¿na by uderzyæ.
I dziS, kiedy z³ych wierszy pisujê ju¿ coraz mniej, z prawdziwym ¿alem ogl¹dam siê wstecz
na te lata gor¹czkowe, pe³ne przeczuæ i s³Ã³w niewypowiedzianych, dziewicze lata kie³kuj¹-
cych wartoSci.
Dla  amatorów jubileuszów - kilka dat.
Zaczyna³o siê to powoli, od czasu do czasu zwiastowane jakimS echem dziwnym i niesamo-
witym, jak grzmot przed burz¹.
Jeszcze niezad³ugo przed wojn¹, w r. 1914, tragiczny zwiastun i Jan Chrzciciel futuryzmu
polskiego, Jerzy Jankowski (autor Tramu wpoprzek ulicy), straszy³ publicznoSæ polsk¹ wier-
szami rozrzuconymi po czasopismach - pierwszy polski futurysta w, znaczeniu w³oskim.
Wiersze zaginê³y bez echa. Ksi¹¿ka przysz³a za póxno. Choroba wyrwa³a go z szeregu szer-
mierzy, zanim zdo³a³ do niego wst¹piæ. I pomimo ¿e Jankowski dzie³em swym na szali ruchu
nie zawa¿y³, pozostanie on na zawsze w literaturze naszej symbolem nowej, odradzaj¹cej siê
psychiki polskiej jako pierwszy zwiastun nowych dni, kiedy
zwyciê¿y³ wodê odblask krwawy
salw karabinów suchy trzask
wywiód³ w Swi¹tyni starej nawy
futuryzmu brzask.
RównoczeSnie z nim w drugiej stolicy Polski - Krakowie wielki Samotny artysta Tytus Czy-
¿ewski, zamkniêty w ustronnej pracowni, wygotowywa³ w tyglu swojej intuicji formy coraz [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl